Skrywany przez lata dramat

Paweł Urbanik: - "4 miesiące..." to nie pierwszy głośny film rumuński, którego tłem jest komunistyczna przeszłość. Czy Pan również rozlicza się z historią?

09.10.2007

Czyta się kilka minut

Cristian Mungiu: - Z pewnością nie było to moim celem. Traktuję tę opowieść bardzo osobiście. Chciałem nakręcić film o swojej młodości, który docierałby do całego mojego pokolenia. Nie zamierzałem ograniczać się do problemu komunizmu, aborcji i władzy Ceauşescu. Rozumiem jednak, że można go tak odbierać, choć dla mnie to zbytnie uproszczenie.

Kiedyś wspominaliśmy ze znajomymi czasy naszych studiów i okazało się, że chcieliby obejrzeć film o sobie sprzed 20 lat. To była iskra. Później zastanawiałem się, jaka historia odpowiadałaby nam najlepiej, i przypomniałem sobie prawdziwą opowieść, którą usłyszałem od bliskiej mi osoby 15 lat temu. Odkryłem w niej wielki potencjał, miała w sobie tyle stłumionych emocji, że uznałem ją za najlepszą charakterystykę mojego pokolenia.

- W jednym z wywiadów powiedział Pan, że urodził się tylko dlatego, że istniał wtedy zakaz usuwania ciąży. To bardzo tragiczne wyznanie.

- Ale taka jest prawda. Urodziłem się w 1968 r., dwa lata po wprowadzeniu zakazu. To był okres wielkiego boomu niemowląt. Rodzice nie ukrywali przed nami, że byliśmy niezaplanowani i przypadkowo znaleźliśmy się na świecie. Skutki tej przypadkowości dawały się we znaki przez wiele lat. Kiedy rocznik starszej ode mnie o cztery lata siostry liczył w sumie około 30 uczniów, mój dzielił się na klasy od A do G, każda po 40 osób. W mojej było czterech Cristianów. To wszystko zabijało indywidualizm, traktowano nas jak stado. Nie mogłem następnie dostać się na studia medyczne, bo nie dość, że na jedno miejsce przypadało 40 kandydatów, to zdobywało je dziecko urzędnika państwowego. Cała nasza młodość to jedna wielka frustracja gdzieś głęboko zduszona.

- Jakkolwiek więc na to nie spojrzeć, stoi za tym komunizm i Ceauşescu.

- Tak, w filmie to tło jest wyraźne, choć nie nazywam rzeczy po imieniu. Dla mnie jednak liczyła się opowieść o ludziach. Nie chciałem pokazywać Rumunom przeszłości, bo ją dobrze znają, ale zależało mi, żeby spojrzeli na swoje życie, na to, co ich ciągle dotyka i w jaki sposób odnosi się do mijającego czasu. Byłem zaskoczony reakcją ekipy podczas kręcenia. Wiadomo, jacy są technicy - nigdy nie czytają scenariusza, robią, co im mówisz. Ale kiedy zrozumieli, o co chodzi w tym filmie, byli poruszeni, zaczęli się interesować, ciągle o coś wypytywali. Każdy z nich nosił tę historię w sobie - mogła dotyczyć jego żony, siostry albo sąsiadki.

- Jak wygląda problem aborcji w dzisiejszej Rumunii?

- Kiedy kończył się komunizm, statystyki mówiły o około pół milionie kobiet, które zmarły w wyniku usunięcia ciąży. Nie wiadomo do końca, ile zabiegów przeprowadzono. Nowe władze, aby odciąć się od przeszłości, zalegalizowały aborcję, co spowodowało blisko milion zabiegów w pierwszym roku. Później liczba ta spadła, ale ciągle utrzymuje się na wysokim poziomie. To nie jest normalne dla cywilizowanego kraju. Nie należę do przeciwników aborcji, skutki całkowitego zakazu widać w filmie. Według mnie to sprawa osobistej odpowiedzialności. Problem w tym, że brakuje nam edukacyjnego programu, który uświadomiłby, że istnieje wiele dróg, żeby unikać usuwania ciąży. Większość naszego społeczeństwa nie ma o nich żadnego pojęcia. Mam nadzieję, że filmowy wątek choć trochę sprawi, aby zainteresowano się problemem i spojrzano na niego z nieco innej perspektywy.

- Pana film jest tak szczegółowy, że wydaje się, jakby był kręcony w latach 80.

- To dlatego, że najważniejszą rolę w mojej twórczości odgrywa realizm. Próbuję szanować rzeczywistość i istniejące zasady życia. Chcę przekonać, że tak właśnie było i że wszystko dookoła odpowiada danej historii. Pilnuję się, żeby nie wypłynąć za daleko i nie przedramatyzować albo dodać coś spektakularnego. Nietrudno wywołać płacz u widza, jeśli podstawisz pod odpowiednią scenę wzruszającą ścieżkę muzyczną i zrobisz odpowiednie zbliżenie. Sztuka polega na tym, by doprowadzić go do takiego stanu nie używając tych środków. Chciałem udowodnić, że można zrobić film, który poruszy, chociaż bazuje na technice arthouse'owej, a nie na starych, prostych chwytach od lat wykorzystywanych przez kino. Trudno dziś znaleźć filmy, których spektakularność wynikałaby ze zwyczajnych, najbliższych codzienności historii. W życiu pewne rzeczy pozostają nierozwiązane. Musisz się z nimi przespać, żeby móc stawić im czoła. Nasz każdy dzień to chaos różnych małych spraw. Dlatego nie uważam, że kino powinno skupiać się na istotnych, globalnych problemach. Te i tak się ujawniają, kiedy opowiadasz o zwykłych ludziach. Wierzę, że na widzach większe wrażenie robi prostota, bo wyczuwają twoją szczerość wobec nich i historii.

- Postanowił pan sam dystrybuować swój film w Rumunii. Dlaczego?

- Z prostej przyczyny - ludzie nie chodzą do kina, bo nie mają żadnego w pobliżu. Okazuje się, że nawet kilkudziesięciotysięczne miasta cierpią na jego brak. Zainwestowałem więc własne pieniądze i zacząłem jeździć z przyczepą do różnych miast i wsi. Nie spodziewałem się aż takiego zainteresowania - ludzie traktują pokaz jak jakieś wielkie wydarzenie. Reakcje zależą od wieku. Najlepsze są ze strony 40-latków, bo to dla nich bardzo osobisty film. Najbardziej byłem ciekaw, co powiedzą kobiety. Konfrontacja była poruszająca. Jedne dziękowały mi, że zrobiłem film o nich, inne mówiły, że ta historia nie ma nic wspólnego z tym, co im się przytrafiło. To pokazało jeszcze większy, skrywany przez lata ich dramat.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2007