Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Z prostego powodu: żadnemu z jego słuchaczy nie przychodziło zapewne do głowy, by kwestionować życie pozagrobowe. Jeśli się o coś w tej sprawie troszczono, to nie o udowadnianie, czy takie życie w ogóle istnieje, lecz o to, jakie ono będzie. U pierwszych chrześcijan kwestia życia po śmierci jawiła się jeszcze bardziej wyraziście. Lada chwila miał przecież przyjść Jezus i nastąpić koniec doczesności: „Pan zstąpi z nieba na hasło i na głos archanioła, i na dźwięk trąby Bożej, a zmarli w Chrystusie powstaną pierwsi. Potem my, żywi i pozostawieni, wraz z nimi będziemy porwani w powietrze, na obłoki naprzeciw Pana, i w ten sposób zawsze będziemy z Panem. Przeto wzajemnie się pocieszajcie tymi słowami”. Skoro tak – rozumowano wtedy – to nie ma sensu przyzwyczajać się do czasu i przestrzeni, które niedługo znikną. Musiało upłynąć sporo czasu, zanim chrześcijanie pogodzili się z faktem dalszego istnienia świata.
Dziś jest inaczej. Wielu z nas nie marzy o wieczności, gdyż samej doczesności ma już powyżej uszu. Żyjemy w czasach, w których gabinety psychologów i szpitale psychiatryczne pękają w szwach, zaś liczba samobójstw rośnie lawinowo. Niepilno nam do nieba – myślą niektórzy – bo i po co wydłużać w nieskończoność tak nudną wegetację? Owszem, sytą i bezpieczną, ale niemiłosiernie ślamazarną. Żyjemy tak, jakbyśmy utracili smak życia. To upośledzenie dotyka również nas, chrześcijan. Niebo nie pojawia się już w naszych rozmowach przy stole. Jak wybrnąć z tej matni?
Coraz częściej słychać, że ratunkiem ma być tzw. nowa ewangelizacja, głoszenie Słowa Bożego w inny niż dotąd, „nowoczesny” sposób. Sądzimy, że jeśli zechcemy poczytać Biblię, posłuchać pięknych kazań i konferencji o Jezusie albo przejść przez formację w jakiejś wspólnocie, poczujemy się lepiej. Jeśli nie, mamy jeszcze do dyspozycji relikwie, święconą wodę, egzorcyzmy i wiele innych sposobów, by niedowiarków nawrócić. Kłopot jednak w tym, że te wszystkie środki to tylko słowa i gesty, które, owszem, mówią nam o tym, że coś istnieje, ale nic więcej. Tymczasem wiadomo, że piękna, dobroci czy pojednania nie da się opisać – można je jedynie przeżyć. Podobnie rzecz się ma z zapachem i smakiem – trzeba je odczuć. Czym innym jest dziennik z podróży, czym innym sama podróż. Podobnie jak głodu nie da się zaspokoić czytaniem książek kucharskich, tak nie sposób „nauczyć się” małżeństwa na kursie przedmałżeńskim. Podobnie jest z życiem zakonnym czy na plebanii. Albo się tym wszystkim żyje – albo nie. Jezus zapytany o to, gdzie mieszka, odpowiedział: „chodź i zobacz”.