Rosja to wróg. Jak USA wspierają Ukrainę

Amerykanie są solidarni z Ukraińcami, a USA szykują się na przyjęcie 100 tys. ukraińskich uchodźców. Politycy Partii Demokratycznej obawiają się jednak, że wyborców może w końcu dopaść „zmęczenie Ukrainą”.

09.05.2022

Czyta się kilka minut

Załadunek amerykańskich haubic M777 przeznaczonych dla ukraińskiego wojska. March Air Reserve Base, Kalifornia, 24 kwietnia 2022 r. / SSGT. ROYCE H. DORMAN /US MARINES / ZUMA PRESS / FORUM
Załadunek amerykańskich haubic M777 przeznaczonych dla ukraińskiego wojska. March Air Reserve Base, Kalifornia, 24 kwietnia 2022 r. / SSGT. ROYCE H. DORMAN /US MARINES / ZUMA PRESS / FORUM

Luba właśnie dostała wizę do Stanów Zjednoczonych, ale na razie nigdzie się nie wybiera. Mówi, że w Ukrainie ma męża, trzy psy i rodzinny dom. Ten ostatni będzie musiała zostawić, ale zarzeka się, że bez najbliższych nie wyjedzie.

Pięćdziesięciotrzylatka z podkijowskiej miejscowości Sviatopetrivske liczy po cichu, że wojna w Ukrainie skończy się maksymalnie w ciągu pół roku. To okres, w jakim – zgodnie z amerykańskimi przepisami – Luba powinna przekroczyć granicę USA, by wykorzystać wizę. Celem jej oraz jej męża jest Nowy Jork, gdzie od kilkunastu lat mieszka ich córka. Luba, agentka nieruchomości, oraz jej mąż, z zawodu architekt krajobrazu, emigrację za Ocean planowali już przed rosyjską inwazją. Nie myśleli, że przyjdzie im załatwiać formalności w takich okolicznościach.

– Na naszej ulicy zostaliśmy już tylko sami z mężem – mówi Luba, którą spotykam pod ambasadą USA podczas jej krótkiej wizyty w Warszawie. – Reszta sąsiadów, głównie rodziny z dziećmi, uciekła za granicę. Zanim pojechali, sąsiedzi dali mi klucze do swoich domów. Poprosili, żebym rozmroziła im lodówki i doglądała codziennie ich zwierząt. Nawet nie chcę myśleć, co będzie, gdy i nas tam zabraknie – tłumaczy Luba, która po odebraniu wizy z amerykańskiej ambasady wraca do Ukrainy.

– Zostaniemy w domu, dopóki w okolicach Kijowa będzie w miarę bezpiecznie. To biedniejsi Ukraińcy potrzebują teraz polskiej pomocy – mówi Luba.

Sosny w Buczy

Bilet powrotny wykupiony ma również Tania, 30-latka z Kijowa, która po ataku Rosjan schroniła się z mężem w Iwano-Frankiwsku w zachodniej Ukrainie.

Gdy pod koniec kwietnia spotykam ją pod ambasadą USA w Warszawie, Tania tłumaczy, że przyjechała do Polski tylko na jeden dzień: najpierw złożyła wniosek o wizę do Kanady, a teraz chce dopytać o ogłoszony przez prezydenta Bidena program „Uniting for Ukraine”. W jego ramach od 25 kwietnia ukraińscy uchodźcy mogą ubiegać się o wyjazd do USA pod warunkiem, że znaleźli za Oceanem tzw. sponsora – np. mają tam krewnych lub poprosili o pomoc jakąś organizację pozarządową. W przypadku pozytywnego rozpatrzenia wniosku aplikujący będą mogli zostać w USA przez dwa lata, z pozwoleniem na pracę. Program jest pierwszym konkretem po tym, jak w połowie marca Joe Biden zapowiedział, że USA przyjmą 100 tys. ukraińskich uchodźców.

Tania mówi, że wyjazd do Stanów byłby dla jej rodziny najlepszym rozwiązaniem. Mieszkają tam już jej przyjaciele i chrzestny jej 3,5-rocznego synka, co ułatwiłoby załatwienie formalności. Tłumaczy, że przed rosyjską inwazją nie brała nawet pod uwagę emigracji. Razem z mężem, wykładowcą akademickim, marzyli o przeprowadzce na przedmieścia Kijowa.

– Jeszcze na dwa tygodnie przed inwazją oglądaliśmy dom położony kilka kilometrów od Buczy. Bardzo podobały się nam tamtejsze sosnowe lasy. Nie mogę uwierzyć, że te wszystkie okrucieństwa miały miejsce właśnie w tym miejscu – mówi ze łzami w oczach Tania, nawiązując do doniesień na temat rzezi w Buczy. Po wycofaniu się wojsk rosyjskich znaleziono tam ciała ponad 400 cywilnych mieszkańców miasta.

Teraz, gdy Ukraina wykrwawia się na oczach całego świata, Tania nie wyobraża sobie pozostania w ojczyźnie. Nie wierzy, że Rosja poprzestanie tylko na tej wojnie. – Nawet jeśli prędzej czy później dojdzie do rozejmu, Rosjanie znów w nas uderzą – przekonuje. – Tak było w 2014 r., tak jest teraz i tak może być za kilka lub kilkadziesiąt lat. Nie chcę być kiedyś staruszką uciekającą z własnego domu.

– Jeśli wyjedziemy za granicę, najbardziej będzie mi brakowało odwiedzin na grobie mojego taty, który zmarł dwa lata temu. Jeszcze przed wyjazdem do Warszawy zapaliłam na jego grobie znicz. To na szczęście – dodaje, bo bała się podróży z Iwano-Frankiwska do granicy z Polską.

W pułapce przepisów

– To miała być dla nas szansa na ucieczkę do lepszego świata! – krzyczą pod amerykańską ambasadą Katia i Irina. Obładowane czterema walizkami Ukrainki przyjechały tu prosto z lotniska Okęcie, gdzie dowiedziały się, że nie mają szans na wylot za Atlantyk.

A przecież tak jak ponad 20 tys. ukraińskich uchodźców, którzy przedostali się z Meksyku do Stanów, kobiety miały dobry plan: polecieć do meksykańskiej Tijuany, przekroczyć przejście graniczne z USA i dołączyć do mieszkających w Kalifornii krewnych.

Pech jednak chciał, że kobiety kupiły bilet do Meksyku na 28 kwietnia, czyli już po wprowadzeniu nowych przepisów, które z jednej strony ułatwiają Ukraińcom wjazd do Stanów, ale z drugiej strony zaostrzają restrykcje na przejściach wzdłuż południowej granicy USA. Jeszcze do 24 kwietnia ze względów humanitarnych ukraińscy uchodźcy mogli wjechać na terytorium USA bez wizy. Na to właśnie liczyły Irina i Katia, które w połowie kwietnia uciekły z rodzinnego Ałchewska w obwodzie ługańskim. Gdy rozmawiamy pod amerykańską ambasadą w Warszawie, do ich zaplanowanego wylotu do Tijuany zostało zaledwie sześć dni. Tak szybko nie uda im się uzyskać wizy do USA.

– Wracamy do znajomych w obwodzie zakarpackim – mówią zrezygnowane Katia i Irina. – To właśnie tam spędziłyśmy ostatni tydzień po ucieczce z obwodu ługańskiego. Na wschodniej Ukrainie nie mamy czego szukać – dodają kobiety, które teoretycznie mogłyby skorzystać z drugiej szansy i złożyć wniosek o wyjazd w ramach programu „Uniting for Ukraine”.

Jest jednak jeden istotny problem: nie mają pieniędzy na kolejny bilet lotniczy. Już i tak, aby zaplanować wyjazd do Meksyku, zapożyczyły się u krewnych mieszkających w USA. – Musimy szukać innych opcji – mówią.

Na granicy z Meksykiem

W równie trudnej sytuacji co obie kobiety są Ukraińcy, którzy co prawda dostali się do Meksyku, ale nie zdążyli wjechać na terytorium USA przed wprowadzeniem nowych przepisów. Mają teraz dwie możliwości: znaleźć sponsora i aplikować o program „Uniting for Ukraine” albo czekać, aż USA zniosą pandemiczne restrykcje na granicy (decyzję o ich zniesieniu z dniem 23 maja zaskarżyli republikańscy prokuratorzy generalni; sprawę w połowie maja rozstrzygnie sąd federalny).

Do tego czasu Ukraińców będą obowiązywały te same zasady co migrantów innych narodowości: na wjazd do USA bez wizy szansę mają jedynie rodziny z dziećmi poniżej siódmego roku życia i dzieci podróżujące bez opieki dorosłych. Reszta migrantów zawracana jest do Meksyku – zwykle bez wnikania, czy mają podstawy do ubiegania się o azyl.

Joe Biden – krytykowany od roku za zwlekanie z odwołaniem przepisów wprowadzonych za rządów Donalda Trumpa – teraz zbiera negatywne komentarze w związku z programem „Uniting for Ukraine”. Działacze organizacji pozarządowych zarzucają Demokracie, że pomoc dla ukraińskich uchodźców jest doraźna i nie gwarantuje im możliwości uzyskania prawa do pobytu stałego. Aktywiści denerwują się również, że ciężar finansowy przyjęcia Ukraińców spoczywa w głównej mierze na osobach prywatnych, organizacjach i instytucjach kościelnych, które zgłosiły się do pomocy jako sponsorzy.

Gotowość do pomocy

Jak wynika z sondażu Instytutu Gallupa, aż 78 proc. Amerykanów popiera przyjmowanie przez ich kraj uchodźców z Ukrainy. To więcej niż kiedykolwiek w ostatnim czasie – dotychczas największą gotowość do pomocy mieli w 1999 r., gdy Stany przyjęły kilkuset kosowskich Albańczyków (inicjatywę poparło wówczas 66 proc. respondentów).

Dla porównania, gdy w 2018 r. amerykańską granicę szturmowali uchodźcy z krajów Ameryki Środkowej, za ich przyjęciem opowiedziało się 51 proc. Amerykanów. Najbardziej sceptyczni byli wówczas Republikanie, którzy tym razem, w obliczu wojny w Ukrainie, chcą, by Ameryka przyjmowała ukraińskich uchodźców z otwartymi ramionami („na tak” jest 60 proc. konserwatywnych respondentów). Interesujące są również wnioski z marcowego badania YouGov America: podczas gdy ok. 60 proc. respondentów popiera przyjmowanie uchodźców z Ukrainy, to w przypadku przybyszów z innych krajów – Syrii, Afganistanu czy Salwadoru – na „tak” jest 40-45 proc. ankietowanych.

Proukraiński entuzjazm udzielił się też władzom niektórych amerykańskich miast. Na wsparcie dla uchodźców władze Nowego Jorku wyasygnowały ostatnio ponad 2 mln dolarów. Na falę przybyszów szykują się również inne metropolie, gdzie znajdują się największe skupiska ukraińskiej diaspory: Chicago, Seattle, Los Angeles i Sacramento. To ostatnie miasto, ponad półmilionowe, jest najbardziej „ukraińskie” w całych Stanach: według szacunków Migration Policy Institute około 18 tys. mieszkańców to ukraińscy imigranci.

Gotowość do pomocy uchodźcom z tej części Europy Wschodniej zadeklarował również amerykański episkopat, który chce zaangażować do przyjmowania przybyszów parafie i organizacje kościelne. Do tej pory katolicy za Oceanem pomagali Ukrainie poprzez zbiórki pieniędzy.

Zjednoczeni przeciw Rosji

Podczas gdy większość Amerykanów opowiada się za pomocą dla uchodźców, tylko 22 proc. jest za wysłaniem amerykańskich wojsk do Ukrainy. Jednocześnie mieszkańcy USA aprobują politykę Bidena, który od początku wojny nałożył na Rosję surowe sankcje i wydaje miliardy dolarów na pomoc wojskową dla Ukrainy.

W tej kwestii wyjątkowo zgodni są także politycy Partii Republikańskiej. Konserwatywni senatorowie kilkakrotnie naciskali na Pentagon, by ten przyspieszył dostawy sprzętu wojskowego dla Kijowa (grupa 40 senatorów naciskała wręcz, by Amerykanie przyjęli od polskiego rządu migi-29 i przekazali je Ukrainie). Republikańscy członkowie senackiej komisji ds. wywiadu zaapelowali również do administracji Bidena, by dzieliła się z Ukrainą nie tylko informacjami wywiadowczymi dotyczącymi Donbasu, ale także Krymu.

Za wsparciem dla Ukrainy opowiada się nawet senator Josh Hawley, uważany za jednego z największych prowokatorów w Partii Republikańskiej. Jeszcze przed rosyjską inwazją apelował o wspieranie Kijowa w umacnianiu zdolności obronnych. Jednocześnie kwestionował jednak zasadność poparcia administracji Bidena dla członkostwa Ukrainy w NATO (choć zarówno Biały Dom, jak i UE wykluczają szybką ścieżkę akcesji). Jeszcze przed 24 lutego Hawley argumentował, że w obliczu postępującej rywalizacji z Chinami Ameryka nie ma tak silnego interesu strategicznego w Europie, by wikłać się w bezpośredni konflikt z Rosją.

Dziś, gdy rosyjska inwazja, przed którą administracja Bidena ostrzegała od grudnia 2021 r., jest faktem, poglądy Amerykanów są jednoznaczne: według kwietniowego sondażu ośrodka Pew Research, aż 70 proc. respondentów postrzega Rosję jako wroga USA, podczas gdy w styczniu takiej odpowiedzi udzieliło 41 proc. ankietowanych.

W ostatnich tygodniach proukraińskie nastroje obecne są również na antenie konserwatywnej stacji Fox News, gdzie regularnie wypowiada się emerytowany generał Jack Keane. W swoich wystąpieniach apeluje nie tylko o zwiększenie pomocy wojskowej dla Ukrainy, ale także o dostawy broni dla Tajwanu na wypadek chińskiej agresji. „Musimy wyciągnąć wnioski z przeszłości. Mieliśmy szansę wesprzeć militarnie Ukrainę, jeszcze zanim doszło do rosyjskiej inwazji. Ale wtedy administracja Bidena nie chciała prowokować Putina” – przekonywał generał (trochę mijając się z faktami, bo dostawy broni z USA zaczęły się jeszcze przed 24 lutego).

Strach przed porażką

Nie można się jednak łudzić, że losy Ukrainy są dla zwykłych Amerykanów sprawą najwyższej wagi. Bardziej od sytuacji geopolitycznej w Europie niepokoją ich szybujące ceny paliwa: według sondażu Quinnipiac University to „największa bolączka” dla 30 proc. respondentów, podczas gdy o wojnie w Ukrainie wspomniało zaledwie 14 proc.

Joe Biden, pochłonięty w ostatnich miesiącach polityką zagraniczną, robi co może, by pokazać, że nie zapomniał o problemach Amerykanów. Podczas gdy USA wysyłają kolejne dostawy broni Ukrainie, doradczyni prezydenta ds. polityki wewnętrznej Susan Rice robi tournée po studiach telewizyjnych i opowiada o planach zaostrzenia dostępu do broni (chodzi o tzw. broń widmo, czyli zestawy do samodzielnej konstrukcji, które nie mają numerów seryjnych, co utrudnia identyfikację sprawcy przestępstwa).

Na pół roku przed wyborami uzupełniającymi do Kongresu Biden czuje oddech Republikanów i coraz bardziej próbuje przekierować uwagę na kwestie wewnętrzne: w celu obniżenia cen paliwa zniósł zakaz sprzedaży benzyny z większym dodatkiem biokomponentów, ogłosił plany wznowienia wydawania licencji na wydobycie ropy i gazu na ziemiach federalnych oraz obiecał załatanie luki prawnej, która uniemożliwia 5 mln Amerykanów skorzystanie z dofinansowania opieki zdrowotnej.

To, jak prezydent USA próbuje niekiedy uciec od tematu wojny w Ukrainie, pokazuje incydent z 6 kwietnia. Gdy dziennikarze spytali go o komentarz do rosyjskich zbrodni wojennych, ten odpowiedział: „Porozmawiajmy lepiej o opiece zdrowotnej”.

A nasze problemy?

Chwalony na arenie międzynarodowej za zaangażowanie w sprawę Ukrainy, na własnym podwórku Biden ma coraz gorsze notowania. Według większości sondaży jego działania popiera zaledwie 39 proc. Amerykanów, co może utrudnić Partii Demokratycznej walkę o utrzymanie kontroli w obu izbach Kongresu.

Sytuację Bidena i jego partii świetnie obrazują słowa Celindy Lake, która u Demokratów odpowiada za strategię. Cytowana przez portal Politico, Lake mówiła: „Wyborcy współczują teraz Ukrainie, ale w końcu dopadnie ich zmęczenie. Już teraz się zastanawiają: wydajemy tyle pieniędzy na pomoc za granicą, a ile środków przeznaczamy na rozwiązywanie własnych problemów?”.

Takie pytanie zadali już sobie Francuzi, którzy – porwani obietnicą nacjonalistki Marine Le Pen skoncentrowania się na sprawach francuskich – do drugiej tury wyborów prezydenckich wysłali właśnie ją. Podobnego scenariusza w listopadzie obawia się Biały Dom i amerykańscy Demokraci.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka specjalizująca się w tematyce amerykańskiej, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego”. W latach 2018-2020 była korespondentką w USA, skąd m.in. relacjonowała wybory prezydenckie. Publikowała w magazynie „Press”, Weekend Gazeta.pl, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 20/2022