Różaniec wokół kości

Być może nigdy nie znajdą ich wszystkich, pochowanych kiedyś w nieoznaczonych grobach. Ale chcą odnaleźć możliwie najwięcej.

04.03.2019

Czyta się kilka minut

Różaniec znaleziony we wspólnej mogile trzech żołnierzy podziemia podczas prac poszukiwawczych na cmentarzu Rakowickim. Kraków, październik 2017 r. / MARTA GORAJCZYK / IPN
Różaniec znaleziony we wspólnej mogile trzech żołnierzy podziemia podczas prac poszukiwawczych na cmentarzu Rakowickim. Kraków, październik 2017 r. / MARTA GORAJCZYK / IPN

Las koło wsi Monkiewicze na Litwie, w rejonie solecznickim, przez kilkadziesiąt lat skrzętnie skrywał tajemnicę.

W głębi puszczy rozwinął się bujny krzew tawuły. Tawuła to rodzina różowatych, w tej części Europy na dziko rośnie tylko kilka jej gatunków. Zwykle to krzew ozdobny, hodowlany; jego kwiaty mogą mieć różne kolory. Te były białe, a ich widok zapewne nieraz zaskakiwał grzybiarzy – w tych okolicach jest to gatunek niespotykany.

Ale tawuła pod Monkiewiczami nie rosła dziko: krzew posadził Wacław. Przed laty, w 1944 r. On, wtedy młody chłopak, był świadkiem: widział ich, dwóch polskich żołnierzy, zapewne z AK. Młodzi chłopcy wykopali dla siebie grób. Twierdził, że otaczający ich sowieccy żołnierze pozwolili im zmówić modlitwę. A potem ich zastrzelili i zakopali.

Oni, miejscowi, nie mogli postawić tam krzyża. Za to rodzina Wacława posadziła na nim tawułę. Biel miała symbolizować młodość zabitych. Oficjalnie o grobie nikt nie wiedział, nikt nic nie słyszał. Zresztą jeszcze w tym samym roku NKWD aresztowało Wacława, bez wyroku zesłało na Syberię (wrócił trzy lata później).

O tajemnicy tawuły nie opowiadali nikomu. Aż nadszedł wrzesień 2018 r. i zjawili się goście z Polski: jeździli po wsiach, pytali. Byli to „historyczni detektywi” – ludzie z Wydziału Kresowego Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN. Zbierali informacje o losach mieszkających tu kiedyś Polaków, o akowcach, o ofiarach „potrójnej” okupacji (sowieckiej 1939-41, niemieckiej 1941-44 i znów sowieckiej) oraz powojennych walk. A także o miejscach, gdzie ofiary mogły być pochowane. W tutejszych wsiach niewielu zostało Polaków; w Monkiewiczach (Mankevičiai) mieszka ich dzisiaj tylko piętnaścioro. Jeszcze mniej jest tych, którzy pamiętają tamten czas.

Rodzina Wacława Danielewskiego należy do tych nielicznych. Znała opowieść o tawule. Podczas ekshumacji pod krzakiem odnaleziono dwa szkielety, ze śladami strzałów, a także dwa pociski.

Chłopski konspirator

Wszystko zaczęło się kilkanaście lat temu, w 2003 r., a pierwszym odnalezionym był Włodzimierz Pawłowski. Pseudonim „Kresowiak”, kapitan.

Wcześniej, w II Rzeczypospolitej, zawodowy podoficer. Potem uczestnik kampanii wrześniowej 1939, komendant powiatowy Batalionów Chłopskich, w latach okupacji podporządkowanych Stronnictwu Ludowemu, które w 1944 r., w ramach konsolidacji Państwa Podziemnego, zostały scalone z AK.

Po II wojnie światowej Pawłowski wstąpił – jak wielu ludowców – do Milicji Obywatelskiej. Zajmował się szkoleniem. Jednocześnie działał w PSL Mikołajczyka – jedynej wówczas legalnej partii opozycyjnej. Z roku na rok komuniści coraz intensywniej niszczyli PSL (w listopadzie 1949 r. z resztek Stronnictwa oraz z kontrolowanego przez komunistów „lubelskiego” Stronnictwa Ludowego powstanie Zjednoczone Stronnictwo Ludowe).

Widząc, co się dzieje, w 1947 r. Pawłowski zaczyna się ukrywać. W 1949 r. zakłada konspiracyjną organizację Kresowiak (potem zmieni nazwę na Rzeczpospolita Polska Walcząca), złożoną głównie z chłopów. Liczy ona kilkuset ludzi, głównie na Dolnym Śląsku. Aresztowany w 1951 r., zostaje skazany na karę śmierci przez Wojskowy Sąd Rejonowy we Wrocławiu i stracony w kwietniu 1953 r. W chwili śmierci ma 40 lat.

Pochowali go na wrocławskim cmentarzu Osobowickim. Jak się potem okazało, całkiem płytko: ciało – w ubraniu i butach, ze strzaskaną od strzału w tył głowy czaszką – wrzucono do drewnianej skrzyni i zakopano na głębokości zaledwie metra.

Przypuszczalne miejsce pochówku wskazał georadar: narzędzie, które ocenia strukturę gruntu i jego naruszenia, np. wkopy w ziemi. We wrześniu 2003 r. dokonano ekshumacji – pierwszej z wielu, które potem miały nastąpić. Badania DNA potwierdziły, że to Pawłowski.

Nie tylko podziemie

Po Wrocławiu były kolejne poszukiwania: Jawor, Szczecin, Opole. Stopniowo powstawał zespół poszukiwawczy IPN, którym od początku kierował historyk z Wrocławia, dr hab. Krzysztof Szwagrzyk – dziś zastępca prezesa IPN i szef utworzonego w 2016 r. Biura Poszukiwań i Identyfikacji. Cel Biura to odnaleźć, rozpoznać i pochować, ponownie i godnie.

Kogo szukają? Nie tylko – jak mogłoby się wydawać – partyzantów powojennego podziemia, zwanych dziś żołnierzami wyklętymi. Biografie poszukiwanych i tych już odnalezionych to przekrój przez historię Polski w połowie XX w. Odnajdywane są ofiary obu totalitaryzmów, cywile i wojskowi. Żołnierze polegli w 1939 r., akowcy i cichociemni, ofiary niemieckich katowni i obozów NKWD. Nie tylko w Polsce: na Białorusi, we współpracy z tamtejszym wojskowym batalionem poszukiwawczym, odnaleziono szczątki żołnierzy ze strażnicy KOP „Pohost”. Jej załoga, na czele z dowódcą, plutonowym Stefanem Komarem, zginęła w 1939 r. po ataku wojsk sowieckich.

Wśród odnalezionych są też inni żołnierze Wojska Polskiego, jak pilot Zygmunt Dudyński czy porucznik Klemens Winniciuk (uczestnik walk 1918-20) – obaj konspiratorzy, obaj rozstrzelani przez Niemców w Białymstoku. Z kolei na Podlasiu znaleziono Wincentego Niemkowicza: ten szewc, więzień obozu karnego, został zabity przez Niemców, bo nie wrócił na czas z przerwy na posiłek. W Rogoźnicy na Śląsku przez wiele dni odnajdywano szczątki kilkudziesięciu ofiar KL Gross-Rosen, zamordowanych zapewne pod koniec wojny i wrzuconych do rowu przeciwlotniczego. Przy szczątkach: guziki, buty, kawałki blaszek z wydrapanymi nazwiskami, dające jakąś szansę na identyfikację. Szczątki ofiar wojny i powojnia znaleziono też na Litwie. Na prowadzenie ekshumacji nie zgadza się natomiast Ukraina: tu anonimowe mogiły stały się „zakładnikami” sporu o interpretację XX-wiecznej historii.

Krzew tawuły (już po kwitnieniu) nad mogiłą dwóch żołnierzy AK. Las koło wsi Monkiewicze na Litwie, wrzesień 2018 r.

Wielu odnalezionych – jak w Monkiewiczach – zapewne nigdy nie uda się zidentyfikować.

Utajnione szczątki

Najgłośniejszym echem odbijają się zwykle ekshumacje powojennych konspiratorów – wśród nich najwięcej jest nazwisk powszechnie znanych, jak legendarny cichociemny Hieronim Dekutowski „Zapora” czy Danuta Siedzikówna „Inka”.

Emocje związane z ich odnalezieniem to nie tylko efekt popularyzacji dziejów żołnierzy wyklętych (lub, jak chcą niektórzy: mody). Wynika to też z okoliczności towarzyszących ich pierwotnym pochówkom. Albo raczej sposobowi, w jaki wtedy pozbywano się ich zwłok: chowano ich zwykle w tajemnicy, anonimowo, pod płotami cmentarzy, na dziedzińcach budynków należących do Urzędu Bezpieczeństwa, a także w innych ustronnych miejscach (np. strzelnice, poligony). Rodziny zwykle nie znały miejsca spoczynku bliskich. Na ich szczątkach – jeśli leżeli na cmentarzach – z czasem powstawały nowe groby. Rzadko kiedy w cmentarnych księgach zapisano kwatery i nazwiska. Wyzwaniem jest więc nie tylko ustalenie miejsca pochówku, ale też identyfikacja.

Tymczasem obok postaci tak znanych jak „Inka” są też mniej znane. Jak podporucznik Stefan Górski ps. „Brzeg”: harcerz i cichociemny, w 1946 r. mistrz Polski w sztafecie 3 razy 1000 metrów, skazany pod fałszywym zarzutem szpiegostwa na rzecz Anglii. Albo podporucznik Tadeusz Ośko (vel Wojciech Kossowski) ps. „Sęp” – przypuszczalnie pierwowzór pułkownika Kwiatkowskiego z filmu Kazimierza Kutza z 1995 r. Były też wyroki za aktywność polityczną: w Łodzi odnaleziono Stanisława Dolewskiego, skazanego za to, że udzielił pożyczki PSL.

Ci, którzy ich grzebali, starali się, by tożsamość szczątków nawet po latach pozostała tajemnicą. Jak w Scharfenbergu (po 1945 r. Grudzieniec) na Opolszczyźnie, gdzie w wyniku operacji „Lawina”, pod pozorem przerzutu na Zachód, zwabiono i zamordowano około setki partyzantów NSZ; wg relacji świadka funkcjonariusze UB mieli wrzucić na ciała dla zmylenia wojskowe znaki tożsamości.

Partyzanci vs bandyci

„Jest to banda polityczna, ponieważ zwalcza bandytyzm” – takim zdaniem, na pozór niespójnym logicznie, w 1946 r. milicjanci z posterunku w pewnym miasteczku koło Wielunia scharakteryzowali w meldunku do WUBP w Łodzi oddział Konspiracyjnego Wojska Polskiego, który zjawił się na ich terenie.

Milicjanci najwyraźniej dobrze wiedzieli, że oddziały KWP starają się tępić pospolitych bandytów, tę powojenną plagę. Jednak nawet w wewnętrznej korespondencji (był to tzw. telefonogram) dostosowali się do języka, jaki narzucili przełożeni: dla celów propagandowych komuniści nazywali bandytami wszystkich ludzi ukrywających się z bronią. Dziś w dyskusji publicznej bywa, że jedni jej uczestnicy traktują każdego, kto był w lesie i miał broń, jak bohatera; inni zaś we wszystkich „leśnych” widzą bandytów.


Czytaj także: Nasza ludzka powinność - wiceprezes IPN Krzysztof Szwagrzyk o poszukiwaniu ofiar komunizmu


Nie da się zaprzeczyć: bywało, że partyzanci – i podczas wojny, i potem – demoralizowali się i korzystając z dostępnej broni lub „marki” podziemnej organizacji rabowali lub zabijali (utrzymanie dyscypliny wśród ochotników w warunkach „leśnych” było problemem partyzantki nie tylko w Polsce, ale we wszystkich krajach okupowanych).

Ale obok oddziałów podziemia istniało też mnóstwo grup od początku rabunkowych i często zresztą, jak zauważali cytowani milicjanci, przez partyzantów zwalczanych. Czasem ich członkowie podszywali się pod AK, bo – jak zeznawał jeden z nich – to „ułatwiało nam rabunki”, gdyż „ludzie odnosili się do nas nie jak do bandytów”.

Również pospolici przestępcy byli skazywani na śmierć, a ich przestępstwa często przypisywano partyzantom, by w oczach społeczeństwa zrównać ich z kryminalistami (bywało też i tak, że ujęci partyzanci twierdzili w śledztwie, iż są bandytami, bo panowało przekonanie, że komunistyczne sądy traktują tych drugich łagodniej). W efekcie na wielu cmentarzach, np. Osobowickim czy krakowskich Rakowicach, obok żołnierzy podziemia leżą zbrodniarze niemieccy, partyzanci UPA i pospolici przestępcy.

Zadaniem, przed jakim stają historycy, jest więc – najpierw – odtworzenie ich historii i zweryfikowanie: kto faktycznie działał na rzecz niepodległości Polski.

Historyczna detektywistyka

Jak zatem szukać? Tu nie wystarczą akta (milicji, UB, sądów). Szczegółowe zdjęcia lotnicze uzupełnią plany cmentarzy. Wspomnienia grabarzy (lub ich rodzin) podpowiedzą, gdzie warto kopać. Bezcenne są relacje kolegów (jeśli żyją) i rodzin (o ile się zachowały). Bywa, że opowieści przekazywane ustnie okazują się jedynym tropem – jak ta o krzaku tawuły, która okazała się prawdziwa. Gdy z tych „puzzli” wyłoni się spójny obraz, do pracy mogą przystąpić archeolodzy.

Kraków, cmentarz Rakowicki, 12 października 2017 r. Słoneczny dzień. Dookoła ziemnego wykopu grupa osób. Na pierwszy rzut oka nie widać, że to archeolodzy, historycy, medycy sądowi. Ale czuć napięcie, zdenerwowanie.

Prace poszukiwawcze na Cmentarzu Rakowickim, październik 2017 r.

Z dołu bratniej mogiły wyłaniają się szczątki. Kość udowa opleciona różańcem, kiedyś pewnie ukrytym w kieszeni spodni. Obok czaszka, ze śladem po kuli. Tuż pod nią para wojskowych trzewików. Ciała były trzy, trumny są dwie: dwaj spoczęli w jednej skrzyni. Poniżej guziki, strzępy munduru. Medalik z Matką Boską. Jeszcze poniżej trzecie szczątki, przy nich fragment suwaka. Potwierdza się rodzinna opowieść o swetrze, wysłanym w paczce do więzienia.

Szkielety, które wkrótce odzyskają imiona. Wiesław Budzik „Roland”: przedwojenny kadet, więzień KL Gross-Rosen, konspirator ZWZ i NZW. Tadeusz Zajączkowski „Mokry”: żołnierz AK, oficer „ludowego” WP (odznaczony za bitwę pod Budziszynem), a potem oddziału partyzanckiego „Huragan” spod Babiej Góry. Oraz, najprawdopodobniej, jako trzeci: Walenty Bochorowski „Podkowa”, ze zgrupowania Józefa Kurasia „Ognia”. Ten ostatni wciąż czeka na identyfikację.

Niepełny bilans

Ilu jeszcze nie odnaleziono? Niech odpowiedzą przykłady i statystyka.

W egzekucjach, które Niemcy dokonywali w poaustriackim forcie w Krzesławicach (wtedy pod Krakowem, dziś dzielnica miasta), zginęło 440 osób, ale tylko 104 nazwiska są znane. Nie wiadomo, ilu zginęło w tzw. Glinniku w Przegorzałach (także Kraków): podczas ekshumacji odnaleziono 125 osób, ale pojawiają się sugestie, że może ich być więcej. W Puszczy Niepołomickiej może spoczywać kilka tysięcy ofiar: Polacy (w tym prezydent Krakowa Stanisław Klimecki), Żydzi, jeńcy francuscy i włoscy. Nigdy nie prowadzono tam ekshumacji.

A teraz statystyka: po 1945 r. istniało 17 wojewódzkich oraz 285 powiatowych i miejskich filii Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Każdy z urzędów wojewódzkich i wiele powiatowych miało „swoje” miejsca, gdzie potajemnie chowano ofiary. Zdarzały się też pochówki na wiejskich cmentarzach, a także w miejscach odosobnionych. Łącznie takich miejsc może być kilkaset – i to tylko z okresu powojennego. Tymczasem także dokładna liczba ofiar z lat 1944-56 wciąż nie jest znana: na mocy wyroków sądowych stracono ok. 4 tys. ludzi (ale tylko część to osoby związane z działalnością niepodległościową). Szacunkowo kilkanaście tysięcy zginęło w walce lub zostało zamęczonych w śledztwie – także wielu z nich chowano anonimowo.

Tymczasem pracownicy IPN znaleźli dotąd szczątki około tysiąca osób (w tym w najbardziej pracowitym roku 2018 – ok. 200), z których ponad 120 zidentyfikowano.

„Ile potrzeba czasu, by ich odnaleźć? Dziesięć lat? Mam świadomość, że być może nigdy nie będzie można powiedzieć: udało się, znaleźliśmy wszystkich – mówił w wywiadzie w „Tygodniku” [nr 9/2016 – red.] Krzysztof Szwagrzyk. – Ale należy zrobić wszystko, aby odnaleźć możliwie wielu”.©

KRZYSZTOF PIĘCIAK jest historykiem, pracuje w Biurze Poszukiwań i Identyfikacji Oddziału IPN w Krakowie.

O najmłodszych uczestnikach powojennego podziemia opowiada specjalny dodatek, który ukazał się w marcu 2016 r. Dostępny bezpłatnie na: powszech.net/zolnierze-wykleci

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 10/2019