Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jan Wróbel przenosi dyskusję nt. rządowego podręcznika dla pierwszoklasistów na interesujący poziom. Kreśli ponurą wizję zniewolonego jednym podręcznikiem nauczyciela, który z taką kulą u nogi nie będzie już mógł uczyć samodzielnego myślenia. „Samodzielny nauczyciel musi sam decydować, jakiego podręcznika używać”. Musi: umieszczanie materiału z jednego podręcznika w kontekście wielu alternatywnych interpretacji tych samych zjawisk czy nauka krytycznej lektury tegoż obowiązującego tekstu byłyby wyrazem zniewolenia pedagoga. Twórczą wolnością było natomiast zmuszanie wszystkich rodziców do kupowania co roku nowego podręcznika, wybranego arbitralnie przez danego nauczyciela. Nie chcę bronić sposobu wprowadzenia przez władze tej reformy. Sama ingerencja w głęboko patologiczny rynek wydawnictw szkolnych była jednak palącą koniecznością.
Teza Jana Wróbla jest szersza: chodzi w ogóle o ingerencję władz w tok nauczania. Dyktaturą jest także np. nadzór kuratorium i ustalanie kanonu lektur. Przekonanie, że we władzach oświatowych mogą zasiadać ludzie o wyższych kompetencjach niż nauczyciel przy tablicy jest zdaniem autora tak absurdalne, że nie zasługuje na polemikę, lecz jedynie na szyderstwo. Z punktu widzenia wybitnego pedagoga i jednej z najlepszych szkół w Polsce rzeczywiście łatwo ulec złudzeniu o szkodliwości wszelkich ograniczeń. Zarazem jednak od osoby o takich kwalifikacjach można oczekiwać szerszego spojrzenia. W przeciętnej szkole wsparcie merytoryczne i kontrola raczej podnoszą, niż obniżają poziom nauczania.
Dziwię się, że w swojej tyradzie przeciw dyktatowi władz autor nie poruszył sprawy egzaminów. Cóż z tego, że edukacyjny wirtuoz wpoi swoim podopiecznym ciekawość świata i samodzielność myślenia, skoro obie strony zostaną za to ukarane przy podsumowaniu kolejnego szczebla nauczania. O przyszłości ucznia zadecyduje umiejętność odgadnięcia zamysłu egzaminatora. Rakiem zabijającym polską edukację jest coraz głębsza dehumanizacja kluczowego momentu, jakim jest procedura weryfikacji nabytych umiejętności.