Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Pod hasłami „Zatrzymać zdradę, obronić konstytucję” już szósty tydzień trwają w Belgradzie i innych miastach Serbii masowe demonstracje przeciwko prezydentowi Aleksandrowi Vučiciowi, najbardziej wpływowemu politykowi na Bałkanach. Zarzuty – o despotyczny styl sprawowania urzędu i ograniczanie wolności mediów – powtarzają się od dawna. Nowością jest skala protestów. Pierwszy raz od 2000 r. (obalenia Slobodana Miloševicia) przeciw władzy jednoczą się lewica i prawica. Demonstracje rozpoczęły się w listopadzie po tym, gdy w mieście Kruševac „nieznani sprawcy” pobili jednego z polityków opozycji.
Prezydent Vučić zapowiada, że nie ustąpi, nawet jeśli na ulice wyjdzie 5 mln ludzi (populacja Serbii to ok. 6 mln). Ma powody, by czuć się pewnie: z 53 proc. poparcia jego Serbska Partia Postępowa (SNS) nie ma w polityce konkurentów. Jego przypadek – polityka formalnie proeuropejskiego, w praktyce hołubiącego porządki autorytarne – coraz częściej porównuje się do Viktora Orbána, premiera sąsiednich Węgier. ©℗