Skończyło się bólem pleców

Paul McCreesh, dyrektor artystyczny Wratislavii Cantans: „Nie lubię, gdy ktoś mówi o autentycznym wykonaniu Bacha. Bo to implikuje, że tylko jego interpretacja jest słuszna”.

27.08.2012

Czyta się kilka minut

 / Fot. Łukasz Rajchert
/ Fot. Łukasz Rajchert

BARBARA SCHABOWSKA (Polskie Radio): Muzyka Bacha wyznacza muzyczny horyzont tegorocznej Wratislavii. Dwie jego Pasje zabrzmią dzień po dniu. Dlaczego? PAUL MCCREESH: Pierwszy powód jest taki, że w 1912 r. we Wrocławiu odbył się pierwszy festiwal muzyki Bacha. A skoro obchodzimy jego setną rocznicę, to pomyśleliśmy, że warto by było przypomnieć o tym wydarzeniu. Zaglądaliśmy do jego programu, ale z dzisiejszej perspektywy wyglądał nieco szalenie i uznaliśmy, że nie ma sensu się nim sugerować. Wybór Bacha, wokół którego zbudowany jest festiwal, oznacza m.in. dwie rzeczy: obecność na festiwalu jego dwóch Pasji oraz jednodniowy maraton z koncertami Bacha. Pasje to oczywiście utwory świetnie znane, ale we Wrocławiu będą wykonywane z użyciem głosów solowych, zamiast chóru. Współcześnie uważa się, że właśnie w taki sposób brzmiały w czasach Bacha. Sam będę dyrygował wykonaniem „Pasji wg świętego Mateusza”, a „Pasję wg świętego Jana” poprowadzi pionier w dziedzinie wykonawstwa muzyki barokowej oraz autor prac naukowych, dyrygent Andrew Parrot. Jeśli chodzi o koncerty, to planujemy szalony maraton. Wszyscy myślą, że świetnie znają twórczość Bacha i pewnie w przypadku melomanów to jest prawda – słyszeli na przykład podwójne koncerty na różne instrumenty. Ale ile osób słyszało wszystkie Bachowskie koncerty skrzypcowe albo jego mniej znane utwory? Stąd pomysł na taki program. To będą trzy spotkania w ciągu jednego dnia. Wystąpi na nich znakomita skrzypaczka Rachel Podger, która przyjedzie do Wrocławia ze swoim zespołem Brecon Baroque. Jeśli chodzi o Bacha, to na festiwalu będą także jego Sonaty na violę da gambę, w wykonaniu Jonathana Mansona i Trevora Pinnocka. Też nie tak często grane. Zatem w programie są dzieła znane i mniej znane, dla niektórych może całkiem nowe. Przez te ostatnie pięć lat, podczas każdego festiwalu proszono mnie o muzykę Bacha. Czułem, że zanim odejdę, a to jest mój ostatni festiwal, na którym występuję w roli dyrektora artystycznego, muszę spełnić tę prośbę. Weekend z Bachem to dobry pomysł i rodzaj pomostu, który łączy się z występem Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia. Muzycy wystąpią pod batutą nowego dyrektora artystycznego i pierwszego dyrygenta Alexandra Liebreicha. Muzyka chóralna Bacha była inspiracją dla kompozytorów, których utwory zostaną wykonane tego dnia. Stąd już tylko kilka kroków do „Via Crucis” Pawła Łukaszewskiego i dzieł pisanych na Wielki Tydzień, a to drugi, po Bachu, wielki temat tego festiwalu. Wspomniał Pan o solistach występujących w Pasji zamiast chóru i o tym, że tak wykonywano te utwory w czasach Bacha. Pan 10 lat temu w ten sposób nagrał „Pasję wg świętego Mateusza”. Czy to oznacza, że dziś możemy dotrzeć do autentycznego brzmienia z czasów Bacha? Nigdy nie lubiłem słowa „autentyczne” – dążenie do „autentyczności” jest głupie. Nie sądzę, żeby dało się ustalić jakąś autentyczność i nie lubię, gdy ktoś mówi o autentycznym wykonaniu Bacha. Bo to implikuje, że tylko jego interpretacja jest słuszna, a ja nie uważam, żebyśmy mieli monopol na wykonywanie tej muzyki. Jeśli ktoś chce wykorzystać w Pasji Bacha chór, składający się nawet z 400 osób, nie widzę problemu. Tylko niech nie twierdzi, że tak robił sam Bach! A odpowiadając na to pytanie, muszę powiedzieć, że jedynym dowodem na słuszność naszych poszukiwań jest sukces wspomnianej przez panią płyty. Przekroczył nasze najśmielsze oczekiwania. Myślałem raczej, że zostaniemy pożarci żywcem. Recenzje były świetne, choć obawialiśmy się, że dziennikarze nie zrozumieją naszego pomysłu. Ale płyta miała dobrą prasę, krytycy zachwycali się, pisząc, że to ekscytujący i dynamiczny sposób grania Bacha. W pewnym sensie wydobywa on esencję z muzyki Bacha. To rodzaj dużego zespołu kameralnego, składającego się z wirtuozów, zachowującego równowagę między instrumentalistami a śpiewakami. To wcale nie brzmi słabiej, wręcz przeciwnie – muzyka nabiera jaśniejszego i mocniejszego koloru. Bach od jakiegoś czasu nie pojawiał się w Pana repertuarze... Tak, to prawda. Ostatnio mniej czasu poświęcałem barokowi. Właściwie nie lubię dyrygować utworami Bacha. Uważam, że muzyka angażuje całą osobowość, także fizycznie. Kto przyjdzie na „Pasję wg świętego Mateusza”, zobaczy, że przez większość czasu będę siedział. Rzadko wstaję, by nią dyrygować. Nie tak dawno wykonywaliśmy ten utwór i skończyło się to bólem pleców. Przesiedziałem cały koncert. Gabrieli Consort to zespół składający się z wirtuozów, którzy znają tę muzykę na wskroś. Nie potrzebują, bym wystukiwał im rytm. Moim zadaniem jest nadanie muzyce odpowiedniej temperatury brzmienia i kształtowanie jej wraz z wykonawcami. Chodzi raczej nie o dyrygowanie, tylko o przeprowadzenie muzyków i śpiewaków przez cały utwór. To zupełnie inna praca niż dyrygowanie utworami Berlioza czy Elgara. Lubię prowadzić wielkie symfonie romantyczne, ale lubię też – jak primus inter pares – pracować na próbach z małymi chórami czy zespołami barokowymi. To dwa różne sposoby muzykowania. W zeszłym roku na festiwalu odbyły się prawykonania utworów Pawła Szymańskiego i Pawła Łukaszewskiego. W tym roku zostanie wykonane „Via Crucis” Łukaszewskiego. To kompozytor bardziej znany i doceniany w Anglii niż w Polsce. To właśnie jest bardzo ciekawe, bo chyba ma pani rację, że Łukaszewski jest bardziej popularny w Wielkiej Brytanii. „Via Crucis” poprowadzi Stephen Layton, który dokonał nagrania tego utworu i dobrze zna Łukaszewskiego. Na festiwalu będzie współpracował również z polskimi artystami, jest też świetnym dyrygentem chóralnym. Wyciśnie wszystkie soki z Chóru Filharmonii Wrocławskiej! Wratislavia Cantans to nie był Pana pierwszy kontakt z Polską. Przyjeżdżał Pan tu w latach 90., np. z „Królem Arturem” Purcella. Czego dowiedział się Pan o naszym kraju przez ten czas? Och, to nie jest dobry dzień na takie pytanie! Praca w Polsce może być ciekawa, dynamiczna i ekscytująca. Ale bywają właśnie takie dni jak dziś, kiedy wpadamy w ślepy zaułek. W niektórych miejscach funkcjonują nadal stare struktury i mentalność komunistyczna. To wpływa na tempo pracy i sprawia, że niemalże każdy dzień jest walką. Ambicje, pragnienia i pasja muzyków, zwłaszcza młodych, rozbijają się o administracyjny mur. Tak się dzieje w całym kraju, nie tylko we Wrocławiu. Ciężko jest cokolwiek zacząć. Jako dyrektor muszę sobie jakoś radzić w tych warunkach. Zdaję sobie sprawę z tego, że bywam trudny, nieustępliwy i irytujący. Nie można jednak zarzucić mi braku zaangażowania i pasji, którą wkładam w to, co robię. Nie chcę teraz wystawiać sobie oceny, zostawiam to innym. Były chwile frustracji, kiedy wiedziałem, że moglibyśmy osiągnąć znacznie więcej, gdyby znalazły się na to pieniądze. Ciągle ograniczała nas sytuacja ekonomiczna. To pewnie nie powinno mnie dziwić, bo to chleb powszedni każdego dyrektora artystycznego. Jest wiele rzeczy, które mogliśmy zrobić lepiej, ale były też takie, które nam się udały. Chciałbym kontynuować tę współpracę, na nieco innym polu, z młodymi muzykami. W tej chwili rozmawiamy o szczegółach, brakuje pieniędzy, więc nie wiem, jak to się rozwinie. Myślę, że wiele osób może potwierdzić, że przez ostatnie pięć, sześć lat festiwal był znacznie lepiej zaplanowany niż wcześniej. Poszerzyliśmy grono artystów, przywieźliśmy ze sobą najlepsze zespoły, a także zaangażowaliśmy do współpracy z nimi Chór i Orkiestrę Filharmonii Wrocławskiej. To było dla mnie bardzo istotne. Wrocławscy muzycy wyjeżdżali ze mną także na zagraniczne koncerty. Bo nie chciałem robić festiwalu, na który przyjeżdżają gwiazdy, grają i potem mówią „no to pa”. Chciałem wciągnąć do współpracy muzyków na co dzień występujących we Wrocławiu i to chyba mi się udało. Tak więc Polska ma dwa oblicza: bywa fantastycznym i fascynującym krajem, gdy masz dobry dzień. Ale w złe dni możesz tylko walić głową w mur! Choć tak pewnie jest w większości krajów. Polskę doceniam za entuzjazm, szczególnie młodych ludzi, którzy chcą coś zrobić. Ich gotowość oraz zapał niestety zabija administracja – i to jest tragedia, z którą musicie coś zrobić. Od przyszłego roku dyrektorem artystycznym Wratislavii będzie Giovanni Antonini. Festiwal pewnie zmieni swój charakter... Myślę nawet, że festiwal powinien się nieco zmienić. Także dlatego, że możliwości muzyków są ograniczone do konkretnego repertuaru. I po kilku festiwalach wszystkim przyda się zmiana i haust świeżego powietrza. Jeśli będę kontynuował współpracę z Wrocławiem, to na zupełnie innym obszarze. Chciałbym więcej dyrygować i – jak już mówiłem – pracować z młodymi ludźmi. Sześć moich festiwali uważam za udane. Jeśli Giovanni Antonini zdecyduje się pójść w inną stronę, tym lepiej dla Wratislavii. Jest świetnym muzykiem, mam do niego wiele szacunku, choć bardzo się różnimy. Włoski repertuar na festiwalu to dobry pomysł, ale Antonini nie jest dyrygentem chóralnym. To byłaby ogromna strata, gdyby Wratislavia straciła swój wokalny charakter. To w końcu jest Wratislavia Cantans, czyli festiwal stawiający w centrum ludzki głos i chór oraz takie formy jak oratoria. Widzę takie zagrożenie, ale nie dzielę się tym tylko z prasą – już powiedziałem o tym Giovanniemu. Mam nadzieję, że uda mu się zachować ten wokalny element.
PAUL MCCREESH (1960) jest brytyjskim dyrygentem, założycielem zespołu Gabrieli Consort & Players, specjalizującego się w wykonawstwie muzyki dawnej. W 2005 r. objął kierownictwo artystyczne Wratislavii Cantans. Tegoroczna edycja festiwalu jest jego ostatnią na tym stanowisku.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 36/2012

Artykuł pochodzi z dodatku „Wratislavia Cantans 2012