Rzeź w obiektywie

12 września 1939 r. w miasteczku Końskie zrobiono mnóstwo zdjęć – Niemcom i polskim Żydom. A wszystko dzięki Leni Riefenstahl, słynnej niemieckiej reżyserce filmowej.

08.09.2014

Czyta się kilka minut

Od lewej: Żydzi kopią grób dla poległych niemieckich żołnierzy, Końskie, 12 września 1939 r. Szok Leni Riefenstahl, uchwycony przez jej operatora, Końskie, 12 września 1939 r. / Fot. IPN i Domena Publiczna
Od lewej: Żydzi kopią grób dla poległych niemieckich żołnierzy, Końskie, 12 września 1939 r. Szok Leni Riefenstahl, uchwycony przez jej operatora, Końskie, 12 września 1939 r. / Fot. IPN i Domena Publiczna

Większego zaszczytu, z jej punktu widzenia, Leni Riefenstahl doświadczyć nie mogła. Po obejrzeniu jej filmu „Triumf woli” – najsłynniejszego przedwojennego obrazu, gloryfikującego ruch narodowosocjalistyczny – Adolf Hitler był pod takim wrażeniem, że osobiście zlecił jej dokumentowanie agresji na Polskę.

Wcześniej Riefenstahl – nie tylko reżyserka, ale też aktorka i fotografka – bez wahania realizowała filmy za pieniądze III Rzeszy. Także teraz ochoczo założyła mundur i ruszyła do Polski, by kręcić kampanię wrześniową (Niemcy nazwali ją Polenfeldzug, polską kampanią). Gdyby nie masakra Żydów, której była świadkiem, i po której miała przeżyć załamanie nerwowe, powstałby pewnie kolejny świetny warsztatowo propagandowy film.

Choć dokument – uzasadniający agresję na Polskę i sławiący niemiecką armię – i tak powstał. Z materiałów nakręconych przez ekipę Riefenstahl oraz Kompanie Propagandowe Wehrmachtu (specjalne jednostki, złożone ze zmobilizowanych dziennikarzy) zmontowano pełnometrażowy obraz. Tyle że reżyserował go ktoś inny: Fritz Hippler, ten sam, który na polecenie Goebbelsa nakręcił potem „Wiecznego Żyda” – film ociekający nienawiścią, gdzie z kanału ściekowego wychylają się gromady szczurów, zestawione z gromadą polskich Żydów.

Leni widzi trupy

„Przerażenie. Strach. Groza. Jedno z tych uczuć – a może wszystkie – maluje się na twarzy kobiety uwiecznionej na zdjęciu. Obiektyw aparatu uwięził w kadrze wykrzywione rysy, jakby kobieta skamieniała. (...) To Leni Riefenstahl (...). Widać, że jest wstrząśnięta. Mężczyźni u jej boku, prawdopodobnie członkowie jej ekipy filmowej, starają się ją podtrzymać i uspokoić. Nie widać, co zobaczyła. Odpowiedź znajduje się poza kadrem” – tak pisał Tomasz Stempowski, kustosz Biura Udostępniania i Archiwizacji Dokumentów IPN, analizując na łamach miesięcznika „Pamięć.pl” zdjęcie, które tamtego dnia zrobiono reżyserce.

Konfrontacja z realiami „polskiej kampanii” okazuje się ponad siły Riefenstahl. Bo nagle Leni widzi trupy. Na rynku miasta, w biały dzień, Niemcy strzelają do Żydów jak do zwierzyny łownej. To dopiero dwunasty dzień wojny. Wtedy jeszcze to może szokować.

Chwilę wcześniej polska armia walczyła tu z Wehrmachtem. Mimo korzystnych rezultatów starcia, Polacy – z obawy przed okrążeniem – wycofali się, opuścili miasteczko. Niemcy zajęli Końskie. Zaczęli rabować żydowskie sklepy, obcinać brody i pejsy Żydom, podpalili synagogę. W kolegiacie św. Mikołaja złożyli ciała kilku własnych zabitych, zwiezione z pola walki.

Stempowski tak to opisuje: „Polscy żołnierze z 1. kompanii 77. pułku piechoty, dowodzeni przez kpr. pchor. Władysława Dowgierda, ostrzelali i obrzucili granatami [ich] samochód na drodze w pobliżu Opoczna. Pojazd zapalił się, wskutek czego ciała pasażerów zostały częściowo spalone”. Właśnie z tego powodu wśród Niemców rozeszły się pogłoski o celowym zbezczeszczeniu ciał przez rzekomych polskich partyzantów albo okolicznych Żydów.

Strzelali na oślep

Pogrzeb niemieckich żołnierzy zaplanowano na 12 września. Dla podniesienia morale miał mieć podniosły charakter. Wyszło z tego krwawe widowisko, zapamiętane w historii jako „masakra w Końskich”.

Najpierw Niemcy wywlekli z domów kilkudziesięciu Żydów i zapędzili do kopania grobów dla swych poległych. Niektórzy dostali łopaty, inni musieli pracować rękami. Na mogiły wyznaczono skwer w centrum miasta, obok kościoła. Od początku Niemcy poniżali pracujących Żydów: popychali, przewracali, kopali po głowach. Stawali się coraz bardziej agresywni.

Niemiecki historyk Jochen Böhler w książce „Zbrodnie Wehrmachtu w Polsce” pisze, że w pewnym momencie interweniował major Schulz, mianowany wojennym komendantem miasta; miał powiedzieć, że choć Żydzi są winni wszelkim nieszczęściom, to w tym momencie żołnierze powinni powstrzymać się od przemocy.

Wydawało się, że po wykopaniu grobów Żydzi będą mogli wrócić do domów. Ale zanim zdążyli się rozejść, Niemcy znów zaczęli bić. Żydzi w panice rzucili się do ucieczki. Nagle nadjechał samochód z podporucznikiem Luftwaffe, niejakim Brunonem Kleinmichelem. Ten, widząc uciekających, zaczął do nich strzelać. Obecni na placu żołnierze dołączyli się. Strzelali na oślep.

Nie wiadomo, ilu Żydów zginęło. Na pewno 22, może 31. Wielu było rannych. Ocalałym z masakry Żydom kazano przykryć leżące na ulicy zwłoki i posypać piaskiem ślady krwi, bo po południu miało nastąpić wyniesienie z kolegiaty sosnowych trumien z ciałami żandarmów.

Dopiero w wolnej Polsce, ćwierć wieku temu, na domu przy skwerze w Końskich zawisła tablica – z informacją, że żołnierze Wehrmachtu dokonali tu zbrodni na ludności polskiej pochodzenia żydowskiego.

„Gdzie Żydzi, tam partyzanci”

Riefenstahl była świadkiem rzezi. Widziała wszystko, stała obok kopiących mogiłę. Po latach, w filmie Discovery, wspominał o tym kamerzysta z jej ówczesnej ekipy, Guzzi Lantschner. W 1936 r. kręcił razem z nią „Olimpiadę”, słynny dokument gloryfikujący sport i sprawność ludzkiego ciała oraz nazistowską ideologię (w „Olimpiadzie” prócz sprinterów i maratończyków pojawiają się Hitler, Göring i Goebbels).

Dziennikarzom Discovery Lantschner opowiadał, że w Końskich Riefenstahl nawet interweniowała, gdy żołnierze bili Żydów, aż któryś skierował w jej stronę karabin, grożąc, że strzeli, „jak baba się nie uspokoi”. Podobno reżyserka zemdlała potem na widok trupów. Podobno po tej masakrze nie chciała dalej kręcić filmu i zaraz wyjechała z Polski.

Ona sama, w wydanych w latach 90. „Pamiętnikach”, pamiętała to inaczej. Pisała, że żołnierze czuli złość za to, że jakoby „polscy partyzanci” wydłubali oczy i obcięli języki zabitym, i że tym można tłumaczyć rzeź Żydów, bo przecież w Polsce „gdzie Żydzi, tam i partyzanci”.

Wygląda na to, że Leni do końca życia wierzyła niemieckiej propagandzie. Böhler dowodzi, że już w 1939 r. Niemcy chętnie wykorzystywali taki pretekst (rzekomi „polscy partyzanci”, których nie było) do mordów na ludności polskiej i żydowskiej.

Wcześniej o masakrze w Końskich pisał w pamiętnikach, opublikowanych 10 lat po wojnie, Erich von Manstein, wtedy oficer sztabowy (ich tytuł: „Stracone zwycięstwa. Wspomnienia 1939–1944”). Manstein, skądinąd gloryfikujący Wehrmacht, rzeź ocenił jako bezmyślną i uznał, że oficer, który zaczął strzelać, powinien ponieść karę. Co ciekawe, wtedy tak się stało: podporucznik Kleinmichel przez sąd wojskowy został uznany winnym i skazany na rok więzienia i degradację (za okoliczność łagodzącą uznano, że „partyzanci” mieli okaleczyć zwłoki Niemców). Żołnierzy nie pociągnięto do odpowiedzialności. Później niemieckie sądy nie kłopotały się już takimi „drobiazgami”.

„Wykrzywione rysy, jakby kobieta skamieniała”. Zdjęcie pokazujące Leni Riefenstahl w Końskich pozostało w archiwach. Ale myliłby się ten, kto sądziłby, że pod wpływem tego, co widziała, Leni doznała jakiejś przemiany. Na początku października 1939 r. reżyserka z zapałem filmuje paradę niemieckich wojsk przed Hitlerem – w Warszawie. Leni Riefenstahl wróciła do Polski, podążając śladami swojego Führera.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2014