Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Kiedy w gronie rodzinnym opowiadałem o rarytecie w postaci wizyty Tehching Hsieh w Krakowie, moje córki jednogłośnie i jakże słusznie stwierdziły, że najłatwiej przyszłoby im wykonanie szóstego, ostatniego performance’u pt. „Plan trzynastoletni” (trzynaście lat uprawiania sztuki w tajemnicy). Rok bycia przywiązanym liną do drugiej osoby, rok całodobowego odbijania karty pracy co godzinę, rok pod gołym niebem – przedyskutowaliśmy, pochylając się nad skalą wyzwań, córki były pod wrażeniem, przynajmniej teoretycznie, zwłaszcza słysząc informację, że akurat zima 1981 r. była w Nowym Jorku „zimą stulecia”. Za zupełnie niemożliwe uznały pierwsze dzieło chińskiego artysty, czyli rok w klatce. Nie ze względu na zamknięcie, ale z powodu całkowitego powstrzymania się od lektury, rozmowy i słuchania muzyki. Natomiast trafnie zauważyły, że przedostatni performance pt. „No art”, polegający na kompletnym braku zainteresowania sztuką, jest bardzo popularny, bowiem wykonuje go ogromna większość ludzkości, i to przez całe życie, a nie tylko przez rok. Mnie, w odróżnieniu od moich latorośli, imponuje całość dorobku Tehching Hsieha.
Podczas krakowskiego wykładu zwracał uwagę na zasadniczy aspekt tego, co robi (robił?): brak estetyki. Estetyka nie ma znaczenia, choć oczywiście dbał o wyrazistość przekazu (włosy zawsze najpierw na zero, po roku długie, nieprzypadkowy ubiór). Wszystko ma służyć dziełu sztuki, którym jest czas. Ludzki czas. Artysta pokazał film, w którym rok jego życia przeleciał w sześć minut. Seria portretów wykonywanych co godzinę, tuż po odbiciu karty. 8760 fotografii w mgnieniu oka. Rosną włosy, czas pracuje w człowieku, człowiek trwa, patrzy w aparat, heroicznie, zwyczajnie. Życie.
W tzw. „światku sztuki”, gdzie przeestetyzowana kontemplacja własnego uwiądu i dziecinna emocjonalność wynoszone są na koteryjne proporce, postawa Tehching Hsieha wydaje mi się godna podziwu. Nie ma w niej nic narcystycznego, nie dorabia na siłę ideologii, nie mydli oczu modnym teoretyzowaniem. Tehching Hsieh jest outsiderem. Zawsze nim był i takim pozostał.
Chwała outsiderom! ©