Służby na łączu

Brak niezależnego organu kontroli nad działalnością służb specjalnych to jedna z największych porażek ostatniego 25-lecia.

11.01.2016

Czyta się kilka minut

 / Fot. Darek Golik / FORUM
/ Fot. Darek Golik / FORUM

ANNA GOC: Czy mówienie o inwigilacji w kontekście dyskutowanego w Sejmie projektu ustawy o policji to przesada?

ADAM BODNAR: Nie, bo ustawa stwarza zbyt wiele zagrożeń, by mówić, że nie będziemy inwigilowani.

My, czyli kto?

Wszyscy ci, wobec których istnieje podejrzenie, że popełnili jakieś przestępstwo lub przygotowują się do tego, by je popełnić.

Kto będzie decydował o tym, kim są ci „wszyscy”?

Policjanci i funkcjonariusze służb specjalnych. „W celu rozpoznawania, zapobiegania, zwalczania, wykrywania albo uzyskiwania i utrwalania dowodów przestępstw (...)” – będą mogli pozyskiwać nasze dane. To oznacza niezwykle szeroki zakres uprawnienia dla działań policji czy poszczególnych służb.

Na czym ma polegać rozpoznawanie?

Można to rozumieć na zasadzie: przyglądamy się temu, co dzieje się w danej przestrzeni; czy ktoś nie przygotowuje się do popełnienia jakiegoś przestępstwa.

Jakiego?

Ustawa tego nie określa. Służby będą mogły pozyskiwać równie dobrze dane obywateli podejrzewanych o terroryzm, jak i o zamiar podjęcia działań, które np. zagrażają porządkowi państwa. Nawet takie przestępstwa jak znieważenie organów Rzeczypospolitej Polskiej mogą być tym objęte.

Dotąd służby też mogły sprawdzać podejrzanych. Co się zmieni? 

Jeśli chodzi o stosowanie podsłuchu czy kontroli operacyjnej, a więc gdy mamy do czynienia z poważnymi przestępstwami i podejrzeniami stawianymi konkretnym osobom – nie będzie zmiany co do ogólnej zasady. Sąd nadal będzie musiał wydać zgodę, zanim się rozpocznie podsłuchiwanie czy kontrolę operacyjną.

Nowością jest to, że obecny projekt ustawy zakłada pozyskiwanie danych internetowych na tej samej zasadzie, jak sprawdzane są teraz billingi telefoniczne. A więc bez zgody sądu.

Danych internetowych, czyli czego?

To informacje o łączeniu i rozłączaniu się z siecią informatyczną, także zakres każdorazowego korzystania z usługi świadczonej drogą elektroniczną.

Co to znaczy „zakres”? 

To pojęcie dość szerokie, według specjalistów są to „wszystkie logi systemowe”, czyli informacje o wchodzeniu na strony internetowe, wysyłaniu wiadomości, przyjmowaniu plików cookies, wysyłaniu haseł i treści. Problem w tym, że wyrok Trybunału Konstytucyjnego w ogóle nie wymaga zmian w tym zakresie. Poza tym sposób wykonania tego, co jest wymagane wyrokiem, pozostawia wiele wątpliwości.


CZYTAJ TAKŻE:


Posłowie PiS mówią TK, że wykonują wyrok Trybunału. 

Nie robią tego. Zresztą pierwszy projekt, przygotowany w poprzedniej kadencji Sejmu przez senatorów PO, też nie zawierał tego, co – zgodnie z wyrokiem – powinno się w nim znaleźć.

Czyli czego?

Ustawa nie przewiduje np. powołania niezależnego organu kontrolnego, który czuwałby nad działaniami służb. W jego skład mogliby wejść ci, którzy mają największą wiedzę w tym temacie – sędziowie i prokuratorzy w stanie spoczynku, ale także eksperci – np. byli funkcjonariusze służb. Pomysł stworzenia takiego organu pojawił się rok temu, ale szybko przepadł. Nie było woli, by powstał.

Teraz jest?

Teraz nie ma ani woli, ani czasu.

Kto poza sądami okręgowymi, które raz na pół roku będą otrzymywały raporty, będzie kontrolował działania służb?

Sejmowa komisja ds. służb specjalnych, o której trudno powiedzieć, że jest organem niezależnym. Podobnie jak działające w łonie rządu kolegium ds. służb specjalnych. Jeśli chodzi o same sądy, to nie mają one kompetencji kontrolnych jako takich, mogą jedynie weryfikować zgodę na stosowanie podsłuchu czy kontroli operacyjnej. Z kolei sądy okręgowe dowiedzą się na podstawie raportów, że np. w okresie od stycznia do czerwca służby sprawdziły 20 tys. danych internetowych, zobaczą, jakie adresy IP były pod kontrolą i o jakie kwalifikacje prawne chodzi – np. 10 tys. dotyczyło przestępstw znęcania się, 6 tys. – gwałtów itd.

Na czym będzie polegał ten rodzaj kontroli? 

Sąd po przejrzeniu danych będzie mógł wyciągnąć wnioski i – jeśli uzna to za stosowne – przeprowadzić dalszą kontrolę.

Na jakiej zasadzie? 

Tego nie wiadomo, zwłaszcza że liczba informacji sprawdzanych przez służby może być tak duża, że żaden sąd nie będzie w stanie ich realnie przejrzeć. Żaden nie jest też pod względem logistycznym do tego przygotowany. Będziemy mieli do czynienia z kontrolą iluzoryczną, istniejącą tylko na papierze.

Inne państwa też obdarzyły służby takim zaufaniem?

W zasadzie jesteśmy jednym z nielicznych państw europejskich, niemającym niezależnego organu, który kontrolowałby działanie służb specjalnych. Taki organ został powołany np. w Niemczech, to tzw. G10, który sprawuje kompleksową kontrolę nad działaniami służb. We Francji funkcjonuje kilka niezależnych komisji. Jedna bada np. techniki stosowania podsłuchów i kontroli operacyjnej, kolejna zajmuje się zakresem kompetencji służb i ich wykorzystywaniem, jeszcze inna ma nadzór nad kontrolą komunikacji elektronicznej. U nas, w sytuacji nadużyć, obywatel nie będzie miał się do kogo zwrócić. Brak niezależnego organu kontroli nad działalnością służb specjalnych to jedna z największych porażek ostatniego 25-lecia.

Załóżmy, że czyjeś dane internetowe były sprawdzane – jak się okazało – bezpodstawnie. Co wtedy? 

Trudno mówić o bezpodstawności, jeśli mamy zapis o „rozpoznawaniu” i „wykrywaniu przestępstw”, który można rozumieć bardzo szeroko. Wystarczy, że zaistniało podejrzenie, że ktoś może do popełnienia przestępstwa się przygotowywać, podobnie można badać działalność jakiejś grupy, która budzi podejrzenie swoją działalnością.

Kiedy osoba sprawdzana okaże się czysta, dowie się, że była kontrolowana przez służby?

Nie, podobnie, jak teraz nikt nie informuje tych, których billingi są przeglądane. Tyle że w myśl nowej ustawy przedmiotem kontroli będą nie tylko dane internetowe, lecz także dane pocztowe, czyli wysyłane i odbierane przez nas przesyłki. Polskie prawo nie przewiduje jednak procedury zawiadamiania takich osób, nawet po latach i pomimo tego, że Trybunał Konstytucyjny wypowiadał się na temat potrzeby zmiany tych zapisów dwukrotnie. Zawiera to również ostatni wyrok Trybunału, który nie został wykonany.

A jeśli ktoś, powiedzmy, że przez przypadek, jak np. podsłuchiwani kilka lat temu dziennikarze, jednak się dowie o tym, że był kontrolowany – jakie prawa mu przysługują?

Może zawiadomić o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Ma też do dyspozycji pozew o ochronie dóbr osobistych. Będzie musiał jednak wykazać bezprawność podjętych przez służby kontroli, co w praktyce jest bardzo trudne.

Jaką odpowiedzialność ponoszą funkcjonariusze służb, jeśli czyjeś dane wyciekną? 

Dyscyplinarną albo karną. Także odpowiedzialność skarbu państwa, jeśli osoby pokrzywdzone wniosą o odszkodowanie.

Zna Pan przypadki, kiedy funkcjonariusze ponieśli taką odpowiedzialność? 

Jeden: Bogdan Wróblewski z „Gazety Wyborczej” jako jedyny w historii Polski doprowadził sprawę nielegalnego sprawdzania jego billingów telefonicznych do końca. CBA na podstawie prawomocnego wyroku Sądu Apelacyjnego w Warszawie przeprosiło go za naruszenie jego dóbr osobistych.

Operatorzy będą mieli wiedzę, kogo służby sprawdzają? 

W jakimś sensie tak. Przesył danych będzie odbywał się na zasadzie stałego łącza: służby wysyłają zapytanie, operatorzy odpowiedź. Ślad elektroniczny, kto jakie informacje zasysał, zostaje. Na tym właśnie m.in. polega proponowana zmiana – aby stworzyć możliwość zawierania porozumień między policją i służbami a dostawcami usług internetowych. Takie porozumienia już są zawarte z operatorami telekomunikacyjnymi. Dla dostawców internetu to będzie nowość – podobnie jak dla klientów korzystających z ich usług. Warto dodać, że teraz służby mają możliwość pozyskiwania danych internetowych, ale odbywa się to wyłącznie na wniosek i w ramach toczącego się postępowania. To zupełnie inna sytuacja niż ta projektowana ustawą – kiedy upoważnia ona praktycznie do stworzenia stałego łącza pomiędzy policją, służbami a operatorami internetowymi, a do tego nie ma wymogu konkretnego toczącego się postępowania.

Co jeśli sprawdzana jest osoba, którą obowiązuje tajemnica zawodowa, np. adwokat? 

Weryfikowanie chociażby stron internetowych, na które wchodzi adwokat, zagraża interesom jego klientów. To przykład przedstawiciela zawodu, który musi mieć swobodę w swojej pracy i nie może się zastanawiać nad tym, czy ktoś sprawdza, jak przygotowuje się do sprawy, w jaki sposób gromadzi materiał dowodowy, z kim się kontaktuje. A ustawa nie przewiduje gwarancji, które chroniłyby wystarczająco adwokata i jego tajemnicę obrończą. Podobnie jest z dziennikarzami czy lekarzami.

Jak możliwości, które ustawa daje służbom, wpłyną na obóz władzy? 

Trudno powiedzieć, choć przypominam sobie debatę na temat upublicznienia w USA raportu komisji senackiej dotyczącego nadużyć CIA w kontekście programu porwań, przetrzymywań i więzień. Jak się okazało, w którymś momencie senatorowie tej komisji byli podsłuchiwani przez CIA. Nawet w dojrzałych demokracjach bywa tak, że metody dostępne służbom są wykorzystywane w stosunku do polityków, którzy są odpowiedzialni za nadzór nad tymi służbami. Nie wykluczyłbym tego, że jeśli w ramach rządzenia państwem pojawiają się różne grupy, które są bliżej lub dalej ośrodka decyzyjnego, to posiadanie dostępu do tego typu narzędzi na pewno pozwala na kontrolowanie dyscypliny w ramach swojej partii.

Sprawdzanie danych internetowych będzie powszechną praktyką? 

Jeśli wiemy, że rocznie jest sprawdzanych około 2 mln billingów, to dlaczego taka sama liczba nie miałaby dotyczyć danych internetowych. Niestety spodziewałbym się takiej masy sprawdzanych danych tym bardziej, że jest stosunkowo duża prostota ich pozyskiwania. Pytanie, czy te dane będą wykorzystywane tylko do celów prowadzonych postępowań, czy np. do rozbijania grup aktywistycznych. Kilka dni temu Adam Wajrak zamieścił w sieci informację, że kiedy rozpoczęły się protesty w dolinie Rospudy, on i jego koledzy byli regularnie rozpracowywani przez służby. To już się w Polsce działo, więc dlaczego przy rozwoju technologii i braku większej kontroli nie miałoby się powtórzyć. ©℗

ADAM BODNAR (ur. 1977) jest doktorem nauk prawnych, od 2015 r. rzecznikiem praw obywatelskich. W latach 2010-15 był wiceprezesem Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka i redaktorka „Tygodnika Powszechnego”. Doktorantka na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Do 2012 r. dziennikarka krakowskiej redakcji „Gazety Wyborczej”. Laureatka VI edycji Konkursu Stypendialnego im. Ryszarda Kapuścińskiego (… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2016