Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Oto przez wiele ostatnich dni, przemierzając wzdłuż i wszerz Europę na zachód od Odry i Nysy, czyli, między nami mówiąc, przekroczywszy twardą i ostateczną granicę dzielącą dziś Wschód od Zachodu w każdym znaczeniu, poddawaliśmy nasze jestestwo brutalnemu testowaniu. Chcieliśmy sprawdzić, czy podobnie jak Gospodarz 30 lat temu podczas pobytu w Wiedniu, odczuwamy lękową obcość kulturową na widok czegoś, kogoś i czegokolwiek. By to sprawdzić, wykorzystaliśmy naszą znakomitą zdolność mimikry, ale też – póki nie jest to jeszcze karalne – wczuliśmy się w umysłowość obecnego przywódcy państwa polskiego.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
Sprawdziliśmy zatem, czy ludzie o innym niźli różowy kolorze skóry budzą w naszej zbolałej głowie jakieś pomieszanie i strach, czy – weźmy z innej beczki – widok ludzi w prawidłowo skrojonych garniturach napawa nas niewypowiedzianym zdumieniem i podejrzliwością, czy na odgłos niemieckiej mowy myślimy obsesyjnie i na przemian o II wojnie światowej i Donaldzie Tusku, i czy odgłos mowy polskiej za granicą nas wzrusza, a nasze serce rozrywa tęsknota. Czy – jedźmy dalej – gdy widzimy punkt sprzedaży kebabu, uważamy, że jest to skradziony, oryginalny polski pomysł na jedzenie uliczne, czy gdy przechodzimy obok muzeum sztuki nowoczesnej, wyciągamy rewolwer, albo czy na widok dwu mężczyzn, bądź dwu kobiet, dzwonimy z płaczem do M. Jędraszewskiego. To tylko kilka zadań, pytań, zagadnień, które – co łatwo sobie wyobrazić – są dziś obowiązkowym raczej testem, zestawem zagadnień do przemyślenia dla każdej członkini, każdego członka i zwolennika PiS, zwłaszcza w podróży zagranicznej. Jest to bowiem egzamin, którego wynik ma dać odpowiedź: jesteś oto podejrzanym sympatykiem zwyrodnień świata Zachodu czy tradycyjnie grzesznym poczciwcem zdrowego Wschodu.
Niestety, ów test, któryśmy sobie sami tak łatwo i ze śmiechem zadali, nie wypadł dobrze. Była to tzw. lekcja pokory. Oglądając świat smutnymi oczyma Gospodarza, dostaliśmy standardową odpowiedź rodaka, który z niejasnych i niepotrzebnych, a może zmyślonych powodów poczuł się zmuszony do spakowania walizki, wyjęcia z szuflady paszportu, pójścia na dworzec i pojechania do Wiednia. Bardzo wielu ludzi robi sobie niepotrzebnie ogromną przykrość, wybierając nieprawidłową – pardon – destynację. A więc wróciliśmy z naszej podróży niewiele mądrzejsi i można by tu użyć starodawnego bon motu o proroku Jonaszu, który, połknięty przez ogromną rybę, wiele podróżował, ale świata zobaczył niewiele. Rzecz ma się bowiem tak, że gdy człowiek cały czas myśli o Polsce i Polakach, gdy człowiek rozmyśla o Jarosławie Kaczyńskim, o jego umysłowości i pomysłach, o jego koleżankach i kolegach, powinien koniecznie siedzieć w domu na dupie, a nie łazić po Wiedniach, Paryżach czy Londynach i tamże gubić się w domysłach na temat nowoczesności, obyczajowości bądź niesłowiańskiej kulturze. Była to lekcja pokory właśnie i dowód, że choć wiele z tego, co Gospodarz czuje, umiemy w sobie wywołać, to nie wiemy, po co to robimy.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
O RZECZACH NIEŚMIESZNYCH. FELIETON STANISŁAWA MANCEWICZA >>>>
Nawiasem, wciąż dręczy nas pytanie, co takiego ongiś wstrząsnęło Jarosławem Kaczyńskim podczas owego pobytu na Zachodzie. Odrzucamy podejrzenie, że ów kręcił się po podejrzanych dzielnicach bądź w okolicach podejrzanych lokali rozrywkowych. Co zostaje? Uważamy, że wstrząsem była sztuka nowoczesna właśnie, pełna zwyrodnień i niezdrowych przejawów nowinkarstwa. Trochęśmy się rozgadali, więc na koniec zapowiadane pytanie, które uważamy za znakomite, ale i, rzecz jasna, szokujące: Czy Jarosław Kaczyński jest dziś ostatnim romantykiem, czy raczej romantykiem pierwszym, w nowej, całkiem pooświeceniowej erze? Wzburzonym odpowiadamy efektownie i tajemniczo: Jaki czas, taki romantyzm i jak kraj, taki romantyk. ©