Rok kruchej demokracji

Pierwszy od dekad demokratyczny rząd objął władzę w Birmie już ponad rok temu. Czy ziściły się wyborcze obietnice pani Aung San Suu Kyi?

05.06.2017

Czyta się kilka minut

Podczas niedawnej podróży do Europy pani Aung San Suu Kyi spotkała się także z papieżem Franciszkiem. Watykan, 4 maja 2017 r. / Fot. Pool Vaticano / REX / SHUTTERSTOCK / EAST NEWS
Podczas niedawnej podróży do Europy pani Aung San Suu Kyi spotkała się także z papieżem Franciszkiem. Watykan, 4 maja 2017 r. / Fot. Pool Vaticano / REX / SHUTTERSTOCK / EAST NEWS

Kiedy dwa lata temu po razy pierwszy odbyłem historyczną wizytę w Birmie, ten kraj podejmował dopiero pierwsze kroki na drodze ku demokracji. Od tego czasu zaszły tu kluczowe zmiany” – tak ówczesny prezydent USA Barack Obama chwalił postępy birmańskiej transformacji podczas swej wizyty w Rangunie, w 2014 r.

W maju tego roku faktyczna przywódczyni Birmy, Aung San Suu Kyi – wcześniej wieloletnia opozycjonistka – odwiedziła Europę. Spotkała się m.in. z papieżem Franciszkiem, królową Elżbietą i przywódcami unijnymi.

Jeszcze parę lat temu obie te wizyty mogły wydawać się najśmielszą fantazją.

Jednak Kyaw Hsan – birmański działacz społeczny, który pracuje w zapalnym stanie Arakan, dotkniętym konfliktem między buddyjską większością i muzułmanami z grupy etnicznej Rohingyów – studzi nadmierny optymizm. – Dla większości ludzi, szczególnie na prowincji, niewiele zmieniło się na lepsze – stwierdza gorzko.

Łyk coli

Dla birmańskiej transformacji kluczowy był rok 2011. Wtedy to władzę objął nominalnie cywilny rząd, składający się z byłych wojskowych, którzy mundury zamienili na longgyi (tradycyjny birmański sarong do kostek, noszony zarówno przez kobiety, jak też mężczyzn). Rządowi przewodził były generał Thein Sein.

Gdy nowy rząd podjął pierwsze kroki, jak uwolnienie części więźniów politycznych, kraje zachodnie zaczęły ostrożnie odnawiać kontakty z birmańską władzą. Miały nadzieję, że tym razem odwilż jest prawdziwa. Choć nie należy się łudzić – ich motywacją nie były jedynie demokracja i prawa człowieka. Birma to ponad 50-milionowy rynek zbytu, do którego w wyniku sankcji ekonomicznych zachodnie korporacje przez dziesiątki lat nie miały dostępu (a w każdym razie nie miały go oficjalnie). Po zniesieniu części sankcji w 2012 r. dla wielu Birmańczyków pierwsze łyki „legalnej” coca-coli były celebracją wolności, odzyskanej po dekadach opresji.

Wybory parlamentarne w listopadzie 2015 r. były w istocie historyczne: została do nich dopuszczona Narodowa Liga na Rzecz Demokracji (NLD), partia noblistki Aung San Suu Kyi.

„Lady”, jak zwykło się nazywać panią Suu Kyi, córka bohatera narodowego Aung Sana, kandydowała już wcześniej – w 1990 r. Wtedy skończyło się to krwawymi represjami i odmową uznania zwycięstwa Ligi. Setki działaczy z całego kraju, zwłaszcza studentów, trafiło do więzień. Ci, którym udało się uciec, zaczęli regularną walkę z armią, ukrywając się w dżungli na pograniczu z Tajlandią. Zaś Suu Kyi trafiła do aresztu domowego, w którym przebywała z przerwami łącznie 15 lat.

Radczyni Stanu

Wtedy, 8 listopada 2015 r., Birma niemal wyczuwalnie zamarła. Nie było oczekiwanej przez obcokrajowców powszechnej euforii. Wyglądało to wręcz tak, jakby po dekadach reżimu Birmańczycy sami nie w pełni wierzyli, że zmiany będą trwałe.

Na szczęście dla kraju historia się nie powtórzyła. Rządząca dotąd Zjednoczona Partia Solidarności i Rozwoju (USDP) zaakceptowała swoją druzgocącą klęskę (zdobyła zaledwie ponad 40 miejsc, wobec 390 dla Ligi). Zgodnie z reżimową konstytucją armia zachowała jedną czwartą miejsc w parlamencie i trzy kluczowe ministerstwa. Jednak, przynajmniej oficjalnie, generałowie usuwali się w cień.

– Chociaż wybierając Narodową Ligę na Rzecz Demokracji, Birmańczycy bezsprzecznie głosowali na panią Suu Kyi, „Lady” nie mogła zostać prezydentem kraju – mówi Zar Li, prawniczka z Międzynarodowej Komisji Prawników (ICJ). – Zabrania jej tego konstytucja, która została zaprojektowana przez generałów w taki sposób, aby nigdy nie zdobyła ona najwyższego stanowiska.

Ostatecznie na prezydenta „Lady” wybrała swojego zaufanego współpracownika – został nim Htin Kyaw. W marcu 2016 r. został zaprzysiężony, zastępując na stanowisku Theina Seina. Jednak nikt nie wątpi, że prawdziwą przywódczynią kraju jest Suu Kyi. Oficjalnie otrzymała nawet specjalny tytuł: Radcy Stanu.

Tymczasem wiosną minął rok od objęcia rządów przez Ligę – i nadszedł czas wstępnych rozliczeń pierwszego prawdziwie cywilnego rządu.

Arakan: konflikt trwa

Na forum międzynarodowym jedną z najbardziej rozpoznawanych recenzentek obecnego rządu jest Koreanka Yanghee Lee, specjalna wysłanniczka ONZ ds. praw człowieka w Mjanmie (taką oficjalną nazwę nosi kraj, który w Europie powszechnie nadal nazywany jest zwyczajowo Birmą). Krytykuje ona bowiem ostro rząd i armię – zwłaszcza z powodu położenia mniejszości Rohingyów w regionie Arakanu.

– To, co się tam dzieje, jest dużo poważniejsze, niż chcą przyznać zachodnie rządy – mówiła mi Yanghee Lee w listopadzie 2016 r. w ONZ w Nowym Jorku, nie kryjąc rozczarowania polityką Zachodu. W 2016 r. kraje Unii po raz pierwszy od 25 lat zdecydowały się bowiem, aby nie przedkładać przed Zgromadzeniem Ogólnym ONZ rezolucji na temat praw człowieka w Mjanmie. Tymczasem według ONZ w rezultacie kolejnej odsłony konfliktu w Arakanie, od października 2016 r. do sąsiedniego z Bangladeszu uciekło ok. 75 tys. Rohingyów.

Ponad milionowa społeczność Rohingyów, żyjąca w zachodniej Birmie, określana była mianem „najbardziej dyskryminowanej mniejszości na świecie”.

– Wielu z nas miało nadzieję, że po przejęciu rządów przez NLD sytuacja się poprawi. Dlatego ci nieliczni z nas, którzy mogli głosować, głosowali na Ligę – mówi Wai Wai Nu.

Ta była więźniarka polityczna pochodzi z mniejszości Rohingyów. Jest zdobywczynią ONZ-owskiej nagrody N-Peace; w marcu 2017 r. magazyn „Time” nazwał ją jedną z dziesięciu „Przywódców Przyszłego Pokolenia”. Jej słowa: „ci nieliczni z nas, którzy mogli głosować, ” mogą wydać się dziwne, ale są prawdziwe. W wyniku wprowadzonego w 1982 r. prawa Rohingyowie zostali faktycznie pozbawieni obywatelstwa birmańskiego i w większości są bezpaństwowcami.

– Niestety, na razie niewiele się zmieniło. Wciąż jesteśmy dyskryminowani za bycie muzułmańską mniejszością, której odmawia się prawa bytu. W Arakanie to armia, a nie Liga ma prawdziwą władzę – mówi dziś Wai Wai Nu.

Tymczasem organizacje terrorystyczne – jak Al-Kaida czy tzw. Państwo Islamskie – od dawna są zainteresowane tym regionem. Uciskana w buddyjskim kraju islamska mniejszość może być efektywnym narzędziem propagandy.

Mniejszość chwyta za broń

Dramatyczna już wcześniej sytuacja Rohingyów pogorszyła się po październiku 2016 r.

– Przez lata ich społeczność pozostawała niema, licząc, że sytuacja się poprawi, że będą mieli szansę na bycie pełnoprawnymi obywatelami – mówi Kyaw Hsan. Jako jeden z nielicznych etnicznych Arakańczyków pracuje on z Rohingyami. – Dla wielu osób koordynujących działania humanitarne w Arakanie nie jest dużym zaskoczeniem, że pojawiła się tu militarna grupa – dodaje.

Nazwali się Harakh al-Yaqin, potem przemianowali na ARSA (Arakan Rohingya Salvation Army). Kierowani są przez Rohingyów szkolonych prawdopodobnie m.in. w Pakistanie. Właśnie w październiku 2016 r. w zorganizowany sposób zaatakowali posterunki znienawidzonej policji granicznej. W odpowiedzi armia rozpoczęła szeroko zakrojoną operację, odcinając północny Arakan od świata. A także, poza poszukiwaniem sprawców ataku, kierując swe działania przeciw cywilom.

– Korzystając z siatki naszych informatorów, zbieraliśmy zeznania np. kobiet gwałconych przez armię. To znana metoda, armia od wielu lat używa gwałtu jako narzędzia opresji w etnicznych regionach Birmy – mówi Wai Wai Nu. – Później podobne doniesienia opublikowała ONZ, informując świat także o pozasądowych egzekucjach dokonywanych przez wojsko.

W grudniu 2016 r. organizacja Human Rights Watch udostępniła satelitarne zdjęcia spalonych wiosek Rohingyów. Widać na nich ponad 1500 całkiem zniszczonych domów.

Tym razem ONZ nie pozostała milcząca. W marcu ONZ-owska Rada Praw Człowieka przegłosowała rezolucję o wysłaniu do Arakanu tzw. misji wyjaśniającej. Decyzję tę pani Aung San Suu Kyi skrytykowała. Także niedawno, podczas majowej konferencji prasowej w Brukseli.

Stojąc obok szefowej unijnej dyplomacji, Aung San Suu Kyi ubrana była w tradycyjne longgyi. We włosy wpięła kwiaty, z których uczyniła swój znak rozpoznawczy. Po raz kolejny powtarzała, że z problemami w Arakanie Birma musi poradzić sobie sama.

„Jesteśmy przeciwni międzynarodowej misji” – mówiła, nie zostawiając cienia wątpliwości. Udzieliła też BBC wywiadu, w którym zaprzeczyła, jakoby w jej kraju miała miejsce czystka etniczna.

Marne szanse na pokój

Tymczasem Arakan i sytuacja Rohingyów to tylko jeden z wielu problemów, jakie spędzają nowemu rządowi sen z powiek.

Po pół wieku bezwzględnych rządów junty, jednym z największych wyzwań stojących przed NLD jest proces pokojowy. – Wielu ludzi głosowało na „Lady”, bo po latach krwawych walk między armiami rebelianckimi i armią birmańską miała ona przynieść pokój. Dostała wielki kredyt zaufania, lecz przyjęła też na siebie ogromne wyzwanie – mówi Khun Aung, pracownik międzynarodowej agendy ONZ w etnicznym regionie Szan.

– Lidze bardzo zależy na osiągnięciu porozumienia, ale jak na razie nie są zbyt skuteczni – stwierdza prawniczka Zar Li.

– To armia, a nie pani Aung San Suu Kyi rozdaje karty. Ona myśli, że jest jedną z nich, bo jej ojciec generał Aung San był twórcą armii birmańskiej. Ale w rzeczywistości większość spraw rozgrywa się poza nią i Ligą – argumentuje Kyaw Hsan.

W sierpniu 2016 r. odbyła się pierwsza „Konferencja Panglong XXI wieku” (nazwa nawiązuje do zjazdu zwołanego w 1947 r. przez generała Aung Sana – uczestniczyła w nim wtedy birmańska większość i część mniejszości etnicznych). Termin drugiej konferencji przekładany był już kilkakrotnie. Ostatecznie odbyła się ona pod koniec maja. Opinie co do jej rezultatów są podzielone; komentatorzy twierdzą, że wiele pokażą najbliższe tygodnie.

Tymczasem w wielu regionach, zwłaszcza na północnych rubieżach, wciąż trwają walki. Ich ofiarami są jak zwykle głównie cywile.

W kwietniu w Pangkham, stolicy de facto autonomicznego regionu Wa, zebrało się m.in. siedem etnicznych organizacji zbrojnych. Łączy je to, że nie są sygnatariuszami porozumienia pokojowego (Nationwide Ceasefire Agreement). Ponad 20-tysięczna Zjednoczona Armia Stanu Wa (UWSA), zbrojona m.in. przez Chiny, jest dziś najpotężniejszą etniczną organizacją zbrojną w kraju.

W rejonach etnicznych coraz silniejsze są głosy odwołujące się do idei federalizmu.

– Wielu ludzi na prowincji jest rozczarowanych – opowiada Kyaw Hsan. – Korupcja wciąż istnieje, ceny rosną, a pracy jak nie było, tak nie ma. Poza tym wielu przedstawicieli mniejszości uważa, że NLD nie dba o ich interesy. Szczytem była afera wokół nazwy mostu w stanie Mon na początku maja – dodaje. Mimo protestów lokalnej społeczności, niedawno otwarty most na rzece Thanlwin nazwano imieniem generała Aung Sana. Mniejszość Mon wolałaby bardziej neutralną nazwę albo taką, która odnosi się do ich kultury. Protesty zignorowano.

– Może to nie ma wielkiego znaczenia, ale jest jakoś symboliczne. Nie bez powodu poparcie dla Ligi w regionach etnicznych maleje – mówi Kyaw Hsan.

Prawniczka Zar Li nie ma większych nadziei: – Aby w Birmie nastał trwały pokój, armia musiałaby zacząć w pełni respektować prawa mniejszości, pozwolić na stworzenie federacji. Na razie nie widzę, aby zmierzali w tym kierunku. ©

ALEKSANDRA KŁOSIŃSKA jest absolwentką Uniwersytetu w Cardiff i Europejskiego Międzyuniwersyteckiego Programu Praw Człowieka. Przez kilka lat pracowała w Birmie, w organizacji zajmującej się prawami człowieka.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2017