Rozwiedzeni

Nie czując się upoważniony do rozłączania tego, co Bóg złączył, Kościół mówi ludziom żyjącym w związkach niesakramentalnych, że wraz z nimi ufa Bogu. On nie jest związany sakramentami.

28.07.2009

Czyta się kilka minut

Jakie jest miejsce w Kościele osób rozwiedzionych i powtórnie poślubionych? To pytanie postawił na czwartej sesji Soboru (1965 r.) bp Eliasz Zoghby, wikariusz generalny w Egipcie melchickiego patriarchy Maximosa IV, postulując przyjęcie przez katolików praktyki prawosławnej: dopuszczania do powtórnego małżeństwa "strony, która nie ponosi winy". Bp Zoghby powoływał się na tradycję Wschodu: "Ojcowie Wschodni - powiedział - nie byli ani gorszymi egzegetami, ani też gorszymi teologami niż Ojcowie Zachodu".

Na drugi dzień w auli soborowej odpowiadał mu - broniąc tradycji Zachodu - kard. Charles Journet. Zaś wybitny znawca Ojców Greckich ks. Antoine Wegner w książce "Vatican II. Chronique de la quatrieme session" wykazał, że cytowani przez biskupa Zoghby świadkowie wschodniej tradycji: Orygenes, św. Bazyli i św. Jan Chryzostom bynajmniej nie byli zwolennikami dopuszczania do powtórnego małżeństwa osób rozwiedzionych.

Głos zabrali też bibliści. U nas o. Augustyn Jankowski cytował Josepha Bonsirvena, który na podstawie badań lingwistycznych wykazał, że zawarta w tekście św. Mateusza klauzula dopuszczająca jakoby odejście niewinnego małżonka "w przypadku cudzołóstwa", nie została właściwie zrozumiana. Bonsirven twierdził, że użyte w tekście greckim słowo "cudzołóstwo" nie jest właściwe, bo Jezusowi chodziło o związek niebędący małżeństwem.

Jedno jest pewne - nauka o nierozerwalności małżeństwa zabrzmiała w uszach pierwszych słuchaczy Jezusa twardo, o czym świadczy sceptyczna reakcja uczniów: "Jeśli tak ma się sprawa człowieka z żoną, to nie warto się żenić" (Mt 19, 9).

Dziś pytanie o los rozwiedzionych staje się coraz bardziej natarczywe. Z jednej strony jest oczywiste, że marzenie o Kościele, który w miarę pojawiających się trudności łagodzi wymagania Ewangelii, jest pokusą, przed którą Watykan stanowczo się broni. Z drugiej, niedopuszczenie do udziału w Eucharystii tych, którzy się rozeszli i żyją w nowym związku, jest źródłem cierpienia wielu ludzi. Jak to pogodzić z miłosierdziem chrześcijańskim? Co jakiś czas w Kościele odzywają się głosy za łagodniejszym traktowaniem tych ludzi. Piszemy o nich w tym numerze - zresztą nie po raz pierwszy w historii "TP".

Kościół proponuje wyjście połowiczne: nowy związek może trwać, lecz przestaje być przeszkodą otrzymania rozgrzeszenia pod warunkiem "powstrzymania się od aktów, które przysługują jedynie małżeństwu". Przypomniał o tym m.in. Jan Paweł II w posynodalnej adhortacji "Familiaris consortio" (1981 r.). I uzasadniał: "Nie mogą być dopuszczeni do komunii świętej od chwili, gdy ich stan i sposób życia obiektywnie zaprzeczają tej więzi miłości między Chrystusem i Kościołem, którą wyraża i urzeczywistnia Eu­charystia. Jest poza tym inny szczególny motyw duszpasterski: dopuszczenie ich do Eucharystii wprowadzałoby wiernych w błąd lub powodo­wałoby zamęt co do nauki Kościoła o nierozer­walności małżeństwa".

Nie należy się więc spodziewać, że Kościół zmieni stanowisko. Co do racji przytoczonych przez Papieża, to przyjęcie pierwszej wymaga głębokiej wiary, druga zaś wynika z doświadczenia. Jakiekolwiek zaakceptowanie powtórnego małżeństwa rozwiedzionych zawsze będzie rozumiane jako odrzucenie przez Kościół nierozerwalności. Na nic się zdadzą teologiczne formułki.

Ponadto Kościół nie czuje się upoważniony do ustalania "strony pokrzywdzonej", dlatego uwagę skupił na ustalaniu ważności zawartego małżeństwa. Z rozwojem wiedzy o tajnikach ludzkiej psychiki w prawie kościelnym i praktyce zaszły poważne zmiany.

W "Familiaris consortio", podsumowującej prace Synodu poświęconego rodzinie, nie znajdziemy potępienia ludzi żyjących w związkach niesakramentalnych. Mówi się o nich z szacunkiem i zapewnia, że nadal pozostają we wspólnocie Kościoła. Wspólnocie zaś poleca się okazywać im pomoc i "troskliwą miłość", by nie czuli się od Kościoła odłączeni. Chociaż nie przystępują do komunii, mogą i powinni uczestniczyć w życiu Kościoła.

Nie czując się upoważniony do rozłączania tego, co Bóg złączył, Kościół tym ludziom mówi, że wraz z nimi ufa Bogu. A On nie jest związany sakramentami i ma moc, także bez nich, obdarzyć zbawieniem tego, kto się stara naprawić wyrządzone zło i iść za Nim. Czy to nie znaczy: wezwanie ich do uczestniczenia w życiu Kościoła?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2009