Rodziny z Puerta del Sol

"Nazywam się Virgilio Leret Ruiz", mówi Pedro Almodóvar i opisuje, jak zamordowano go na początku wojny domowej, gdy on, wojskowy pilot, odmówił przystąpienia do rebelii generała Franco.

27.07.2010

Czyta się kilka minut

Nie miałem procesu, adwokata ani wyroku - Almodóvar opowiada dzieje pilota Ruiza. - Moja rodzina nadal mnie szuka. Jak długo jeszcze?".

Słychać strzał. Serię podobnych opowieści kończy znany aktor Javier Bardem. "Nazywam się Francisco Escribano" - zaczyna. Także jego historię, o chłopcu pasącym kozy, kończy strzał.

10-minutowy film, w którym hiszpańscy artyści udzielają poparcia ludziom walczącym o prawdę o czasach frankizmu, można obejrzeć w internecie. To próbka opowieści, których w Hiszpanii pełno. Niewyjaśnionych, tragicznych, nieraz nadal opowiadanych szeptem.

***

Ludzie chodzący w kręgu po Puerta del Sol w Madrycie mają w większości 50-60 lat. Wołają: "Sprawiedliwości dla ofiar!" i "Nigdy więcej!". Niosą czarno-białe zdjęcia ludzi, którzy zaginęli w czasie wojny domowej (1936?1939) i później. Wzbudzają rozbawione zainteresowanie turystów, którzy w letni wieczór tłoczą się na najważniejszym madryckim placu. Dwie Anglosaski w szortach przyczepiły się do policyjnego konia, który stoicko przyjmuje głaskanie, podczas gdy znudzony jeździec przygląda się czwartkowemu rytuałowi. Ot, demonstracja. Niewielu ich, może stu. Pokrzyczą, pochodzą, pójdą. Wrócą za tydzień.

A jednak demonstrujący co czwartek o godz. 20 wieczorem na Sol nie są zwyczajni. Trudno to opisać. Może to sposób, w jaki dumnie unoszą głowy? Nawet jeśli nie mogą już iść i ktoś pcha ich inwalidzki wózek. I nigdy nie odwracają spojrzenia. Być może tak samo ich krewni patrzyli kiedyś na pluton egzekucyjny. Jeśli nie strzelano im w plecy.

Krewni - bo po wojnie domowej i kilkudziesięciu latach dyktatury Franco, Hiszpania odziedziczyła zagadkę dotyczącą losów 113 tys. ludzi. Wiadomo, że zginęli, że zabito ich strzałem w plecy lub zatłuczono kolbami i chowano w masowych grobach. Scenariusz był podobny: grupa falangistów czy straży obywatelskiej przychodzi w nocy, zabiera od razu do lasu lub na razie do aresztu. Potem strzał i masowy grób. Właściwie tylko tej jednej rzeczy nie wiadomo: gdzie leżą? Który znajdowany dziś szkielet to dziadek, pradziadek, babcia?

Potem pytania się mnożą: co myśleli, umierając? Czy się bali? Próbowali ucieczki? Zwykłe myśli. I myśl kolejna, już polityczna: jak to możliwe, że władze państwa, które zabiło swych obywateli, przez tyle lat nie zrobiły i nadal nie robią nic z tą zagadką?

***

Pradziadek Mariny nazywał się José Villalibre. Jego koledzy nazywali się - wymieńmy ich dokładnie - Baltazar Carbajo, Baltazar Valderroy i Aquilino Santos. Mieszkali w wiosce Destriana. W 1936 r. wraz z kilkoma innymi mężczyznami zbudowali system nawadniający pola. W sierpniu po nich przyszli. Właściwie przyszli po Joségo, posłali go po innych. Odmówił. Potem przyszli znów. Zabrali pradziadka Mariny i trzech pozostałych na ciężarówkę. Aquilino wyskoczył, uciekał. Dopadli go, zabili na miejscu. José z pozostałymi dwoma był przetrzymywany w La Banera, prawdopodobnie torturowany. Zabito go na obrzeżach wsi Jimenez de Jamuz. Pochowano w masowym grobie w Santa Marta de Terra.

Tyle wiadomo. Jak na hiszpańskie standardy, to dużo. Dzięki temu w ubiegłym roku Marina otrzymała od Stowarzyszenia Odzyskiwania Pamięci Historycznej szczątki pradziadka. Mogła pochować go w rodzinnej wiosce.

O tym, że go zamordowano, dowiedziała się od babci dopiero kilka lat temu. Opowieść o egzekucji - znaną wśród miejscowych dzięki człowiekowi, który chował ciała - nadal opowiadano półgłosem. To był dla Mariny szok. O zaginionych coś słyszała, opowiadał nauczyciel historii. Ale nie zdawała sobie sprawy, co to znaczy. A potem dowiedziała się o pradziadku.

Gdy wiosną wybuchła sprawa Baltasara Garzóna - sędzia został oskarżony o przekroczenie uprawnień przy podejmowaniu decyzji o śledztwie w sprawie zaginionych w czasach Franco - protestowano nie tylko w Hiszpanii. Także w innych krajach [patrz tekst Macieja Wiśniewskiego - red.]. Zareagowały światowe autorytety, m.in. Carla del Ponte, była prokurator Międzynarodowego Trybunału Karnego dla byłej Jugosławii. W jednym z budynków madryckiego uniwersytetu prowadzono strajk okupacyjny, a 24 kwietnia na ulice wyszła kilkudziesięciotysięczna demonstracja.

Była tam też Marina. Dziś sprawa rozliczeń z frankizmem jest w centrum jej życia. Nie tylko jej: powstała "La Platforma contra la impunidad del franquismo" (Platforma przeciw bezkarności frankizmu), obywatelski ruch, który chce zwrócić uwagę opinii publicznej na dawne zbrodnie. To Platforma wyprodukowała film, w którym artyści opowiadają losy zaginionych. I to ona organizuje manifestacje na Sol.

***

Emilio Silva jest dziennikarzem. Właściwie był, bo teraz zajmuje się desaparecidos: wraz z wolontariuszami z założonego przez siebie Stowarzyszenia na Rzecz Odzyskania Pamięci Historycznej szuka grobów, ekshumuje szczątki, identyfikuje i przekazuje rodzinom.

Także u niego zaczęło się od historii rodzinnej: falangiści zabili jego dziadka. Poszukiwania grobu dały początek organizacji, dzięki której bliscy ofiar wciąż mogą mieć nadzieję na odkrycie tajemnicy ich losu. Działają od 10 lat.

Procedura jest zawsze ta sama. - Zwracają się do nas ludzie, którzy mają podejrzenia co do lokalizacji grobu. My przeprowadzamy ekshumację. Mamy zespół archeologów, oczywiście wolontariuszy. Jeśli to możliwe, identyfikujemy ofiary, choć nie zawsze się to udaje. Potem oddajemy szczątki rodzinom - opowiada Emilio, gdy razem jedziemy do Arandy de Duero, miasta w połowie drogi z Madrytu do Burgos.

Tam czekają rodziny zamordowanych. Dziś dzień pogrzebu. Od chwili otworzenia grobu czekali na to dwa lata. Razem z Emilio jadą inni członkowie Stowarzyszenia. - W ten sposób wspieramy krewnych. Widzą, że nie są sami. Czują się bezpieczniej i pewniej - mówią.

Groby w okolicy Arandy miały być trzy. Znaleziono je w 2006 r. W czasie prac okazało się, że jest jeszcze czwarty. Ciała ułożone jedno obok drugiego, porządnie, niemal jak od linijki. W sumie 89 szkieletów. Pochodzili z różnych wsi i miasteczek, różne były ich zawody, niektórzy mieli rodziny, inni nie. Zostali rozstrzelani we wrześniu 1936 r., w pierwszych miesiącach wojny. To wiadomo, bo zachowały się dokumenty z więzienia.

Nie wszystkie szczątki udało się zidentyfikować: nie zawsze znaleziono krewnych lub też materiał genetyczny nie był dobrze zachowany. Ale po kilku latach prac, części rozstrzelanych można wyprawić dziś pogrzeb.

***

Na scenie domu kultury - kilkadziesiąt trumienek. Właściwie trudno sobie uświadomić, że to trumny, tak są małe. Sala wypełniona. Wszyscy czekają na swoją kolej. Gdy przychodzi ich czas, wchodzą pojedynczo na scenę i opowiadają historie bliskich. Choć nie wszyscy chcą mówić. Jedyny świadek egzekucji nie potrafi. Wstaje tylko na chwilę, pochyla siwą głowę.

Dwóch mężczyzn okrywa jedną z trumien flagą republiki. To bracia. Najstarszy był z ojcem niemal do końca; on też nie chce mówić. Jedna z kobiet czyta list, który jej ojciec napisał w więzieniu na dzień przed śmiercią. Dopytuje się w nim o rodzinę i uspokaja: "Wszystko u mnie dobrze, dobrze nas traktują". Widać, że dla zebranych tutaj to ważny moment. Czekali na to całe życie.

Jeden z mężczyzn opowiada, jak jego ojcu doradzano ucieczkę, ale odmówił. "Tu mam pięcioro dzieci, po co mam uciekać. Przecież nic złego nie zrobiłem" - tłumaczył. Starszy pan mówi, że jego siostra nie doczekała odzyskania szczątków ojca, zmarła miesiąc wcześniej. Inni podkreślają, że teraz i oni mogą umrzeć spokojnie, wiedząc, gdzie spoczywa ojciec.

Potem cmentarz. Ceremonia jest skromna. We wspólnym grobowcu leżą już trumienki ofiar zidentyfikowanych podczas wcześniejszych ekshumacji. Na masztach trzy flagi: Republiki, anarchistów i związków zawodowych. Ktoś gra na wiolonczeli. Rodziny rozmawiają, obejmują się. Nikt nie jest smutny. Przeciwnie: osiągnęli cel. To ich zwycięstwo.

***

Stowarzyszenie kierowane przez Emilio ma dziś ok. 2000 zgłoszeń o masowych grobach. Bywa, że ludzie z jakiejś wsi nadal boją się mówić. Ale coraz częściej milczenie jest przełamywane.

Krytycy działań dotyczących ofiar frankizmu zwracają uwagę, że ofiary były także po stronie falangistów. To fakt. Ale faktem jest też, że jeszcze za życia Franco ludzi pomordowanych przez republikanów ekshumowano; w setkach miejsc ustawiano też upamiętniające ich tablice. Ofiarami falangistów nie zajmował się nikt. Nawet rodziny bały się o nich mówić.

Strach zresztą obecny jest nadal. - Skoro jedyny sędzia, który miał odwagę się tym zajmować, znajdzie się na "wygnaniu" w Hadze... - zauważa z przekąsem Emilio Silva, nawiązując do Garzóna (od czasu zawieszenia w Hiszpanii sędzia pracuje jako doradca Międzynarodowego Trybunału Karnego w Hadze).

- Moja mama też się o mnie boi. Ciągle muszę jej obiecywać, że będę uważać, wracając z manifestacji - przyznaje Marina. Czemu przychodzi tam co czwartek? - Trzeba ich w końcu pokazać. Za długo trzymano ich pod ziemią - podnosi w górę jedną z fotografii.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2010