Siewca

Duchowa rewolucja Jana Pawła II, z której początkowo nie zdawaliśmy sobie sprawy, dziś stopniowo przynosi owoce.

16.10.2018

Czyta się kilka minut

Tegoroczny [2009] Dzień Papieski to 31. rocznica wyboru kard. Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową. Czym jest ta rocznica dla tych, którzy tamten dzień przeżyli jako ludzie dorośli, a czym dla tych, dla których JP2 był synonimem słowa „papież”, bo innego nie znali? Czym te rocznice będą za lat 10, 20, 100? Intensywność jego obecności w naszym życiu, w życiu Polski, w życiu Kościoła i świata oraz intensywność jego nieobecności nasuwają pytanie: co zostanie?

Jan Paweł II odnowił oblicze Kościoła. Jego dziedzictwo to nowa duchowość, która ukazuje sposób bycia chrześcijaninem dzisiaj: odważnie przeżywać swój czas i żyć wiarą, która się nie obawia konfrontacji ze światem. Żeby to zobaczyć, trzeba wykonać pracę taką, jaką mógłby wykonać historyk za lat 50: pominąć w pontyfikacie rzeczy nieistotne, małe polemiki, stare uprzedzenia. To, co zrobił ten papież, jego czyny i słowa, to przecież precyzyjna i konsekwentnie realizowana wizja.

Długo nie zauważaliśmy, że całe zaangażowanie Jana Pawła II zmierzało do tego, aby przez próg tysiąclecia Kościół przeszedł oczyszczony. Wiele daje do myślenia jego duchowy testament. Zaczął go pisać wkrótce po wyborze, 6 marca 1979 r. Potem, co roku, podczas wielkopostnych rekolekcji, uzupełniał tekst, dokonując refleksji nad minionym czasem i rozliczenia z własnym sumieniem. Są tam notatki dotyczące osobistych przeżyć i wydarzeń z życia świata i Kościoła: o zamachu na jego życie, o upadku komunizmu, o ewentualności dymisji. Ostatnia pochodzi z początku Roku Świętego 2000. I koniec. Jakby uważał, że z Jubileuszem jego misja dobiegła końca. Prawda, Bóg dał mu jeszcze inne zadania, które wypełniał przez kolejne pięć lat – ale do testamentu niczego już nie dopisywał...

Druga sprawa to przejście od Kościoła klerykalnego, instytucjonalnego, hierarchicznego do Kościoła komunii, Kościoła świeckich. Można to porównać z rewolucją, którą w średniowieczu było pojawienie się zakonów żebraczych: przejścia od Kościoła mnichów do Kościoła braci idących do ludzi. Tę wizję Kościoła przyniósł z Polski, z Krakowa – wizję Kościoła, którego droga wiedzie przez człowieka; wizję bardzo chrystocentryczną.

Kościół przestał być Kościołem moralizującym, w którym życie chrześcijańskie ogranicza się do kwestii etycznych i jest regulowane abstrakcyjnymi, formalnymi zasadami. Nie jest już Kościołem „cichej schizmy”, w której wielu oddaliło się od wiary przez zaniechanie praktyk religijnych. Dzięki katechezie Jana Pawła II o teologii ciała, a ostatnio dzięki encyklice Benedykta XVI „Deus caritas est”, toruje sobie drogę propozycja moralna oparta na zbawczym planie Boga Ojca, wymagającego, ale i miłosiernego, stawiającego na dojrzałość sumienia każdego wiernego.

Czy to wszystko okazało się skuteczne? Postawiłem kiedyś pytanie, w jakiej mierze wspólnota katolicka przyjęła ten nowy obraz Kościoła, który Jan Paweł II jeśli nie urzeczywistnił w pełni, to przynajmniej nakreślił i żył nim osobiście.

Być może ten obraz pozostał na poziomie ideału i projektu. Nie jest tajemnicą, że niektóre propozycje papieża w trybach kurialnej machiny poddano istotnym korektom – nawet nie z chęci sprzeciwu, ale z powodu naturalnej, stosowanej przez instytucję ochrony. Nie jest też tajemnicą, że prorocze przedsięwzięcia Karola Wojtyły – takie jak słynne „mea culpa” – nie zawsze miały konkretne konsekwencje, czyli nie posłużyły do radykalnej zmiany klimatu i sposobu myślenia ludzi Kościoła.

Nie należy się oburzać. Rewolucje, szczególnie duchowe, czeka długa droga, zanim zdołają przeniknąć sumienia, a tym bardziej struktury. On o tym wiedział i szczególnie się nie przejmował. Czuł się pasterzem, biskupem, a nie człowiekiem władzy.

Widzę jak to, co posiał, dziś wzrasta. 30 lat temu z innymi religiami niemal się nie rozmawiało. Spotkanie międzyreligijne, takie jak w tym roku w Krakowie, było trudne do pomyślenia. Zwykliśmy rozróżniać między dialogiem ekumenicznym a międzyreligijnym. On zaś wyszedł z założenia, że trzeba pomóc innym religiom odnaleźć to, co jest ich prawdziwą misją – misją budowniczych pokoju.
Albo obecność kobiet. Nawet jeśli są nadal dyskryminowane, to dziś Kościół czuje się zobowiązany do odnajdywania aspektu macierzyńskiego u Boga, przez co już nie tylko naucza, ale staje się bardziej miłosierny.

Zresztą kiedy dziś patrzę na lud Boży w rejonach „najniższych”, stawiam sobie pytanie: czy jest on taki, jaki był 30 lat temu? I myślę, że nie, przynajmniej w jakiejś cząstce. Weźmy Światowe Dni Młodzieży. Episkopaty amerykański, a potem francuski były nastawione sceptycznie: po co on przyjeżdża, i to w lecie? Ludzie nie przyjdą. A przyszli. We Francji od Dni rozpoczęło się odrodzenie wiary. Duch Święty, pisał, odpowiadając na wymogi czasu posyłał ludzi, których Kościół potrzebował.

Młodzi słyszeli od niego słowa, których nie słyszeli od rodziców: wymagające, jak te o powinnościach, nie tylko o prawach. Owszem, młodzi z czasem przestają być młodymi, starzeją się, ale faktem pozostawało nowe ciśnienie, nowe nastawienie Kościoła, który zaczął być słyszany tam, gdzie dawniej nie docierał. A teraz mamy już drugie pokolenie młodych Jana Pawła II – to, które zna starego papieża, wspartego na lasce. Podziwia go, mówi: „nasz papież”.

„Papież, który nie umiera”: idea napisania książki o jego dziedzictwie zrodziła się we mnie w wyniku dwóch wydarzeń. W ubiegłym roku na poświęcone Janowi Pawłowi II spotkanie w bazylice Santa Maria in Trastevere zaprosiłem pana Franciszka, prostego człowieka, który codziennie przyjeżdżał ze swojej wsi pod Rzymem do Watykanu i sprzątał papieski apartament. Rano, w dniu śmierci papieża, zaproszono go do łoża chorego i Jan Paweł II w milczeniu położył mu rękę na głowie. Kolejną zaproszoną na spotkanie w bazylice była pielęgniarka, która czuwała przy nim do chwili śmierci. Ich opowieści były przejmujące. Nazajutrz byłem na podobnym spotkaniu w mieście Lucca. Ledwie wszedłem na salę, padło pytanie: „Dlaczego Jan Paweł II był wielki?”. Wtedy opowiedziałem o tamtych dwojgu. I dodałem: on sprawiał, że ci, którzy się z nim zetknęli, stawali się wielcy.

Całkiem niedawno poszedłem do jego grobu. W pamięci odżyły wspomnienia spotkań, rozmów, żartów, uśmiechu. Wtedy zobaczyłem kobietę z małym dzieckiem, która dziecko podniosła i chwilę trzymała nad grobem, coś przy tym półgłosem mówiąc. Zauważyła, że na nią patrzę. „Nie jestem wariatką – powiedziała. – Papież jest żywy. Długo nie mogłam mieć dzieci. On mi pomógł modlitwą. Nie mówię, że to cud, to natura, ale on się tym zainteresował, więc przyszłam podziękować i pokazać mu dziecko”.

Ktoś powie, że także inni papieże nie umierają, że żyją w swoim nauczaniu. To prawda, ale tu jest coś innego. Jest coś, co on zasiał, co nie może ulec rozkładowi. Dziś tłumy garną się do Benedykta XVI, bo Jan Paweł II stworzył nowy wizerunek papiestwa. Zmniejszył dystans. Dawniej niebiosa były daleko.

Bardzo liczni są ci, dla których pontyfikat Jana Pawła II stał się ważnym duchowym doświadczeniem. Dobrze, że powstają szpitale jego imienia, pomniki, ale sentymenty z czasem wygasną. Źle by się stało, gdyby postać Jana Pawła II została przez hagiografię spłaszczona, gdyby historia jego pontyfikatu została pozbawiona elementu dramatycznego, oczyszczona z klęsk, pomyłek, rozczarowań.

Ludzie wędrują do grobu papieża i co znajdują po powrocie do swoich parafii? Nie, nie może nadal istnieć Kościół, który wytwarza swego rodzaju hominem sovieticum, człowieka, który nawykł nie mieć własnej odpowiedzialności i od księdza oczekuje podjęcia za niego decyzji.

Od chwili, gdy Jan Paweł II powiedział „mea culpa”, nie można już grzeszyć w ten sposób: grzechami zaniedbania, niesprawiedliwości. Jest coś, co zasiał. Jego życie stało się świadectwem.  ©

Not. ABO

„TP” 42/2009

GIAN FRANCO SVIDERCOSCHI (ur. 1936) jest włoskim pisarzem i watykanistą o polskich korzeniach. Był m.in. korespondentem podczas Soboru Watykańskiego II, przez wiele lat pracował w „L’Osservatore Romano”. Autor książek o Janie Pawle II, m.in. zapisu wspomnień papieża pod tytułem „Historia Karola Wojtyły”, na podstawie których powstały scenariusze filmów „Karol. Człowiek, który został papieżem” oraz „Karol. Papież, który pozostał człowiekiem”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Historia 1/2018