Rodzina sama w telewizji

Strach, upokorzenie, naruszona prywatność: w reality show dzieci są szczególnie atrakcyjną ofiarą.

12.06.2017

Czyta się kilka minut

Kadr z programu „Rodzina sama w domu”, TVP 2017 / Fot. vod.tvp.pl
Kadr z programu „Rodzina sama w domu”, TVP 2017 / Fot. vod.tvp.pl

Tato, ja bym chciał, żebyśmy jutro wstali wcześniej i mogli chwilę posiedzieć sami, żeby ci ludzie wszyscy nie chodzili, żeby było tak spokojnie” – powiedział 7-letni uczestnik programu „Rodzina sama w domu” po kilku dniach kręcenia odcinka, w którym wraz z rodzicami i rodzeństwem wziął udział. Jego ojciec odebrał to jako „otwarcie się” syna, stanowiące ponoć pozytywny skutek udziału w programie. Równie dobrze można jednak stwierdzić, że chłopiec miał po prostu dosyć ciągłej obecności ekipy telewizyjnej, która codziennie wyznaczała im nowe zadania do wykonania.

Raz na wozie, raz pod wozem

Program „Rodzina sama w domu”, emitowany w kwietniu i maju na antenie TVP2, to typowe reality show, tworzone w myśl zasady „umieść ludzi w miejscach i sytuacjach ekstremalnych, a następnie filmuj ich reakcje”. Rodziny z co najmniej trojgiem dzieci trafiają na kilka dni w miejsca znacznie różniące się od ich domów i muszą odnaleźć się w realiach skrajnie odmiennych od ich codzienności. Rodzina tego 7-latka trafiła w środku zimy w góry, do chatki ogrzewanej węglem, bez dostępu do bieżącej wody, i od razu po przyjeździe, po ciemku, musiała udać się na wyprawę po węgiel (specjalnie umieszczony z dala od domu), a następnie nauczyć się obsługi pieca węglowego i studni na korbę. Musiała również prosić sąsiadów o jedzenie w zamian za prace w obejściu (karmienie zwierząt, rąbanie drewna).

Inni uczestnicy jedną noc spędzili w szlacheckim dworku, a kolejną – jako że „raz na wozie, raz pod wozem”, co z uśmiechem podkreśliła prowadząca program Aleksandra Ciejek – w jednoizbowej drewnianej chatce, która albo nie była ogrzewana wcale, albo ogrzewanie było niewystarczające. W każdym razie najmłodszy, 3-letni bohater odcinka płakał z zimna. 3-latek ten musiał również wstać o 5 rano, by razem z rodzicami i braćmi udać się... do pracy w piekarni. W ramach wynagrodzenia wręczono im chleb i słodkie bułki. Czy członkowie tej rodziny wykonali uprzednio odpowiednie badania wymagane do pracy przy żywności?

Nie wiadomo, być może producenci programu, którzy z taką skrupulatnością wynajdują ekstremalne miejsca i sytuacje, zadbali i o to. Wiadomo natomiast, że zatrudnianie dzieci młodszych niż 16-letnie jest zabronione, więc mamy tu do czynienia z promocją łamania prawa.

Nie tylko zresztą tutaj – praca dzieci przedstawiana jest jako coś oczywistego i pożądanego także w innych odcinkach. Jedna rodzina musiała np. pracować w latarni morskiej, a inna – w ogrodzie zoologicznym. Praca w zoo (wykonywana przez rodziców i trzech synów w wieku 6, 12 i 14 lat) polegała nie tylko na karmieniu zwierząt, ale też na sprzątaniu kup słoni. Wiązała się ponadto ze straszeniem rodziny koniecznością wejścia na wybieg pawianów, przedstawionych przez pracownika zoo jako zwierzęta groźne, i podawania pożywienia lwom, co najbardziej przeraziło najmłodszego uczestnika.

Misja prorodzinna

Straszenie dzieci zdarza się w programie „Rodzina sama w domu” równie często jak zmuszanie ich do pracy. W jednym z odcinków rodzina, która miała „przenieść się w czasie” i spędzić kilka dni w zamku, u jego wrót została napadnięta przez „zbójników”. W innym odcinku, w którym zadaniem rodziny była gra w filmie, 6-latka popłakała się ze strachu podczas sceny oczekiwania na wizytę u dentysty i nie był to bynajmniej jej aktorski kunszt, lecz rzeczywiste emocje wzbudzone przez twórców programu i starsze rodzeństwo. Wzbudzanie strachu to popularne – choć krytykowane przez psychologów – narzędzie manipulowania dziećmi w celach uznawanych za wychowawcze, a zarazem forma rozrywki dorosłych, którzy śmieją się z emocjonalnych reakcji dzieci i bagatelizują ich prawdziwe uczucia.

Zdarza się też, że ze strachem muszą się zmierzyć dorośli członkowie rodzin biorących udział w tym programie. Tak było w ostatnim odcinku, w którym pięcioosobowa rodzina musiała jeździć konno na oklep (choć dorośli nigdy wcześniej nie siedzieli nawet w siodle), zbudować tratwę i spłynąć nią po całkiem sporej i bystrej rzece. Mama dwukrotnie spadła z konia, tata i starsi synowie nie zmieścili się na tratwie, więc raz brodzili, raz płynęli w wyjątkowo zimnej wodzie, ale wszyscy przeżyli i starali się robić dobre miny do złej gry.

Dla urozmaicenia jeden odcinek był wyjątkowo spokojny. Jedna z rodzin została bowiem wysłana na plebanię, by mieszkać tam przez weekend w zamian za sprzątanie kościoła i tym podobne usługi. Pomysłowość producentów jest więc, jak widać, dosyć duża (niekiedy odwrotnie proporcjonalna do poczucia odpowiedzialności). Pytanie tylko: czemu ma to służyć? Program był emitowany w telewizji publicznej, musiał mieć zatem jakąś misję. Jaką? Gdy ogląda się tę produkcję, można odnieść wrażenie, że ma ona na celu promocję deptania prywatności rodziny i budowanie w widzach przekonania, że telewizja może w każdej chwili pojawić się w ich życiu i całkowicie je zdezorganizować (zwłaszcza że każdy odcinek kończy się słowami prowadzącej: „A wy uważajcie, być może jutro zapukam do waszych drzwi”).

Jak jednak wyjaśniła w telewizji śniadaniowej Aleksandra Ciejek, program ma pokazać, „że w rodzinie jest wielka siła i rodzina może być też przygodą. (...) Często rodzina kojarzy się tylko z obowiązkami, a my chcemy powiedzieć, że to jest wspaniała przygoda w życiu, i dla dzieci, i dla dorosłych”. Tego rodzaju promocja wartości rodzinnych nie spotkała się jednak z zainteresowaniem widzów – program oglądało średnio niespełna 200 tys. osób. I całe szczęście, bo zapewne kolejnych sezonów nie będzie.

Eksperymenty na biednych

Inaczej jest, niestety, z reality show „Dzień, w którym pojawiła się forsa”. Dwa odcinki tego programu wyemitowano w lutym na antenie TTV (Grupa TVN), a oglądalność była na tyle zadowalająca, że kolejne trafią do jesiennej ramówki stacji. Na stronie TTV czytamy, że jest to „program, który zaczyna się od finansowej rewolucji. W każdym odcinku jedna potrzebująca rodzina znajdzie pod swoimi drzwiami znaczną kwotę pieniędzy i spróbuje dzięki nim ułożyć swoje życie na nowo. (...) Czy obdarowani ulegną pokusie natychmiastowego wydawania pieniędzy? A może odważą się zainwestować? Uczestnicząca w projekcji Dorota Wellman będzie im służyć niezbędnym wsparciem, a w razie potrzeby i na wyraźną prośbę bohaterów programu sięgnie po ekspertów i doradzi, jak optymalnie rozdysponować gotówkę”.

W dwóch pierwszych odcinkach wystąpiła para 20-latków z dwojgiem dzieci, problemami finansowymi, chorobami i nałogami, za to bez pracy, perspektyw i dostępu do ciepłej wody. Otrzymali 80 tysięcy złotych. Zareagowali oczywiście tak, jak zareagowałby prawie każdy młody człowiek w ich sytuacji i jak oczekiwali producenci i widzowie – niemałą część pieniędzy wydali od razu, nie na najpotrzebniejsze rzeczy, lecz „bzdury” typu ogromne zakupy spożywcze, telewizor, smartwatch, ekspres do kawy czy odzież. Później – po nieco spóźnionych radach Wellman – próbowali wydawać pieniądze mądrze. Zabrali się za remont mieszkania, który jednak nie został ukończony, gdyż para się rozstała. Dziewczyna poszła do pracy, wynajęła mieszkanie w porównywalnym standardzie i zostawiła sobie na koncie pozostałe kilkanaście tysięcy złotych. Chłopak natomiast został w zdewastowanym mieszkaniu, które wcześniej wymagało remontu, a teraz nie nadaje się do niczego. Otrzymane od TTV pieniądze nie rozwiązały więc żadnych problemów młodej rodziny.

Syty głodnego upokorzy

I o to chodziło, bo dzięki temu widzowie mogli doznać poczucia wyższości i wyrażać je w internecie (wraz z zapewnieniami, że oni postąpiliby rozsądniej, i z pogardą dla „patoli”), a twórcy programu – potwierdzić nieukrywane założenie, że rozdawnictwo pieniędzy (w formie zasiłków, dochodu gwarantowanego czy 500 plus) nie rozwiązuje problemu ubóstwa i że każdy może wyrwać się z zaklętego kręgu biedy i wykluczenia społecznego, trzeba tylko po prostu „wziąć się do roboty”.

Przekonanie, że podstawową przyczyną biedy jest lenistwo i niechęć do pracy, wyrażają przede wszystkim osoby, które nie mają problemów finansowych. Większość osób mających takie problemy uważa natomiast, że głównym powodem ubóstwa jest brak pracy. Niestety jednak nawet zatrudnienie często nie wystarcza, by wydostać się z biedy. W Polsce ok. 10 proc. zatrudnionych w pełnym wymiarze czasu pracy to tzw. ubodzy pracujący, czyli tacy, których wynagrodzenie nie pozwala na zaspokojenie podstawowych potrzeb życiowych. W przypadku osób o niższym wykształceniu (jak bohaterowie reality show TTV) odsetek ten jest jeszcze większy.

Wyrażane w programie „Dzień, w którym pojawiła się forsa” poglądy, że każdy jest kowalem własnego losu, można więc między bajki włożyć. Wręczanie przed kamerami biednym, w dodatku bardzo młodym i niedoświadczonym ludziom 80 tysięcy złotych przypomina postawienie przed człowiekiem, który od urodzenia nie dojada czy wręcz głoduje, 80 różnych potraw, by filmować go, rozważając, ile z nich zje od razu, a ile zamrozi na później, i krytykując za obżarstwo. To odrażające, zwłaszcza że do tej zabawy w upokarzanie biednych wciągane są dzieci.

Na „straży” praw dziecka

Wszystkie programy reality show – bez względu na ich „misję” czy teoretyczny cel – łamią prawa dziecka (m.in. do prywatności, ochrony wizerunku i innych dóbr osobistych). Co na to Rzecznik Praw Dziecka? Stosunek Marka Michalaka (pełni tę funkcję od 2008 r.) do tego problemu jest co najmniej ambiwalentny, co wynika zapewne z faktu, że jednym z jego społecznych doradców jest Dorota Zawadzka – psycholog, która zyskała popularność dzięki udziałowi w programie „Superniania” (TVN, 2006-08). Nie może więc dziwić, że w 2013 r. Michalak stwierdził w wypowiedzi dla „TP”, że „zgodnie z konstytucją i prawem naturalnym za wychowywanie dzieci odpowiadają rodzice i bez ich zgody nie jest możliwe jakiekolwiek działanie wobec dzieci”, dając tym samym przyzwolenie na naruszanie dziecięcej prywatności, godności i podmiotowości w telewizji.

Dwukrotnie zdarzyło mu się jednak – pod wpływem nacisków wielu widzów i ekspertów – interweniować w sprawie naruszających prawa dziecka programów rozrywkowych (w 2012 r. zgłosił do KRRiT sprawę programów „Surowi rodzice” oraz „Idealna niania” i objął nadzorem postępowanie prokuratury, która badała możliwość popełnienia przestępstwa przez twórców drugiej produkcji).

Z własnej inicjatywy natomiast RPD podjął kroki w celu przeciwdziałania łamaniu praw dziecka w mediach zaledwie trzykrotnie w ciągu swojej wieloletniej, podwójnej kadencji. W 2011 r. wystosował do przewodniczącego Rady Etyki Mediów bardzo nieśmiałą, zachowawczą prośbę o „zwrócenie uwagi na konieczność odpowiedniego zabezpieczenia interesów najmłodszych i ich najbliższych, których dotyczą pośrednio lub bezpośrednio treści przekazywane opinii publicznej w przestrzeni medialnej”, głównie w programach interwencyjnych, oraz „o zaapelowanie do środowiska dziennikarskiego o szczególne wyczulenie na złożoność problematyki rodzinnej i ochronę interesów dzieci”. Sześć lat później, w lutym 2017 r., wystosował kolejne tzw. wystąpienie generalne, tym razem do ministra kultury i dziedzictwa narodowego (oraz do wiadomości przewodniczącego KRRiT), w którym już nieco odważniej poprosił o „rozważenie podjęcia działań dla zabezpieczenia dobra dzieci w przestrzeni medialnej”.

Władza telewizji

Trzecia interwencja, podjęta przez Michalaka w 2015 r., zasługuje na szczególną uwagę. RPD wystąpił wówczas do sądu w sprawie dotyczącej ochrony wizerunku czworga dzieci w wieku od 2 do 13 lat, których rodzice zamontowali w mieszkaniu (w każdym pomieszczeniu oprócz łazienki i toalety) kamery i transmitowali obraz na żywo w internecie. Rzecznik wystąpił do poznańskiego sądu z wnioskiem o wgląd w sytuację małoletnich. Sąd ustanowił nadzór kuratora i wszczął postępowanie o ograniczenie władzy rodzicielskiej, a ponadto nakazał rodzicom przerwanie transmisji i usunięcie z internetu upublicznionych dotychczas wizerunków dzieci.

Rodzice przerwali transmisję, ale usunąć z internetu wszystkich wizerunków dzieci nie mogli. Ta sama rodzina wystąpiła bowiem rok wcześniej w reality show pt. „Mama kontra mama” (TVN, 2014), który również nagrywany był w mieszkaniach rodzin i ukazywał dzieci w ich naturalnym środowisku. Odcinek z udziałem tej rodziny – oraz wszystkie inne odcinki tego programu – nadal dostępny jest w internecie, co oznacza, że telewizja ma prawo robić to, czego rodzicom nie wolno, i ma nad ich dziećmi większą władzę niż oni sami, a Markowi Michalakowi łatwiej dostrzec łamanie dziecięcego prawa do prywatności i podjąć zdecydowane kroki wtedy, gdy jest ono naruszane bez pośrednictwa telewizji.

W czasie obu jego kadencji wyprodukowano i wyemitowano bowiem mnóstwo łamiących prawa dzieci programów reality TV: „Superniania” (TVN, 2008, trzeci sezon), „Świat według dziecka” (TVN Style, 2008-10), „Na kłopoty Zawadzka” (TVN Style, 2012), „Surowi rodzice” (TVN, 2012-14), „Idealna niania” (TVN Style 2012-14), „Mały nie-poradnik” (Polsat Cafe, 2013), „Fotorodzinka” (Polsat Cafe, 2013), „Pełna chata” (Polsat Cafe, 2014), „Teen Mom Poland” (MTV, 2014), „Mama kontra mama” (TVN, 2014), „Tata sam w domu” (TV4, 2014), „Porody” (Polsat Cafe, 2014--15), „Kochanie, ratujmy nasze dzieci” (TVP2, od 2016), „Rodzina sama w domu” (TVP2, 2017) i „Dzień, w którym pojawiła się forsa” (TTV, 2017). Dzieci biorą też udział w reality shows, których większość uczestników stanowią dorośli, np. w poświęconych operacjom plastycznym programach „Sekrety chirurgii” (TVN Style, 2012-14) i „Życie bez wstydu” (TVN Style, od 2013).

Ile jeszcze dzieci zostanie odartych z prywatności w imię takiej czy innej misji, w ramach takiego czy innego eksperymentu, dla zysku takiej czy innej stacji telewizyjnej? ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Inicjatorka kampanii „Kocham. Nie daję klapsów” i akcji „Książki nie do bicia”, specjalizuje się w tematyce praw dziecka. Doktor nauk humanistycznych w dyscyplinie nauki o kulturze i religii. Doktorat o udziale dzieci w programach reality show obroniony w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2017