Siłaczka niezmyślona

Była pierwowzorem słynnej postaci literackiej Żeromskiego. Faustyna Morzycka, działaczka Polskiej Partii Socjalistycznej, niewiele miała wspólnego z wizją zmuszania kogoś do kiepsko płatnej pracy.

10.06.2019

Czyta się kilka minut

Członkowie Lubelskiego Towarzystwa Szerzenia Oświaty „Światło” z Nałęczowa. Faustyna Morzycka siedzi pierwsza od lewej, obok Stefana Żeromskiego / POLONA.PL
Członkowie Lubelskiego Towarzystwa Szerzenia Oświaty „Światło” z Nałęczowa. Faustyna Morzycka siedzi pierwsza od lewej, obok Stefana Żeromskiego / POLONA.PL

Podczas niedawnego strajku, którego ciąg dalszy nastąpi być może wraz z początkiem nowego roku szkolnego, nauczyciele i nauczycielki mogli wielokrotnie usłyszeć od zwolenników rządu oraz innych przeciwników ich akcji protestacyjnej, że powinni być jak ona: nauczycielka Stanisława Bozowska, bohaterka słynnej noweli „Siłaczka” Stefana Żeromskiego, wydanej po raz pierwszy w 1895 r. W domyśle: że nauczyciele nie powinni protestować ani domagać się podwyżek, lecz muszą poświęcać się dla cudzych dzieci i pokornie pracować za tyle, ile decydenci zechcą im zapłacić.

Tymczasem literacka „Siłaczka” istniała naprawdę, a pierwowzór tej postaci niewiele miał wspólnego z powszechnymi najwyraźniej dziś wyobrażeniami (co widać było także przy okazji ostatniego nauczycielskiego strajku).

Urodzona na zesłaniu

„Przyszła na świat w turmie tambowskiej (...), trzymali ją do chrztu towarzysze wygnania jej ojca. (...) Mrozy i tajgi sybirskie wychowały tę latorośl dalekiej Polski – a w duszę jej zapadały głęboko bujne marzenia, nieziszczone nadzieje i »długie tęskne rodaków rozmowy«” – tak ją wspominał w 1910 r., już pośmiertnie, Mieczysław Brzeziński.

Faustyna Morzycka faktycznie urodziła się w więzieniu w Tambowie, w środkowej Rosji. 15 czerwca 1864 r., podczas długiej wędrówki jej rodziców na zesłanie. Jej ojciec Julian w wieku 37 lat wyruszył ze swego majątku Lachowce pod Żytomierzem (dziś Ukraina), by walczyć w powstaniu styczniowym na czele grupy kilku­dziesięciu ochotników (w rejonie tym żyło wielu Polaków; do dziś mieszka tam spora mniejszość polska).

Miał pecha: niemal natychmiast ujęty (przez ukraińskich chłopów) i wydany władzom carskim, został pozbawiony posiadłości i skazany na 20 lat katorgi; karę miał odbywać na Syberii, pod Irkuckiem. Wraz z nim wyruszyła żona Maria. Gdy w trakcie wędrówki na docelowe miejsce zesłania urodziła się im kolejna córka (Julian i Maria mieli siedmioro dzieci; Faustyna była piąta w kolejności), nadali jej imię Faustyna.

Uczynili tak na cześć ciotki, siostry Juliana – również uczestniczki powstania, opiekunki nad więźniami politycznymi X Pawilonu warszawskiej Cytadeli. A także, jak powiedzielibyśmy dzisiaj, feministki. Faustyna Morzycka „starsza” należała bowiem do liderek środowiska tzw. entuzjastek, skupionych wokół Narcyzy Żmichowskiej, które jako pierwsze na ziemiach polskich (a w wielu kwestiach w skali świata) sformułowały program równouprawnienia kobiet.

Oświatowa konspiracja

Gdy Julian odzyskał w końcu wolność na mocy amnestii, Maria go opuściła, a opieką nad dziećmi zajęła się właśnie siostra. Niewątpliwie to jej wpływowi wiele zawdzięczał światopogląd Faustyny „młodszej”: postępowy i niepodległościowy, mocno naznaczony pierwiastkiem posłannictwa i postulatami emancypacji ludu. Wpływ na dziewczynkę miał też jej ojciec chrzestny, lekarz-społecznik Fortunat Nowicki, który także pomagał w jej wychowaniu.

Jako nastolatkę wysłano ją do Warszawy. Tam ukończyła prywatną pensję i uzyskała uprawnienia do nauczania w szkołach. Weszła też w środowisko ówczesnej postępowej inteligencji. Jedną z głównych form działania tego środowiska w połowie przedostatniej dekady XIX w. była praca oświatowa w środowiskach plebejskich. Panowało bowiem w tym gronie przekonanie, że wolnej i sprawiedliwej Polski nie uda się stworzyć bez poparcia ludu, a z kolei lud nie podźwignie się z ucisku (społecznego i narodowego, ze strony władz carskich) bez uprzedniego poszerzenia horyzontów.

Dlatego „kaganek oświaty” – niesiony wbrew ryzyku i wbrew carskim zakazom – był pierwszym wyborem młodej Morzyckiej. Wzorami byli dla niej siostra Rozalia i jej mąż, wspomniany Mieczysław Brzeziński – jeden z najbardziej zasłużonych polskich działaczy oświatowych, redaktor ludowego pisma „Zorza”.

W Warszawie siostry Morzyckie założyły tajne Kobiece Koło Oświaty Ludowej, zakonspirowane w strukturach legalnego... Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Wydawały materiały oświatowe, kształciły przyszłe wiejskie nauczycielki, koordynowały siatkę nielegalnej oświaty w Królestwie Polskim. Ale Faustynę ciągnęło do pracy bezpośrednio z ludem.

Bogini wśród chłopów

Zaczęła ją w okolicach Nałęczowa. Gdy ojciec wrócił z zesłania, kupił ziemię właśnie pod Puławami. Szybko stworzył dochodowe gospodarstwo, a wraz ze wspomnianym doktorem Nowickim należał do grona inicjatorów utworzenia uzdrowiska.

Natomiast jego córka rzuciła się w wir pracy społecznej. Korzystając z mniejszej na prowincji czujności władz carskich, utworzyła nielegalną szkołę dla dzieci ubogich chłopów – nie tylko uczyła je za darmo, ale także finansowała wszelkie materiały dydaktyczne.

Trwało to kilka lat i nie miało nic wspólnego z kaprysem panny z dobrego domu. Panny, dodajmy, która nie była szarą myszką i cierpiętnicą. Morzycka słynęła z urody i powodzenia wśród mężczyzn. Wrażliwy na kobiece wdzięki Henryk Sienkiewicz tak relacjonował swoje spotkanie z nią: „Płynąłem łódką po stawie nałęczowskim z boginią, która chyba zstąpić musiała na ziemię!”.

Początkowo jej aktywność budziła dystans u okolicznych chłopów – zdumionych tym, że ktoś chce za darmo uczyć ich dzieci, a dla nich samych organizować wieczorne zajęcia kształceniowe. Jednak Morzycka szybko przełamała te opory swoją pasją i postawą. Brzeziński wspominał: „Nie masz w Nałęczowie i w wioskach pobliskich człowieka, który by nie znał i nie kochał tej pięknej, miłością i dobrem przesiąkniętej duszy. (...) Nałęczowiacy pamiętają dobrze tę »szkołę Faustyny« (...), do założenia której tyle pracy i duszy własnej włożyła, te kursy letnie dla dorosłych, te przedstawienia, odczyty, pokazy, które często o nią jedną prawie się opierały”.

Nowele z życia czerpane

Stefan Żeromski przybył do Nałęczowa w celach leczniczych, ale został na dłużej ze względu na swą przyszłą żonę Oktawię. Pisarz szybko poznał działaczkę oświatową. W dzienniku relacjonował: „O cztery wiorsty stąd mieszka Faustyna Morzycka, (...) chciała zostać nauczycielką ludową... Dziwna rzecz! Same nowele w ręce włażą z życia czerpane”.

Postać Stasi Bozowskiej nie była wytworem wyobraźni. Nowela „Siłaczka” – napisana w uzdrowisku w 1891 r. i wydana cztery lata później w zbiorze opowiadań – jest wprost inspirowana tą znajomością, długimi rozmowami, informacjami od nauczycielki-społeczniczki i współpracą z nią.

W 1892 r. ojciec Faustyny, z racji wieku niemogący już prowadzić gospodarstwa, sprzedał majątek i wraz z córką zamieszkał w Nałęczowie. Dziewczyna podjęła pracę jako kasjerka w jednym z obiektów uzdrowiska. Żyła aż do przesady skromnie, kontynuując działalność oświatową.

W 1896 r. wyjechała do Warszawy – częściowo ze względów rodzinnych, a częściowo z uwagi na zainteresowanie carskiej policji jej aktywnością. Tu wraz z innymi działaczkami oświatowymi utworzyła wydawnictwo specjalizujące się w tanich, ale wysokiej jakości materiałach kształceniowych dla ludu. Brak takich publikacji był coraz dotkliwszy, z kolei rosnące zainteresowanie warstw plebejskich oświatą i czytelnictwem sprawiało, że na rynku pojawiało się sporo publikacji byle jakich: sensacyjnych, tandetnych. Morzycka uważała, że trzeba z tym walczyć, a lud zasługuje na porządną literaturę.

Sama zdradzała talent pisarski (chwalił ją Żeromski), napisała trzy powieści. Ale poświęciła się głównie pracy popularyzatorskiej. Przygotowała serię książeczek biograficznych – prezentacje postaci Jana Zamoyskiego, Benjamina Franklina, Wincentego Pola, Ignacego Krasickiego, Juliusza Słowackiego, Joanny d’Arc. Pisała przystępne streszczenia utworów Prusa, Orzeszkowej i Kraszewskiego. Jej kolejne broszury edukacyjne dotyczyły Grecji, Belgii, Szwajcarii, Francji, Holandii i krajów północnej Europy. Zwracały uwagę na postępowe cechy każdego z tych krajów. I tak, w książeczce o Belgii relacjonowała walkę związków zawodowych o ośmiogodzinny dzień pracy i prezentowała ruch spółdzielczy jako przykład do naśladowania. „Belgowie łączą się w celach samoobrony przed wyzyskiem, dla zakupu tańszych towarów, dla otrzymania większej zapłaty za swą pracę, w celu zabezpieczenia się od nieszczęśliwych wypadków (...) robotnik i włościanin belgijski mają wygodniejsze i dostatniejsze życie, niż pozwala im na to skromny zarobek, a zawdzięczają to jedności i stowarzyszeniom”.

Ludzie podziemni

„Nie wystarcza jej należenie do konspiracyjnych kółek oświatowych, pragnie teraz poznać wielkie środowiska pracy fizycznej, zbliżyć się do robotników, których ciężka dola budzi w niej gorące współczucie. Dociera do fabryk, poznaje pracowników, ich rodziny, oświeca dorosłych, uczy dzieci i młodzież” – wspominała Walentyna Nagórska, współpracownica Faustyny.

Morzycka przeniosła się do Skierniewic, gdzie wraz z siostrą w 1899 r. założyła szkołę dla dzieci robotniczych – znowu bezpłatną, znowu z tajnymi zajęciami o polskiej historii i kulturze, znów świetnie zakonspirowaną przed carską policją. Placówka istniała sześć lat, a działalność musiała przerwać z powodu stanu zdrowia Faustyny: gruźlica zmusiła ją do kilkumiesięcznej kuracji zagranicznej.

Wróciła na wieść o wybuchu rewolucji 1905 r. „Jeden wspólny huragan szalonej radości porywa nasze dusze” – mówiła, gdy po prawie dekadzie wróciła do Nałęczowa. Tam deklaruje publicznie: „Pragnieniem moim jest roznieść w tej okolicy nieco światła, bo wierzę w olbrzymią potęgę oświaty, przez nią nie tylko pojedynczy ludzie, ale i całe narody wznoszą się na szczyt największej chwały, pod wpływem zaś ciemnoty opadają na dno najmroczniejszych przepaści”.

W Nałęczowie przebywa wtedy Gustaw Daniłowski – literat i działacz Polskiej Partii Socjalistycznej; na krócej przyjeżdżają też inni „ludzie podziemni”. W willi Nowickiego znów zakładają tajną szkołę dla chłopskich dzieci. Z inicjatywy Żeromskiego powstaje Towarzystwo Oświaty „Światło”, które ma prowadzić edukację ludu w duchu ideałów postępowych i demokratycznych. Morzycka zostaje sekretarzem organizacji. Powołują także Uniwersytet Ludowy dla dorosłych – na organizowane odczyty zjeżdża z Warszawy elita intelektualna polskiej lewicy niepodległościowej, a z okolicznych miejscowości schodzą się setki chłopów. W starej szopie pod miastem słuchają o niepodległości i sprawiedliwości społecznej.

Później, na fali pewnej liberalizacji politycznej, udaje się powołać legalną placówkę oświatową. Tak powstaje dwuklasowa szkoła, w której chłopskie dzieci uczą się języka polskiego i rodzimej historii. Morzycka jest dyrektorką, a szkoła szybko obrasta zajęciami dla dorosłych i pracującej młodzieży, kursami czytania i pisania dla analfabetów, teatrem amatorskim, przedszkolem. Istnieje dwa lata. W 1908 r. Faustyna zostaje aresztowana.

Robota, więzienie, ucieczka

Aresztowanie nie było przypadkowe – prócz pracy oświatowej Faustyna uczestniczyła w podziemnej i ryzykownej „robocie” partyjnej. Jej mieszkanie jest stałym punktem kontaktowym bojowców Polskiej Partii Socjalistycznej, a w pewnym momencie zostało miejscem schronienia więźniów politycznych zbiegłych z lubelskiej twierdzy. Morzycka opiekuje się nimi, organizuje cywilne ubrania, PPS przesyła jej fałszywe dokumenty.

Pewnego dnia jeden z więźniów, któremu Faustyna pomogła, zostaje złapany. Po torturach zdradza nałęczowskie miejsce pobytu. Morzycka trafia do więzienia w Lublinie. Szczęśliwie opuszcza je już po kilku tygodniach – dzięki staraniom rodziny i postawie świadka, który teraz, podczas konfrontacji, wypiera się znajomości z kobietą.

Ale w Nałęczowie jest „spalona”. Z fałszywymi dokumentami ucieka więc z zaboru rosyjskiego do austriackiego, gdzie życie publiczne jest znacznie bardziej liberalne. W Krakowie zostaje wykładowczynią na Uniwersytecie Ludowym im. Adama Mickiewicza (związanym z PPS); wygłasza też odczyty polityczne i oświatowe w całej Małopolsce.

Po epizodach rewolucyjnym i więziennym nie ma już wątpliwości, że jej miejsce jest w niepodległościowym ruchu socjalistycznym. I kontynuuje też misję swej ciotki-imienniczki: „Kobiety (...) rzuciły się z zapałem do zakreślającej coraz szersze kręgi tak zwanej emancypacji. I śp. Faustyna Morzycka była szczerą wyznawczynią tego (...) kierunku” – wspominała później Felicja Popławska.

Życie zanadto ciąży

Przeżycia zradykalizowały Faustynę. W Krakowie nie tylko wykłada, ale zostaje przyjęta na konspiracyjny kurs Organizacji Bojowej PPS. Obsługi bomb uczy na nim legendarny konspirator Mieczysław Mańkowski, znany z zamachu na znienawidzonego carskiego gubernatora Warszawy, generała Gieorgija Skałona. Po rewolucji roku 1905 szeregi bojowców są mocno przerzedzone, więc Morzycka zostaje przyjęta z otwartymi ramionami – znana jest jako wieloletnia i wytrwała działaczka. A gdy przewożąc kilkakrotnie pistolety, wywiązuje się z zadania, zostaje przydzielona do „roboty” najpoważniejszej.

W 1906 r. Skałon przeżył pierwszy zamach (został jedynie ranny). Postanowiono więc zorganizować drugi, co było bardzo trudne, gdyż gubernator unikał już miejsc publicznych. Bojowcy PPS postanowili przeprowadzić więc akcję dwustopniową: celem numer jeden miał być zastępca Skałona, generał Uthoff, zaś jego pogrzeb planowano uczynić miejscem wykonania wyroku na Skałonie. Zamach przeprowadzili Mańkowski, Morzycka i dwoje innych bojowców 10 października 1909 r. Faustyna rzuciła bombę o kilka sekund za późno, więc pasażerowie auta – brat Uthoffa i szofer (jak się okazało, generał został w domu) – wyszli bez szwanku. Były za to ofiary wśród przypadkowych przechodniów: dwie zmarły, jedna została ciężko okaleczona, kilka innych raniono.

Bojowcom udało się uciec z miejsca zamachu i wrócić do Galicji. Jednak Morzycka przeżyła załamanie nerwowe: dręczyły ją wyrzuty sumienia z powodu przypadkowych ofiar; uważała też, że zawiodła. Bliscy próbowali jej pomóc wyjść z ciężkiej depresji, ale poprawa była tylko chwilowa. Rankiem 25 maja 1910 r. w Krakowie Faustyna zażyła truciznę.

W liście pożegnalnym napisała: „Gdy mnie wyrzucono z miejsc najmilszych, oderwano od pracy naj­odpowiedniejszej, stało się to, czego ja sama nigdy się nie spodziewałam. Życie nadto ciąży”.

KRYTYCY STRAJKU W OŚWIACIE przekonywali, że nauczyciele i nauczycielki powinni być jak „Siłaczka”. Powstaje pytanie: czy naprawdę chcą, by naśladowali oni Faustynę Morzycką – socjalistkę, feministkę i rewolucjonistkę. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 24/2019