Salamandra w ogniu

"Malinę" można czytać jako opowieść o kobiecie szukającej oparcia w mężczyznach, oddającej się miłości, która w końcu doprowadza do samozniszczenia.

02.08.2011

Czyta się kilka minut

To nie jest łatwa książka: zamiast spójnej narracji - oderwane sceny, obrazy, gąszcz myśli. Sama struktura powieści odzwierciedla wewnętrzny chaos narratorki, którą dręczą lęki i niemożliwość miłości. Wydana po raz pierwszy w 1971 r. "Malina" jest pierwszym i jedynym ogłoszonym za życia Ingeborg Bachmann ogniwem powieściowego cyklu "Todesarten" ("Rodzaje śmierci"), z którym autorka zmagała się przez ponad dziesięć lat. Wydaną po raz pierwszy po polsku w 1975 r. w przekładzie Sławomira Błauta powieść wznawia a5, które kilka miesięcy temu opublikowało "Czas serca", korespondencję austriackiej pisarki z poetą Paulem Celanem. Dobrze, że te dwie publikacje pojawiają się razem - związek Bachmann z Celanem długo pozostawał nieznanym kontekstem dla wzbudzającej żywe kontrowersje "Maliny", którą autorka określała jako wyimaginowaną, duchową autobiografię.

Książka jest prezentem dla czytelników, których po lekturze korespondencji z Celanem zaciekawiła postać pisarki. Listy do Celana są wstrząsającym świadectwem rozdartej, ale zarazem mocnej osobowości i siły uczucia pomimo wszystko. "Malinę" można czytać jako drugie skrzydło portretu - opowieść o kobiecie szukającej oparcia w mężczyznach, oddającej się miłości, która w końcu doprowadza do zniknięcia, samozniszczenia.

Snujące opowieść "ja" to pisarka, zakochana w Ivanie, urzędniku węgierskiego pochodzenia. Na jego telefony czeka z utęsknieniem, pragnie dla niego gotować, aby go do siebie przywiązać, i chodzi do wesołego miasteczka z jego dziećmi. On zaś jest często zajęty, lecz nawet jego krótka wizyta "porusza rzeczywistość na nowo". Wielką, pełną bólu miłość Ivan traktuje raczej lekko; kochankowie opowiadają sobie "tylko to, co dobre, i czasem coś, żeby się wspólnie pośmiać". Ukochany z rozbawieniem czyta fragment maszynopisu zatytułowany "Rodzaje śmierci" i proponuje, żeby pisała bardziej radośnie. Na stałe pisarka mieszka jednak z Maliną, historykiem, niespełnionym autorem i wysokiej rangi urzędnikiem państwowym. Nie są małżeństwem, choć często za nie uchodzą. Malina jest partnerem kobiety, który zapewnia jej poczucie bezpieczeństwa i domową rutynę. Jest zarazem drugą stroną jej osobowości, jak się okazuje, ciemną i podszytą przemocą. Jego tolerancję i spokój narratorka tłumaczy sobie ścisłym zżyciem: "wydaje mi się wtedy, że jego spokój wypływa stąd, iż jestem dla niego zbyt nieważnym i zbyt znanym »ja« jak gdyby on wydzielił mnie z siebie, odpadek, zbyteczne wcielenie".

Prowadzącą podwójne życie kobietę niepokoi brak zainteresowania kochanków sobą nawzajem. Ivan ucisza ją, nie obchodzi go tłumaczenie się. "Mogę zrozumieć, że Ivan nie interesuje się Maliną. Zachowuję zresztą środki ostrożności, żeby jeden drugiemu nie wchodził w drogę. Ale nie bardzo rozumiem, dlaczego Malina nigdy nie mówi o Ivanie". Obok Maliny i Ivana w powieści pojawia się jednak również "ten trzeci", któremu poświęcony został centralny rozdział, złożony z następujących po sobie makabrycznych widziadeł. "Trzeci" to sadystyczny ojciec, który żyje z córką w kazirodczym związku.

W kolejnych koszmarach ojciec niszczy jej książki, próbuje zabić Malinę, zamyka córkę w więzieniu. Kiedy córka próbuje krzyczeć, głos więźnie jej w gardle. Ojciec skazuje ją na śmierć, wpycha do komory gazowej. Ojcowska przemoc łączy się tu z traumą Zagłady. Z makabryczną wizją ojca-nazisty "Malina" jest także powieścią skierowaną przeciwko ojczyźnie. Najsilniejszym tego wyrazem jest "No! No! Non! Non! Niet! Niet! No! Ném! Ném! Nie!" - wykrzyczane do ojca, zanim "ogromna niebieska plama wpada mi w usta, żebym nie mogła wydać już żadnego dźwięku". Pojawia się tu jednak również karykatura austriackiej kultury, przypominająca nieco tyrady zaprzyjaźnionego z Bachmann Thomasa Bernharda: "Nawet gdyby kuchnia wiedeńska skończyła się bezpowrotnie, u Altenwylów, póki żyją, będzie się jadało prażone ziemniaki po cesarsku i pieczeń huzarską, nie będzie bieżącej wody ani centralnego ogrzewania, płótno ręczników będzie tkane ręcznie, a w domu będzie się prowadziło konwersację, której nie należy mylić z »rozmowami«, »dyskusjami«, »wymianą zdań«, a która stanowi znikającą odmianę nic nie znaczącego monologizowania, wpływającego dobrze na trawienie i samopoczucie wszystkich".

Nie przypadkiem w złożonym z sennych koszmarów środkowym rozdziale powieści pojawia się także inny "trzeci", nieznajomy, "w długim, czarnym płaszczu". Przeciwwagą dla wykrzyczanego do ojca "nienawidzę cię bardziej od mojego życia" są słowa: "Moje życie dobiegło końca, bo on w czasie transportu utonął w rzece, on był moim życiem. Kochałam go bardziej od mojego życia". Wcześniej, w "Legendzie księżniczki von Kragan", Bachmann spisała baśniową wersję związku z Celanem, w której obficie cytuje wersy dedykowanych jej wierszy. Księżniczka i nieznajomy "mówili sobie rzeczy jasne i ciemne", a on "wbił już pierwszy cierń w jej serce". Komentując gęstą od zapożyczeń "Malinę", Bachmann upierała się jednak, że nigdy nie cytuje, lecz używa zdań, które sama chciałaby napisać.

Bachmann podkreślała, że "Malina" autobiografią nie jest, ponieważ nie opowiada żadnej historii. Pisała ją po traumatycznym rozstaniu w Maxem Frischem. Narratorka powieści wraca do 3 lipca 1958 r., daty ich pierwszego spotkania, którą symbolizuje pusta kartka w starym kalendarzu i błahe, dawno przedawnione informacje w gazetach: "dzień bez zagadek, na pewno jeszcze bez bólów głowy, bez stanów lękowych, bez nieznośnych wspomnień". Były mąż pojawia się także w powieści jako obrzydliwy pan Ganz. W pewnym sensie "Malina" jest odpowiedzią na "Powiedzmy, Gantenbein" (przeł. Jacek Frühling, Czytelnik, 1980) autobiograficzną opowieść Frischa, który w przeciwieństwie do dyskretnej Bachmann, bez skrupułów czerpał z prywatnego życia. "Gantenbein" to w istocie studium zazdrości, historia udającego ślepca męża wybitnej aktorki Lili. "Często znika na całe tygodnie, a ja czekam w tym jej Rzymie (...), zachowuję się jak błazen i wiem o tym. Jej niezależność jest częścią jej świetności. Zazdrość jest ceną, jaką za to płacę, z nadwyżką". Wplecione w "Malinę" listy do Lily, drugiego, niewygodnego "ja" narratorki, są próbą odpowiedzi na bolesną dla Bachmann karykaturę w powieści Frischa. Także struktura powieści, oparta na przeciwwadze dwóch niezazdrosnych o siebie kochanków, jest odwróceniem "Gantenbeina". Wątek ten ma także źródło w życiu Bachmann, która unikała wzajemnego poznawania się bliskich jej ludzi, a wręcz prowadziła "życia równoległe". Zdarzało jej się posyłać samej sobie kwiaty, tylko po to, aby zwrócić uwagę chorobliwie zazdrosnego Frischa.

Rozedrgana struktura powieści jest dosyć irytująca. Łatwo zgubić się w polifonicznym tekście, gdzie pojawiają się zapożyczenia z Karla Krausa i Ludwika Wittgensteina, nazwiska zaczerpnięte od Hoffmansthala czy muzyczne cytaty z "Pierrot Lunaire" Arnolda Schönberga. Z przyjemnością przeczyta "Malinę" czytelnik zdolny współczuć bohaterce-narratorce, która tłumaczy, że "tylko kobiety mają głowę wypełnioną stale swoimi uczuciami i historiami, swoim mężczyzną czy swoimi mężczyznami. Myślenie o tym rzeczywiście zajmuje każdej kobiecie największą część czasu". Narratorka wciąż gra w szachy z Ivanem, który sam chętnie określa życie jako grę. Ich wspólne partie raz po raz kończą się patem.

Ingeborg Bachmann szczególnie lubiła sonet XVI-wiecznej poetki Gaspary Stampy o "salamandrze, która w ogniu pląsa" i wydaje się, że za swoją dewizę przyjęła przytoczone w "Malinie" słowa z tego wiersza: "vivere ardendo e non sentire il male" (żyć żarliwie nie odczuwając bólu).

Ingeborg Bachmann, "Malina", przeł. Sławomir Błaut, wydawnictwo a5, 2011

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2011