Ryszard z Zielonego Wzgórza

Jeśli kochacie muzykę Wagnera, w Bayreuth otrzymacie ją w kształcie najlepszym z możliwych.

17.08.2010

Czyta się kilka minut

Załóżmy, że lubią Państwo Wagnera. Więcej, że Państwo tę muzykę naprawdę kochają. I wobec wstydliwej nieobecności jego dzieł na scenach polskich - bo za trudne, za długie, do tego zbyt niemieckie - marzą Państwo o wyjeździe do Bayreuth. Wszak doświadczać sztuki Ryszarda Wagnera - tu idzie o coś więcej niż słuchanie i oglądanie - należy tylko w miejscu jej dedykowanym. Zaliczając się zatem do grona bezkompromisowych wyznawców kultu niemieckiego mistrza, pragną Państwo odbyć pielgrzymkę na Zielone Wzgórze, poddać się magii miejsca, poczuć wspólnotę z innymi wiernymi, zatopić się w gęstym sosie neoromantycznej estetyki, dać się uwieść czarowi mitycznych postaci i pangermańskich idei...

Tyle tylko że dostęp do wagnerowskiej świątyni jest pilnie strzeżony, a pielgrzymi poddawani ostrej selekcji. Udział w wagnerowskim misterium wymaga determinacji, długotrwałych przygotowań i wpisania się w obowiązującą na Festspiele etykietę. Cel osiągają najwytrwalsi.

Przeszkoda 1. Bilet

Załóżmy zatem, że kochają Państwo muzykę Wagnera i marzą o wyjeździe do Bayreuth. Festiwal odbywa się w wakacje, więc w styczniu zaglądają Państwo na stronę www.bayreuther-festspiele.de, aby przejrzeć repertuar, wybrać interesujące produkcje i zarezerwować bilety. Błąd. Rok przed festiwalem należy do organizatorów wysłać formularz z tytułami, które chcą Państwo obejrzeć. To wprawdzie nie gwarantuje, że bilety zostaną zarezerwowane, ale znajdą się Państwo na liście oczekujących. Kłopot w tym, że w 2009 roku wpłynęło blisko 410 tysięcy próśb o bilety z ponad 80 krajów, a grono szczęśliwców zamknęło się w ledwie trzynastu procentach tej liczby. Oznacza to ni mniej, ni więcej, że wielbiciel Wagnera na dostąpienie zaszczytu wysłuchania "Parsifala" czy "Pierścienia Nibelunga" musi czekać średnio 10 lat...

Dla niecierpliwych i dysponujących większą gotówką są, rzecz jasna, inne opcje. Za kilkaset euro rocznie można znaleźć się w elitarnym gronie osób wspierających Towarzystwo Przyjaciół Bayreuth. Wtedy szanse na otrzymanie biletów wcześniej rosną o połowę. Również specjalizujące się w artystycznych wyjazdach biura podróży dysponują kontyngentem zaproszeń, ale wówczas trzeba wykupić cały pakiet usług, a koszt kilkudniowej wizyty na festiwalu urasta do kilku tysięcy euro. Dla szaleńczo zdeterminowanych istnieje jeszcze jedna droga - przyjazd na waleta i gorliwa modlitwa przed pomnikiem kompozytora. Zdarza się - choć niezwykle rzadko, że ktoś chce zwrócić bilet do kasy. Jeśli więc koczujemy przed Festspielhaus od godziny 6.00, być może dopisze nam szczęście.

Przeszkoda 2. Inwestycje wstępne

Jest rok 2020. Sytuacja geopolityczna uległa zmianie, a Państwa miłość do Wagnera prawdopodobnie nieco przygasła. Ale oto właśnie trzymacie w ręku elegancki list z informacją, że upragnione przed dekadą bilety na wagnerowski Festspiel są w zasięgu ręki. Trzeba więc wysupłać okrągłą sumkę - średnio 180 euro na jeden spektakl, dodać koszty przejazdu, noclegów, posiłków. Nie można też zapomnieć o garderobie. W Bayreuth obowiązuje dress code...

Dla pań najbardziej odpowiednią kreacją będzie wieczorowa suknia z odsłoniętymi plecami i zarzuconym na ramiona delikatnym szalem. Wszystko utrzymane w tonacji ciemnej. Panowie obowiązkowo muszą założyć smoking, a jeśli nawet będzie to zwykły garnitur, pod szyją koniecznie powinna zabzyczeć mucha. Dopuszczalne są oczywiście odchylenia w postaci barwnych strojów bawarskich z głębokim dekoltem dla niewiast i krawatów w nutki dla mężczyzn, choć to drugie graniczy już w Bayreuth z perwersją.

Przeszkoda 3. Przygotowanie merytoryczne

Prawdziwy fan Wagnera wie o nim wszystko. Zwłaszcza taki, który czeka 10 lat na wizytę w Bayreuth. Po pierwsze, libretto oglądanych dzieł wyznawca twórcy tetralogii ma w małym palcu. Na wyrywki potrafi powiedzieć, kto ukradł złoto Renu, który z bohaterów wyciągnął miecz z pnia jesionu, jak się wabi rumak Brunhildy i kiedy Zygfryd wypił czarodziejski napój, po którym stracił pamięć. Po drugie, szanujący się wagnerzysta potrafi zidentyfikować przynajmniej połowę motywów przewodnich, swobodnie żongluje terminami unendliche Melodie i Gesamtkunstwerk, jest też w stanie powiedzieć, że Arturo Toscanini dyrygował "Parsifalem" ponad godzinę dłużej niż Pierre Boulez... Czyli doskonale zna stuletnią historię festiwalu, bezbłędnie recytuje drzewo genealogiczne familii Wagnerów, która do dziś dzierży pieczę nad imprezą.

Przerażające? Spokojnie, pomocą w wagnerowskiej edukacji służą liczne książki i opracowania. Sążniste biografie i obfite w przypisy analizy muzykologiczne, zwierzenia dyrygentów, śpiewaków, wywody reżyserów, w których tłumaczą się ze swoich scenicznych koncepcji, przewodniki dla opornych i publikacje w stylu "Seks w Bayreuth".

Niewielkie bawarskie miasto żyje dzięki Wagnerowi. I dla Wagnera. Ulice noszą nazwy operowych bohaterów, a starówkę zdobią festiwalowe flagi. Na wystawach antykwariatów i księgarń widać wagnerowskie publikacje. Restauracje oferują festiwalowe menu, sklepy z porcelaną wagnerowskie kolekcje kawowych serwisów, herbaciarnie wyjątkowe mieszanki nazwane "Rheingold", "Lohengrin" i "Parsifal".

Wybór Bayreuth nie był przypadkowy. Miasto spełniało wszak główne założenia kompozytora - było niewielkie, ale z potencjałem ugoszczenia przyjezdnej publiczności, nie dysponowało dużym teatrem operowym, z którym Festspielhaus musiałby konkurować. Twórca ponadto otrzymał finansowe wsparcie Ludwiga II, któremu idea zbudowania teatru przeznaczonego tylko do wykonań monumentalnych dramatów muzycznych Wagnera przypadła do gustu. W pakiecie rodzina kompozytora otrzymała jeszcze willę Wahnfried w centrum miasta, w której dziś znajduje się muzeum Wagnera, a w ogrodzie spoczywają szczątki artysty i jego żony Cosimy.

Pomysł organizacji autorskiego festiwalu pojawił się w głowie Wagnera po raz pierwszy w 1850 r. w Zurychu. 26 długich lat musiał czekać na spełnienie marzenia. Wzniesiony na obrzeżach Bayreuth teatr miał być prosty i funkcjonalny, zbudowany z drewna, z widownią wzorowaną na greckim amfiteatrze, pozbawioną zbędnych zdobień i rozpraszających uwagę widzów ornamentów z ukrytą przed publicznością orkiestrą, nieskazitelną akustyką i nowoczesną techniką sceniczną. Dzieło architekta Otto Brückwalda i specjalisty od teatralnej maszynerii Karla Brandta do dziś zadziwia surowością, idealnym wsparciem odbioru Wagnerowskich arcydzieł.

Pierwszy festiwal odbył się w 1876 r. Prawykonano wówczas w całości "Pierścień Nibelunga". Wagner nie był jednak zadowolony z ostatecznego rezultatu i po licznych poprawkach architektonicznych, prawykonaniem "Parsifala" (dzieła stworzonego dla tej przestrzeni i zastrzeżonego dla Bayreuth aż do roku 1913), dopiero po sześciu latach ponownie otworzył swój teatr idealny. Choć przedsięwzięcie miało swoje ciemne strony - siostrzenica Wagnera Winifred była bliską przyjaciółką Hitlera, który chętnie gościł na Zielonym Wzgórzu - dzięki odważnej polityce potomków kompozytora od 1951 roku festiwal zapisuje karty nowej historii.

Przeszkoda 4. Wejście w konwencję

Tak więc stało się. Na czerwonym dywanie Angela Merkel ściska dłonie wyborców, w tle telewizyjna gwiazda mizdrzy się do fotografów. Wielki świat. Bywać na festiwalu w Bayreuth trzeba, to świadectwo dobrego obyczaju i przywiązania do niemieckiej tradycji.

Kwadrans przez spektaklem rozlegają się fanfary, grane oczywiście na żywo. Zdyscyplinowani operomani porzucają kieliszki z winem, odchodzą od stoisk z biżuterią, wyrzeźbionymi łabędziami, pralinami i szalami. Niespiesznie wlewają się do wnętrza Festspielhaus. Blaue Mädchen - urokliwe dziewczęta, jeszcze do niedawna obowiązkowo czystej krwi niemieckiej, niezamężne, wysokie, w wieku do 25 lat - sprawdzają bilety i pomagają odnaleźć miejsca. Większość widzów niesie pod pachą kolorowe poduszki. Słusznie, stadionowe krzesła w wersji lekko wyścielanej potrafią dać się we znaki.

Kiedy wreszcie blisko dwa tysiące miejsc Festspielhaus szczelnie się zapełni, punktualnie o 16.00 Blaue Mädchen zamykają drzwi na klucz. Gaśnie światło, zapada cisza i bez zbędnych oklasków z ukrytego pod sceną kanału dochodzą pierwsze dźwięki. Misterium wagnerowskie rozpoczęte.

***

Wbrew pozorom w Bayreuth najważniejsza jest muzyka. Owszem, XIX-wieczny rytuał odbioru sztuki wciąż święci tu triumfy, a publiczność plasująca się w grupie 50+ dumnie pielęgnuje konwencję. Ale to opus Wagnera jest siłą napędową festiwalu i magnesem, którego siła przyciągania nie słabnie.

Bayreuth to dyrygenckie interpretacje najwyższych lotów; to doskonale wyważone i spójne brzmienie orkiestry, wytworzone przez cr?me de la cr?me artystów z najlepszych niemieckich orkiestr; to znakomity i aktorsko plastyczny chór; to wreszcie wybitni soliści. Nie jest przy tym scena na Zielonym Wzgórzu zachowawcza. Obok ostrożnego teatralnego kompromisu Tankreda Dorsta w tetralogii, w tym roku w programie znalazły się odważne rozliczenie z nazistowskim balastem w "Parsifalu" Stefana Herheima i bluźniercza kpina z niemieckiej spuścizny w "Śpiewakach Norymberskich" Kathariny Wagner, najmłodszej latorośli artystycznej familii.

Słowem, jeśli kochają Państwo muzykę Wagnera, wizyta w Bayreuth powinna być priorytetem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Muzykolog, publicysta muzyczny, wykładowca akademicki. Od 2013 roku związany z Polskim Wydawnictwem Muzycznym, w 2017 roku objął stanowisko dyrektora - redaktora naczelnego tej oficyny. Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2010