Scenariusze interwencji

Co się stanie, gdy Ameryka uderzy? Opcji jest kilka. Pierwsza: sytuacja w Syrii i regionie się nie zmienia. Druga: realizuje się „scenariusz iracki”. Trzecia: cały region staje w ogniu.

07.09.2013

Czyta się kilka minut

Bab al-Hawa w północnej Syrii, obóz dla uciekinierów z terenów ogarniętych walkami (na zdjęciu: matka z synem – odbicie w zbiorniku z wodą). / Fot. Bulent Kilic / AFP / East News
Bab al-Hawa w północnej Syrii, obóz dla uciekinierów z terenów ogarniętych walkami (na zdjęciu: matka z synem – odbicie w zbiorniku z wodą). / Fot. Bulent Kilic / AFP / East News

Barack Obama chce tej interwencji: „chirurgicznej”, wymierzonej w punktowe cele, niemal jak w grze komputerowej. Taki jej obraz wyłania się z jego przemówień. Obama skupia się na jej przyczynach: atak gazowy, dokonany – według wszelkich przesłanek i dotychczasowych dowodów – przez władze Syrii na przedmieściach Damaszku 21 sierpnia, który zabił tysiąc, może tysiąc czterysta osób.

Znamienne natomiast, że Obama nie mówi wiele o jej skutkach – bo te są niemal całkowicie poza kontrolą. Możliwe są wszelkie scenariusze, z wyjątkiem jednego: ustanie walk. I druga rzecz znamienna: tej interwencji boją się wszyscy, także jej zwolennicy, którzy traktują ją jak zło konieczne.

Odliczanie

Nie wiadomo, kiedy ona nastąpi. Nie wiadomo, jak się na nią przygotować, zwłaszcza, gdy jest się mieszkańcem Syrii albo sąsiedniego Libanu – połączonego z Syrią nierozerwalną pępowiną historii i polityki. Gdy zamykaliśmy ten numer „Tygodnika”, wszyscy oczekiwali na poniedziałek 9 września, kiedy to po wakacyjnej przerwie miał zebrać się Kongres USA, aby – tak szybko, jak to możliwe – głosować nad interwencją. W minioną środę poparcia dla interwencji udzieliła – kluczowa w tej sprawie – Komisja Spraw Zagranicznych Senatu (izby wyższej Kongresu), co tym bardziej mogło skłonić członków Kongresu do poparcia Obamy.

Z tych faktów można spokojnie odpytać syryjskie dzieci. Znają je w szczegółach, bo to one decydują o ich być albo nie być. Znają je – jeśli nie z mediów, to z nieustannych rozmów dorosłych. Na Bliskim Wschodzie analitykiem politycznym zostaje się już w dzieciństwie, nie trzeba kształcić się na uczelniach. Najlepszą szkołą jest codzienność.

Senacka komisja przygotowała szkic rezolucji, regulującej zasady użycia siły przez wojska USA w Syrii: działania mają być ograniczone do interwencji z powietrza i wody, bez użycia wojsk lądowych; mogą trwać góra 60 dni; prezydent może je przedłużyć o kolejne 30 dni, ale tylko jednorazowo; uderzenia mają być wymierzone w ściśle określone instalacje wojskowe. Ale na razie, gdy zamykaliśmy ten numer „TP”, rezolucję poparło tylko dziesięciu senatorów; siedmiu było przeciw.

Można sądzić, że w podobnej proporcji rozłożą się głosy w Kongresie – i wówczas Obama dostanie to, czego chce, ale tylko niewielką większością głosów. Jego doradcy zapowiadają, że bombardowanie potrwa tylko kilka dni.

Nowa mapa Syrii

Tymczasem Syryjczycy – ci z terenów kontrolowanych przez reżim – umierają ze strachu. Finansowo wyczerpani, emocjonalnie okaleczeni – nie wiedzą, czy akcja USA nie uderzy także w nich. Bezpośrednio (w języku wojskowych: straty uboczne) albo pośrednio, gdy rozwścieczony jak ranne zwierzę reżim zacznie walić na oślep, czyli w nich. Jedno jest pewne: uderzenie USA nie przyniesie końca walk ani nie uspokoi sytuacji w regionie.

Amerykańskie uderzenie też jest swego rodzaju działaniem na oślep: wiadomo, że ma ukarać i osłabić reżim. Ale nie wiadomo, kogo ma wzmocnić, bo w dzisiejszej Syrii, tej z września 2013 r., nie ma jednego antyreżimowego frontu. Jest za to wiele frontów. Uderzenie może więc pomóc Wolnej Armii Syryjskiej – złożonej z syryjskich ochotników i dezerterów. Ale może też pomóc islamistycznym bojówkom z Frontu Nusra (arab. Dżabhat al-Nusra) i Islamskiego Państwa w Iraku i Syrii (arab. al-Dałlat al-Islamijat fi Irak wa Szam; w potocznym skrócie „daesz” lub „dajesz”).

Wzmocnienie dżihadystów – i tak już w dużej mierze sprawujących kontrolę na północy kraju – jest groźne, bo choć ich pierwszym celem jest reżim, to drugim jest zaprowadzenie ultrakonserwatywnych porządków w Syrii. A trzecim – uderzenie w proamerykańskie, „sprzedajne” i głęboko znienawidzone przez islamistów Królestwo Jordanii. Oraz na – równie znienawidzony przez nich – Izrael.

Dżihadystów nie obchodzi, że Syryjczycy ich nie chcą, że urządzają przeciw nim demonstracje, że nie poczuwają się do ich (wypaczonej) interpretacji islamu. Na kontrolowanych przez siebie terenach aresztują nieposłusznych, niektórym pokazowo odcinają głowę. Ich więzienia niewiele różnią się od więzień reżimu – z tą różnicą, że u nich Koran trzeba znać śpiewająco, a w reżimowych trzeba było udawać, że nigdy nie miało się go w rękach (w 1982 r. reżim zmasakrował islamistów, głównie z Bractwa Muzułmańskiego).

Dżihadyści przyjechali tu z Afryki Północnej, Kaukazu, Afganistanu, aby wyswobodzić Syrię. Ale nie dla Syryjczyków, tylko na własne potrzeby. Nie mówią po arabsku w ogóle albo tylko książkowym arabskim; rzucają cytatami z Koranu i narzucają surowe porządki. Na północy – w prowincjach Idlib, Aleppo, Raqqa – mozolnie wykrawają z Syrii swe państewko.

Gdzieś między połaciami kontrolowanymi przez dżihadystów są wysepki kontrolowane przez Wolną Armię Syryjską – położone trochę bliżej centrum kraju i terenów pozostających pod władzą reżimu. Prócz Damaszku, Baszar al-Asad kontroluje położoną na wybrzeżu prowincję Latakii, obejmującą Góry Alawitów (stąd wywodzą się kluczowe postacie reżimu).

Są też jeszcze Kurdowie, w północno-zachodnim rogu Syrii. Dzięki obecności bojówek przybyłych z Turcji i Irackiego Kurdystanu, pracują na swój przyszły Syryjski Kurdystan.

Zostaje wreszcie syryjskie południe: tu wciąż trzyma się armia rządowa. Ale nie wiadomo, czy utrzyma się długo, jeśli dojdzie do zachodnich nalotów.

Scenariusz iracki

Podobno Amerykanie nie chcą popełnić tego samego błędu, jaki popełnili w Iraku: nie chcą rozbijać w drobny mak armii, która – po możliwym upadku reżimu – miałaby zapanować nad sytuacją w kraju. W Iraku armia została zniszczona, i także dlatego bojownicy Al-Kaidy mogli się tam łatwo i komfortowo zadomowić. Irakiem do tej pory – ostatnio nawet coraz bardziej niż zaraz po interwencji USA – targają eksplozje i przemoc na tle wyznaniowym.

Ale w Syrii taki „scenariusz iracki” – nawet przy najbardziej „chirurgicznym” uderzeniu – nie jest wykluczony. Gdy reżim upadnie, jego armia może się rozproszyć. Może nawet pojawią się kolejne, nowe fronty, a siły walczących się wyrównają. Co jeszcze nasili walki, zwiększy liczbę cywilnych ofiar i uchodźców. Siłą rzeczy Amerykanie wejdą po raz drugi do tej samej rzeki – nawet jeśli ich żołnierze nie wylądują na syryjskiej ziemi.

Jest też możliwe, że regionalni gracze, zwłaszcza Iran, nie będą spokojnie przyglądać się, jak Amerykanie próbują położyć rękę na Syrii, którą Teheran uważa za swoją strefę wpływów. Przecież Iran wysyła Asadowi nie tylko pół miliarda dolarów miesięcznie, ale też swych bojowników – irańskich i tych z kontrolowanego przez Teheran libańskiego Hezbollahu. Teheran ma wiele sznurków, których pociągnięcie może podpalić Liban i Izrael, a może też inne miejsca, tak aby Syria była tylko jednym z pól bitwy. W Izraelu się tego obawiają, podobnie w Libanie. Dziś w regionie trudno cokolwiek planować, budować, inwestować bez obawy, że za chwilę zostanie to zmiecione z powierzchni.

***

Jest jeszcze jedna możliwość: Amerykanie przeprowadzą serię uderzeń, spłonie trochę instalacji wojskowych, ale reżimowi to specjalnie nie zaszkodzi – i Syria nadal będzie się wykrwawiać, przez miesiące, a może lata.

A który z tych scenariuszy jest najbardziej prawdopodobny? O to warto by zapytać syryjskie dzieci.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2013