Sama prawda

Idąc ulicą okupowanej Warszawy z Adolfem Bermanem, zorientował się, że prawie wszyscy przechodnie rozpoznają w jego towarzyszu Żyda. Przyzwoitość nie pozwoliła mu odejść.

07.05.2015

Czyta się kilka minut

Nieczęsto się zdarza, by widownia słuchała w napięciu przemówienia w niezrozumiałym dla większości słuchaczy języku. Ale nie tym razem. Uwaga słuchających była skoncentrowana na słowach mówcy, zanim zostały przetłumaczone na angielski – tak wspominam jedno z wystąpień Władysława Bartoszewskiego w USA (na przełomie minionego i obecnego stulecia kilkakrotnie gościł w Waszyngtonie w The United States Holocaust Memorial Museum, gdzie jego wykłady były głównym punktem programów upamiętniających „Żegotę”, Irenę Sendlerową oraz innych Sprawiedliwych).

Był porywającym mówcą. Kiedy wspominał o tym, co przeżył i pamiętał z lat okupacji, mówił zawsze o sprawach ważnych i z taką pasją, że zrozumienie sensu słów było tylko dopełnieniem tego, co każdy i tak czuł z samego ich brzmienia. Był zaangażowanym świadkiem historii, rozumiał znaczenie obserwacji naocznego świadka i umiał te obserwacje oddzielić od analizy historyka, którym przecież także był. Zwykł mówić: „To, co ja mówię, jest nudne, ja stale mówię to samo, bo ja mówię prawdę, a prawda jest jedna i ta sama”. Powtarzał więc „tę prawdę” od zawsze, nawet wtedy, kiedy było to niebezpieczne lub ignorowane przez resztę. Co najmniej dwie jego publikacje historyczne, wydane jeszcze w latach 60., są do dziś podstawowym źródłem wiedzy o niemieckiej okupacji i losie Żydów: „Ten jest z ojczyzny mojej” oraz „Warszawski pierścień śmierci 1939–1944”.

Muzeum nagrało z nim kilka wywiadów, które są dostępne w naszych zbiorach. Mówił w nich o swojej wojennej działalności, o strukturach ruchu oporu i o Polskim Państwie Podziemnym, o relacjach z innymi współpracownikami Biura Informacji i Propagandy AK, o kontaktach z Żydami, którym pomagali, ale też o obezwładniającym strachu, współczuciu dla innych cierpiących, obawie o bezpieczeństwo najbliższych. W opowieści o spotkaniu z Adolfem Bermanem w ciemnej kafejce w sercu wojennej Warszawy, w 1943 r., przekazał okrutną grozę tych lat. Po jego zakończeniu Berman zaproponował, by poszli razem, skoro udają się w tym samym kierunku. Bartoszewski zdawał sobie sprawę, że Berman miał bardzo żydowski wygląd i że pojawienie się z nim w samym środku dnia może być niebezpieczne dla nich obu, ale nie odmówił. Przyzwoitość mu na to nie pozwalała. Na ulicy szybko się zorientował, że prawie wszyscy przechodnie albo odwracają głowę, albo mijają ich w pośpiechu. Wtedy zimny pot oblał mu plecy. Teraz wystarczyłby jeden skory donosiciel, aby ta „przygoda” zakończyła się tragicznie dla nich obu. A mimo to, mimo potwornego strachu, przyzwoitość nie pozwoliła mu uciec i wspólnie kontynuowali przechadzkę. Poczucie przyzwoitości było zawsze jego kierunkowskazem.

Bartoszewski opowiadał też o wieczornych przechadzkach z innym żydowskim działaczem politycznym, bundystąLeonem Feinerem. Wspominał zabawne zdarzenie (jedno z wielu, bo zawsze lubił anegdoty i żarty, nigdy nie poddawał się smutkowi czy zobojętnieniu): obaj mieszkali niedaleko od siebie na Żoliborzu, lubili się i mimo różnicy pokoleń rozumieli świetnie. Feiner wyglądał jak polski szlachcic i nigdy nie było obawy, że zostanie zadenuncjowany na ulicy. Kiedyś, podczas wieczornego spaceru, powiedział: „Panie Ludwiku – pod takim pseudonimem znał Bartoszewskiego – nie wiem, czy jest to bezpieczne dla mnie pokazywać się z panem na ulicy. Z tym pańskim nosem wygląda pan na Żyda”...

Jako 19-letni chłopak Bartoszewski został więźniem Auschwitz. Rodzina próbowała wyciągnąć go z obozu dzięki interwencji Czerwonego Krzyża, gdzie pracował w chwili aresztowania. Mimo zapewnień najbliższych, aż do momentu opuszczenia obozu nie wierzył, że uda mu się wydostać – wiedział, że zwolnienie z tego piekła naprawdę zależy od widzimisię jakiegoś esesmana, który akurat będzie miał dyżur. Pobyt w obozie ciężko go doświadczył, ale mimo to, będąc w pełni świadomy konsekwencji wpadki, zdecydował się działać w podziemiu i pomagać tym, którzy najbardziej tego potrzebowali – to znaczy Żydom.

Bartoszewski czuł w sobie obowiązek bycia strażnikiem pamięci. Już w latach 60. mówił o Zagładzie, przekazywał następnemu pokoleniu prawdę o tragedii Żydów, której był świadkiem, choć nie było to wcale mile widziane przez władze komunistycznej Polski. Od początku lat 90. z kolei przewodniczył Międzynarodowej Radzie Oświęcimskiej i swoim autorytetem spowodował, że jej oświadczenia i opinie stały się najważniejszym głosem w sprawach pamięci o Zagładzie i stosunkach polsko-żydowskich. Po mistrzowsku przez lata prowadził zażarte nieraz spory o gesty i słowa. Dbał, by miejsca pamięci zachowały swą autentyczność historyczną i służyły edukacji. Jego głos był jednym z tych, dzięki którym nazwa Auschwitz stała się synonimem Holokaustu na całym świecie.

Zawsze był przyzwoitym człowiekiem, który czuł i wywiązywał się z obowiązku pamiętania i chronienia prawdy. Z pasją walczył o rzeczy ważne dla niego i był w stanie zaszczepić tę pasję w następnych pokoleniach. Dlatego The United States Holocaust Memorial Museum w 2013 r. (ważnym roku 20-lecia istnienia) wybrał właśnie jego laureatem swojej dorocznej nagrody im. Eliego Wiesela.

Jego głosu prawdy i świadka historii będzie nam teraz brakować. ©

JACEK M. NOWAKOWSKI jest dyrektorem ds. Zbiorów w The United States Holocaust Memorial Museum.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2015

Artykuł pochodzi z dodatku „Bartoszewski