Rusza bitwa o Idlib

Asad i Rosjanie atakują ostatnią prowincję Syrii będącą w rękach rebeliantów. Zapowiada się nowy dramat i nowy uchodźczy exodus.
ze Stambułu

10.09.2018

Czyta się kilka minut

W obawie przed nalotami Syryjczycy chronią się także w jaskiniach. Prowincja Idlib, 3 września 2018 r. / KHALIL ASHAWI / REUTERS / FORUM
W obawie przed nalotami Syryjczycy chronią się także w jaskiniach. Prowincja Idlib, 3 września 2018 r. / KHALIL ASHAWI / REUTERS / FORUM

Po trwającej kilka tygodni przerwie, w minionym tygodniu rosyjskie lotnictwo i syryjskie samoloty rządowe wznowiły intensywne naloty. Według Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka – ma ono siedzibę w Londynie, ale informacje czerpie od współpracowników w Syrii – w sobotę i niedzielę, 8-9 września, miało miejsce 150 nalotów na miasteczka i wioski. Do akcji włączyła się też artyleria. Bombardowania i ostrzał wymierzone były w niemal całą południową część prowincji Idlib – położonej w północno-zachodniej części kraju, nad granicą z Turcją – oraz sąsiadujące z nią tereny w prowincji Hama.

Po siedmiu latach wojny to ostatni zwarty obszar pozostający pod kontrolą antyasadowskich rebeliantów (nie licząc terenów kurdyjskich). ONZ szacuje, że przebywa tam 3 mln ludzi, w tym setki tysięcy cywilów, którzy zostali tu deportowani z innych regionów (na mocy lokalnych układów, kapitulujący rebelianci i cywile z takich regionów jak np. Wschodnia Ghuta mogli udać się na północ do Idlib).

W nalotach użyto bomb beczkowych: budzących grozę pojemników wypełnionych materiałem wybuchowym i częściami metalowymi, mającymi razić po eksplozji. Zrzucane są z helikopterów i służą zwłaszcza do tego, aby budzić przerażenie i panikę wśród ludności. Według informacji lokalnych aktywistów, co najmniej 60 takich bomb spadło na szereg miejscowości; były ofiary wśród cywilów. Jednym z zaatakowanych w ten sposób miejsc było Khan Sheikhun, które w kwietniu 2017 r. stało się celem ataku z użyciem gazu bojowego.

Równocześnie rząd Asada przerzuca na północ kolejne siły lądowe. Asad od tygodni grozi, że wkrótce zacznie wielką ofensywę na ten ostatni bastion rebeliantów; w niedzielę potwierdził po raz kolejny, że ma zamiar odzyskać całą Syrię. Media zbliżone do rządu podały, że ataki w Idlib i Hama to początek zapowiadanej ofensywy. Natomiast rebelianci mówili o wojnie psychologicznej: w ich opinii rosyjskie naloty mają zwiększać na nich presję.

W istocie, choć rząd skoncentrował tam duże siły, ofensywa lądowa na razie nie ruszyła. Może to świadczyć, że naloty służą głównie do zwiększania nacisku oraz wzmocnienia pozycji Asada i jego sojuszników. Ale nawet doświadczeni obserwatorzy mieli w tych dniach kłopot z oceną sytuacji.


Czytaj także: Marcin Żyła: Syria, Pax russica


W każdym razie nie ma wątpliwości, że naloty zwiększają presję na Turcję, by skłoniła do ustępstw rebeliantów z Idlib (część z nich jest wspierana przez Ankarę), w tym rebelianckie grupy ekstremistyczne. W miniony piątek podczas spotkania w Teheranie prezydent Turcji Erdoğan usiłował przekonać prezydentów Rosji i Iranu, Putina i Rohaniego, do zawieszenia broni w Idlib, które obejmowałoby też dżihadystów – takich jak ugrupowanie Hayat Tahrir al-Sham (HTS). Powstałe na bazie syryjskiej odnogi Al-Kaidy, kontroluje ono znaczną część prowincji i przejścia graniczne z Turcją. Putin i Rohani odrzucili tę propozycję, poparli natomiast apel Erdoğana do grup ekstremistycznych, by złożyły broń. „Kwestia Idlib musi zostać rozwiązania politycznie” – oświadczył Erdoğan na Twitterze w nocy z piątku na sobotę, dodając, że Turcja nie zaakceptuje zabicia dziesiątków tysięcy cywilów. Jego rzecznik nazwał Idlib „tykającą bombą zegarową”. Turcja przyjęła 3,5 mln Syryjczyków i chce zapobiec nowej fali uchodźców. W niedzielę odnotowano, że na skutek nalotów nowi uchodźcy ruszyli ku granicy tureckiej; miało to być kilkaset rodzin.

Także ONZ, organizacje humanitarne i zachodni przywódcy ostrzegali w minionych dniach, że jeśli Asad i jego sojusznicy zaczną ofensywę na Idlib, może dojść do wielkiej katastrofy humanitarnej. Dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy ludzi mogą zostać zmuszone do ucieczki z terenów ogarniętych walkami – mówił Fabrizio Carboni, regionalny dyrektor Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. Jego organizacja obawia się, że nowy dramat może przyćmić to, co działo się wcześniej w Aleppo, Wschodniej Ghucie czy Rakce. ©

Autorka jest reporterką szwajcarskiego dziennika „NZZ”, specjalizuje się w tematyce Bliskiego Wschodu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 38/2018