Rozgrywka Khaleda Miszaala

Hamas to nie tylko główna siła zbrojna po palestyńskiej stronie sporu z Izraelem. Organizacja, świętująca 25-lecie istnienia, to też siła polityczna. Trudno wyobrazić sobie rozmowy pokojowe bez Hamasu, którego lider nadal nie uznaje Izraela.

17.12.2012

Czyta się kilka minut

Gazę zalało morze soczystej zieleni. Zielone były szaliki, czapki na głowach widzów, zielone chorągiewki w ich dłoniach. Nawet dywan na wielkiej scenie był zielony. Przemawiali z niej przywódcy Hamasu, „ruchu islamskiego oporu”, którzy zielony – kolor islamu – obrali za swój symbol.

W sobotę 8 grudnia powodów do radości było wiele. Po pierwsze, „ruch oporu odniósł właśnie zwycięstwo nad syjonistycznym wrogiem”. Czyli: po ośmiu dniach bombardowań Izrael zrezygnował z inwazji lądowej na Strefę Gazy i przystał na rozejm z Hamasem. Po drugie, tego dnia, organizacja obchodziła okrągłą – dwudziestą piątą – rocznicę powstania. A po trzecie i chyba najważniejsze, z tej okazji do Gazy po raz pierwszy przyjechał Khaled Miszaal, polityczny przywódca Hamasu.

SPOJRZENIE PRZYWÓDCY

Mieszkańcy Gazy tysiącami przyszli zobaczyć tę – dotąd znaną im tylko z telewizji – postać charyzmatycznego przywódcy na uchodźstwie. Miszaal wie, jak skupić uwagę słuchaczy, jak ich poruszyć i co powiedzieć, aby się z nim identyfikowali. Słyszałam jego wystąpienia w Syrii, która przez ostatnią dekadę była jego bazą, a także w Katarze, gdzie bywa od czasu, gdy opuścił Damaszek. Zawsze patrzy na swoich słuchaczy, przenosi wzrok z jednego na drugiego. W efekcie każdy może odnieść wrażenie, iż Miszaal mówi tylko do niego.

Widziałam tę jego technikę na ramadanowej kolacji (zwanej śniadaniem, bo dla poszczących to pierwszy posiłek danego dnia), wydanej przez Hamas dla mediów. Było to w Damaszku, latem 2010 r. Na moją komórkę przyszedł esemes, że ruch muzułmańskiego oporu (arab. harakat al-muqawama al-islamija; słowo hamas po arabsku oznacza „zapał, entuzjazm”) zaprasza dziennikarzy na iftar z udziałem Miszaala do hotelu w pobliżu ulicy Mezze.

Najpierw pomyślałam, że to ktoś ze znajomych sobie żartuje. Mimo to, pod wieczór ostatnią samotną taksówką, przez puste ulice miasta, którego mieszkańcy w domach przygotowywali się do iftaru, pojechałam w stronę Mezze. Za sto lir (wówczas równowartość około sześciu złotych), stawkę wygórowaną w porównaniu z obowiązującymi. Gdy dotarłam na miejsce, impreza już trwała. Prześwietlono moją torbę, przyjrzano mi się uważnie i posłano do wielkiej sali na dole.

Tam okazało się, że goście to niemal sami mężczyźni. Wypatrzyłam dwie kobiety: jedną, w eleganckiej chuście, usadowiono razem z mężem przy męskim stole; druga, dziennikarka libańskiej telewizji, krążyła po sali.

„Wujku, gdzie mam usiąść?” – zapytałam brodatego mężczyznę. Przydzielono mi stół, do którego po chwili skierowano też Libankę. Między nami a resztą zachowano jeden stół odstępu. Kelner przyniósł nam talerze, niemal nimi rzucając, żeby przypadkiem na żadną z nas nie spojrzeć – w końcu obie byłyśmy niezakryte. Po chwili, w równym popłochu, postawił przed nami tacę z jedzeniem, napoje i znikł na dobre. Goście pośpiesznie kończyli posiłek, bo zbliżało się zapowiadane wystąpienie Miszaala. I oczywiście, dał w nim popis swoich umiejętności retorycznych i gwiazdorskich; goście byli oczarowani.

ŻYCIE, CZYLI WALKA

W historii życia Khaleda Miszaala odbijają się najnowsze dzieje Bliskiego Wschodu, w tym uchodźców palestyńskich – bezpaństwowców, przeganianych przez kolejne kraje.

Miszaal urodził się w 1956 r. na Zachodnim Brzegu Jordanu, znajdującym się wówczas pod kontrolą Jordanii. Zajęcie tego terenu po wojnie sześciodniowej w 1967 r. przez Izrael wypchnęło jego rodzinę do Kuwejtu. Tam Miszaal działał w studenckich ruchach politycznych (w jego przypadku: islamskich), współtworzonych przez liczną wówczas w Kuwejcie palestyńską diasporę.

Gdy w 1987 r. wybucha pierwsza palestyńska intifada (powstanie na terenach okupowanych), szejk Ahmad Jasin i kilku innych Palestyńczyków zakładają właśnie Hamas – jako lokalną gałąź Bractwa Muzułmańskiego. Miszaal prowadzi delegaturę tej organizacji w Kuwejcie.

W 1990 r. Irak napada na niewielki Kuwejt, a palestyński przywódca Jaser Arafat deklaruje poparcie dla Saddama Husajna. W odpowiedzi Kuwejtczycy z dnia na dzień wyrzucają półtora miliona Palestyńczyków, stanowiących elitę intelektualną tego emiratu. Niemal wszyscy udają się do Jordanii. Tu, w 1996 r., Miszaal zostaje szefem biura politycznego Hamasu w Ammanie.

Rok później do jordańskiej stolicy przybywa dwóch agentów izraelskiego Mossadu. Czekają na Miszaala pod jego biurem, zachodzą go od tyłu i wstrzykują mu truciznę, paraliżującą system nerwowy. Ale agenci mają pecha: zostają pojmani. Król Jordanii Husajn, rozwścieczony samowolką Izraela, żąda od Tel Awiwu wydania odtrutki, grożąc zerwaniem podpisanego dwa lata wcześniej układu pokojowego. Izraelczycy natychmiast ją przysyłają, Miszaal zostaje uratowany. Natomiast agentów Mossadu Jordania wymienia na przebywającego w izraelskim więzieniu szejka Jasina, ociemniałego starca.

Dwa lata później w regionie zmienia się znów układ geopolityczny – i Jordania wyprasza przywództwo Hamasu. Miszaal musi szukać nowej bazy dla siebie i ruchu. Znajduje ją w Damaszku. Gdy w 2004 r. Izraelczycy zabijają poruszającego się na wózku Jasina, a miesiąc później jego następcę Abdel Aziza Rantisiego, za przywódcę Hamasu zostaje uznany Miszaal.

MIĘDZY KATAREM I EGIPTEM

Przyjaźń Hamasu z syryjskim reżimem trwała ponad dekadę. Hamas był jedyną sunnicką organizacją w regionie, znajdującą się w strefie wpływów szyickiego Iranu – razem z szyickim Hezbollahem i alawickim (to odłam szyizmu) reżimem w Damaszku. Gdy w marcu 2011 r. w Syrii wybuchła rewolucja, a prezydent Al-Asad odpowiedział skrajną przemocą, Hamas (a dokładnie: Miszaal) musiał wybrać. – Nasz przywódca próbował negocjować z reżimem w Damaszku, gdy tylko się zaczęło. Ale reżim nie wziął sobie jego rad do serca – twierdzi w rozmowie z „Tygodnikiem” Jaser Azzam, szef hamasowego Biura ds. Uchodźców w Libanie.

Hamas długo próbował nie opowiadać się ani „za”, ani „przeciw” syryjskiemu reżimowi. Ale wraz z narastaniem przemocy, wymierzonej także w palestyńskich uchodźców w Syrii (za udzielanie pomocy rannym i pozbawionym dachu nad głową Syryjczykom), w końcu musiał wybrać. W styczniu tego roku Miszaal opuścił Syrię. – Wyjechali liderzy z zewnątrz, to znaczy ci, którzy mieli szczęście urodzić się w Palestynie. W Syrii zostali lokalni dowódcy Hamasu, tj. tam urodzeni – tłumaczy Azzam. Reżim syryjski nie komentował. Milczał też Hamas, aby nie prowokować odwetu na Palestyńczykach pozostałych w Syrii. Niemniej ataki wojsk reżimowych na okolice obozów palestyńskich uchodźców, a potem na same obozy zaczęły narastać.

Tymczasem od opuszczenia Syrii Miszaal dzieli swój czas głównie między Katar i Egipt.

Katar – malutkie naftowe państwo, pretendujące do roli regionalnego gracza – zaoferował mu gościnę, a jego emir szejk Hamas bin Khalifa Al Thani w październiku odwiedził Gazę (jako pierwszy przywódca państwa). Pieczętując tym samym przejście Hamasu z „irańskiej koalicji” do „bloku sunnickiego”, który ma się coraz lepiej po tym, jak partie wywodzące się z Bractwa Muzułmańskiego wygrały ostatnio wybory parlamentarne w kolejnych krajach regionu.

Z kolei Egipt, gdzie od ostatnich wyborów rządzi tamtejsze Bractwo Muzułmańskie (bratnie Hamasowi), umożliwił właśnie Miszaalowi wjazd do Strefy Gazy – pierwszy w ogóle w jego życiu (przez przejście graniczne w Rafah, między Egiptem a Gazą). Miszaal przypieczętował to spektakularnym gestem: padł na kolana i ucałował palestyńską ziemię. Miał powody do satysfakcji: na obchody do Gazy przyjechały liczne delegacje: z Indonezji, Mauretanii, Algierii, Tunezji, Libii, Jordanii i oczywiście Egiptu.

„ODCIĄĆ WĘŻOWI ŁEB”

Miszaal nie osiedli się w Gazie. Hamas potrzebuje go na zewnątrz, jako kogoś, kto będzie jego głosem, kto zadba od dobre relacje z nowymi opiekunami i zapewni dostęp do życiodajnych środków. Poza tym, trudno wyobrazić sobie w Gazie dwa ośrodki decyzyjne: Miszaala (przywódcę z wygnania) i Ismaila Haniję, premiera Gazy z ramienia Hamasu, który żyje tu od lat.

Tymczasem przed Hamasem stoją dziś liczne wyzwania: pojednanie z konkurencyjnym palestyńskim Fatahem, rządzącym na Zachodnim Brzegu (tego pojednania chcą Palestyńczycy), uregulowanie stosunków z Iranem (Hamas mu wiele zawdzięcza, ale dziś różni się z nim w ocenie sytuacji w Syrii). A przede wszystkim: znalezienie pomysłu na takie obchodzenie się z Izraelem, które wyszłoby poza nieprzejednaną, utartą retorykę.

„Działania polityczne pozbawione oporu nie mają żadnego znaczenia” – mówił Miszaal w Gazie, a tłum wiwatował. Nie omieszkał też powiedzieć, że „nigdy nie uzna istnienia Izraela” i „chce wyzwolić Palestynę, centymetr po centymetrze”.

W Izraelu komentowano: „Powinniśmy byli skorzystać z okazji i odciąć wężowi łeb”; „lepiej dla niego, żeby opuścił Gazę jak najszybciej. Zasługuje na śmierć” – tak mówił były minister obrony Szaul Mofaz (dziś lider niewielkiej partii Kadima). Inni politycy przekonywali, że odstąpienie Izraela od inwazji lądowej nie jest wygraną Hamasu, bo zniszczono znaczną część jego arsenału.

Ale w Gazie i tak celebrowano zwycięstwo.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 52-53/2012