Rysując na marginesach

W zeszłym roku wydawnictwo Literacki Egmont poprosiło mnie o zilustrowanie wierszy Tuwima w specjalnym wyborze dla gimnazjalistów.

04.02.2013

Czyta się kilka minut

 / Rys. Marcin Wicha
/ Rys. Marcin Wicha

Gimnazjaliści – jak wiemy z prasy i osobistego doświadczenia – to coś w rodzaju armii zombie. Najwyraźniej zaraz po skończeniu szkoły podstawowej dzieci zamieniają się w potwory. Ludożerców z telefonami komórkowymi. Aż trudno uwierzyć, że jeszcze niedawno czytaliśmy im „Pana Trąbalskiego” i „Lokomotywę”, a także – mimo pewnych wątpliwości – „Murzynka Bambo” („Kiedyś tak się mówiło, ale dziś już nie używamy tego słowa...” – „Czytaj już, tato, nie gadaj”).

Jednak to właśnie od gimnazjalisty, dziwnej hybrydy, pół dziecka i ćwierć dorosłego, zależy, czy wiersze Tuwima przetrwają, czy zostaną na półce z klockami Duplo.

Nastolatki nie lubią wierszy

Istnieje książka, która stanowi dla mnie wzór gatunku. Antologia „Nastolatki nie lubią wierszy” ukazała się w 1967 roku. Autorem wyboru był Wiktor Woroszylski, a projekt graficzny, elegancki i wywrotowy zarazem, opracował Bohdan Butenko.

Pytałem różnych wydawców, ale podobno nie ma szansy na wznowienie. W dziedzinie copyrightu antologie są polem minowym i przez najbliższe siedemdziesiąt lat nie uda się zgromadzić wszystkich koniecznych pozwoleń.

Chciałbym przytoczyć przedmowę z tamtego tomu – gdyż sądzę, że nie da się tego powiedzieć lepiej:

Bo i jakże je lubić, skoro są przymusowe i nudne, należą do szkoły i akademii ku czci, a cała ich treść to wzniosłość, smętliwość i opisy przyrody?
Z jakiej racji się nimi zajmować, skoro jest się człowiekiem współczesnym – trzeźwym, czynnym, uznającym wyłącznie fakty i w pogardzie mającym piękne gadulstwo?
Uwaga: te wiersze nie są przymusowe i nudne.
Spróbujcie je przeczytać, a może Wam sprawią przyjemność. Może to, o czym mówią – i sposób, w jaki mówią – zaciekawi Was i zabawi.
Może niektóre z nich polubicie na dłużej.
Wybrałem je dla Was, bo sam lubię wiersze, nie lubię zaś Niezbitych Opinii – takich na przykład, że »nastolatki nie lubią wierszy«.
W książce tej nie wszystko jest serio, ale nadzieja, że coś tu dla siebie znajdziecie, towarzyszy mi najprawdziwiej.

Wiktor Woroszylski

Ucieczka ze szkoły

Myślę, że podobne założenia towarzyszyły Fundacji Juliana Tuwima i Ireny Tuwim podczas pracy nad zbiorem dla nastolatków. W efekcie powstał ekstrawagancki miks liryki miłosnej, utworów satyrycznych, językowych żartów i społecznych manifestów. Wydawca dał tytuł „Wiersze na wagarach” (druga część nazywa się „Z głową w chmurach”).

Pracując nad projektem graficznym, zajrzałem na internetowe forum ze ściągawkami i wypracowaniami.

– Mam właśnie opracować krótko i zwięźle ten wierszyk o wiośnie... Jednak jestem noga z języka polskiego i jakoś źle mi idzie nawet z takim miłym wierszem – skarży się koleżanka ~rozzie.

– Nic trudnego – pociesza kto inny i wkleja właściwą odpowiedź: „Podmiot liryczny wyraża swoją beztroskę spontanizm entuzjazm euforię zachwyca się majem wiosenną porą...”.

Trudno powiedzieć, co gorsze: bełkotliwe wzorce czy łatwość, z jaką się namnażają (w trybie copy – paste).

Uwalniając Tuwima z wymogów szkolnej lektury, wydawca zdecydował się zrezygnować z przypisów, objaśnień i dat. Są tylko wiersze i trochę obrazków.

Czy czternastolatki mają szansę zrozumieć przeczytane utwory? Może i nie. W każdym razie nie wszystkie czternastolatki i nie wszystkie wiersze. Jednak dostaną coś lepszego. Okazję do bezinteresownej lektury, bez suflerów i podpowiedzi.

Nie od razu

Josif Brodski zabronił śpiewania swoich wierszy. Do tej pory, z pomocą adwokatów, spadkobiercy poety chronią jego twórczość przed popularnymi w Rosji gitarowymi bardami. „Poeta to ostatni człowiek, który cieszy się, że jego wiersze przekładane są na muzykę – mówił Brodski. – Treść z reguły przyswajana bywa przez czytelnika nie całkowicie i nie od razu. Nawet kiedy wiersz wydrukowany jest na papierze, nie ma żadnej gwarancji, że czytelnik go zrozumie. Kiedy na wiersz nakłada się jeszcze muzyka, to – z punktu widzenia poety – następuje dodatkowe zaciemnienie”.

Trochę dziwnie przytaczać ten zakaz w kontekście autora „Grande Valse Brillante”. Brodski mógł się mylić, ale strasznie mi się podoba to „nie całkowicie i nie od razu”.

Ludziki na marginesach

Jako ilustrator dostałem możliwość bazgrania na marginesach powstającej książki. Miałem ośmielić czytelnika. Rozgonić aurę powagi. Czasem wskazać na aktualność jakiegoś fragmentu.

Nie żałowałem jaskrawych kolorów. Przy wierszu o strasznych mieszczanach naszkicowałem telewizor plazmowy. Obok „wpadli na dzień do Tomaszowa” wkleiłem kod kreskowy od zielonych winogron. Zaproponowałem podmiotowi lirycznemu przystąpienie do towarzystwa miłośników komunikacji miejskiej. Przedstawiłem też szatana, który prosi o napisanie tekstów na swoją nową płytę. Fragment „Piotra Płaksina” złożyłem alfabetem Morse’a.

Te sztubackie żarty miały być jak stopa wepchnięta w drzwi, zapis pierwszej próby zrozumienia. Czasem chybionej, śmiesznej, nieudanej.

„Nie mam czasu na lektury. Dlatego czytam wyłącznie wiersze” – deklaruje jedna z rysunkowych postaci. W rzeczywistości chcieliśmy zachęcić naszego wyobrażonego czytelnika do wielokrotnej lektury. Odkrycia, że za którymś razem – „nie całkowicie i nie od razu” – wiersz ujawnia swój sens, jakieś słowo czy obraz, które czekają specjalnie na nas.

Jego poetycka mość

Zaczynając pracę nad obrazkami, miałem poczucie, że jest kilku Tuwimów. Ten od myszki Tralaliszki, znany od dzieciństwa. Ten od „Jarmarku rymów”, który – wkrótce po myszce Tralaliszce – ukształtował moje poglądy polityczne... I naprawdę wtedy nie wiedziałem, że po latach fragmenty o obwiepolakach i zaglądaniu w spodnie wciąż będą aktualne.

Dalej – skandalista (w wyborze Egmontu mniej obecny). Ten od „Balu w operze” i utworu o całowaniu w dupę. Jeszcze dziś można zobaczyć na YouTube, jak modni artyści śpiewają słynny tekst w purytańsko ocenzurowanej wersji...

No i wreszcie Tuwim zasadniczy. „Jego Poetycka Mość”, spec od przegryzania polszczyzny na wylot, od wszystkich słodkich zieloności i słowopieni. Ozdobny, zawiły, wielosłowny. Właściwie bardzo daleki od wierszy, które lubię.

Pracując nad obrazkami, zobaczyłem jednego człowieka. Z jego estetyczną nadwrażliwością. Ze szczerą furią przeciw tandetnym wnętrzom, tandetnej poezji, tandetnemu nacjonalizmowi, tandetnej konsumpcji.

Kto wie, może armia zombie też to zauważy?

MARCIN WICHA (1972) jest grafikiem, współzałożycielem firmy projektowej FRYCZ I WICHA, twórcą rysunkowej rubryki Wichajster w „TP” oraz autorem książek dla dzieci „Klara. Proszę tego nie czytać” i „Klara. Słowo na Szy” (wyróżnienie w konkursie na Książkę Roku 2012 polskiej sekcji IBBY).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodzony w 1972 roku. Grafik z wykształcenia, eseista i autor książek dla dzieci. Laureat Nagrody Literackiej „Nike” za książkę „Rzeczy, których nie wyrzuciłem” (2018) oraz Paszportu Polityki w kategorii literatura (2017). Przez wiele lat autor cotygodniowych… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2013

Artykuł pochodzi z dodatku „Tuwim – model do składania