Romantyk i realista

Karski miał skłonność do pomniejszania swojej roli, podkreślania, jak bardzo czuł się onieśmielony w obecności Anthony’ego Edena czy Franklina Roosevelta, jakie gafy popełniał.

21.04.2014

Czyta się kilka minut

Jana Karskiego poznałem w połowielat 80. w Chicago. Jako świeży emigrant łapczywie pochłaniałem niedostępną w PRL wiedzę historyczną.

Pewnego zimowego wieczora, chyba w 1986 roku, słuchałem odczytu o konferencji w Jałcie. Elegancki, szczupły mężczyzna opowiadał o dyplomacji wielkich mocarstw, której przedmiotem była Europa Wschodnia. Opowieści towarzyszyła wyrazista gestykulacja, nie posługiwał się żadnymi notatkami, swój wykład bardziej grał, niż wygłaszał. Tym prelegentem był Jan Karski. Z wykładu zapamiętałem zdania: „Pretensje Polaków do Roosevelta, że zdradził nas w Jałcie, nie mają sensu. Roosevelt nie był prezydentem Polski. Był prezydentem Stanów Zjednoczonych”. Miałem wrażenie, że taka lekcja realizmu politycznego nie wszystkim przypadła do gustu. W „Kurierze z Warszawy” Jan Nowak pisze, że Karski „myślał w sposób zimny, prawie cyniczny”.

W kilka lat później, w roku 1994, kierowałem sekcją polską Głosu Ameryki w Waszyngtonie. W 50. rocznicę Powstania Warszawskiego szukałem interesującego rozmówcy do audycji przygotowywanej z tej okazji i wtedy pomyślałem o Karskim. Spodziewałem się od niego ostrej krytyki decyzji o wybuchu Powstania. Niczego takiego nie usłyszałem. Jego zdaniem chodzi o tragiczne w skutkach, pozbawione szans na sukces militarny i polityczny powstanie wybuchłoby tak czy inaczej. Gdyby nie wezwali do niego dowódcy AK, zostałoby sprowokowane przez posłuszne Rosjanom podziemie komunistyczne. W tej wojnie dla Polaków była to jeszcze jedna sytuacja bez wyjścia.

Po nagraniu, które odbyło się w mieszkaniu Karskiego, w pobliżu stacji metra Friendship Heights poszliśmy na kolację. Karski był uroczym człowiekiem, wspaniałym rozmówcą. Nie tylko zajmująco opowiadał, także pytał i słuchał. Widać było, że jest spragniony towarzystwa, żył bowiem nieco na marginesie polskiego środowiska w Waszyngtonie, nie miał grona swoich wyznawców.

Polacy w ogóle, a Polacy na emigracji w szczególności, mają skłonność do przeceniania swojej historycznej roli, zasług i znaczenia. Mają kłopot z pogodzeniem się ze skromną rolą, jaką wyznaczyła nam do odegrania historia ostatnich dwustu lat. W swojej znakomitej, niestety zbyt mało znanej książce, która, w przeciwieństwie do bzdur w rodzaju „Obłędu 44”, nie zyskała rozgłosu (chodzi o „Wielkie mocarstwa wobec Polski 1919–1945”), Karski napisał: „Od wskrzeszenia Polski pod koniec I-ej wojny światowej aż do jej zgonu w następstwie II wojny światowej, raz tylko dane było Polakom zdecydować samodzielnie o własnym losie. Było to podczas wojny polsko-bolszewickiej... We wszystkich innych wydarzeniach Polska nie zdołała odegrać niezawisłej i skutecznej roli na arenie międzynarodowej, bez względu na sukcesy i błędy swojej polityki”. Łatwo zrozumieć, dlaczego głosząc takie poglądy, nie był popularny w polskim Waszyngtonie. Swoimi wyczynami wojennymi się nie chwalił, nie przeceniał wagi swoich spotkań z najpotężniejszymi politykami świata. Raczej odwrotnie, miał skłonność do pomniejszania swojej roli, podkreślania, jak bardzo czuł się onieśmielony w obecności Anthony’ego Edena czy Franklina Roosevelta, jakie gafy popełniał.

Poznałem wielu wybitnych ludzi, ale nie mam żadnych wątpliwości, że był to najbardziej niezwykły człowiek, z jakim los mnie zetknął. W Karskim znalazły połączenie dwa sprzeczne przymioty: umiejętność analizy bez emocji i gotowość do działania podporządkowanego najwyższym wymaganiom moralnym. Z jednej strony myślał jak szachista, z drugiej demonstrował bezgraniczną odwagę. Do końca służył sprawie, o której wiedział, że jest przegrana. Romantyczny realista. Wspominając swoje rozmowy z Karskim, prowadzone w Londynie na początku 1944 roku, Jan Nowak Jeziorański pisze: „Kiedy dziś, z perspektywy trzydziestu kilku lat, konfrontuję ówczesne uwagi Karskiego z tym, co później nastąpiło, myślę, że ze wszystkich londyńskich rozmówców on właśnie najtrafniej oceniał sytuacje”. Było to po konferencji w Teheranie, na której Polska – w sensie politycznym – przegrała wojnę. Wówczas świadomość klęski większość Polaków od siebie odpychała. Na ocenę realistyczną potrafiły się zdobyć tylko jednostki.

Do tych jednostek należał Karski.

MACIEJ WIERZYŃSKI (ur. 1937) jest dziennikarzem telewizyjnym, publicystą. Nagrał około 17 godzin rozmów z Karskim, z których powstało kilkadziesiąt audycji nadanych w Głosie Ameryki w latach 1995–1997, a następnie książka „Emisariusz. Własnymi słowami”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2014

Artykuł pochodzi z dodatku „Karski