Śmierć nie pytała o wiek

Gdy stanęli pod „ścianą śmierci”, mieli po 19 lat: Marek Kubliński i Stanisław Sala – skazani przez komunistyczny sąd w Krakowie. Takich młodych ludzi jak oni były wtedy w Polsce tysiące. Setki z nich zginęły.

22.02.2016

Czyta się kilka minut

Protokół wykonania kary śmierci na Marku Kublińskim, 4 października 1950 r. / Fot. IPN
Protokół wykonania kary śmierci na Marku Kublińskim, 4 października 1950 r. / Fot. IPN

Na pożółkłym ze starości grubym papierze gęsto układają się linie nierównych, słabo czytelnych słów. W wyblakłym, zielonym kiedyś tuszu, którym spisano protokoły przesłuchań, niknie życie.

Wyraźne pozostały tylko czerwone podkreślenia fragmentów, które zaprowadziły 19-letniego chłopca pod mur więzienia przy ul. Montelupich w Krakowie. W miejsce, gdzie cegły odłupane były odpryskami od kul, i w którym wcześniej stawało już blisko 200 innych osób.


CZYTAJ CAŁY SPECJALNY DODATEK "ŻOŁNIERZE WYKLĘCI. OPOWIEŚCI NAJMŁODSZYCH"


Marek

Marek Kubliński miał 17 lat, gdy w 1948 r. razem z kolegą z Liceum im. Jana III Sobieskiego w Krakowie, Adamem Sirko, założył konspiracyjne kółko samokształceniowe. Wkrótce dołączyli do nich inni chłopcy – w tym Bohdan Różycki, z którym Kublińskiego miały połączyć szczególnie silna przyjaźń i tragiczny los.

Początkowo chodziło im tylko o to, by móc rozwijać się bez opresji cenzury i gorsetu ideologii komunistycznej. Chłopcy przygotowywali referaty dotyczące historii i doktryn politycznych, omawiali także bieżącą sytuację międzynarodową. Wkrótce jednak kupili powielacz i wydrukowali blisko tysiąc ulotek nawołujących do oporu wobec władz komunistycznych.

Rodzice Kublińskiego i Różyckiego odkryli tę działalność – i skłonili młodzieńców do zniszczenia ulotek oraz sprzedaży powielacza. Przekonywali ich, że podjęta przez nich próba oporu grozi poważnymi konsekwencjami – nieproporcjonalnymi do efektu, jaki mogli osiągnąć za pomocą rozrzucenia druków. Niewątpliwym autorytetem był w tej kwestii dla chłopców ojciec Bohdana: rotmistrz Jan Benedykt Różycki, ps. „Busik”, żołnierz Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie i Armii Krajowej, a zarazem Cichociemny, zrzucony do kraju w 1944 r.

Chłopcy ulegli perswazji ojców. Ale gdy wkrótce później rotmistrz „Busik” znalazł się w komunistycznym więzieniu, postanowili znów działać. Kubliński i Różycki zaczęli gromadzić broń, aby odbić z więzienia ojca Bohdana. A jedną z metod pozyskania broni były akcje, w czasie których rozbrajali milicjantów.

Podczas jednej z nich – przeprowadzonej blisko Wawelu – za chłopcami ruszył pościg. Uciekali Plantami, przez plac Szczepański, ulice św. Tomasza i Sławkowską na Rynek. Tam wywiązała się strzelanina, w której Różycki został ranny w nogę. Chłopcy zdołali wsiąść do taksówki i uciekli pogoni, choć przy samochodzie trafiony został także Kubliński. Kazali się odwieźć na ul. Kazimierza Wielkiego.
Tam Różycki ukrył się w podwórzu – nie był w stanie chodzić, kula strzaskała kość piszczelową i rozerwała mięśnie lewej łydki. Marek pobiegł po pomoc. Ale nie zdołał już wrócić do przyjaciela, gdyż zaalarmowani przez taksówkarza milicjanci i ubecy otoczyli budynek.

Różycki ostrzeliwał się do północy, a ostatnią kulę przeznaczył dla siebie. Dzięki pomocy ojca Marek na krótko ukrył się w Rabce. Został jednak zdradzony i aresztowany. Miał 18 lat, gdy skazano go na śmierć – był czerwiec 1950 r.

W październiku, już po jego dziewiętnastych urodzinach, zamordowano go na dziedzińcu więzienia przy ul. Montelupich w Krakowie.

Staszek

Podobnie jak Kubliński, Stanisław Sala miał także 17 lat – i za sobą już doświadczenia współpracy z niepodległościową partyzantką – kiedy w 1947 r. formował konspiracyjny zastęp harcerski Leśni Ludzie. Do zastępu weszli głównie jego koledzy z gimnazjum w Makowie Podhalańskim.

Wkrótce Sala przekształcił zastęp w podziemną organizację o nazwie Podhalańska Grupa Operacyjna Podziemnego Wojska Polskiego im. Józefa Piłsudskiego, której starał się nadać formę wojskową. Blisko 20 chłopców, którzy podlegali rozkazom Sali, stawiało sobie za cel obronę Polski i wiary katolickiej przed naporem komunizmu. Działali jak „dorosła” konspiracja: przeprowadzali akcje rekwizycyjne, z których finansowali druk ulotek i działalność ideową.

Bezpieka dość szybko ich namierzyła; werbowała informatorów, organizowała obławy. Staszek wpadł 11 kwietnia 1948 r., jednak udało mu się nocą uciec z posterunku milicji. Ścigany, stworzył wówczas regularny oddział partyzancki – i przez kilka miesięcy ukrywał się, prowadząc działalność propagandową i zbrojną.

Po raz kolejny bezpieka złapała go w grudniu 1948 r., tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Po bardzo ciężkim śledztwie został w kwietniu 1949 r. skazany na śmierć. I wkrótce potem zamordowany – miał wówczas 19 lat.

Heniek, Ludwik, Czesiek...

Takich młodych ludzi jak Marek Kubliński i Stanisław Sala, angażujących się w działalność niepodległościową, były wtedy w Polsce tysiące. Setki z nich ginęły w walce albo od strzału w potylicę na dziedzińcach więzień czy w piwnicach UB.

Wojskowy Sąd Rejonowy w Krakowie skazał na śmierć jeszcze kilku innych nastolatków. Ponad pół roku brakowało do osiemnastych urodzin Stanisława Marduły „Capa” z Zakopanego, gdy zabijano go za walkę w szeregach Zgrupowania Partyzanckiego „Błyskawica”, dowodzonego przez Józefa Kurasia „Ognia”. 18 lat miał Czesław Olma „Biegły”, gdy umierał na podwórzu więzienia Montelupich, skazany za działalność w szeregach oddziału NSZ Ludwika Byrskiego „Żbika”. 19 lat zdążył skończyć Henryk Sroga „Zamek” – partyzant z oddziału Franciszka Zawrzykraja „Wichra”. Komunistyczni sędziowie skazali na śmierć także jego starszego brata Jana – obaj zostali zamordowani „na Monte” (jak popularnie zwano krakowskie więzienie).

W aktach sądu można znaleźć znacznie więcej wyroków skazujących ich nieco starszych kolegów: dwudziesto- czy dwudziestoparoletnich mężczyzn. Do podziemia schodzili oni często w wieku lat kilkunastu, zdołali jednak dłużej działać i ukrywać się przed bezpieką. Po dwadzieścia lat mieli więc np. Antoni Mrowiec „Jama”, partyzant oddziału Bunt-Błysk, Stanisław Szajna „Orzeł” z Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowców czy Jan Szeliga „Czapla” ze Zgrupowania Partyzanckiego „Błyskawica”. Dwudziestojedno- czy dwudziestodwulatków zamordowano z wyroków komunistycznych trybunałów w tym regionie Polski kilkunastu.

Sanitariuszka Genowefa

Młodzi ginęli też w walce – co charakterystyczne, często angażując się w działania niepodległościowe całymi rodzinami. Ryszard Skorupka „Orzeł” poszedł do konspiracji w ślad za braćmi Zdzisławem i Tadeuszem, którzy służyli w 1. Pułku Strzelców Podhalańskich AK. W 1945 r. jego bracia byli już w oddziale Feliksa Perekładowskiego „Przyjaciela”, a „Orzeł” był tego oddziału współpracownikiem. Tadeusz zginie z rąk NKWD, Zdzisław będzie ukrywał się na Dolnym Śląsku. Najmłodszy Ryszard trafi natomiast do zgrupowania „Ognia”. Próbując go skłonić do ujawnienia, bezpieka aresztuje w październiku 1946 r. jego rodzinę, w tym 16-letnią siostrę, która na długie miesiące zostanie osadzona w jednej celi m.in. z prostytutkami. Zrozpaczony „Orzeł” odbierze sobie życie – zapewne w nadziei, że jeśli zginie, to komuniści przestaną nękać jego rodzinę. Nadzieja ta była jednak płonna.

Kilkanaście lat miała w czasie wojny Genowefa Kroczek „Lotte”, gdy prowadziła szkolenia pielęgniarskie i prowadziła punkty sanitarne dla konspirujących ludowców, kierując tzw. Zielonym Krzyżem w Limanowskiem. Była lokalną legendą i dobrym duchem, któremu życie i zdrowie zawdzięczały dziesiątki, jeśli nie setki osób.

Gdy miała 22 lata, została zastrzelona przez dawnego kolegę z konspiracji, którego leczyła w czasie wojny – i który w 1945 r. został funkcjonariuszem UB. Gdy kazano jej się zatrzymać na ulicy – nie posłuchała, puszczono więc za nią serię z automatu. Wtedy – jak opisywał badacz limanowskiego ruchu ludowego – „do ranionej w nogę, leżącej na ziemi podszedł pracownik UB Tad[eusz] Lecyń »Czapka« (...) i zapytał, gdzie ukrywa się Teofil Górka »Dywan«. »Lotte« odpowiedziała, że nie wie, ale nawet gdyby wiedziała, nie zdradziłaby. »Czapka« jednym strzałem w głowę z pistoletu pozbawił ją życia”.

Jeszcze mocniejszym przykładem zbiorowej ofiary zaangażowanych w działalność niepodległościową rodzin jest kresowe rodzeństwo Samborskich. Najstarsza siostra Krystyna była żołnierzem AK o pseudonimie „Zuch”. Została ujęta przez Niemców i po brutalnym śledztwie zamordowana, gdy miała 21 lat. Jej bracia też działali w konspiracji: starszy Kajetan w czasie wojny i po niej, młodszy Stanisław już po 1945 r. Kajetan walczył w zgrupowaniu „Ognia”, potem razem z młodszym bratem w oddziale Wiarusy, a później w oddziale Zorza, którym dowodził. Z końcem 1948 r. bracia postanowili przedostać się do wolnego świata.

Podczas walki z czechosłowacką bezpieką zginął liczący 22 lata Kajetan Samborski, ps. „Teściowa”. Lekko ranny 20-letni Stanisław Samborski, ps. „Bratek”, został zatrzymany i przekazany PRL-owskiej bezpiece. Skazano go na śmierć i zamordowano na dziedzińcu więzienia przy ul. Montelupich w lipcu 1949 r.

Zachowali się jak trzeba

Czasem mówi się o walce niepodległościowego podziemia powojennego, że była to „chłopska wojna”. To w jakimś sensie prawda: oddziały zbrojne w większości składały się z chłopców i dziewcząt z polskich wsi. Ale jednocześnie tę walkę toczyli ludzie bardzo młodzi, kilkunastoletni lub liczący niewiele ponad 20 lat. Wielu partyzanckich dowódców nie przekroczyło 25. roku życia.
Dlaczego walczyli? Co sprawiało, że ryzykowali życiem?

Chyba nie ma jednej odpowiedzi. Bardzo wielu z nich nie widziało innej drogi. Chcieli tak jak legendarna dziś, w chwili śmierci 17-letnia Danuta Siedzikówna „Inka”, „zachować się jak trzeba” (to jej słowa; o ich przekazanie babci poprosiła w grypsie wysłanym z więzienia). Bo tak wychowała te najmłodsze pokolenia II Rzeczpospolita: w umiłowaniu do ojczyzny i wolności. W gotowości składania za te wartości ofiary, także najwyższej. Widzieli podobne zachowania u rodziców czy starszego rodzeństwa w czasie wojny, obserwowali je też wśród rówieśników.

Byli i tacy, których do podziemia pchały inne wartości: przyjaźń i solidarność. Walczyli, bo to samo robili ich najbliżsi i przyjaciele, bo nie chcieli „zostawać w tyle”. Z pewnością byli też tacy, dla których idee miały znaczenie mniejsze, a do akcji zbrojnych napędzały ich emocje, a może szansa zaimponowania dziewczynom czy kolegom.

Życiorys każdego z tych młodych ludzi przynosi nieco inne motywacje albo inne ich proporcje. Wydaje się jednak, że wojenny i powojenny opór wobec zniewolenia to przede wszystkim świadectwo wartości wpojonych wcześniej w wolnej Polsce przed 1939 r. Wartości, o których przypomina sobie dziś najmłodsze pokolenie III RP, aktywnie włączając się w uroczystości Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych. ©

Autor jest profesorem Ignatianum, historykiem i politologiem, prorektorem Akademii Ignatianum w Krakowie i pracownikiem Oddziału IPN w Krakowie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2016