Siła bezsilnego

W 1953 r. Kościół katolicki w PRL – autonomiczny, z nadal silnymi strukturami i majątkiem – był na tle „bloku wschodniego” istną zieloną wyspą. Ekipa Bieruta ściągnęła więc cugle polityki wyznaniowej. Celem stał się kardynał Wyszyński.

07.09.2013

Czyta się kilka minut

W ostatnim roku internowania izolacja, jakiej poddano kardynała Wyszyńskiego, nie była już tak surowa: na zdjęciu Prymas na spacerze w Komańczy; 1956 rok. / Fot. Stanisław Porębski / NAC
W ostatnim roku internowania izolacja, jakiej poddano kardynała Wyszyńskiego, nie była już tak surowa: na zdjęciu Prymas na spacerze w Komańczy; 1956 rok. / Fot. Stanisław Porębski / NAC

W ówczesnej Europie za „żelazną kurtyną” komuniści chcieli ubezwłasnowolnić Kościół i wykorzystać jego potencjał do budowy „czerwonego raju”. Aby łamać niepokornych duchownych, wykorzystywano całą paletę środków. Gdy nie wystarczała marchewka, sięgano (częściej) po kij. Aresztowania wysokiego rangą duchowieństwa były wpisane w tę logikę. Działania takie, prowadzone po 1945 r. w Czechosłowacji i na Węgrzech, dawały ekipie Bieruta – dotąd zajętej walką z legalną i nielegalną opozycją polityczną oraz „utrwalaniem” władzy – nadzieję na rozbicie siły i jedności Kościoła oraz pozbawienie go wszelkich praw.

Władze PRL uznały więc, że usunięcie ze sceny politycznej prymasa Stefana Wyszyńskiego pozwoli im pokonać ostatnią przeszkodę na drodze do podporządkowania dyrektywom państwa nie tylko całej organizacji kościelnej – w tym czasie jedynej legalnej instytucji, która ze względu na swe cele była oponentem systemu PRL – ale także ogółu społeczeństwa.

Na ostrzu noża

Przygotowanie gruntu do izolacji kardynała trwało co najmniej od początku 1953 r. W styczniu tego roku utworzono w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego (MBP) samodzielny pion do walki z Kościołem: Departament XI. W tym samym miesiącu odbył się proces księży z krakowskiej kurii, w którym zapadły drakońskie wyroki (w tym trzy kary śmierci, ostatecznie niewykonane).

9 lutego 1953 r. Rada Państwa PRL wydała dekret – fundamentalny dla realizacji celów komunistów – o obsadzaniu duchownych stanowisk kościelnych; dawał on państwu swobodę działania w ramach polityki personalnej wśród duchowieństwa. Przyparci do muru biskupi odpowiedzieli 8 maja memoriałem, którego stanowcze „Non possumus” broniło kościelne pryncypia i zarazem stawiało relacje państwo–Kościół na ostrzu noża. Niewykluczone zresztą, że taki był cel komunistów: eskalacja konfliktu pozwalała im legitymizować dalsze radykalne działania wobec duchownych.

W czerwcu 1953 r. Biuro Polityczne KC PZPR opracowało więc program skuteczniejszej niż dotąd walki z Kościołem. Na pierwszym miejscu znalazło się „demaskowanie” i polityczne izolowanie od wiernych „agresywnej, reakcyjnej i wrogiej” grupy hierarchów. Pozostałe punkty programu zakładały pozyskiwanie duchowieństwa do współpracy z PRL, uniezależnianie Kościoła w Polsce od Watykanu i sprowadzenie jego roli wyłącznie do pielęgnowania „chrześcijaństwa spod znaku zakrystii”.

Czerwony Kulturkampf

Preludium do izolacji Prymasa był pokazowy proces biskupa Czesława Kaczmarka z Kielc. Co ciekawe, do połowy czerwca 1953 r. Rada Ministrów Związku Sowieckiego (sic!) uznawała to działanie za niecelowe, a stawiane biskupowi zarzuty za niedostatecznie udokumentowane. Być może był to refleks względnej liberalizacji systemu, realizowanej wówczas przez ekipę Ławrientija Berii zaraz po śmierci Stalina. Ale gdy Berię usunięto, a do głosu doszedł Chruszczow, polityka wyznaniowa mogła wrócić na stare tory. Kieleckiego biskupa – po 33 miesiącach aresztu – skazano 22 września 1953 r. na 12 lat więzienia.

W tym samym czasie okazało się, że forsowany od dziewięciu lat komunistyczny „Kulturkampf” nie przynosi w Polsce nadzwyczajnych i oczekiwanych przez aparat władzy efektów. Nadziei nie spełniły ani represje (zwłaszcza te z lat 1949-53), ani bardziej wyrafinowane metody dzielenia duchowieństwa i świeckich.

Decydującą rolę w zmaganiach Kościoła z władzą PRL odgrywali charyzmatyczni prymasi: najpierw August Hlond, a po nim (od 1948 r.) Stefan Wyszyński. Komuniści dostrzegali centralizację polskiego Kościoła – w czym tkwiła jego siła i słabość zarazem – oraz zależność od prymasa jako jego zwierzchnika, którego pozycja została po 1945 r. dodatkowo wzmocniona przez specjalne pełnomocnictwa (facultates specialissimae) udzielone przez papieża. Na szczytach władzy uznano więc, że tylko izolacja kardynała Wyszyńskiego – środek ostateczny i świadczący, paradoksalnie, o dotychczasowej nieudolności państwa – pozwoli przełamać impas w walce z Kościołem. Oraz – co nie mniej ważne – udowodnić Moskwie, że opóźnienie na tym polu zostanie wreszcie nadrobione.

Aresztowanie

Los Prymasa został przypieczętowany 23 września 1953 r., gdy Sekretariat Biura Politycznego KC PZPR na czele z Bierutem zaakceptował wniosek o „zakazaniu kardynałowi Wyszyńskiemu wykonywania funkcji związanych z jego stanowiskami kościelnymi”.

Dzień później członkowie rządu podtrzymali tę decyzję i znów – używając eufemizmów – zlecili właściwym organom dopilnowanie, by Prymas natychmiast „opuścił Warszawę” i „zamieszkał” w wyznaczonym klasztorze, bez prawa do opuszczania go bez zgody władz. Był to akt bezprawny: prezydium rządu nie miało podstaw do wydania takiej decyzji. Znamienne, że podobne działania miały już precedensy – w czasach rozbiorów. W 1863 r. abp Zygmunt Szczęsny Feliński został zesłany na Syberię, w 1874 r. Prusacy internowali prymasa Mieczysława Ledóchowskiego, a w 1944 r. Niemcy zastosowali taką represję wobec Hlonda.

Jednak nadal nie wiemy, mimo upływu 60 lat od aresztowania kardynała Wyszyńskiego, kto był rzeczywistym inspiratorem tej decyzji. Logika systemu decyzyjnego w „bloku” podpowiada, że karty rozdawał Kreml. Ale niektóre świadectwa wskazują, że była to wewnętrzna decyzja władz PRL, która wyszła bezpośrednio od Bieruta.

Aresztowania dokonali w nocy z 25 na 26 września 1953 r. funkcjonariusze MBP. Mimo oporów kardynał Wyszyński umieścił swe inicjały pod uchwałą prezydium rządu o jego izolacji. Według relacji jednego z ubeków zbladł przy tym, drżały mu ręce i głos, „starał się jednak wykazywać, że jest na takim szczeblu, że jest prymasem, że nie dotyczą go żadne zarządzenia”. Prymas skorzystał jeszcze z możliwości podpisania dekretów i odpowiedzi na ważne pisma dotyczące spraw Kościoła. 26 września o godzinie 0.50 kolumna aut z aresztowanym ruszyła spod Pałacu Prymasowskiego na północ – w stronę klasztoru kapucynów w Rywałdzie. Kolejnymi miejscami jego izolacji będą Stoczek Warmiński, Prudnik i Komańcza.

Zapomnieć o prymasie

Partyjna wierchuszka miała powody do radości. Obok Prymasa jesienią 1953 r. ośmiu hierarchów było więzionych, internowanych lub przebywało na wygnaniu ze swych diecezji. Byli to: Stanisław Adamski, Antoni Baraniak, Eugeniusz Baziak, Herbert Bednorz, Lucjan Bernacki, Juliusz Bieniek, Czesław Kaczmarek i Stanisław Rospond. Aresztowanie Wyszyńskiego – „asa pik” w tym gronie – zamykało symbolicznie komunistyczny okres „burzy i naporu”. Było też przełomem otwierającym przed władzami perspektywę głębokiej i skutecznej ingerencji w życie wewnętrzne Kościoła, w czym decydującą rolę miała odegrać realizacja dekretu z 9 lutego 1953 r.

A sterroryzowani wierni świeccy i duchowni milczeli. W 1953 r. – i później, do 1956 r. – mało kto miał odwagę protestować przeciw izolacji Prymasa. MBP odnotowało, że zainteresowanie „sprawą Wyszyńskiego” i zmianami w episkopacie szybko osłabło. Skala oporu była nikła; kolportowano ulotki przeciw internowaniu kardynała, wypisywano hasła na murach, uprawiono szeptaną propagandę. Stalinowska noc zrobiła swoje.

Nie protestowali też biskupi, którzy pod presją władz wybrali na przewodniczącego Konferencji Episkopatu biskupa Michała Klepacza, a następnie (28 września) podpisali serwilistyczną wobec PRL deklarację – i wydali komunikat, w którym pozorowali normalizację relacji państwa z Kościołem. W ówczesnych warunkach wzięła górę Realpolitik (czy mogło być inaczej?), której istotę oddają słowa biskupa Zygmunta Choromańskiego z października 1953 r.: „Trzeba raz skończyć z tym zajmowaniem się prymasem i biadoleniem, przecież Kościół musi żyć i pracować, trzeba zapomnieć o prymasie i patrzeć rzeczywistości w oczy”.

W grudniu 1953 r. episkopat podpisze ślubowanie wierności PRL. Wymowę tego dokumentu dzieliła od memoriału „Non possumus” przepaść, choć ten ostatni powstał nieco ponad pół roku wcześniej. Nie bez racji warszawska ulica nazywała wtedy Kościół „Centralnym Zarządem Dusz”. Po latach Prymas gorzko wypomni, że w godzinie próby upomnieli się o niego tylko „Niemiec i pies”. Chodziło o wikariusza kapitulnego z Olsztyna ks. Wojciecha Zinka, który jako jedyny z wyższych duchownych – mimo presji (także episkopatu) – nie zgodził się przesłać podległym sobie kapłanom deklaracji i komunikatu biskupów oraz oświadczenia rządu w sprawie izolacji kardynała. A owczarek Baca ugryzł jednego z ubeków aresztujących Prymasa.

***

Wyszyński wróci na Miodową po trzech latach, okryty sławą więźnia sumienia. Paradoksem historii było, że decyzję o jego zwolnieniu wydali niemal ci sami partyjni dygnitarze, którzy wcześniej zdecydowali o jego aresztowaniu. Tym razem podjęli walkę o swoje polityczne „być albo nie być”.

W październiku 1956 r. Prymas udzieli kredytu zaufania ekipie Gomułki – nie będzie podgrzewał nastrojów i antagonizował społeczeństwa, wezwie do udziału w zaplanowanych na styczeń 1957 r. wyborach – co uratuje ją przed upadkiem. Decyzja ta zapobiegnie powtórzeniu się w Polsce „wariantu węgierskiego” – w tym czasie trwało na Węgrzech antykomunistyczne powstanie, utopione w morzu krwi po sowieckiej interwencji.

Ale Gomułka szybko zapomni o pomocy kardynała – i już w 1958 r. przejdzie do antykościelnej kontrofensywy. Czy można się było łudzić, że będzie inaczej? 

Dr BARTŁOMIEJ NOSZCZAK jest historykiem, specjalizuje się w dziejach najnowszych Polski. Redaktor „Przeglądu Archiwalnego IPN”, pracuje w IPN w Warszawie. Autor książki o polityce wyznaniowej PRL w latach 1953-56.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2013