Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Za granicą przywołuje się tu zwłaszcza ustawę lustracyjną i dekomunizację, podjęte jeszcze w czasach istnienia Czechosłowacji, tworzące na początku lat 90. XX w. fundamenty rozliczeń z komunizmem. Przeprowadzono wtedy trzy akty prawne: powszechną rehabilitację sądową (na podstawie komunistycznych jeszcze paragrafów), restytucję (częściowe przynajmniej złagodzenie strat majątkowych) i lustrację (w celu ochrony państwa i rodzącej się demokracji przed infiltracją starych struktur).
Dziś widać, że zrobiono to nie tak dobrze, jak można by było. Ale jednak – zrobiono.
Jeśli więc chodzi o pierwszy z tych aktów, to zrehabilitowano ludzi skazanych w procesach politycznych. Ale ci, których skazano z przepisów kodeksu karnego – jako bandytów i kryminalistów, choć w istocie były to także procesy polityczne – nie zostali wtedy zrehabilitowani. Sytuacja ta zaczęła się zmieniać dopiero kilka lat temu, dzięki ustawie o uczestnikach ruchu oporu przeciw reżimowi komunistycznemu. Również z restytucją nie do końca się udało: nie zwrócono wszystkiego, co odebrali komuniści. Okazało się to trudne w sytuacji, gdy mieliśmy do czynienia z kilkoma pokoleniami wychowanymi w czasach komunizmu. Choć więc ustawa restytucyjna powstała z myślą o naprawieniu krzywd, to nie wszystkie udało się naprawić i wiele osób miało problemy z odzyskaniem majątku.
Trzecia z tych podstawowych spraw to lustracja. Ustawa przyjęta jeszcze w Czechosłowacji, de facto obowiązywała tylko w Czechach. Na Słowacji po powstaniu niepodległego państwa nie była realizowana, a po pięciu latach, czyli w 1996 r., wygasła. Dyskusje, które towarzyszyły lustracji, do pewnego stopnia były podobne do tych w Polsce. Podnoszono np. kwestię, jak zdefiniować kategorię „tajnego współpracownika” bezpieki, gdy w archiwach StB [Służby Bezpieczeństwa Państwowego, odpowiednika SB w PRL – red.] była ona traktowana dość szeroko (np. prócz agentów i rezydentów do grupy „współpracowników” tajna policja zaliczała też dwie inne kategorie: „kandydat” i „zaufany”, czyli ludzi, którzy nie musieli nawet wiedzieć, że StB się nimi interesuje).
Uważam, że ta ustawa lustracyjna była bardzo ważna, bo chodziło o ochronę państwa i demokracji. Nie zmienia to faktu, że nie wszystko da się przewidzieć w ustawie – bywało więc i tak, że ktoś był zarejestrowany jako „tajny współpracownik” przez miesiąc, a teraz w odbiorze społecznym mógł być postrzegany tak samo jak wysoki funkcjonariusz komunistyczny, który swoją funkcję sprawował powiedzmy przez 30 lat. Niedawno ustawa o lustracji została zmieniona i nie stosuje się do członków rządu – w Czechach wielu uważa, iż zmiana została dokonana, gdyż wicepremier Andrej Babiš miał być w latach 80. zarejestrowany jako agent kontrwywiadu gospodarczego StB.
Jeśli chodzi o próby osądzenia winnych komunistycznych zbrodni, to ich rezultat jest wyraźnie gorszy niż w Polsce. Poza kilkoma wyjątkami, skończyło się na szeregowych wykonawcach rozkazów. Np. udało się postawić przed sądem tylko jedną osobę (jako byłego sędziego lub prokuratora) odpowiedzialną za polityczne procesy w latach 50.
Natomiast na plus Czechom należy zdecydowanie zaliczyć ustawę archiwalną, regulującą dostęp do dokumentów StB; obowiązuje ona od 2004 r. Myślę, że jest to jedna z najbardziej liberalnych ustaw o archiwach na świecie. Dla badaczy dostępne jest dosłownie wszystko, z nielicznymi tylko wyjątkami. Na Słowacji ustawa archiwalna jest nieco inna, bardziej zbliżona do tego, jak rozwiązano te kwestie w Niemczech czy Polsce; np. w udostępnianych kopiach dokumentów niektóre dane osobowe są zaczerniane.
Wydaje mi się, że naszym podstawowym problemem w Czechach nie są ustawy lub ich brak. Te, które funkcjonują – są bardzo dobre. Gorzej jest natomiast z ludźmi – w sądach, ale nie tylko. Nasz Instytut Badań nad Reżimami Totalitarnymi (Ústav pro studium totalitních režimů; ÚSTR), odpowiednik polskiego IPN, istnieje osiem lat, a miał już chyba sześciu dyrektorów! Tu nasza sytuacja z pewnością jest gorsza niż w Polsce.
Przyszłość rozliczeń z przeszłością to przede wszystkim edukacja. Zresztą ona też należy do zadań ÚSTR. Tym bardziej że nie jest prawdą – jak twierdzą niektórzy – iż młode pokolenie nie interesuje się tą problematyką. Historia komunistycznej Czechosłowacji miała wiele dramatycznych momentów i okazuje się, że dla młodych ludzi to fascynujący temat. Powstają filmy fabularne. Myślę, że można nawet mówić o renesansie współczesnego dramatu historycznego. Na to zwiększone zainteresowanie wpływa bez wątpienia również obecny kryzys rosyjsko-ukraiński, w którym także historia odgrywa pewną rolę. ©
Wysłuchała PATRYCJA BUKALSKA
Dr PETR BLAŽEK (ur. 1973) jest czeskim historykiem, pracownikiem ÚSTR (www.ustrcr.cz), a także wicedyrektorem stowarzyszenia Centrum Dokumentacji Reżimów Totalitarnych (www.cdtr.cz). Specjalizuje się w historii Czechosłowacji XX w., zwłaszcza w dziejach komunizmu i antykomunistycznego ruchu oporu. Autor wielu książek.