Skłonność do wyboru pociągu

W zeszłym tygodniu wyraźnie się oziębiło. Wyjeżdżając z domu w środę, zastanawiałam się nad wyborem płaszcza...

01.12.2013

Czyta się kilka minut

...Kraków z perspektywy Szczecina sprawia wrażenie miejscowości w zasadzie górskiej, z kopami śniegu zalegającymi Wzgórze Wawelskie, skutą lodem Wisłą i starego typu ogrzewaniem, zanieczyszczającym środowisko naturalne.


Wrocław z kolei, podobno, leży na biegunie ciepła, chociaż osobiście mam w tej sprawie doświadczenia skrajne, bo jakoś często wita mnie deszczem, zimnem, zawieją, zamiecią. W wielkim żyjemy kraju, skoro wybór płaszcza na kilkudniowy wyjazd pod koniec listopada budzi tyle wątpliwości. Wzięłam w końcu puchową kurtkę, przypominając sobie nierzadki wariant niezawinionego, aczkolwiek podlegającego prawu reklamacji braku ogrzewania w składach dalekobieżnych.

Pierwszy odcinek, Szczecin Główny–Kraków Główny, pokonałam pociągiem sypialnym. Wesołym, gdyż jechali nim medycy na jakiś swój kongres. Weseli medycy dodam, specjalności za bardzo intymnej, żebym czuła się między nimi całkiem swobodnie, ale nie zdradzę jakiej. Z Krakowa do Wrocławia pociąg jedzie jakieś 6 godzin, więc wybrałam autobus, a ostatecznie pojechałam z przyjaciółkami samochodem. Mamy bowiem w tej części kraju autostradę (!!!). Zaraz kończę opis podróży. Z Wrocławia udałam się PKP Intercity do Poznania. Po nerwowej przerwie na kawkę, odstaniu niezbyt długiego opóźnienia na peronie doznającego przebudowy dworca w stolicy Wielkopolski, wsiadłam do ohydnawego pociągu niższej w hierarchii cenowej spółki, w którym okazało się, że mam bilet na jeszcze niższą. Elegancko dokonałam dopłaty bezpośredniej u wesołego konduktora. Trzy godzinki wśród zapadających w drzemkę współskazańców i już cudowny dworzec w mieście rodzinnym, z odnowionymi peronami oraz schodami do nieba, po których udałam się z walizką pełną książek na zalany wodą deszczową parking, chwilowo zablokowany przez autobus rejsowy, autobus kursowy, taxi postojowe, taxi telefoniczne i liczne komitety powitalne, złożone z osób spokrewnionych oraz nie.

Nic nowego, nic nadzwyczajnego. O podróżach po Polsce można pisać co tydzień, być może temat ten ratuje życie felietonistom. A jednak, tym razem nie chodzi o samą podróż, lecz o analogię.

W Krakowie odbywał się Kongres Dydaktyki Polonistycznej „Polonistyka dziś – kształcenie dla jutra. Diagnozy i perspektywy”. We Wrocławiu Bruno Schulz Festiwal z konferencją „Tadeusz Różewicz – próba rekonstrukcji. Bio-grafia, historia, kultura”. Skrajne doświadczenia – od „czy polonistyka ma prawo bytu” do „radujmy się i zrywajmy owoce naszej polonistyczności”. Sam kongres zresztą także dwubiegunowy.

Wypowiedzi panelistek i panelistów podzielić można na raczej lamentacyjne oraz raczej laudacyjne. Te pierwsze oparte były na analizie oczywistych minusów obecnego systemu edukacji szkolnej i uniwersyteckiej, dziwnego melanżu doktryn rynkowych, pociągu do nowoczesności skoligaconych z nieumiejętnością rozpoznania własnych ograniczeń. Te drugie sięgały po przykłady sukcesów odnoszonych w niedoskonałym systemie. Część dyskutantów płakała nad utraconą przewagą w świecie słów. Inni odpowiadali, iż nigdy jeszcze tak bardzo nie potrzeba było światu umiejętności interpretacji. Niektórzy narzekali na zmiany poznawcze, wywołane przez technologię informatyczną. Odpowiadali im ci, których zachwyca dostęp do świata z pulpitu komputera. Jedni zdawali się wysłannikami ziemi jałowej, drudzy przyjmowali postawę emisariuszy krainy obfitości.

Jak jest naprawdę? Czy kongres zbliża do odpowiedzi na tak elementarne pytanie? Pozwoli wypracować strategię działania?

Nie wiem, jak jest, choć wiem, że nienajlepiej, mimo iż świetnie. W jednym z paneli wziął udział przedstawiciel Ministerstwa Edukacji Narodowej w zastępstwie odwoływano-powoływanej właśnie szefowej resortu. Wygłaszał sądy dość cyniczne, w rodzaju: „każdy jest humanistą, a poloniści powinni okazać się przydatni, współpracując w czasie pozalekcyjnym z nauczycielami innych przedmiotów”; „mniejsze klasy nie są potrzebne ani więcej godzin przedmiotu, trzeba za to pamiętać o swoich lekturach z dzieciństwa”. Nie było nikogo z Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, lecz propagandę sukcesu głoszoną przez ten resort dobrze znamy. Oto nigdy nie było tylu, tak sprawiedliwie, samorządnie dzielonych pieniędzy na naukę, nigdy tak kompleksowo nie przyglądaliśmy się naszym programom nauczania. Itp. Toniemy w papierach zamiast w książkach (choćby elektronicznych), wymyślamy coraz to nowe kierunki studiów, zamiast dbać o prawdziwą (nie tylko papierową) jakość tych najbardziej sensownych, skłaniamy doktorantów do pisania grantów, choć wiadomo, że na całą Polskę przyznanych zostanie kilkanaście. Produkujemy więc frustrację. Podobno najlepsi mają lepiej. Wątpię. Co to znaczy – najlepsi? Może najsilniejsi, a analizy tego słowa nie chcę podejmować. Jest niemodne, nierynkowe, chyba że byłabym przedstawicielką firmy farmaceutycznej, sprzedającej psychotropy.

Na Kongresie odniosłam wrażenie, że mamy skrajne nastroje – od euforii do depresji. Bo z jednej strony oczywiście świat jest dzisiaj dla naukowca, humanisty o wiele bardziej dostępny, ciekawszy. Naprawdę możemy dotrzeć błyskawicznie do wielu książek i natychmiast zaproponować ich lekturę naszym studentom. Możemy odbywać ze studentami internetowe konferencje między regularnymi zajęciami (co akurat bywa męczące). Doceniam zdobycze technologii, więc chętnie zmieniam swój warsztat naukowo-dydaktyczny. To jednak nie pomaga ratować prestiżu polonistyki. Ta sprawa ma bowiem kontekst i demograficzny, i polityczny.

Demograficzny nie zależy ani od nauczycieli, ani od szefów resortów edukacji wszystkich szczebli. Polityka państwa ma tu natomiast wiele do rzeczy. Chodzi przede wszystkim o kreowany odgórnie prestiż humanistyki, w tym przypadku języka i kultury rodzimej. Jeśli ze szkół zwalnia się nauczycieli zamiast z pożytkiem dla procesu nauczania zmniejszyć klasy; jeśli rynkowa gospodarka ma mieć skutek w postaci prywatyzacji oświaty; skoro ostrzega się młodzież przed wyborem humanistycznych kierunków studiów – trudno potem wiarygodnie zabierać głos w debatach na temat ważności języka polonistyki.

W pociągu relacji Wrocław–Poznań uczestniczki Bruno Schulz Festiwal wypełniały ankietę na temat usług kolejowych. Bardzo długą, ze szczegółowymi pytaniami. Każdą jej część podsumowywało pytanie kontrolne skonstruowane wokół zdania: czy przejawia pani skłonność? Rozwinięcia były różne. Na przykład: czy przejawia pani skłonność do wyboru PKP Intercity? Miałyśmy chwilowo nieodpartą skłonność do tego wyboru. Pociąg nie doznał opóźnienia, a obsługa była niestandardowo miła.

Mam też nieodpartą skłonność (przejawiam ją bezwstydnie) do polonistyki. Chętnie biorę udział we wszelkich ekstraordynaryjnych wydarzeniach takich jak festiwale. Nad ankietą wykrzykuję: „a czemuż żaden władający polszczyzną osobnik nie dokonał jej korekty językowej?”. Niby jesteśmy potrzebni. Od święta i naprawdę wszędzie. Walczymy o tę oczywistość, domagamy się, by nauczanie języka, literatury, kultury stało w centrum celów edukacyjnych, ale tymczasem przegrywamy. Nie jestem pesymistką, po prostu dużo podróżuję i mam skłonność do wyboru realistycznego punktu widzenia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2013