Raport spod oblężonego teatru

Bluźnierstwo czy chrześcijańskie "de profundis"? Oto spektakl, który rozpalił religijne spory w laickim kraju.
z Paryża

03.08.2023

Czyta się kilka minut

Sztuka Romeo Castellucciego "O twarzy. Wizerunek syna Boga" gościła do tej pory w wielu krajach europejskich, w tym także w Polsce ( pisał o niej także Marcin Kościelniak w "TP" nr 43/11 ). Ale tylko we Francji katoliccy integryści, którzy uznali spektakl za "bluźnierczy", przerywali go kilkakrotnie, atakowali widzów, wywoływali ekscesy przed teatrem. Przez dwa tygodnie spektakle grano pod ścisłym policyjnym nadzorem. Na tym nie koniec: oburzeni manifestanci zapowiadają protesty przeciw kolejnym sztukom oskarżanym przez nich o bluźnierczy charakter.

Katole oburzone

Za chwilę w paryskim centrum kulturalnym "104" rozpocznie się spektakl "O twarzy. Wizerunek syna Boga". Ale nieświadomemu przechodniowi mogłoby się wydawać, że w pobliżu rozgrywa się operacja antyterrorystyczna lub też rozprawa z uzbrojonymi gangami.

Castellucci o Chrystusie i rodzinie

Głównym elementem scenografii przedstawienia Romeo Castellucciego jest ogromna kopia portretu Chrystusa autorstwa włoskiego malarza z XV wieku, Antonella da Messiny.

Pod tym portretem rozgrywa się dramat relacji zniedołężniałego ojca i opiekującego się nim syna. Chory starzec nie potrafi powstrzymać wypróżniania się. Przed oczami widzów wylewa się strugami na deski sceniczne brunatna ciecz udająca fekalia. Syn starca z dużą cierpliwością pomaga ojcu, ociera z kału, myje go. Z biegiem czasu zaczyna się coraz bardziej irytować, krzyczy na ojca.

W zakończeniu sztuki obraz Chrystusa pokrywa się całkowicie ciemną mazią, która może kojarzyć się z odchodami. Zaraz potem portret pęka i rozrywa się. Pojawia się wtedy angielski napis: "You are (not) my shepherd" ("Nie jesteś moim pasterzem", przy czym słowo "nie" jest nieco rozmazane).

To właśnie ta finalna scena wywołała największe oburzenie części katolików. Nie pomogły publiczne wyjaśnienia Castellucciego, że substancja użyta w scenie nie ma związku z ekskrementami. Twórca tłumaczył też, że jest jak najdalszy od "antychrześcijańskich" intencji, a jego spektakl może być "nawet postrzegany jako pieśń miłości do Chrystusa". Według autora, "wątpienie jest sednem wiary". "Wybaczam im, gdyż nie wiedzą, co czynią" - w taki, zaczerpnięty z Ewangelii sposób, zwrócił się reżyser do integrystów protestujących w Paryżu.

"O twarzy. Wizerunek syna Boga" pokazywano dotychczas m.in. we Włoszech, Hiszpanii, Rosji, Wielkiej Brytanii, a także w Polsce, na jesiennym festiwalu teatralnym Dialog we Wrocławiu. W najbliższym czasie spektakl będzie gościć w Niemczech i krajach Beneluksu.

Jak okiem sięgnąć, okolicę obstawiły policyjne furgonetki. Główne wejście do "104" otoczył kordon budzących postrach, uzbrojonych po zęby funkcjonariuszy CRS, czyli specjalnych jednostek do rozpędzania zamieszek.

W tym samym czasie tylnym wejściem do budynku - także strzeżonym przez policyjne wozy - wchodzą do teatru pierwsi widzowie. Zanim jednak zasiądą w fotelach, czeka ich pokonanie toru przeszkód jak na lotnisku: najpierw dokładna kontrola osobista, a potem jeszcze - po odczekaniu w długiej kolejce - przejście przez elektroniczną bramkę.

Tuż przed rozpoczęciem spektaklu na scenę wychodzi ktoś z obsługi i odczytuje tekst ostrzegający, że za zakłócanie spektaklu grozi rok więzienia i 15 tysięcy euro grzywny. Na widowni zakłopotanie, szepty, nieco nerwowe śmiechy. Nie jest tajemnicą, że na sali teatralnej czuwają ochroniarze i policjanci w cywilu, gotowi w razie ekscesów do interwencji.

Kiedy kurtyna idzie w górę, na skwerze przed teatrem trwa już zgromadzenie katolickich integrystów, protestujących przeciw "bluźnierczej sztuce". Sto, może sto pięćdziesiąt osób. Rzucają się w oczy modnie ubrane dziewczyny i młodzi chłopcy o skupionych, poważnych twarzach.

Powiewają trójkolorowe flagi francuskie z dodanymi symbolami lefebrystów, widać różańce i portrety Chrystusa. Ludzie modlą się, śpiewają nabożne pieśni.

Zgromadzeniu przewodzi proboszcz paryskiej parafii francuskich lefebrystów Saint-Nicolas du Chardonnet. Wtórują mu inni kapłani, ubrani jak on w sutanny. Co jakiś czas grupa skanduje: "Stop chrystianofobii!", "Nie tykajcie Jezusa!". Ksiądz zagrzewa ich do powtarzania: "Castellucci, twoje dni policzone / Na ulicy są katole oburzone".

Z przeciwka nadchodzi grupka kontrmanifestantów - miejscowych anarchistów. Ubrani w bluzy z kapturami, wołają w stronę integrystów: "Precz z faszystami w naszej dzielnicy!". "Francja, młodość, chrześcijaństwo!" - replikują lefebryści. Któryś z anarchistów podbiega do zgromadzenia, ale drogę zagradza mu natychmiast kilku policjantów.

Tym razem nie dopuszczono do rękoczynów, do jakich doszło pod teatrem w Paryżu poprzednio, dniach na początku listopada.

Pod specjalnym nadzorem
 

Przez ponad dwa tygodnie grania "O twarzy" w stolicy Francji - najpierw w Théâtre de la Ville, potem w "104" - nie ustawały wiece i protesty przeciwników sztuki. Organizowały je niszowe organizacje, głównie Institut Civitas i Agrip (Sojusz przeciw Rasizmowi i na Rzecz Poszanowania Tożsamości Francuskiej i Chrześcijańskiej). Obie powiązane z lefebrystami. Ta druga organizacja dwukrotnie zażądała w sądzie zakazu wystawiania sztuki Castellucciego. Bezskutecznie.

Według dziennika "Le Monde", już na premierze 20 października inscenizację przerwali siedzący na widowni manifestanci, którzy weszli na scenę i rozpostarli swój transparent. Dzień później inni protestujący wspięli się na fasadę Théâtre de la Ville i oblewali stamtąd wchodzące do budynku osoby śmierdzącym płynem. Potem w stronę osób zbliżających się do teatru poleciały zgniłe jajka. Tylko w ciągu tygodnia policja zatrzymała ponad 200 sprawców tych ekscesów.

30 października przeszła przez Paryż organizowana m.in. przez wspomniany Institut Civitas manifestacja przeciw "chrystianofobii" licząca, według rozbieżnych danych, od 1,5 do 5 tys. osób.

Zwierzchnicy francuskiego Kościoła katolickiego odcięli się zdecydowanie od organizatorów zamieszek i ich agresywnych metod. Kard. André Vingt-Trois, arcybiskup Paryża i zarazem przewodniczący Konferencji Episkopatu Francji, w wywiadzie dla katolickiego Radia Notre-Dame podkreślił, że sprawcy ekscesów w Théâtre de la Ville należą do "małej grupki związanej z ruchem lefebrystów" i że nie zostali "w żadnym razie upoważnieni" do wypowiadania się w imieniu Kościoła katolickiego.

Jego zdaniem, jeśli nawet niektórzy z protestujących "działają w dobrej wierze, to nie znaczy, że to, co robią, jest słuszne". Vingt-Trois potępił posługiwanie się jakąkolwiek przemocą dla obrony wiary. Arcybiskup Paryża nie odniósł się do samej sztuki Castellucciego, której nie widział.

W kilka dni po ostatnim paryskim przedstawieniu znowu doszło do manifestacji przed teatrem w bretońskim Rennes wystawiającym "O twarzy". Liczba demonstrantów, którzy odpowiedzieli na apel Institutu Civitas, dochodziła, według mediów, do około tysiąca. Integrystom w Rennes nie udało się jednak zakłócić spektaklu, gdyż kordony policji zatrzymały ich z dala od budynku teatralnego.

Bluźniercze czy głęboko chrześcijańskie?
 

Dla protestujących przed teatrami grup integrystów sztuka Castellucciego jest bluźnierstwem. Ale nie brak wielu innych, którzy powołując się też na wiarę katolicką, odczytali "O twarzy" jako desperackie wołanie do Boga z głębin ludzkiego zwątpienia i poniżenia.

37-letnia paryżanka Cinzia Gabaldo, z pochodzenia Włoszka, a z zawodu scenografka teatralna, mówi o sobie, że jest praktykującą katoliczką.

- Płakałam przez cały spektakl. Wspaniałą rzeczą u Castellucciego jest miłość syna do ojca. To mnie naprawdę bardzo poruszyło, myślałam wtedy o mojej babci, moich rodzicach - opowiada.

Cinzia nie pojmuje, jak można uważać tę sztukę za "bluźnierstwo", bo dla niej jest "bardzo chrześcijańska" i "ludzka".

- Obraz Chrystusa jest niszczony, ale to dlatego, że każdy człowiek wierzący może mieć wątpliwości, chwile w życiu tak trudne, że kiedy widzimy cierpienie kogoś nam najbliższego, stawiamy sobie pytanie: gdzie jest Bóg?" - zauważa.

Także inny widz - dziennikarz gazety "L’Ouest-France" François Vercelletto - nie dopatrzył się w sztuce Castellucciego "niczego bluźnierczego".

"Niedołężny starzec, który wypróżnia się na oczach Chrystusa. Gdzie jest skandal? Czy od 2000 lat - i mówię to jako człowiek wierzący - Chrystus nie widział o wiele gorszych horrorów?" - napisał Vercelletto. I dodaje, że widząc portret Jezusa pokrywający się ciemną cieczą, "myślał wtedy najbardziej o Męce Chrystusa, o plwocinach i krwi, o »skandalu« krzyża".

27-letni Frédéric, strażak z podparyskiego Wersalu, przyszedł na manifestację pod "104" razem z młodszą od siebie o sześć lat studentką romanistyki Marie-Cecile. Dlaczego protestują?

- To bardzo proste. Jesteśmy katolikami. Chrystus jest znieważany ekskrementami. To zniewaga, koniec i kropka - mówi Frédéric. - Dla nas Chrystus jest tym, kogo kochamy najmocniej. Jak ktoś uderzy twoją matkę czy żonę, to staniesz w ich obronie czy będziesz się temu przyglądał? - atakuje mnie Frédéric.

Przyznaje, że samej sztuki nie widział, a tylko jej fragmenty w internecie. Niełatwo jest zresztą spotkać wśród demonstrantów kogoś, kto zadał sobie trud obejrzenia tego przedstawienia w teatrze.

Do wyjątków należy student filozofii Łukasz, 25-letni Polak, mieszkający we Francji, który - jak sam mówi - chodzi regularnie na Msze "tylko" do kościołów lefebrystów - Bractwa św. Piusa X. Poszedł do Théâtre de la Ville, ale - jak mówi - wytrzymał tylko 20 pierwszych minut z trwającego godzinę spektaklu.

- Nagle usłyszałem, jak ktoś z widzów wstał i powiedział, że tak dalej być nie może, że trzeba przerwać obrażanie godności Chrystusa Syna Bożego. Wstałem wtedy razem z czterema nieznanymi mi osobami i weszliśmy na scenę. Od razu pojawili się ochroniarze, którzy nas ściągnęli - opowiada Łukasz. Dodaje, że wraz z innymi tymczasowo aresztowanymi wtedy osobami - Francuzami - przesiedział wtedy w celi 19 godzin, zanim go wypuszczono.

Teraz czeka go proces w Paryżu w sprawie ograniczania wolności wypowiedzi, za co grozi według francuskiego prawa kara do roku więzienia i 15 tys. euro grzywny.

- Nie jestem szczęśliwy, że idę pod sąd czy że grozi mi więzienie, ale zrobiłem to dla sprawy - dla religii, dla społecznego panowania Chrystusa. Niczego nie żałuję - dowodzi z błyszczącymi oczami. Pytany, jak dopatrzył się w sztuce "bluźnierstwa", skoro obejrzał tylko niedużą część sztuki, Łukasz dodaje, że pozostałe fragmenty zobaczył w nagraniu w internecie.

Epilog
 

Tego listopadowego popołudnia sztuka w "104" dobiegła już końca. Pod teatrem wciąż jednak trwa wiec integrystów.

Gdy mija półtorej godziny protestu, ksiądz lefebrysta błogosławi modlących się na skwerze. Na pożegnanie przypomina im, aby 8 grudnia przyszli protestować przeciw innej "antychrześcijańskiej" sztuce: "Golgota Picnic", która ma być grana w paryskim Teatrze Rond-Point.

- Będą was jeszcze wyzywać od fundamentalistów i obrażać innymi najgorszymi epitetami. Nie lękajcie się! - woła żarliwie do zebranych ksiądz w sutannie.

Gdy patrzy się na pełne determinacji twarze jego słuchaczy, można być pewnym, że apel nie poszedł na marne.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, tłumacz z języka francuskiego, były korespondent PAP w Paryżu. Współpracował z Polskim Radiem, publikował m.in. w „Kontynentach”, „Znaku” i „Mówią Wieki”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2011