Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Co widzi kosmolog, kiedy patrzy nocą w niebo?
Może Was zaskoczę tą odpowiedzią - widzę gwiazdy. Przypomina mi się piękny obraz van Gogha zatytułowany Nocne niebo nad Arles: granatowe niebo, na którym błyszczą wielkie światła - raczej latarnie niż ciała niebieskie. Tak widzi malarz. Kosmolog patrzy przez pryzmat swojej wiedzy, wiec dla niego te błyszczące punkciki to wielkie kule gazowe, w których odbywają się nieustannie reakcje jądrowe dostarczające światła. Działają tam dwie podstawowe siły: rozpychająca siła promieniowania i siła grawitacji skierowana do wewnątrz. Jak długo te dwie siły są w równowadze - gwiazda żyje. Ale prędzej czy później wypala się paliwo jądrowe, równowaga zostaje naruszona, gwiazda zaczyna wykonywać dziwne ruchy, oscylacje, może wybuchnąć - w konwulsjach zbliża się do swojej śmierci.
Profesjonalna obserwacja niewiele ma wspólnego z romantycznym wyobrażeniem o zgłębianiu kosmosu.?
Zależy, co nazywamy romantyzmem. Przypomina mi się pewna historia: wiele lat temu jeden z moich kolegów prowadził badania w obserwatorium astronomicznym. Przygotowując się do obserwacji, należy dużo wcześniej otworzyć kopułę, by temperatury na zewnątrz i wewnątrz się wyrównały, wtedy nie wystąpią zakłócające obraz drgania powietrza. Z tych też powodów kopuła nie może być ogrzewana. Akurat była zima. Astronom ubrany był wtedy w wielką szubę, więc wyglądał jak nocny stróż. Tego wieczoru przyszła szkolna wycieczka oglądać obserwatorium. Na tym być może polegał romantyzm, że wzięli go za stróża nocnego i dostał dwa złote.
Patrzymy na nocne niebo, które wygląda jak przypadkowe wysypisko świecących punkcików, i nazywamy je kosmosem. Kosmos po grecku znaczy lad. Skąd to oczywiste poczucie, że to, co mamy nad sobą, to jest właśnie lad?
To wysypisko gwiazd nie jest oczywiście przypadkowe. Działa tam, przede wszystkim, prawo grawitacji Newtona. Jeszcze w starożytności matematyk Apoloniusz stworzył teorie krzywych. Zauważył, że jeżeli płaszczyzna przecina stożek pod różnymi kątami, to jego przekrój stanowią specyficzne krzywe: koło, elipsa, parabola... Z prawa grawitacji wynika, że wszystkie ciała niebieskie poruszają się po krzywych stożkowych - inaczej po prostu nie mogą. Więc w tym ogromnym bezładnym wysypisku gwiazd panują bardzo ścisłe prawa, które dostrzegamy, nie tyle oczami, ile poprzez matematykę.
Pytamy jednak, co nam - nieświadomym matematycznych obliczeń - kazało nazywać wszechświat kosmosem, a nie chaosem?
Nazwa "kosmos" wzięła się z pierwotnej intuicji. Wyraz "kosmos" po grecku znaczy również "piękno". Grecy widzieli piękno, zanim wykonali jakiekolwiek obliczenia. Ta intuicja była pewnie oparta na regularności zjawisk w przyrodzie, ich cykliczności. Nie trzeba zbyt wielkiej spostrzegawczości, by dostrzec w ruchach gwiazd cykliczność. Słońce porusza się raz na dobę, Księżyc w ciągu dwudziestu kilku dni zatacza pełny cykl... To wszystko sprawia, że w naszym odczuciu wszechświat jest kosmosem.
Nowoczesna kosmologia jest nauką nową, niedawno tak naprawdę określoną i opisaną?
Nasza rozmowa jest rozmową na koniec wieku, wiec należy podkreślić, że kosmologia jest nauką XX wieku. Spekulacje kosmologiczne sięgają głębokiej prehistorii. Potem, gdy powstała nauka nowożytna - przede wszystkim dzieło Newtona i jego następców - zaczęły się próby zbudowania teorii wszechświata i właściwie już Newton zaproponował teorię Układu Słonecznego. Lecz próby rozciągnięcia fizyki newtonowskiej na cały wszechświat prowadziły do zaskakujących paradoksów. W XIX wieku powątpiewano, czy da sieją zastosować do wszechświata jako całości. Dopiero na początku naszego stulecia, dokładnie w roku 1917, a więc w czasie kiedy szalała wojna, rewolucja w Rosji, dokonało się wydarzenie wielkiej wagi - Einstein opublikował niewielki artykuł, dwadzieścia parę stron druku, w którym zaproponował pierwszy model kosmologiczny oparty na nowej teorii - teorii względności. Umownie przyjęło się datować początek kosmologii nowożytnej właśnie na rok 1917. Dzisiaj praca Einsteina ma znaczenie głównie historyczne, bo model, który zaproponował, okazał się fałszywy, niezgodny z obserwacjami. Byt to jednak model konsystentny, spójny - pierwszy, który pokazywał, że prawa nowej fizyki, einsteinowskiej, działają w całym wszechświecie.
To znaczy, że od 1917 roku w kosmologii dokonał się wielki postęp?
Praca Einsteina była czysto teoretyczna, oparta miejscami na błędach obserwacyjnych. Einstein nie znał najnowszych danych współczesnej rnu astronomii, ale to jakoś nie przeszkodziło mu w zbudowaniu konsystentnego modelu. Kilka lat później astronomowie doszli do wniosku, że wszechświat się rozszerza. Z obserwacji odległych galaktyk wynikało, że ich światło jest zaczerwienione -jego widmo jest przesunięte ku czerwieni. Takie zjawisko świadczy o uciekaniu źródła światła. Już w roku 1929 amerykański astronom Edwin Hubble, badając dużą próbkę pomiarów przesunięć widm galaktyk ku czerwieni, pokazał, że im dalej od nas jakaś galaktyka się znajduje, tym szybciej od nas ucieka. Nazywamy to dzisiaj prawem Hubble'a i było to pierwsze obserwacyjne osiągnięcie potwierdzające przewidywania kosmologii relatywistycznej, to znaczy: opartej na teorii względności.
Jak to jest możliwe, że Einstein zbudował spójny model wszechświata, opierając się na biednych danych obserwacyjnych? Skąd się bierze pomysł na wszechświat?
Przypadek Einsteina i jego pierwszego modelu jest rzeczywiście bardzo pouczający. Jego równania podpowiadały mu, że świat nie jest tworem stabilnym. Wynikało z nich, że powinien się rozszerzać. Einstein nie chciał dopuścić do siebie myśli, że świat jest niestabilny. Kosmos jest naszym domem, a dom musi być porządny, zbudowany w sposób trwały.
Układał równania pod upodobania?
Tak. Bardzo ważną rolę w napisaniu tych równań odegrało zamiłowanie do prostoty. Równania powinny być proste, aczkolwiek nie jest rzeczą prostą to, co matematyk nazywa prostotą. Einstein zobaczył w swoich równaniach, że świat nie jest stabilny, lecz się rozszerza. To mu się nie spodobało i sfałszował rozwiązanie. Dodał do równań człon, który wymusił istnienie rozwiązania statycznego, nie rozszerzającego się. Potem, gdy okazało się, że wszechświat się rozszerza, wystarczyło ten człon wyrzucić i otrzymało się dobry model. Co w tym jest jeszcze ciekawego? Otóż równania były mądrzejsze od Einsteina, który je napisał.
Co to znaczy? Równania mogą być mądrzejsze od ich twórcy?
To znaczy, że informacja zakodowana w równaniu była ogromna. Wyobraźmy sobie górę lodową, której większa część jest pod wodą, a tylko jej maleńki szczycik widać nad powierzchnią. Einstein, widząc tylko ten szczycik, napisał trafne równanie całości, choć jego intuicja mylnie podpowiadała mu, co jest pod spodem.
Czy to znaczy, że równania istnieją realnie, że to nie my je stwarzamy?
To jest wielki problem w filozofii matematyki. Z grubsza rzecz biorąc, istnieją tu dwie szkoły. Szkoła "zdroworozsądkowa" powiada, że matematykę tworzymy w naszych głowach i tę konstrukcję rzutujemy potem na świat, ciesząc się, że czasem pasuje. Inna szkoła powiada, że matematyki nie tworzymy, tylko ją odkrywamy. Często filozofów, którzy tak twierdzą, nazywa się platonikami, bo Platon uważał, że istnieje świat idei, niezależny od nas, i właśnie te matematyczne idee zamieszkiwałyby Platońskie niebo. Większość tak zwanych czystych matematyków to ludzie, którzy wierzą w istnienie matematyki niezależnie od nas. Natomiast ludzie, którzy zajmują się praktycznymi zastosowaniami matematyki, choćby inżynierowie, są skłonni traktować matematykę raczej jako twór naszej inteligencji.
Podam tu następujący przykład: załóżmy, że chcemy rozwalić betonowy mur. Bierzemy więc kilof i uderzamy z całej siły. Załóżmy jednak, że mur jest solidnie zbudowany i nie chce ustąpić. Podkładamy dynamit - znowu nic, potrzebujemy ogromnej bomby, możemy nawet użyć bomby atomowej - wreszcie mur ustąpi. Inaczej jest z równaniem matematycznym, choćby z równaniem Einsteina. Jeżeli równanie ma rozwiązanie rozszerzające, to nic na to nie poradzimy, żadna bomba nie może tego zmienić. Możemy zacząć układać nowe równanie, ale rozwiązania danego równania już zmienić nie możemy. Matematycy stają wobec czegoś, co jest bardziej realne niż betonowy mur. I to jest źródłem przekonań platońskich.
W naturalny sposób przeszliśmy od rozważań o kosmosie, o wszechświecie do matematyki. Czy matematyka to jest klucz do kosmosu?
Już Galileusz powiedział, że księga natury jest pisana językiem geometrii, a literami w tej księdze są okręgi, proste, trójkąty... Dzisiaj powiemy, że księga przyrody jest pisana językiem matematyki, a literami są pola tensorowe, wiązki wektorowe, struktury, o których Galileusz nie miał jeszcze pojęcia. Ale intuicja Galileusza była słuszna: matematycy dostarczają fizykom narzędzia do badania świata.
Wszechświat mówi do nas językiem matematyki?
I jeśli nie zwracamy się do niego tym językiem, to na ogół milczy. ..
Mówiliśmy o pięknie wszechświata. Dzisiaj kosmolog patrzy jednak nie w gwiazdy, lecz w ciągi liczb wypluwanych przez komputer. Matematyka pozwala mu w tym pozornym chaosie odczytać jakiś porządek. Czy jednak matematyka może być ekwiwalentem piękna?
Matematyka nie jest ekwiwalentem piękna - ona jest jego pierwowzorem. Żal mi ludzi, którzy nie znają wyższej matematyki, bo nigdy nie mieli doświadczenia piękna. Matematyka jest czymś niesamowitym - łączy się w niej doświadczenie konieczności i wolności... Jak w tym powiedzeniu Michała Anioła, że rzeźbić jest bardzo łatwo, bo w kamieniu skryta już jest forma, której artysta poszukuje, wystarczy tylko odłupać to, co zbyteczne. Podobnie jest w matematyce. Niekiedy przychodzi mi do głowy, że matematyka jest jedyną dziedziną na ziemi, której nie dotknął grzech pierworodny - jest tak jak powinno być. A z drugiej strony, penetrując świat matematyki, człowiek czuje się wolny. Kto głębiej przyjrzy się swojej pracy jako matematyka, wie, że ma wolną wolę. Gdybyśmy nie mieli wolnej woli, bylibyśmy skazani na podążanie w jednym kierunku, a jeśli byłby to kierunek ślepy, do niczego byśmy nie doszli. Mamy wolność eksperymentowania. Podążamy jakąś drogą, którą wiedzie nas rozumowanie, widzimy, że nie ma wyjścia, więc cofamy się i szukamy gdzie indziej. Ta wolność jest jednak skonfrontowana z koniecznością czegoś, co jest poza nami i nieskończenie nas przewyższa.
Dlatego wielu matematyków - Einstein na przykład - porównywało doświadczenie naukowca do przeżycia religijnego.
Matematykę kojarzymy jednak z czymś zamkniętym. Wydaje się zdeterminowana, dana raz na zawsze...
Taki jest stereotyp myślenia o matematyce. Jednym z największych osiągnięć matematycznych XX wieku są jednak twierdzenia Goedla. Kurt Goedel byt wielkim matematykiem i logikiem austriackim. Wiatach trzydziestych ogłosił dwa twierdzenia, z których jedno udowodnił, a drugie podał bez dowodu - dowiedli go później inni. Mówią one, że jeżeli mamy system matematyczny, który jest przynajmniej tak bogaty jak arytmetyka - ta arytmetyka, której się uczymy w szkole - to musi on być otwarty. Nie jest więc tak, że wszystko raz na zawsze jest w nim ustalone. Taki system jest albo niezupełny, to znaczy istnieją prawdy, których się z niego nie wydedukuje, albo -jeśli dołączę te prawdy, by był zupełny - robi się sprzeczny. Znaczy to właśnie, że matematyka jest otwarta.
To znaczy, że i wszechświat, który jest zbudowany na matematyce, jest otwarty?
Jeśli matematyka, na której zbudowany jest wszechświat, jest bogatsza od arytmetyki albo przynajmniej tak bogata jak arytmetyka, co wydaje się raczej oczywiste, to wszechświat jest otwarty.
Brzmi to obiecująco...
Filozofowie z dużym opóźnieniem, dopiero obecnie, doceniają wagę odkrycia Goedla. Jest ono przełomem w myśleniu o logice i matematyce.
Czy kosmolog widzi granice swojego poznania, czy może poznawanie wszechświata nie ma granic?
Wspominałem już, że odkrycie zjawiska ucieczki galaktyk było kamieniem milowym w rozwoju kosmologii. W drugiej połowie naszego stulecia kolejnym punktem zwrotnym było odkrycie promieniowania tia. Okazało się, że wszechświat, gdy byJ bardzo młody i niewyobrażalnie gęsty tuż po Wielkim Wybuchu, wypełniony był głównie promieniowaniem elektromagnetycznym i resztka tego promieniowania istnieje w kosmosie do dzisiaj. Teoretycy wyliczyli to już w latach czterdziestych, ale wówczas nie było jeszcze możliwości empirycznego potwierdzenia. Nastąpiło to dopiero w roku 1965. To było ogromne osiągnięcie. Badanie tego promieniowania pozwala nam zobaczyć taki wszechświat, jaki był 200-300 tysięcy lat po Wielkim Wybuchu, czyli możemy cofnąć się o kilkanaście miliardów lat. Batem, w latach dziewięćdziesiątych, Amerykanie wystrzelili satelitę o ładnej nazwie COBI, którego celem było dokładne zbadanie promieniowania reliktowego. Efektem tej misji kosmicznej było sporządzenie czegoś w rodzaju mapy bardzo wczesnego wszechświata. To było również ogromne osiągnięcie kosmologii. Obserwacja pięknie potwierdziła przewidywania teoretyczne. W tej chwili przygotowywane są dwie misje, jedna europejska, druga amerykańska, które mają powtórzyć owe badania z jeszcze większą dokładnością.
Kosmologia wkracza w epokę badań prowadzonych przez laboratoria umieszczone na orbicie. Taka jest rola sławnego teleskopu Hubble'a. Warto uświadomić sobie, że jeśli Wielki Wybuch, czyli to, co nazywamy początkiem świata, nastąpił ok. 15 miliardów lat temu, to obserwacyjnie kontrolujemy około 90 procent historii wszechświata. To jeszcze nie jest granica, o którą pytacie, zostaje wszak jeszcze te l0 procent... Trzeba sobie jednak uświadomić, że posunięcie się teraz o jeden procent w głąb historii wymaga większych nakładów niż zbadanie kilkudziesięciu wcześniejszych procent.
Padło tutaj mnstówo o początku wszechświata. Czy kosmolog zadaje sobie pytanie, co jest przed początkiem? Jak godzi się z tym, że następuje moment, kiedy prawa fizyki, czas przestają obowiązywać?
Rzecz ciekawa, ostatnio ukazały się dwie książki napisane przez kosmologów pod tytułem Before the beginning - "Przed początkiem". To jest oczywiście nieco paradoksalny tytuł, ale świadczy on o tym, że kosmologowie nie tylko pozostają w ramach ścisłych obserwacji i matematyki, ale lubią wybiegać spekulatywną myślą poza ścisłe granice nauki.
Żeby pofantazjować?
Raczej żeby posnuć spekulacje, np., co wynikałoby z założenia, że metodologia, jaka obowiązuje w nauce, w jakimś sensie przedłuża swoją sensowność poza granice czasu.
Wszechświat jest dzisiaj opisywany przez dwie wielkie teorie fizyczne. Jedną z nich jest ogólna teoria względności, badająca strukturę wszechświata i jego ewolucję w największej skali, oparta na teorii grawitacji. Natomiast w najmniejszej skali, w świecie atomów, cząstek elementarnych, obowiązuje mechanika kwantowa. Rzecz niezwykle ciekawa, że obydwie te teorie są fundamentalnie ze sobą niezgodne, zbudowane na podstawie zupełnie innej matematyki. Oczywiście, świat jest jeden, nie może być więc rządzony przez dwie różne teorie, nie może być schizofreniczny u swoich podstaw, to są tylko nasze podejścia z dwóch różnych stron do tego samego zjawiska. Te dwa podejścia nie chcą zazębić się, nie chcą gładko przejść jedno w drugie. Fizycy od dawna poszukują teorii ogólnej, która w-szczególnych przypadkach stawałaby się teorią względności, a na drugim biegunie przechodziłaby w teorię kwantów.
Trwają intensywne poszukiwania takiej teorii, powstają kolejne modele, które przybliżają te dwie teorie coraz bardziej. Wiele z tych modeli wskazuje, że te teorie występowały jako jedna, gdy wszechświat był bardzo gorący i gęsty w Wielkim Wybuchu. Nie było wtedy czasu ani przestrzeni - to są pojęcia, które wyłoniły się dopiero, gdy wszechświat trochę się rozszerzył. Jeśli to jest prawda, to oczywiście tytuły "Przed początkiem" nie wydają się już tak prowokujące.
Czy te sukcesy w poznawaniu wszechświata mają jakieś zastosowanie praktyczne w rzeczywistości, czy mają wpływ tylko na naszą świadomość'?
To jest ważne pytanie dotyczące polityki. Kraje biedne zwykle dają odrobinę pieniędzy na zastosowania nauki: jak lepiej wytapiać stal albo jak lepiej budować mosty. Natomiast kraje bogate dają pieniądze przede wszystkim na badania podstawowe i to jest polityka dalekowzroczna, dlatego że wszystkie ważne osiągnięcia techniczne ludzkości wynikają z badań podstawowych. Wszyscy używamy radia, w tej chwili komunikujemy się z naszymi widzami za pośrednictwem telewizji. A co jest podstawą? Teoria elektrodynamiki Maxwella, jedna z podstawowych teorii fizycznych. Jeśli nie będziemy rozwijać takich nauk, jak mechanika kwantowa, teoria względności i kosmologia, która jest z nimi ściśle związana, to nie będzie postępu technicznego na wielką skalę. Będziemy robić troszkę lepsze szyny i troszkę sprawniejsze motocykle, ale istotnego technicznego postępu nie będzie.
Kosmologia też należy do nauk fundamentalnych.
Nauka ma wartość jako czynnik tworzący kulturę. Choćby nauki nie dawały żadnych praktycznych wniosków, żadnych praktycznych zastosowań, to dają nam rzecz bezcenną - zrozumienie wszechświata, Zaspokajają podstawową dążność człowieka, jego instynkt badawczy. Człowiek ma w sobie pasje, chce wiedzieć, dlaczego, jak, po co. Nauki wyrosły właśnie z tego instynktu, a nie po to, żeby celniej rzucać maczugą, na przykład.
Człowiek gnany jest pasją poznawania, ale czy wszechświecie? Własnego odbicia?
Myślę, że człowiek w nauce szuka siebie samego. Chodzi o odwieczne pytania: skąd się wziąłem, kim jestem, dokąd zmierzam? Pojęcie prawdy w XX wieku przeszło ciekawą ewolucję. Newton powiedziałby nam bez chwili wahania, że celem nauki jest dążenie do prawdy. Natomiast już na początku naszego stulecia pozytywistycznie nastawionym uczonym, taka odpowiedź nie przeszłaby przez gardło. Prawda znaczyła dla nich coś nieokreślonego. Rehabilitacja prawdy przyszła ze strony nauk ścisłych, stało się to dzięki polskiemu logikowi Alfredowi Tarskiemu, który pokazał w roku 1 93 1 , że można bez sprzeczności zdefiniować pojecie prawdy w sposób klasyczny: prawda to jest to, co jest zgodne z rzeczywistością. Dziś znowu wielu uczonych uprawia naukę, bo chce wiedzieć, jak jest, czyli dążyć do prawdy. Tu przypomina mi się powiedzenie Tadeusza Kotarbińskiego: jaka jest różnica pomiędzy uczonym i pracownikiem nauki? Różnica jest podstawowa: nauka istnieje dzięki uczonym, a pracownicy nauki istnieją dzięki nauce.
Einsteina. zdumiewało, że wszechświat jest w ogóle poznawalny...
To jest wielka tajemnica. Spróbujmy się w to wmyśleć - najprościej by było, gdyby w ogóle nic nie było. Taki stan nie potrzebuje żadnego uzasadnienia. Powraca stare pytanie, które Leibniz sformułował w znanej formie: dlaczego jest raczej coś niż nic? Na to pytanie nauka nie może dać odpowiedzi, bo w punkcie wyjścia zakłada, że istnieje coś, co się właśnie bada.
To jest więc jedno wielkie pytanie - źródło filozoficznego zdumienia. .. Ale jest i drugie: dlaczego to coś można zrozumieć? Dlaczego nasz ludzki rozum może się zmierzyć przynajmniej z częścią tej tajemnicy i w jakiejś mierzeją rozwiązać? Być może nie wszystko udaje mu się spenetrować, ale przecież coś mu się udaje. To jest zaskakujące, bo przecież mogłoby być tak, że wszechświat byłby racjonalny - to znaczy podległy jakimś prawom, ale byłyby one tak zawiłe, że dla nas niedostępne - albo wszechświat mógłby być jak kłębowisko wody u stóp wodospadu Nia-gara, gdzie wszystko jest dozwolone i niczego nie da się wytłumaczyć. Ale tak nie jest - o czym świadczą sukcesy nauki. To jest część wielkiej zagadki wszechświata.
Einsteina zdumiewała prostota wszechświata. Pewnie proste to jest tylko dla matematyka...
Prostota odgrywa w nauce ogromną rolę. Jeżeli mamy do wyboru dwie teorie: jedna jest skomplikowana, a druga prosta -w matematycznym sensie tego słowa, bo w matematyce prostota jest bogatsza od pozornego skomplikowania - to z zamkniętymi oczyma możemy powiedzieć, że ta prosta będzie prawdziwa. Einstein mawiał również, że są dwa kryteria prawdziwości teorii fizycznej. Pierwsze to zgodność z doświadczeniem, a drugie - wewnętrzna doskonałość. Teoria musi być wewnętrznie piękna. Geniusz na tym polega, że wie, co to jest piękno, a inni nie wiedzą... Piękno i prawdziwość idą razem.
Dla opisania kondycji ludzkiej niezwykle istotną kategorią jest czas. Czy jest również istotna kategoria w opisywaniu wszechświata?
Wspomniałem już o tym, że niektóre teorie początkowych supergęstych stanów wszechświata zakładają, że nie było wówczas czasu.. Czas wyłania się dopiero na późniejszych etapach ewolucji wszechświata. Fizyka wydaje się to potwierdzać również na inne sposoby.
Na przykład: jedną z charakterystycznych cech czasu jest jego nieodwracalność. Upływanie czasu wyznacza wzrost bałaganu we wszechświecie - o tyra mówi drugie prawo termodynamiki. Ale fizyka powiada, że to nie jest bynajmniej absolutna konieczność. Jednak, jeżeli weźmiemy jedną cząstkę elementarną, na przykład elektron, to wtedy nie ma sensu mówić, że bałagan rośnie albo nie; aby to zaobserwować, musimy mieć dużo cząstek. Na poziomie jednej cząstki czas prawdopodobnie nie ma kierunku, nie upływa. Nasze ciało jest zbudowane z milionów cząstek i dlatego żyjemy w czasie.
Schroedinger powiadał, że właśnie fizyka podważa bezwzględną tyranie Chronosa. Wbrew temu, co sobie filozofowie wyobrażają, że czas jest ontologiczną, niezmienną własnością wszystkiego, co istnieje. Prawdopodobnie tak nie jest.
Czy pojęcie wszechświata, łączy się też z pojęciem jakiejś wartości?
Standardowa odpowiedź na to pytanie byłaby następująca: kategoria wartości nie pojawia się w nauce. W nauce nie ma kryteriów mogących dać nam odpowiedź, co jest dobre, a co złe. Zapewne na poziomie zwykłych badań naukowych tak jest. Ale warto sobie uświadomić, że nauka jest jednak uwikłana w świat wartości. Przede wszystkim sama nauka jest wartością. Lubię rozumowanie, które zaproponował Karl Popper. Otóż nauka wyrosła z decyzji, którą ludzkość podjęła na przełomie IV i V wieku przed Chrystusem w starożytnej Grecji, że przekonania należy uzasadniać, czyli muszą być one racjonalne. Ale zaraz powstaje pytanie: jak uzasadnić fakt, że przekonania trzeba uzasadniać? Nie da się tego uzasadnić, bo każda próba uzasadnienia zakładałaby to, co sama ma uzasadnić. A więc pierwotnie to musi być wybór. Ale wybór w imię czego? Mieliśmy do wyboru coś racjonalnego, i tośmy wybrali, albo coś irracjonalnego, i tośmy odrzucili. Był to wybór moralny, wybraliśmy bowiem dobro - racjonalność jest dobrem - i cała nauka opiera się na tym wyborze. Ten fakt odciska jednak na nauce swoje piętno. Chociaż ona sama nie decyduje o wartościach, to jest przesiąknięta wartościami.
Czy to znaczy, że kiedy kosmolog patrzy w gwiazdy, to ma poczucie sensu? To już nie jest naukowe pojęcie...
To jest pojęcie filozoficzne. Są różni naukowcy, wielu z nich nie ma poczucia sensu, uważa, że świat jest bezduszny, niszczycielski. Inni - przeciwnie - widzą wielki sens we wszechświecie. Należ? do tych drugich i mój argument jest następujący: nauka - jak powiedziałem - opiera się na wyborze sensu, bo racjonalność jest czynieniem naszych przekonań sensownymi. Człowiek jest częścią wszechświata i gdyby jego życiu brakowało sensu, to poprzez człowieka bezsens wdzierałby się do przyrody. Tu widzę jakiś podstawowy konflikt pomiędzy mądrym, racjonalnym, badalnym światem a człowiekiem, który miałby być w tym wszystkim czymś bezsensownym. Bardziej spójna jest postawa, która każe - nawet jeśli nie widzimy sensu - przypuszczać, że stoimy wobec tajemnicy.
To znaczy, że w poznaniu wszechświata tak naprawdę dążymy do tajemnicy i że to ona leży na jego dnie?
Wielu uczonych badających wszechświat ma poczucie obcowania z tajemnicą. Lubię taki metaforyczny obraz: nauka jest okręgiem, to, co jest wewnątrz niego, jest obszarem naszej wiedzy, to zaś, co na zewnątrz, jest nieskończonym polem niewiadomego. Obwód tego kota, sam okrąg, to miejsce, w którym styka się nasza wiedza z naszą niewiedzą. To pytania, które stawiamy, opierając się na tym, co wiemy, skierowane pod adresem tego, czego jeszcze nie wiemy. Nasza wiedza rozwija się, pęcznieje, rośnie liczba zagadek wyrwanych przyrodzie. Ale co się dzieje równocześnie? Obwód koła też rośnie. Przybywa pytań. Mnie najbardziej pasjonują pytania, na które jeszcze nie ma pełnej odpowiedzi. Pytania należące do obwodu. Chociażby te dotyczące teorii łączącej teorie grawitacji i kwanty. Albo pytanie o naturę czasu...
Pytamy o sens wszechświata i pytamy o sens istnienia człowieka. Czy jest punkt, w którym te dwa pytania się stykają, czy też są one jak teorie grawitacyjna i kwantowa, które nie przystają do siebie?
To jest jedno i to samo pytanie. Albo - mówiąc dokładniej - pytanie o sens człowieka jest częścią pytania o sens wszechświata, ho ostatecznie człowiek jest częścią wszechświata, jest jego produktem. Spójrzmy na naszą rękę. Jest zbudowana z atomów. Warto prześledzić ich historię, skąd one się wzięły...
Gdzie były 20 miliardów lat temu?...
...a nawet wcześniej. Zanim powstała Ziemia, było Słońce. Jak wiadomo, planety powstały ze Słońca. Czyli byty atomy w Słońcu, gdzie dokonywała się przemiana wodoru na hel, helu na cięższe pierwiastki, również na węgiel. A my jesteśmy zbudowani z węgla. Chemia węgla, czyli chemia organiczna, powstała na Słońcu. Ale żeby mógł powstać węgiel, musiały istnieć wcześniej dwie lub trzy generacje gwiazd. Słońce powstało z pyłów kosmicznych, a te z kolei powstały z wybuchów poprzedniej gwiazdy, która ten cykl węglowy zapoczątkowała. Prawdopodobnie dwie lub trzy generacje gwiazd były potrzebne, by wyprodukować te atomy, które teraz tworzą moją rękę. Atomy zaś to cząstki elementarne, które powstały w Wielkim Wybuchu. Jeżeli tak popatrzymy na nasze dłonie, to możemy zrozumieć opowieść biblijną o człowieku, który jest z mułu ziemi, tylko ten muł musimy dzisiaj rozumieć raczej...
- Kwantowo?
... tak. Jako popioły Wielkiego Wybuchu. Jesteśmy dziećmi wszechświata i pytanie o nasz sens nierozerwalnie się łączy z pytaniem o sens wszechświata.
W jakim kierunku kosmologia, pójdzie w XXI wieku?
Niektórzy uczeni, chociażby Stephen Hawking, uważają, że fizyka dobiegnie wkrótce końca swej drogi. Stworzymy teorię unifikującą grawitację i kwanty, przybierze ona postać teorii wszystkiego - tak dumnie nazywają te teorię fizycy, choć będzie to tylko teoria wszystkich oddziaływań fizycznych. Ale większość fizyków nie podziela tego optymistycznego zdania. Jak będzie wyglądać kosmologia XXI wieku? Możemy odpowiedzieć na to pytanie, gdy chodzi o pierwsze lata XXI wieku. Jest kilka projektów w przygotowaniu. W tej chwili po orbicie krąży teleskop Hubble'a, dzięki któremu możemy zajrzeć głęboko we wszechświat i jego przeszłość. Zasadniczy obraz wszechświata przeżył jednak te rewolucję w kosmologii. Pojawiło się wiele pytań szczegółowych, ale ogólny obraz rozszerzającego się wszechświata utrzymał się. I należy sądzić, że ten obraz przetrwa przełom stuleci.
Dalsze osiągnięcia są związane z budową nowych teleskopów naziemnych. Tutaj rewolucja może być jeszcze bardziej znacząca, choćby dlatego, że mniej kosztowna. Do niedawna ograniczeniem dla budowy teleskopów była wielkość zwierciadła. Jeśli średnica zwierciadła przekracza pewną granicę - powiedzmy, pięć metrów - to zaczynają się kłopoty z optycznymi zaburzeniami i tyle. To, co zyskujemy, powiększając powierzchnię zwierciadła, tracimy na skutek pojawiających się błędów optycznych. Dzisiaj te ograniczenia zostały przezwyciężone. Dzięki technice elektronicznej można zbudować kilka mniejszych luster i sumować ich wyniki komputerowo. Przed nami wiec koleina rewolucja.
Rozmowa jest zapisem telewizyjnego programu z cyklu "Rozmowy na koniec wieku" wyemitowanego przez Program I TVP