Requiem dla nas

Kompozytor, który nie pisze nut, i choreograf, który nie pokazuje tańca: duet Fabrizio Cassol i Alain Platel z fundamentów muzyki europejskiej wykuwa nowe rytuały. W „Requeim pour L.” muzyka zwycięża śmierć.

29.10.2018

Czyta się kilka minut

„Requiem pour L.” w wersji scenicznej / CHRIS VAN DER BURGHT
„Requiem pour L.” w wersji scenicznej / CHRIS VAN DER BURGHT

Alain Platel jest z wykształcenia pedagogiem, wyspecjalizowanym w pracy z dziećmi z niepełnosprawnością. Choreografem został przez przypadek, gdy spektakl jego amatorskiej, rodzinno-koleżeńskiej trupy został dostrzeżony i zaproszony przez kuratora festiwalu teatralnego w Gandawie. Tak w połowie lat 80. powstał zespół Les Ballets Contemporains de la Belgique, dziś cieszący się międzynarodową sławą jako Les Ballets C de la B.

Platel szuka swoich bohaterów na obrzeżach. Fascynuje go ruch i gest tych, których motoryka, z perspektywy osób pełnosprawnych, zdaje się zaburzona. W spektaklu „Wilk” obsadził dwójkę niesłyszących śpiewaków, czternaście psów oraz dwóch tancerzy, którzy przez pół roku uczyli się ruchu przewodników psiego stada. Akcję spektaklu umieścił w opuszczonym centrum handlowym. Wszystko to dosłyszał Platel w muzyce Wolfganga A. Mozarta. Wcześniej zrealizował spektakl poświęcony Johannowi S. Bachowi. Gdy przyszła kolej na „Nieszpory Maryi Panny” Claudia Monteverdiego, drogi choreografa przecięły się ze szlakiem Fabrizia Cassola.

Dwadzieścia lat wcześniej Cassol, obiecujący saksofonista jazzowy, postanowił usłyszeć muzykę Afryki. W epoce przedinternetowej młody Belg wsiadł w samolot i poleciał do Republiki Środkowoafrykańskiej. Od miasta do wsi, a dalej do chat w lesie tropikalnym. Tam poznał pigmejów Aka – wyjątkowy lud nomadów, który poza wspólnym zdobywaniem jedzenia łączy kolektywny śpiew. Ich wielogłosowa muzyka jest obecnie wpisana na listę Arcydzieł Ustnego i Niematerialnego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO. Ta podróż, a w ślad za nią kolejne wędrówki po Afryce, Półwyspie Arabskim, Indiach, zmieniły na zawsze podejście Fabrizia Cassola do muzyki.

– Szukam ludzi, którzy nie tylko mają ogromną wiedzę na temat własnej kultury, ale także mają tę wyjątkową umiejętność, tę cnotę duszy, jaką jest otwartość na kulturę innych – mówi „Tygodnikowi” kompozytor.

Cassol nauczył Platela słuchać w trzech wymiarach. – W muzyce jedno nie następuje po drugim, ale na drugim. To kolejne warstwy, które się na siebie nakładają – tłumaczy Cassol. – Wyobraź sobie, że utwór Mozarta jest obrazem. Kiedy zaczniesz zdrapywać z niego wierzchnią warstwę farby, znajdziesz tam kolejny, wcześniejszy obraz innego autora. Tak samo jest z muzyką Coltrane’a czy Bacha. W ten sposób sięgasz do korzeni, a korzeń jest dla nas wszystkich wspólny: podstawy harmonii są te same dla wszystkich ludzi.

W spektaklu „VSPRS” muzyka Monteverdiego przykrywana była warstwami jazzu, muzyki cygańskiej i afrykańskiej. Inspiracją dla ruchu scenicznego stały się materiały filmowe: neurologiczne studium histerii oraz etnologiczna opowieść o transie w kulturach afrykańskich. Tak zawiązała się współpraca, która trwa już 15 lat. Platel i Cassol wystawili razem Bachowską Pasję według św. Mateusza („Pitié”, 2008) i „Coup Fatal” (2014) – dialog z kolonialną przeszłością Belgii, a także niezwykły kolaż muzycznej kultury Konga i europejskiego baroku.

– W naszych projektach coraz wyraźniej przewijał się motyw śmierci. Zaproponowałem więc Alainowi, byśmy zmierzyli się z nim twarzą w twarz – wspomina Cassol. – Zasugerowałem, byśmy sięgnęli po „Requiem”, niedokończone dzieło Mozarta: wymazali z niego wszystko, co po jego śmierci dopisali inni, a powstałą przestrzeń wypełnili nowymi uczuciami i emocjami, spróbowali stworzyć własną ceremonię żałobną.

„Requiem” Mozarta to jedno z najlepiej znanych i najczęściej wykonywanych dzieł muzycznych. O ten utwór na swoim pogrzebie poprosił Fryderyk Chopin. Msza Mozarta towarzyszyła też ostatniej drodze Beethovena i Napoleona.

Podczas pracy nad dziełem 35-letni Mozart był już bardzo słabego zdrowia. Opiekowali się nim rodzina i przyjaciele. Wspólnie śpiewali gotowe fragmenty mszy. Nad „Lacrimosą” pracował jeszcze na dzień przed śmiercią. „Czy nie mówiłem wam, że to »Requiem« piszę dla samego siebie?” – miał zapytać Amadeusz. Nad ranem 5 grudnia 1791 r. zmarł, pozostawiając swoje dzieło gotowe jedynie w niewielkim fragmencie. Utwór, na polecenie żony Mozarta, kończyli jego uczniowie, w tym przede wszystkim Franz Süssmayr.

Szukam drzwi

Fabrizio Cassol: – Rękopis „Requiem” jest bardzo interesujący. Widzisz tu rękę Mozarta, a zaraz obok charakter pisma innych kompozytorów. Czasem na stronach jest dużo nut, kiedy indziej widzisz puste albo prawie puste strony. Dostrzegasz miejsca, które są otwarte, które są... zaproszeniem. Analiza muzyki to dla mnie poszukiwanie drzwi, które mogę otworzyć i wpuścić przez nie coś nowego. W „Kyrie” każdy kolejny głos pojawia się w cyklu co siedem. To bardzo dziwne. W czasach Mozarta nikt nie używał miary na siedem. Owszem, w muzyce ludowej: arabskiej, bałkańskiej, indyjskiej tak, ale nie w europejskiej muzyce poważnej. Człowiek leży na łożu śmierci i tak naprawdę utrudnia sobie zadanie. Ale dla mnie to właśnie idealne drzwi – mówi kompozytor.

Cassol wpuścił przez te drzwi świat muzyki afrykańskiej, a z nim pulsujące, radosne święto życia.

W „Requiem pour L.” nie ma orkiestry, chóru ani nawet – jak u Mozarta – czterech wiodących głosów. Są trzy: pochodząca z RPA Nobulumko Mngxekeza (sopran), Owen Metsileng (tenor) i Stephen Diaz (kontratenor). Śpiewakom lirycznym towarzyszą pochodzący z Konga wokaliści, występujący w roli griotów – afrykańskich bardów, opowiadaczy historii. Orkiestrę tworzą muzycy grający na likembe (kongijskim odpowiedniku kalimby, czyli metalowych blaszkach przytwierdzonych do małego pudła rezonansowego), tubie tenorowej, akordeonie, gitarze elektrycznej, basowej i na instrumentach perkusyjnych.

Praca nad muzyką trwała dwa lata. Większość członków zespołu nie czyta nut, a muzykę przyswaja ze słuchu, ucząc się jej na pamięć.

– Europejscy muzycy potrafią grać bardzo dobrze, nawet jeśli utwór, który wykonują, im się nie podoba. Natomiast muzycy afrykańscy muszą utwór poczuć, by czuć się z nim swobodnie. Ponieważ wszystko opiera się tu na pamięci, to bardzo powolny proces – tłumaczy Cassol. – Grając na saksofonie, pokazywałem im kolejne głosy. Rozmawialiśmy, o czym jest dana część „Requiem”. Słowa trzeba było przekładać na sześć języków. W zespole obok muzyków z Konga i RPA grają Belgowie, Tunezyjczyk i Portugalczyk.

Elle

Gdy Cassol pracował z muzykami w Afryce, Platel żegnał kolejno swojego ojca, psa oraz przyjaciela i mentora, belgijskiego reżysera operowego Gerarda Mortiera. W roku 2017 z „Requiem” odeszła jeszcze jedna bohaterka.

– Lucie była kobietą pełną pasji. Szczególnie ważne dla niej były prawa człowieka, zwłaszcza prawa kobiet – wspomina Cassol. – Przez pewien czas mieszkała w Kongu. Kiedy wróciła do Belgii, adoptowała dziewczynkę z Konga. Wielokrotnie przychodziła oglądać „Coup ­Fatal”. Zaprzyjaźniła się z nami, zwłaszcza z ­Alainem. Kiedy dowiedziała się, że pracujemy nad „Requiem”, zaproponowała, że podaruje nam swoją ostatnią godzinę życia. W ten sposób artyści dowiedzieli się, że Lucie umiera na raka. Rodzina kobiety ustawiła przy jej łóżku kamerę. Lucie zmarła w maju. Trzy miesiące później Platel otrzymał nagranie. Ostatnie ogniwo spektaklu.

„Requiem pour L.” to gra słów: inicjał Lucie, a także dźwięk francuskiego elle, które znaczy „ona” – „dla niej”. W głębi sceny umieszczony jest duży kinowy ekran, na którym przez cały spektakl widzimy twarz L. Kobieta leży w łóżku. Co jakiś czas w kadrze pojawiają się inne osoby. Ktoś poprawia poduszkę. Ktoś inny głaszcze ją po twarzy. Jest w domu, wśród bliskich. Na początku widz może czuć się niewygodnie: jesteśmy przechodniem, który przez okno obserwuje obcą kobietę w jednej z jej najbardziej intymnych chwil. Gapimy się na dopalające się życie: mrugnięcie okiem, spadającą mimowolnie łzę, czy to już? Jednak wraz z upływem spektaklu staje się jasne, że razem z aktorami Platela i Cassola uczestniczymy w święcie, ostatniej uroczystości na cześć L. – celebracji, której kobieta jest podmiotem i której powinna zdążyć doświadczyć.

Uwagę zwraca także prosta, ale znacząca scenografia. Sześcienne bloki, wśród których odbywa się cała uroczystość-rytuał, przywołują na myśl berliński pomnik Pomordowanych Żydów Europy Petera Eisenmana. W ten sposób misterium „Requiem” zawieszone zostaje między śmiercią indywidualną L. a zbiorową i anonimową.

„Requiem” Mozarta i „Requiem pour L.” stawia przed naszymi oczami śmierć, do której nikt nas nie przygotowuje, wobec której stajemy samotni i bezradni. Na scenie lęk i smutek zamienia się w święto, które ma nam dać nadzieję i radość z życia tego w czasie przeszłym i tego poza czasem. „Requiem” jest dla L., ale jest przede wszystkim dla nas. ©

Muzyka z „REQUIEM POUR L.” ukazała się właśnie na płycie nakładem oficyny Outhere Music. W wersji scenicznej spektakl pokazano w Toruniu, gdzie zdobył główną nagrodę na festiwalu Kontakt. Ponownie zobaczyć go będzie można w Krakowie w ramach festiwalu Materia Prima.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 45/2018