Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W porównaniu z ciągłym „potrząsaniem szablami” przez Rosję, niedawne manewry NATO w Polsce i krajach bałtyckich były co najwyżej „potrząsaniem scyzorykiem” – w taki sposób, ze sporą dozą sarkazmu, ceniony niemiecki dziennikarz Josef Joffe skrytykował ministra spraw zagranicznych Republiki Federalnej.
Inkryminowana wypowiedź, jakiej Frank-Walter Steinmeier udzielił jednemu z dzienników – zarzucając Sojuszowi, że niepotrzebnie „postrząsa szabelką i wydaje wojenne okrzyki” wobec Rosji – odbiła się echem nie tylko w Niemczech. Joffe przywrócił więc proporcje: jeśli ktoś nieustannie grozi dziś komuś bronią, to tym kimś nie jest Zachód. I jeśli ktoś trenuje działania ofensywne, również nie jest to NATO: na manewrach w Polsce ćwiczono tylko działania obronne. To Kreml „trenuje” – w realu (na Ukrainie) i na poligonach atak, którego celem są kraje Europy.
Dziecko Jakunina
Z krajami zachodnimi Kreml walczy też za pomocą takich narzędzi jak kampanie dezinformacyjne czy cyberataki. W przypadku Niemiec mieliśmy ostatnio wtargnięcie rosyjskich hakerów do systemów Bundestagu lub tzw. „sprawę Lizy”, 13-latki z rodziny Niemców rosyjskich, zgwałconej rzekomo przez imigrantów (patrz „TP” nr 19/2016).
Najnowszym przykładem „walki Putina o Berlin” (jak ujął to szwajcarski „Neue Zürcher Zeitung”) jest powstanie w stolicy Niemiec rosyjskiego think tanku: politologicznego instytutu o pompatycznej nazwie Dialog Cywilizacji. Niemałe było poruszenie w politycznym Berlinie, gdy Władimir Jakunin – były szef rosyjskich kolei i zaufany Putina, a teraz szef tegoż instytutu – rozesłał zaproszenia na oficjalne otwarcie Dialogu, obwieszczając przy tym ambitne cele. Oto „w ciągu najbliższych pięciu lat” rosyjski instytut ma znaleźć się w gronie „dwudziestu najważniejszych think tanków świata”. Instytucja, która przed przeniesieniem do Berlina działała w Wiedniu, ma być finansowana z prywatnych darowizn – głównie fundacji Sankt-Andreas-Stiftung, zarejestrowanej w Szwajcarii, w której pierwsze skrzypce gra Jakunin. Mowa jest o 25 mln euro jako kapitale startowym na najbliższych pięć lat. Tymczasem 68-letni Jakunin – prezentujący się jako były menadżer poświęcający się na emeryturze filantropii – w postsowieckiej Rosji odgrywał szczególną rolę. We wczesnych latach 90. mieszkał po sąsiedztwie z Putinem, gdy ten pracował w merostwie Petersburga. Ale silniejszy może być tu związek, którego nie widać: przypuszcza się, że również Jakunin był oficerem jeszcze sowieckich tajnych służb. W każdym razie, gdy jego sąsiad został prezydentem Rosji, dla Jakunina zaczął się czas kariery: został wiceministrem komunikacji, a potem dyrektorem Rosyjskich Kolei Państwowych (przedsiębiorstwa ogromnego i odgrywającego większą rolę niż analogiczne spółki na Zachodzie). A także człowiekiem bardzo majętnym. Opozycjonista Aleksy Nawalny wykazał, że jego rodzina ma za granicą firmę offshore, pożyteczną w unikaniu podatków i praniu pieniędzy. Obok Jakunina w gronie założycieli think tanku znajdujemy niemieckiego politologa Petera Schulze. To jeden z licznych „Russland-Versteher” [„tych, co rozumieją Rosję”: to neologizm oznaczający prorosyjskie lobby – red.]. W wywiadzie dla tygodnika „Spiegel” Schulze mówił otwarcie, że „Rosja próbuje zwiększyć [na Zachodzie] swe wpływy. (...) To oczywiste, że w niektórych sprawach Niemcy będą mieć podobne stanowisko co Kreml”. A jeśli chodzi o wojnę na Ukrainie, winę za nią ponosi rzecz jasna Zachód – dowodził Schulze na imprezie inaugurującej think tank. Nie jest on zresztą jedyny, do rady nadzorczej Jakunin pozyskał dwie prominentne osoby: byłego generała Bundeswehry Haralda Kujata i byłego prezydenta Czech Václava Klausa.
Legalna dezinformacja
Czy think tank Jakunina może stać się poważnym ośrodkiem, czymś na wzór waszyngtońskiego Brookings-Institute czy berlińskiego Instytutu Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa? Mało realne. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że to propagandowa agentura Kremla. Jak pisał „Neue Zürcher Zeitung”: „Podobnie jak w czasach zimnej wojny, dezinformacja uprawiana jest aktywnie zwłaszcza na Zachodzie. (...) W żadnej innej sferze rosyjska fantazja nie wydaje się dziś tak wielka jak w koncypowaniu »działań aktywnych«, jak to było nazywane w żargonie KGB. A żadne inne miejsce za granicami Rosji nie wydaje się tu lepsze niż Berlin”.
Także rosyjska pisarka Sonja Margolina, od 1986 r. mieszkająca w Berlinie, przypuszcza, że za rosyjską „fabryką myśli” kryje się „kolejny instrument wojny hybrydowej”, bardziej „tanks” (ang. czołgi) niż „think” (myślenie). W poruszającym apelu Margolina ubolewa, że Zachód jest w defensywie, podobnie jak jego demokratyczne wartości. „Dziś to Rosja jest stroną ofensywną, to Rosja promuje na Zachodzie swoją specyficzną politykę wartości, nie napotykając na poważny opór”. Margolina twierdzi, że powstanie Dialogu Cywilizacji jest dowodem, iż „porażkę poniosło przekonanie, że możliwy jest transfer wartości” z Zachodu na Wschód. Pesymistyczna prognoza. Najwyraźniej Rosja, sama niezdolna do demokracji, okazuje się wyjątkowo zdolna do prowadzenia na Zachodzie antydemokratycznej ofensywy. ©