Śląsk bywa złoty

Będę malował, póki żyję – taką mam z życia uciechę. Ale żal będzie odchodzić. Mówię Bogu: jeszcze nie, bo jeszcze nie namalowałem wszystkiego, jeszcze musisz mi zdradzić trochę tajemnic.

07.08.2012

Czyta się kilka minut

JOANNA SOĆKO: Śląsk z Pana obrazów mieni się wszystkimi kolorami tęczy, a przecież jest podobno czarny i ponury. Chce Pan go podkolorować, żeby nie był taki smętny?

ERWIN SÓWKA: To zupełnie nie tak – Śląsk właśnie jest kolorowy. Przypomina piernik toruński z całym tym kiermaszem ozdób na polewie. A jak zaświeci słońce, to Śląsk bywa złoty. Na Nikiszu często się złoto pokazuje, kiedy słońce ma się już ku zachodowi. Zagląda wtedy w jakieś zakamarki i nieraz coś tam na pomarańcz się zaświeci. Ja się nie boję kolorów, bo ja potrafię je wydobyć.

Ta szarość to patyna czasu. Ja urodziłem się na Giszowcu. Fedrowała tam wtedy tylko kopalnia „Wieczorek” i elektrownia „Jerzy”. Człowiek pamięta, jak z nich sypało, bo węgiel przecież był zanieczyszczony. Piasek z kominów dolatywał aż na Giszowiec, ale najgorzej było na Nikiszu. Leciał na głowę: wystarczyło wyjść z domu, a człowiek już miał całe włosy w piachu. Teraz jest lepiej, są filtry.

Chociaż w Polsce jeszcze pokutuje, że ten Śląsk taki brudny. On co prawda został skażony czernią węgla, ale w tym jest coś szlachetnego. To jest znak pracy – ta czerń jest jak makijaż. Podobnie jak kobieta się maluje – Śląsk tak samo, i to właśnie te brudy są tym makijażem.

Ale przecież Śląsk jest barwny nie tylko w sztuce, ale także w życiu. Przynajmniej w życiu prawdziwych Ślązaków. Bo z dzisiejszą młodzieżą to już różnie bywa... Duch w narodzie ginie coraz bardziej. Ludzie parszywieją.

Pan by chciał tego ducha wskrzesić?

Ja cały czas maluję duszę. Przede wszystkim moją, ale też duszę Śląska. Bo trzeba ludziom dać trochę śląskiej ikry. Śląsk jest w pewnym sensie egzotyczny. Sami Ślązacy są egzotycznymi ludźmi. Kiedyś przynajmniej tak było, tylko nie każdy potrafi to pojąć i zrozumieć. Młodsze pokolenia już mało co wiedzą. Widzę to, jak na Nikiszu robią ten skansen górniczy. Starają się sztucznie to odtworzyć, ale tak się nie da: to musi samo odżyć.

Ja też maluję Nikisz, ale zupełnie inny! Maluję go według swoich potrzeb. I maluję kobiety na Nikiszu, bo się tak pięknie komponują w tej architekturze...

Kobiety komponują się ze śląską architekturą? Skąd to zamiłowanie do łączenia budynków i „gołych bab”, jak to Pan mówi?

Baby mi tam po prostu pasują. Bo Nikisz kojarzy mi się z wnętrzem, kojarzy mi się z mieszkaniem. A wszystkie wnętrza są kobiece. We wszystkich mieszkaniach jest kobiecość: kobieta przyrządza, gotuje... A to, co na zewnątrz, jest męskie.

Ja tak to widzę: szyb – jako dziura – jest żeński, komin jest męski, jest jak fallus. Ale tylko na zewnątrz, a wewnątrz znowu jest żeński. We mnie też jest ta kobiecość.

A co ma Pan na myśli, mówiąc, że Śląsk jest egzotyczny? Co ma wspólnego „śląska ikra” z symbolami alchemicznymi i tymi Hinduskami, które umieszcza Pan na obrazach?

Śląsk jest po prostu piękny! Ja tak tylko udaję, że Hinduski maluję. Ale wszystkie symbole, wszystkie osoby muszę sobie wymyśleć sam. Tak naprawdę, to maluję Polki, ale tak jak ja czuję. Ja je przyozdabiam. Każdy, kto to widzi, mówi, że to egzotyczne i wschodnie. A to nieprawda. To są kobiety, z którymi ja żyję tu. Spotykam je na ulicy, w tramwajach, w autobusie. Żonę spotykam rano przy kawie, opowiadam jej, co mi się śniło...

Wszystkim symbolom sam muszę nadawać znaczenie. Sam muszę szukać, jak wyrazić miłość, jak to, jak tamto. Czasami wydaje mi się, że wszystkie kobiety, które tworzę, mają pewien ładunek emocjonalny, ale są podobne do lalek. Są w jednym typie – nie wiem, czy mogą dawać miłość, czy może mają ją zabierać. Nie wiem, bo podobno kobieta zawsze jest niebezpieczna. Ale wszystkie te, które ja maluję, mają duchowy ładunek, zaczerpnięty, powiedzmy... z kosmosu.

No właśnie, krążą słuchy, że jest Pan kosmitą. Pan odlatuje czasem, panie Sówka?

Oczywiście! (śmiech) Ja zawsze mówiłem, że jak się urodziłem, leżałem na łące i tak anioł mnie znalazł, i przyniósł mnie do matki. To tak się ta moja przygoda na Ziemi zaczęła. Dużo osób mi powtarza, że nie jestem stąd – że jestem nie z tej Ziemi, że jestem, jakby to powiedzieć, upadłym aniołem, który się teraz podnosi powoli do góry i zaczyna poprawiać. Aż w końcu Bozia znowu mnie przytuli i powie: chodź tu, synu, z powrotem, trochę żeś nagrzeszył, trochę żeś się poprawił, to teraz zostaniesz jednym z moich świętych.

A do tego czasu jakąś łączność z kosmosem Pan zachowuje?

Ano pewnie! (śmiech) Tylko o kosmosie myślę! Im bardziej się człowiek starzeje, tym bardziej myśli „tam”. Bo nawet Biblia mówi: nie budujcie tutaj, tylko tam, w niebiosach. Ja to bym wolał budować i tu, i tam, tylko w totka nie umiem wygrać! (śmiech)

Ale tak serio, to człowiek bardziej się powinien otworzyć na kosmos, na naturę, na innych. Człowiek zrobił się strasznie hermetyczny: każdy jest sam sobie i szczelnie się obudowuje; człowiek wymyśla sobie coraz nowsze technologie i traci nad nimi kontrolę. Mieliśmy rządzić maszynami, a tu się okazuje, że to one nami rządzą. Człowiek jest hermetycznie zamknięty, nawet jak leci w kosmos...

Mówił Pan, że sny rano żonie opowiada. Nawiedzają Pana jakieś wizje?

Jeszcze jakie! Ja bym chciał, żeby mi się same baby śniły, a mi się baby nie śnią (śmiech). Tylko sama praca, i to ciężka...

W końcu od małego ciężko Pan pracował...

Od małego! Jako młody karlus bruk woziłem taczką po ulicy. Do kopalni poszedłem dopiero jak miałem osiemnaście lat. Jako elektryk robiłem wcześniej w elektrowni „Jerzy”. Ale co to był ze mnie za elektryk! Szesnaście lat miałem – byłem jeszcze młodociany. Musiałem latać po prąd... Starsi dawali mi wiadro i mówili: „Mosz, przynieś mi sam sztormu...” (śmiech). Potem poszedłem do przygotowawczego. Był tam taki dekorator, pomagałem mu robić różne rzeczy. Razem robiliśmy ozdoby: komunistyczne symbole, partyjne hasła... Wieszaliśmy zdjęcia, odlewaliśmy z gipsu leniny, staliny...

To była Pana pierwsza artystyczna praca?

Ja już wcześniej starałem się malować. Ale bab się wstydziłem przed rodziną, gdzieś tam ukradkiem próbowałem... żeby mama nie widziała.

Pan pobierał jakąś edukację malarską?

Chodziłem kiedyś na lekcje do domu kultury przy Francuskiej. Uczyliśmy się tam rysunku, leniny malowaliśmy. Robiliśmy studium Lenina tak długo, że mogłem go już z pamięci narysować nawet po ciemku, w nocy. Podobnie Stalina. Ale krótko tam chodziłem, chyba przez rok, potem to rozwiązano.

Jak trafił Pan do malarzy z Grupy Janowskiej? Musiało to być wcześnie, jest Pan w końcu dużo młodszy od reszty.

Siedemnaście lat miałem. Ojciec pracował z Ewaldem Gawlikiem, jednym z założycieli, i tak się zgadali: ojciec mówił, że synek maluje, a Gawlik powiedział, żebym przyszedł. No i założyliśmy klub plastyków amatorów przy kopalni „Wieczorek”. Nie nazywało się to tak jak teraz, czyli „Grupa Janowska”. Potem dopiero ktoś tak to ochrzcił.

Obrazy każdy malował sam w domu i przynosił je do oceny. Krytykowali mnie w pierony, tym bardziej że byłem jeszcze młody.

A co im się nie podobało?

Byle co, żeby tylko na złość zrobić. Jedynie Gawlik nie chciał mnie peszyć. Mówił, że mam talent, że będzie ze mnie artysta, bo ja robię swoje. Ale podśmiewaliśmy się jeden z drugiego. To było zresztą środowisko górnicze, hutnicze – gorzoła była tania, to się gazu dawało... Taka bohema artystyczna, było wesoło. Fajne chłopy w gruncie rzeczy, tylko bab jak na lekarstwo. Ja je co prawda malowałem, ale żadnej nagrody mi za to nie dali, bo mieli mnie za głupiego. Miałem malować kombajny, osiągnięcia socjalizmu, huty, a tu takie rzeczy...

Od początku malował Pan Śląsk i gołe baby?

W sumie tak. Ale do końca nigdy nie uwierzyłem, że umiem malować. Nigdy nie jestem w pełni zadowolony z tego, co robię. Często podoba mi się to, co namaluję, ale czasem nagle przestaję to lubić i muszę gdzieś to schować. A potem wracam do tego po latach i myślę sobie: „to jest dobre, jak to dobrze, że nie wyrzuciłem”!

Widzę też, że moje starsze prace są inne, że moje malarstwo rośnie razem ze mną, staje się doszlifowane. Bardziej udaje mi się teraz realizm mistyczny, poetycki. Wykorzystuję przyrodę, naturę, otoczenie i umiejscawiam w tym człowieka. Bo moje malarstwo jest poświęcone człowiekowi: i mężczyźnie, i kobiecie. Na tym świecie jest zresztą tylko chłop i baba. Jak Adam i Ewa.

Malowałem kiedyś Adama i Ewę, żeby namalować raj utracony. Choć może ten raj jeszcze nie jest tak całkowicie stracony? Może go trzeba po prostu odnowić...

Są jeszcze piękne zakątki przyrody, w których czuć oddech Boga i bożą duszę. Można się w nich zatopić. Poszukuję tego. Mam w sobie ideę przyrody mistycznej, która tkwi w mojej wyobraźni i jest pozostałością po poprzednim życiu. Mam potrzebę jej odczuwania i dociekania tego, skąd się wziąłem, co tam było, jak tam było... Chcę to wszystko poznać. Nawiedzają mnie często takie myśli... powiedzmy, transcendentalne, idące w kierunku Boga, kosmosu, wszechświata. Bardzo mnie to interesuje.

Myśli Pan, że miał kiedyś inne życie?

Każdy miał jakieś poprzednie życie. Bo narodziliśmy się z tej małej cząsteczki, którą jest dusza. Zostaliśmy jak ziarno posiani, i z miłości matki i ojca powstała na przykład taka gadzina jak ja (śmiech).

Namalowałem obraz Kriszny, bo mnie ten bóg ciekawi, chcę mu poświęcić trochę uwagi. Namalowałem też obraz awatara. Interesuje mnie to, co te kultury mają do powiedzenia o Bogu i człowieku.

Pana obrazy są religijne?

Oczywiście. Ja na przykład kobiecie nadaję świętość. Nie pokazuję kobiet w sposób bezbożny.

Przyjmuję wszystko, co służy Bogu. Mam swoją religię – taką na własny użytek, ona uspakaja mnie wewnętrznie. Niczego nie chcę w religii krytykować, niczemu nie chcę się sprzeciwiać.

Ostatnio byłem w Egipcie i obserwowałem, jak te muzułmanki są pozakrywane... Zainspirowało mnie to. Namalowałem taką Barbarę – gołą, ale w czarnej chuście na głowie, wygląda trochę jak kat, tylko oczy widać. Jest w czarnych majtkach i złotym pasie. Z szablą... To po tym Egipcie mi w wyobraźni zostało.

Jeszcze jeden obraz świętej Barbary chciałbym namalować. Taki, co pokazuje, jak górnicy z kurków lali kiedyś kawę do baniaków. Przyszedł mi do głowy taki pomysł, żeby pokazać Barbarę, która stoi z odsłoniętą szatą, a tu, nisko, wychodzi z niej ten kurek z kawą. Nie chcę, żeby to było bezbożne, tylko humorystyczne, ale i poważne. No bo z tej świętej Barbary leci dla górników coś ożywiającego.

Dużo obrazów ma Pan jeszcze do namalowania?

Będę malował, póki żyję – taką mam z życia uciechę. Ale żal będzie odchodzić. Mówię Bogu: jeszcze nie, bo jeszcze nie namalowałem wszystkiego, jeszcze musisz mi zdradzić trochę tajemnic, a ja muszę je namalować, muszę je opisać malarskim językiem. Może to kiedyś w muzeum powieszą i ktoś się zastanowi, patrząc na to, co to ten Erwin za dziędzioły wymalował. 


ERWIN SÓWKA (ur. 1936) jest ostatnim żyjącym malarzem z Grupy Janowskiej i zarazem najsłynniejszym współczesnym twórcą nieprofesjonalnym w Polsce. Z zawodu górnik, opowiada, że pełnię wolności poczuł, dopiero przechodząc na emeryturę, kiedy mógł swobodnie malować. W jego twórczości na tle Nikiszowca, ogródków działkowych i bloków z wielkiej płyty rozgrywa się misterium, w którym główną rolę odgrywa kobiecość, symbolizowana zarówno przez biblijną Ewę, patronkę górników św. Barbarę, jak i wschodnie boginie Isztar, Najmu, Hathor, Asztoret i Kali. Malarz zdobył duże uznanie międzynarodowe.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2012

Artykuł pochodzi z dodatku „Śląsk jak malowany