Siłaczka

Nie konspirowała, nie walczyła z bronią w ręku. W codzienności niemieckiej okupacji i pojałtańskiej Polski starała się zmieniać na lepsze swoje otoczenie: Izabella Broel-Plater.

17.07.2018

Czyta się kilka minut

Izabella Broel-Plater, zdjęcie prawdopodobnie z roku 1939 lub 1940. /
Izabella Broel-Plater, zdjęcie prawdopodobnie z roku 1939 lub 1940. /

Gdy zaczęła się II wojna światowa, miała 37 lat i za sobą szczęśliwy, jak się zdaje, czas.

Na świat przychodzi w Wilnie, ale rodzice – hrabiostwo Edward i Joanna z domu Tyszkiewicz – przenoszą się rychło do pałacu w Osuchowie na Mazowszu. Izabella ma pięcioro młodszego rodzeństwa. Dzieci otrzymują solidne wykształcenie, a matka osobiście uczy je religii i przygotowuje do pierwszej spowiedzi i komunii. Izabella wspominała: „Życie nasze płynęło w atmosferze pokoju i rodzinnego szczęścia”.

Duszą domu jest mama, która pomaga też biednym i chorym, a w Osuchowie zakłada mały szpital. Ojciec – z wykształcenia prawnik, z zamiłowania rolnik – też jest społecznikiem; udziela się jako prezes Towarzystwa Rolniczego w powiecie grodziskim i w gminnym kółku rolniczym. Broel-Platerowie utrzymują ochronkę i trzyklasową szkołę podstawową.

Spokój burzy I wojna światowa. Dzieci zostają na kilka miesięcy wysłane pod Wilno, by potem wrócić do Warszawy. Mieszkają w pałacu Krasińskich przy Krakowskim Przedmieściu (obecnie to siedziba ASP). Po wkroczeniu Niemców (sierpień 1915 r.) wracają do Osuchowa, gdzie kwaterowała carska armia; zastają obraz zniszczeń. Potem, mimo zakazu Niemców i wojennej biedy, Broel-Platerowie wydają służbie folwarcznej nie zmniejszoną ilość zboża i kartofli.

Polska jest niepodległa. W latach 20. ojciec kupuje dom przy ul. Bednarskiej w Warszawie, gdzie dzieci mieszkają pod opieką zaprzyjaźnionej nauczycielki śpiewu. Izabella, jako wolna słuchaczka, chodzi na wykłady historyka literatury prof. Józefa Ujejskiego, kończy kurs ogrodnictwa i pszczelarstwa. Razem z rodzeństwem zakłada szkolny klub sportowy, a później Związek Młodzieży Żeńskiej z centralą w Poznaniu i oddziałem w Warszawie.

Śmierć matki w 1928 r. jest ciosem dla rodziny. O wydarzeniu tym pierwszy informuje Izabellę jej szwagier Artur Radziwiłł (mąż siostry Krystyny). Przepowiada: „Zaczyna się dla ciebie ciężkie, ale piękne życie”.

Jako najstarsza, Izabella przejmuje obowiązki matki. Prowadzi też ogród, sad i pasiekę. Podobnie jak kiedyś mama, jeździ do chorych. W niedziele animuje spotkania Apostolstwa Modlitwy. Co sobotę ubiera ołtarz w kościele w Osuchowie kwiatami z ogrodu.

Dla uwięzionych

Nadchodzi lato 1939 roku. Brat Edward (imiennik ojca) zostaje zmobilizowany. Izabella przypina mu do munduru medalik z Matką Boską. Gdy 1 września 1939 r. Edward, podporucznik 7. Pułku Ułanów z Mazowieckiej Brygady Kawalerii, przyjeżdża do Osuchowa po konie dla wojska, Izabella widzi go po raz ostatni. Brat zginie 12 września. Dzień później polegnie szwagier Artur Radziwiłł (dowódca kompanii).

Izabella przeżywa ich śmierć, zapada na zdrowiu. Doświadcza też innych okropieństw wojny. W pierwszych dniach września ratuje padających z wyczerpania polskich żołnierzy. Zapamięta oficera, który żąda od jej ojca cywilnego ubrania, „by się w nie przebrać i wiać”. Po walkach w parku w Osuchowie pomaga rannym.

Po klęsce część pałacu w Osuchowie zajmuje niemiecka żandarmeria. Później zostaje tu żołnierz, który ma strzec lasów i zwierzyny. Mieszkańcom pałacu grożą pospolici bandyci – podczas okupacji Izabella przeżyje w nim 16 ich napadów.

Chce pomagać cierpiącym. Jedzie do Tekli Chłapowskiej, która organizuje w Warszawie wsparcie dla księży więzionych w obozach koncentracyjnych. Dotyczy to zwłaszcza Dachau, dokąd podczas wojny trafi 1780 polskich księży katolickich (868 z nich zginie).

Izabella prosi, by przydzielono jej organizację wsparcia dla jezuitów. Sporządza listę 60 nazwisk ojców, kleryków i braci, wraz z ich numerami obozowymi. Nie może pomóc wszystkim sama, wybiera więc dwóch: ojców Kazimierza Chudego i Stanisława Janickiego. Pozostałych oddaje pod opiekę krewnym i znajomym, zobowiązując każdego do wysyłania co miesiąc do Dachau paczki żywnościowej. Szczególnie cenne są przemycane w nich leki – dar warszawskich aptek. Gdy zbliża się front wschodni, Izabella przesyła listę jezuitów i innych więźniów Dachau do Czerwonego Krzyża w Szwajcarii, skąd jeszcze przez pół roku kierowana jest dla nich pomoc.

Kocioł z zupą

Izabella zaopatruje też w ziemniaki na zimę domy zakonne jezuitów przy Rakowieckiej i Świętojańskiej w Warszawie. Dom Pisarzy przy Rakowieckiej otrzymuje też krowę; jej mleko żywi młodych jezuitów, którzy tu się kształcą.

Izabella dwukrotnie ratuje życie o. Stefanowi Śliwińskiemu. W pierwszym roku wojny jezuita przyjeżdża do Osuchowa jako duszpasterz i zapada na tyfus; przez dwa miesiące opiekuje się nim Izabella. Z kolei we wrześniu 1942 r. zakonnik zostaje aresztowany przez Niemców i trafia do obozu na Majdanku. Dzięki staraniom Izabelli odzyskuje wolność w marcu 1943 r. Podczas powstania będzie kapelanem AK, ps. „Andrzej Bobola”.

Podczas powstania warszawskiego Osuchów zajmują niemieccy piloci, którzy z lotniska polowego za pałacem startują do bombardowania stolicy. Jeden z nich chce pokazać ojcu Izabelli film z płonącego miasta. „Może mnie pan zaaresztować, może mnie pan zabić, ale nie wolno mnie obrażać!” – słyszy w odpowiedzi. Zdarzają się też inne chwile: oto niemiecki kapelan (jego personalia nie są znane) odprawia 15 sierpnia 1944 r. w pałacu w Osuchowie mszę w intencji bombardowanych warszawiaków. „W tych czasach grozy i nienawiści, co może zdziałać wiara i miłość i jak może zjednoczyć ludzi!” – notuje Izabella.


Czytaj także: Bartłomiej Noszczak: Szpieg dwóch prymasów


Po upadku powstania dowiaduje się, że w Walendowie przebywa grupa księży wygnanych z Warszawy. Postanawia przyjąć w Osuchowie czterech jezuitów: Stanisława Jędrusika i Jana Rosiaka (obaj uratowali się z masakry, dokonanej 2 sierpnia 1944 r. przez Waffen SS przy Rakowieckiej) oraz Antoniego Ostrowskiego i Juliana Piskorka. Później do Osuchowa dojeżdżają o. Aleksander Kisiel i br. Wacław Sosnowski. Przez pół roku Izabella żywi ich i zapewnia odzież na zimę (w tym celu kwestuje po okolicznych dworach). W Osuchowie przebywa też jej dalsza rodzina. Izabella objeżdża okoliczne dwory i gospodarzy, zbiera od nich m.in. ziemniaki, które przerabia na spirytus – wtedy alternatywną walutę.

Pomaga też Żydom, którzy uciekają z getta w Warszawie do getta w Białej Rawskiej (mają złudzenie, że tam będzie lepiej, lecz także oni zostaną zamordowani przez Niemców w Treblince). Przed kuchnią w Osuchowie wystawiany jest wielki kocioł z zupą, a Żydzi korzystają z możliwości posiłku (taki gest dobroci mógł kosztować życie).

Tylko bagaż osobisty

W styczniu 1945 r. Osuchów jest wolny od Niemców, ale wkraczają Sowieci, a wraz z nimi nowa okupacja. W Wielki Piątek 30 marca 1945 r. przychodzi do Osuchowa komisja rolna, która w imieniu „rządu lubelskiego” przejmuje cały majątek i wyrzuca Broel-Platerów na bruk. Mieszkańcy pałacu – Izabella, jej ojciec i zakonnica ze zgromadzenia oblatek Serca Jezusa, wiekowa już s. Katarzyna Pawlak, która od 1935 r. jest opiekunką duchową Izabelli – otrzymują nakaz wyjazdu poza granice powiatu w ciągu kilku dni. Mogą zabrać tylko rzeczy osobiste.

Izabella nie może znaleźć nowego miejsca. Dopiero w Derdach, w domu zakonnym magdalenek, słyszy od przełożonej: „Z otwartymi rękami – przyjmiemy was”. Wypędzeni z Osuchowa zajmują dwa pokoiki. Sytuację najbardziej przeżywa ojciec, który jest przywiązany do ziemi. Izabella nie załamuje się; gra na organach podczas mszy i uczy śpiewu dziewczynki z zakładu magdalenek.

Potem Izabella z ojcem i s. Katarzyną przenoszą się z Derd do Magdalenki; razem mieszkają na probostwie, a Izabella pracuje jako organistka. Na zakupy jeździ do stolicy. Goszczą ją tam jezuici, którzy żyją w zniszczonym Domu Pisarzy. „Czułam się jak w rodzinie” – wspominała.

W zimie zbiera, jak każdy wiejski organista w tym czasie, tzw. snopkowe na mąkę na chleb. Wygląda to tak, że idzie przez wieś obok furmanki, a chłopi wrzucają do niej snopki zboża. Izabella tworzy też kościelny chór z żołnierzy, którzy stacjonują przy radiostacji w Raszynie. Prowadzi kiosk z książkami i dewocjonaliami, które sprowadza od jezuitów. W Magdalence przeżywa dwa bandyckie napady.

Kozy na biurku

Chce znaleźć lepszą pracę. Z polecenia jednego z jezuitów latem 1946 r. zostaje przyjęta do Narodowego Banku Polskiego. Zapewniwszy ojcu opiekę w Magdalence, jedzie do Warszawy. Przy Kazimierzowskiej jest barak, w którym lokowano strażników bankowych i sprzątaczki. Izabella cieszy się, gdy dowiaduje się, że jeden „pokój” jest wolny. Sprowadza się do niego razem z s. Katarzyną: „Czułam się szczęśliwa, gdy wracając wieczorem z pracy widziałam światełko w oknie baraku i wiedziałam, że to już mój dom, i że mam staruszkę u siebie, tak zawsze dzielną, pogodną i gospodarną”.

Pokryty papą barak latem niemiłosiernie się nagrzewa, a zimą zamarza w nim nie tylko woda, lecz także atrament w kałamarzu. Izabella rozmyśla, jak sprowadzić do Warszawy krowę, owce i kozę, które zostały w Walendowie. Buduje małą oborę. Przychodzą w niej na świat kozy i jagnięta, które lubią wskakiwać na biurko w baraku. Ma też kurę i kotkę, która chroni ją przed szczurami.

Pracuje w wydziale personalnym NBP. Proponuje koleżankom i kolegom z pracy kupno dewocjonaliów i książek jako pamiątek po stratach wojennych. Spotyka się z zainteresowaniem – nie tylko pracowników, ale też dyrektorów. Dewocjonalia i książki pochodzą od jezuitów z Rakowieckiej, którzy prowadzą przy domu zakonnym małe stoisko: „Były to czasy stalinowskie, nie ułatwiające tego rodzaju akcji. Ale łaska Boża działała”.

Izabella otrzymuje od wizytek kilkanaście plakatów z ogłoszeniami o rekolekcjach, które mają się odbyć dla pracowników banku w kościele św. Anny. Należy tylko zawiadomić o tym dyrektora Witolda Trąmpczyńskiego. Ten się zgadza, ale zastrzega, że potrzeba też zgody władz administracyjnych. Wydaje się to niemożliwe, bo to partyjny beton. Mimo to Izabella idzie i pyta – i otrzymuje odpowiedź, że wymaga to zgody dyrektora banku. Ale tę już przecież mają. „Czyż to wszystko nie było kierowane Opatrznością Bożą?” – zapisze.

Rekolekcje wielkopostne odbywają się w ostatnie trzy dni przed Niedzielą Palmową. Będą kontynuowane co roku. Mszę odprawia i kazanie głosi prymas Stefan Wyszyński. Po pewnym czasie na jego polecenie rekolekcje rozszerzają się na wszystkich pracowników umysłowych w Warszawie. Prymas zwraca uwagę na Izabellę, zaprasza ją do udziału w Prymasowskiej Radzie Odbudowy Kościołów Warszawy. Do 1975 r. Izabella będzie w niej sekretarką.

Obcoklasowe pochodzenie

W latach 50. ks. Stanisław Mystkowski, proboszcz parafii św. Jakuba, w której mieszka Izabella (z baraku przeniosła się do sutereny przy Raszyńskiej), prosi ją o zorganizowanie kursu dla narzeczonych. To prawdopodobnie pierwszy taki kurs w stolicy i jeden z pierwszych w Polsce.

Izabella się zgadza. Udaje się zebrać prelegentów. Są wśród nich Maria Okońska, współpracowniczka prymasa Wyszyńskiego, i inżynier Edward Potworowski (w 1953 r. wstąpi do dominikanów, w latach 1982-85 będzie prowincjałem). Z kolei Andrzej Święcicki – były żołnierz AK i więzień w okresie stalinizmu, przyszły prezes Klubu Inteligencji Katolickiej w Warszawie – ma referaty o małżeństwie i wychowaniu dzieci. Robią podobno duże wrażenie, gdyż „jako młody, przystojny człowiek tematy te brał z własnego życia”. Sama Izabella opowiada o organizacji życia rodzinnego i gospodarowaniu domem.

Kursy są organizowane w parafiach św. Krzyża, św. Franciszka z Asyżu, św. Jakuba, w Wawrzyszewie (dzielnica Bielany) i we Włochach. Referaty, drukowane potem na powielaczu w kilkunastu egzemplarzach, są rozchwytywane przez księży i wygłaszane w innych parafiach. Współpracownik Izabelli, o. Julian Piskorek, notuje: „Dało to mocny impuls do obrony zagrożonej rodziny i katolickiego małżeństwa – akcji zorganizowanej potem w całej Polsce, ku radości Prymasa Tysiąclecia”.

Izabella zmienia pracę. Podejmuje się tłumaczeń w centrali handlu zagranicznego, później pracuje w Banku Handlowym, skąd zostaje zwolniona za „obcoklasowe pochodzenie”. Przenosi się do Centrali Zbytu Węgla, ale i tu dostaje wymówienie. W 1952 r. otrzymuje od jezuitów z Rakowieckiej propozycję objęcia wakującej posady organisty, a po utworzeniu parafii św. Andrzeja Boboli w 1954 r. zostaje jej sekretarką (będzie tu pracować do 1982 r.).

Po osiemdziesiątce uznaje, że może już „trochę odpocząć”. Ale nie lubi bezczynności, zostaje więc bibliotekarką w domu zakonnym przy Rakowieckiej.

W liście do generała zakonu prowincjał Prowincji Wielkopolsko-Mazowieckiej o. Stefan Dzierżek prosi o włączenie Izabelli Broel-Plater do zasług Towarzystwa Jezusowego.

Umiera 11 lipca 1989 r. Zostaje pochowana na cmentarzu parafialnym w Osuchowie, w rodzinnym grobie, razem z ojcem i matką. ©

Artykuł powstał na podstawie maszynopisu wspomnień Izabelli Broel-Plater, które są przechowywane w Archiwum Prowincji Wielkopolsko-Mazowieckiej Towarzystwa Jezusowego w Warszawie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 30/2018