Republika Alijewów

W krótkiej historii niepodległego Azerbejdżanu władze zmieniały się wyłącznie wskutek zbrojnych przewrotów lub śmierci przywódcy. Ilekroć ogłaszano elekcje, wygrywał je zawsze Alijew. Dziś w Azerbejdżanie znów mają wybory. I znów wygra Alijew.

11.04.2018

Czyta się kilka minut

Ilham Alijew podczas wizyty w Polsce, Warszawa, 27.06.2017 / FOT. ANDRZEJ IWANCZUK/REPORTER
Ilham Alijew podczas wizyty w Polsce, Warszawa, 27.06.2017 / FOT. ANDRZEJ IWANCZUK/REPORTER

Kampania wyborcza skończyła się tak samo, jak się zaczęła – nikt tego nawet nie zauważył. Nie było wyborczych wieców, plakatów na ulicach, telewizyjnych debat, ani pojedynków pretendentów do władzy. Nie widząc najmniejszych szans na uczciwą walkę o głosy, najważniejsze opozycyjne partie postanowiły zbojkotować wybory, ale na ich dwa protestacyjne wiece na dalekich przedmieściach Baku (tam władze pozwalają opozycji protestować) przyszło ledwie parę tysięcy ludzi. W rezultacie poza panującym od 2003 roku 56-letnim prezydentem Ilhamem Alijewem w elekcji wystąpi jeszcze siedmiu polityków, których nikt poważnie nie traktuje, albo w ogóle o nich nie słyszał. Wystąpią więc nie jako rywale Alijewa, ale figuranci, mających stworzyć pozory demokracji. Sondaże wróżą azerbejdżańskiemu jedynowładcy wygraną dosyć skromną, bo większością zaledwie 80 proc. głosów.

Spadek po ojcu

Ilham Alijew rządzi Azerbejdżanem od 2003 roku. Przejął władzę z rąk zmarłego w tym właśnie roku ojca, Hajdara, założyciela współczesnego azerbejdżańskiego państwa. Najpierw rządził w Baku jako komunistyczny sekretarz w latach 1969-82. Ze wszystkich moskiewskich namiestników żaden nie był tak wielkim pochlebcą i żaden nie przyjmował tak hucznie ówczesnego gospodarza Kremla Leonida Breżniewa jak właśnie Azer. Breżniew wziął go sobie do Biura Politycznego. Następca Breżniewa, Jurij Andropow, były szef KGB, którego azerbejdżańskiej filii szefował swego czasu Alijew, awansował go nawet na stanowisko wicepremiera w rządzie radzieckiego imperium. Od czasów Stalina, Berii i Mikojana żaden wychodźca z Kaukazu nie sprawował tak wysokiego stanowiska. Polityczną karierę złamał Hajdarowi Alijewowi dopiero Michaił Gorbaczow, który uczynił z Azera symbol wszystkich patologii z epoki breżniewowskiego „zastoju”.

Ale to Gorbaczow przegrał, a Aliejw wrócił do wielkiej polityki. W 1993 roku, kiedy remontowany przez Gorbaczowa Związek Radziecki upadł wraz z komunizmem, w niepodległym Azerbejdżanie doszło do zbrojnego przewrotu, który wyniósł Alijewa do władzy. Sprawował ją jako prezydent przez następnych dziesięć lat. Przywódczy staż sprawił, że mieszkańcy 10-milionowego Azerbejdżanu za twórcę ich państwa uważają właśnie Hajdara Alijewa, a nie dawnych marzycieli z partii Musawat, którzy w 1918 roku po raz pierwszy ogłosili w Baku powstanie niepodległego Azerbejdżanu, pierwszej w świecie islamu demokratycznej republiki. Jej pierwszy prezydent Mohammed Amin Rasul-zade został obalony w 1920 roku przez bolszewików z naftowego zagłębia z Baku, który wspierani przez Armię Czerwoną przejęli władzę i z powrotem przyłączyli Azerbejdżan do rosyjskiego imperium w jego nowej mutacji Związku Radzieckiego.

Ostatni kremlowski namiestnik w Baku i pierwszy prezydent niepodległego od 1991 roku Azerbejdżanu również stracił władzę w wyniku ulicznej rewolucji, która w 1992 roku wyniosła Abulfaza „Elczibej” Alijewa, demokratę i azerskiego niepodległościowca, wywodzącego się, jak Hajdar i Ilham z Nachiczewana (azerbejdżańskiej enklawy, oddzielonej od reszty państwa przez terytorium Armenii), ale w żaden sposób z nimi nie spokrewnionego. Rok później, w 1993 roku, w Azerbejdżanie doszło do zbrojnej rebelii, która obaliła „Elczibeja”, a na jego miejscu rozsiadł się już na dobre Hajdar Alijew. 

Wojny domowe, uliczne rewolucje i zbrojne przewroty są póki co jedynym sposobem wymiany władców w Azerbejdżanie, świętującym w tym roku setną rocznicę pierwszej proklamacji niepodległości. Wszystkie dotychczasowe elekcje kończyły się zaś wygraną panujących Alijewów. Po objęciu władzy, demokrata „Elczibej” zaraz zarządził wybory, które wygrał, zdobywając dwie trzecie głosów. Także Hajdar Alijew, obaliwszy „Elczibeja” Alijewa natychmiast rozpisał wybory i wygrał je zdobywając niemal wszystkie głosy. Wygrał też wybory w 1998 roku, tym razem z 78 proc. głosów.

Wyborów w 2003 roku nie dożył. Zamiast niego wystartował w nich jego syn-jedynak, Ilham, zdobywając 75 proc. głosów. Pięć lat później powtórzył wygraną, osiągając blisko 90 proc. Ponieważ kopiowana z zachodnich konstytucja zabraniała mu ubiegać się o kolejne kadencje, wykreślono z niej zapis, ograniczające prezydenckie panowanie. W rezultacie, w 2013 roku Ilham zwyciężył, znów z wynikiem ok. 75 proc. głosów. W 2016 roku, po kolejnym zarządzonym przez prezydenta plebiscycie, znów zmieniono konstytucję, przedłużając między innymi prezydencką kadencję z pięciu do siedmiu lat. W środowych wyborach Ilham startuje po raz czwarty i po raz czwarty je wygra. W ten sposób zwycięstwem Alijewów zakończy się już ósma azerbejdżańska elekcja.

Wyborczy pośpiech

Tę środową planowano dopiero na październik. Na początku lutego Ilham Alijew ogłosił jednak (poprawiona konstytucja daje prezydentowi prawo nie tylko ogłaszać nowe wybory według własnego uznania, ale także rozwiązywać parlament), że przesuwa je z jesieni na wiosnę. Opozycja, i tak słaba, skłócona i biedna jak mysz kościelna, została dodatkowo pozbawiona czasu na porządne przygotowanie się do elekcji.

Nie wydaje się jednak żeby po piętnastu latach rządów Ilham Alijew miał się obawiać rodzimych dysydentów. Nauczył się już, jak sobie radzić. Jeśli boi się rywali, to tych spośród licznej i bogatej azerskiej diaspory w Rosji, której przywódcy chętnie dobraliby się zwłaszcza do petrodolarów, zagarnianych przez Alijewów i ich oligarchów. Już w 2013 roku mieszkający w Rosji Azerowie wpadli na pomysł, by przeciwko Ilhamowi wystawić sławnego filmowca Rustama Ibrahimbekowa (współautora wraz z Nikitą Michałkowem radziecko-rosyjskich westernów „Spaleni słońcem” i „Białe słońce pustyni”). W ostatniej chwili Ibrahimbekowa nie dopuszczono jednak do wyborów, ponieważ władze Rosji nie rozpatrzyły na czas jego wniosku o zrzeczeniu się rosyjskiego obywatelstwa. W Baku odebrano to jako gest dobrej woli Kremla wobec Ilhama, ale jednocześnie ostrzeżenie, że jeśli chce rządzić długo i spokojnie, musi się liczyć z interesami Rosji. Młody Alijew stara się bowiem kontynuować politykę zagraniczną ojca, polegającą na pomnażaniu dochodów z ropy naftowej i zachowywaniu równego dystansu wobec Zachodu i Rosji. Prezydent Władimir Putin i jego dyplomaci coraz częściej i natarczywiej dają natomiast do zrozumienia, że mile widzieliby Azerbejdżan w rodzinie Unii Euroazjatyckiej, budowanej przez Kreml na gruzach Związku Radzieckiego. W Baku nie brakowało głosów, że przyspieszając niespodziewane wybory, Ilham Alijew chciał zaskoczyć nie tylko rodzimą opozycję, ale przede wszystkim azerską diasporę w Rosji i samą Rosję, zajętą własnymi wyborami prezydenckimi, wojną w Syrii i coraz mroźniejszą, nową zimną wojną z Zachodem.


STRONA ŚWIATA – analizy i reportaże Wojciecha Jagielskiego w specjalnym serwisie „Tygodnika Powszechnego” >>>


Drugim powodem wyborczego pośpiechu ma być niepokój Ilhama Alijewa co do kondycji azerbejdżańskiej gospodarki. Miał szczęście, bo jego intronizacja w 2003 roku zbiegła się ze znakomitą koniunkturą na rynkach ropy naftowej. Kaspijskie „czarne złoto”, które już w XIX wieku uczyniło Baku naftową metropolią, na początku lat 90-ych zostało sprzedane przez ojca Ilhama, Hejdara Alijewa zachodnim nafciarzom, a petrodolarowa manna z nieba co roku zapełniała państwowy skarbiec. Pieniądze przyszły w najlepszą porę, bo Ilham osadzony z woli ojca na prezydenckim fotelu potrzebował ich, by przekonać do siebie nieufnych rodaków. Naftowy boom uczynił z Azerbejdżanu bogacza. Jesienią 2004 roku baryłka ropy naftowej kosztowała 50 dolarów, a latem 2008 roku – prawie 150 dolarów. Petrodolarowa hossa sprawiła, że w latach 2003-2007 Azerbejdżan co roku notował ponad 20-procentowy wzrost gospodarczy, niespotykany w żadnym innym państwie świata. Zalana naftowym bogactwem azerbejdżańska stolica przemieniła się w kaspijski Dubaj, w którym luksusowe drapacze chmur wyrosły na parcelach zajmowanych dotąd przez XIX-wieczne secesyjne kamienice, pamiętające naftowy boom sprzed stu lat. 

Choć większa część naftowego zarobku została zawłaszczona przez elitę władzy, a Azerbejdżan regularnie zajmował czołowe miejsca na „czarnych listach” najbardziej skorumpowanych krajów świata, to nawet resztki z naftowych zysków pozwoliły wydać władzom kilkadziesiąt miliardów dolarów na rozwój azerbejdżańskiej prowincji. Zapewniło to Azerom pracę i płacę, i po początkowym sprzeciwie wobec rządów Ilhama Alijewa, zaczęli wychwalać go jako przywódcę, który zapewnił Azerbejdżanowi spokój i dobrobyt. Wdzięczny za poparcie rodaków, odpłacał im urządzanymi igrzyskami, które poza rozrywką miały służyć za dowód wielkości ich prezydenta. W 2012 roku wydał fortunę żeby zorganizować w Baku festiwal Eurowizji, a jeszcze więcej kosztowały go urządzone w 2015 roku pierwszy Igrzyska Europejskie (Alijew bezskutecznie starał się o organizację prawdziwej Olimpiady). Co roku na bakińskiej starówce urządza wyścigi samochodowe Formuły 1. Rzutkość azerskiego przywódcy pomogło też Baku zostać jednym z miast, w którym w 2020 roku rozegrany zostanie finałowy turniej o mistrzostwo Europy w piłce nożnej.

Dynastia z Baku

Ale naftowy boom z pierwszych lat rządów Ilhama skończył się przed kilkoma laty, a zła koniunktura na światowych rynkach ropy naftowej sprawia, że rządzący w Baku, uzależnieni całkowicie od dochodów z ropy, przestraszyli się kryzysu, który mógłby spowodować społeczne niepokoje. Sytuację pogarszają konflikt Rosji z Zachodem i zachodnie sankcje wobec Kremla, które rażą rykoszetem także związany z nią gospodarczo Azerbejdżan. Wojny i dziejowe burze, przetaczające się przez leżący tuż za miedzą Bliski Wschód również nie służą dobrze azerbejdżańskiemu państwu. Obawiając się, że jesienią sytuacja gospodarcza kraju (a wraz z nią także nastroje rodaków) może być gorsza niż lepsza, Ilham Alijew postanowił nie czekać z wyborami do października, lecz przeprowadzić je już teraz, wiosną.

Adwokaci Ilhama Alijewa przekonują, że chcąc unowocześnić i rozwinąć kraj, młody władca musiał wpierw skupić w rękach pełnię władzy. Dopiero teraz, umocniony po nowych wyborach, będzie mógł wyrzucić z rządu starych, skorumpowanych ministrów i dygnitarzy, pamiętających jeszcze czasy Alijewa-starszego i uzurpujących sobie rolę opiekunów i wierzycieli Alijewa-młodszego. Dopiero teraz, umocniony, powiadają adwokaci Ilhama, będzie mógł odsunąć od tronu, dworu, skarbca i pól naftowych wyrosłych przy jego ojcu oligarchów. Dopiero teraz będzie mógł ich zastąpić młodymi menedżerami-technokratami, winnych mu wdzięczność i lojalność za to, że łożył na ich wykształcenie na najlepszych zachodnich uczelniach. Dopiero teraz, wraz z nimi, zacznie wprowadzać prawdziwe reformy, zmieniać kraj.

Ze wszystkich poradzieckich republik znad Morza Kaspijskiego i Azji Środkowej, uchodzącej za odwieczną ojczyznę satrapii, tylko w Azerbejdżanie udało się zaprowadzić rządy politycznej dynastii. To co nie powiodło się w krajach Kazachów, Kirgizów i Uzbeków (tamtejszych przywódców Opatrzność obradowała córkami) i pewnie nie powiedzie się w Tadżykistanie (syn miłościwie panującego prezydenta jest już burmistrzem stolicy) i Turkmenistanie (syn przywódcy został właśnie jego nowym wiceministrem dyplomacji), z powodzeniem osiągnęli Alijewowie w Baku. Na swoją zastępczynię, która wypadku śmierci, niedołężności przywódcy lub po prostu jego niechęci do dalszych rządów przejmie po nim stery państwa, Ilham wyznaczył swoją żonę, Mehriban z potężnego rodu oligarchów Paszajewów. Obniżono też z dotychczasowych 35 lat do osiemnastu wiek, w jakim obywatele Azerbejdżanu mogą ubiegać się o posadę posła, ministra czy prezydenta. W Azerbejdżanie od dawna mówi się, na dziedzica dynastii wychowywany jest syn Ilhama, 21-letni Hejdar-junior, wnuk Hejdara, patriarchy rodu (Ilham ma jeszcze dwie, starsze córki, które dorobiły się fortun w biznesie). 

Wygląda więc, że bez względu na to, co uda się po wyborach staremu-nowemu prezydentowi zmienić, a co zostawi tak jak było, w kolejnej elekcji o władzę znów ubiegać się będzie jakiś Alijew, a skoro stanie w wyborcze szranki, będzie mógł spodziewać się pewnej wygranej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej