Rzeki do poprawki

Spory wokół Konferencji Klimatycznej w Poznaniu i modernizacji polskiego przemysłu przysłaniają problem równie ważny: w całym kraju rozpoczynają się konsultacje społeczne, których stawką jest poprawa tragicznej jakości wód.

02.12.2008

Czyta się kilka minut

Polska, podpisując unijną Ramową Dyrektywę Wodną, przyjęła na siebie bardzo trudne zobowiązania. Czasu pozostało bardzo niewiele: do 2015 r., podobnie jak inne kraje unijne, mamy doprowadzić do "dobrego stanu wód". Pod tym ogólnikowym sformułowaniem kryją się konkrety, które polskich specjalistów od gospodarki wodnej wpędzają we frustrację. "Dobry stan" oznacza bowiem m.in. zbliżone do naturalnych parametry biologiczne (ilość ryb, roślin, bezkręgowców) i fizyko-chemiczne (zanieczyszczenia, natlenienie). RDW podkreśla, że środowisko naturalne jest pełnoprawnym użytkownikiem wód, co oznacza ochronę życia wodnego, bagien i nieużytków nadrzecznych.

Tak jednoznaczne postawienie zadań oznacza, że Polska znalazła się w sytuacji podbramkowej. Nie dosyć, że nasza gospodarka wodna jest postawiona na głowie, to w wielu miejscach kolizja praw natury i człowieka wydaje się nieunikniona. Duch, jaki unosi się nad polskimi wodami, z poszanowaniem przyrody nadal nie ma zbyt wiele wspólnego. Jeśli do 2015 roku nie wypełnimy przyjętych zobowiązań, na Polskę mogą spaść gigantyczne kary finansowe.

Szczecin bez oczyszczalni

O skali problemu świadczy garść przykładów. Dane nijak się mają do powszechnej świadomości społecznej, która, karmiona obrazkami ­z otwarć oczyszczalni ścieków, żyje w poczuciu, że jakość polskiej wody się poprawia. Prawda jest zupełnie inna: zaległości nadal są olbrzymie.

Z raportów Wojewódzkich Inspektoratów Ochrony Środowiska za 2007 rok wynika np., że w województwach małopolskim, podkarpackim, świętokrzyskim i lubelskim nie występują wody I klasy czystości, a wody II klasy występują w ilościach śladowych. Przeważają wody tak zanieczyszczone, że ich wprowadzenie do sieci wodociągowych możliwe jest wyłącznie pod warunkiem drogich i skomplikowanych procesów uzdatniania. Ponad 3 mln Polaków pije wodę, która nie spełnia wymagań sanitarnych. Tyle samo korzysta ze studni kopanych, najbardziej narażonych na zanieczyszczenie. W poszczególnych województwach sytuacja ta wygląda bardzo różnie - np. na Podkarpaciu norm sanitarnych nie spełniało w 2007 r. prawie 25 proc. wodociągów.

Według danych Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej nadal 30 proc. warszawskich ścieków nie jest oczyszczana. Oczyszczalni do dzisiaj nie ma Szczecin. Do zatrucia wód powierzchniowych i podziemnych coraz bardziej przyczynia się rolnictwo, które po okresie wieloletniego kryzysu zużywa znów więcej nawozów sztucznych. Najbardziej pesymistyczne szacunki głoszą, że nawet 90 proc. ścieków z szamb przydomowych trafia w glebę zamiast do oczyszczalni. O ile w wodociągi wyposażone jest ponad 85 proc. wsi w kraju, to kanalizację posiada tylko 13 proc. (Po przyłączeniu kanalizacji ilość ścieków w gospodarstwie domowym wzrasta czterokrotnie.)

O skali wydatków mogą świadczyć szacunkowe koszty, jakie opracował krakowski Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej dla liczącej zaledwie 700 km? zlewni rzeki Szreniawy. Przybliżone wydatki na budowę kanalizacji, oczyszczalni, a także likwidację zanieczyszczeń rolniczych i przemysłowych wyniosłyby ponad 120 mln zł.

Jeszcze gorzej wygląda sytuacja, jeśli spojrzeć na nią z perspektywy potrzeb przyrody. - Na Lubelszczyźnie nie ma już ani jednej rzeki, w której mogłyby żyć i rozmnażać się szczupaki, węgorze czy karpie, na Podkarpaciu to jedynie 2 proc. rzek, w Małopolsce 7 proc. - opowiada dyrektor RZGW w Krakowie, Jerzy Grela. - Nie wspominam już o łososiach czy lipieniach...

Koniec betonu

Odpowiedzialność za zmiany spadnie jednak przede wszystkim na lokalne RZGW. I gdyby dyrektywa wodna miała być wcielana w życie konsekwentnie, z pewnością musiałyby one naprawiać ewidentne błędy popełnione w ostatnich latach. Po powodziach w 1997 i 2001 roku do Polski popłynął strumień 600 mln euro pożyczki na usuwanie skutków powodzi. Ekolodzy od pięciu lat bezskutecznie apelują o powstrzymanie kosztownych prac, prowadzonych jeszcze według przedwojennej szkoły melioracji, przedstawiając przykłady inwestycji nieuzasadnionych ekonomicznie albo dewastujących środowisko. W całym kraju prostowane są koryta rzek, znikają łachy piaszczyste, siedliska ptaków wodnych. Zdarzają się sytuacje, kiedy RZGW niszczą efekty pracy ekologów i wędkarzy, którzy próbują renaturalizować niektóre odcinki rzek na własną rękę. Część prac, jak przyznają nieoficjalnie sami hydrotechnicy, prowadzona jest głównie po to, by wykorzystać unijne i rządowe pieniądze.

W środowisku ekologów RZGW nazywane jest "betonem", nie tylko z racji środków stosowanych najchętniej do ochrony przeciwpowodziowej, ale też zamknięcia na dyskusję i inne argumenty. Oczywiście, istnieje też druga strona medalu - to władze i mieszkańcy zagrożonych powodziami miejscowości, którzy stawiają swoje domy na terenach zalewowych, a następnie domagają się zbudowania wałów ochronnych.

Wiele wskazuje jednak na to, że groźba kar finansowych wymusi zmianę kursu. Najbardziej twardogłowi dyrektorzy lokalnych oddziałów wymieniani są na fachowców skłonnych do współpracy z ekologami. - Ostatnio coraz częściej telefonują do nas hydrotechnicy z Podkarpacia, którzy zrozumieli, że ochronę przeciwpowodziową można prowadzić nie tylko za pomocą metrów sześciennych betonu i prostowania koryta - zauważa Robert Wawręty, prezes Towarzystwa na rzecz Ziemi, które od wielu lat monitoruje prace hydrotechniczne i melioryzacyjne na południu kraju. - Protestowałem przeciwko budowie tamy w Czorsztynie i nadal uważam, że ta inwestycja jest wielkim błędem. Ale dwa tygodnie temu, po kilku latach starań, wspólnie z RZGW zakończyliśmy prace nad utworzeniem rezerwatu "Wisła pod Zawichostem" - dodaje Jacek Bożek z klubu "Gaja". - To piętnastokilometrowy odcinek rzeki, na którym znajdują się siedliska lęgowe wielu gatunków ptaków. Takie działania dają nadzieję.

***

W wydawanych przez krakowski RZGW ulotkach informacyjnych można znaleźć sformułowania, które brzmią jak przyznanie się do winy. "Katalog realizowanych przedsięwzięć, częściowo lub całkowicie upośledzających życie biologiczne naszych wód, nadal zawiera niezgodne z Ramową Dyrektywą Wodną działania polegające na: prostowaniu i skracaniu koryt rzecznych, trapezoidalnym profilowaniu dna, umacnianiu brzegów oraz budowaniu poprzecznych przegród (tam, zapór, jazów). To właśnie te budowle utrudniają wędrówkę ryb takich jak łosoś, troć, jesiotr czy certa, przyczyniając się do ich wyginięcia lub znacznego ograniczenia liczebności populacji" - można przeczytać w tekście o przyczynach degradacji polskich rzek.

Brzmią te sformułowania na tyle rewolucyjnie, że odsuwają w cień pytanie, dlaczego potrzeba było unijnego bata, by polscy hydrotechnicy na serio zaczęli brać nawoływania do zrównoważonego rozwoju.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, reportażysta, pisarz, ekolog. Przez wiele lat w „Tygodniku Powszechnym”, obecnie redaktor naczelny krakowskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Kapuścińskiego 2015. Za reportaż „Przez dotyk” otrzymał nagrodę w konkursie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2008