Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Czy można irytować się na matkę, która nie chciała uwierzyć w śmierć 17-letniego syna? Jej upór, a następnie protesty przyjaciół ofiary wypadku (na zdjęciu: przed wrocławskim szpitalem) sprawiły, że transplantolodzy nie pobrali organów. Tych organów zabrakło innym potrzebującym. Wiedza medyczna przegrała z emocjami.
Spójrzmy jednak na to wydarzenie z drugiej strony. Wyobraźmy sobie, że stoimy nad ciałem ukochanego dziecka. Że rozpaczliwie czepiamy się choćby cienia szansy. Że chcemy wykorzystać każdą możliwość. Że to, co dla specjalisty jest ewidentnym kresem, dla nas wygląda jak ledwo widoczne, ale jednak, życie. Miłość do dziecka nie musi kierować się logiką, tym bardziej miłość wystawiona na tak ciężką próbę. Dlatego trudno potępiać matkę Kamila, tym trudniej, że mimo jasnej definicji śmierci i prawa do pobrania organów, w takich sytuacjach lekarze zawsze uzależniają swoje działania od zgody obojga rodziców.
Co innego natomiast rytuały, jakie rozegrały się nad ciałem Kamila. Młodość daje sobie prawo do ferowania bezwzględnych wyroków i jak głupie bywa to prawo, mogliśmy przeczytać na facebookowej stronie założonej przez przyjaciół Kamila. Padły tam bezpodstawne oskarżenia pod adresem lekarzy. Co gorsza, przypadek Kamila został bezzasadnie potraktowany przez część młodych ludzi jako dowód na niejasne intencje transplantologów.
Natomiast retoryki prawicowych portali, bezwzględnie głupiej i hałaśliwej, nie da się już wytłumaczyć porywami młodości. Alarmujące nagłówki o próbie morderstwa we wrocławskim szpitalu nie mają nic wspólnego z religijnymi przekonaniami czy sumieniem. Za to wiele – z zimną, wykalkulowaną manipulacją.