Publikuj albo giń

Międzynarodową walutą w świecie akademickim są publikacje naukowe. Jak na globalnym tle wygląda zasobność rodzimych uczonych?

11.06.2018

Czyta się kilka minut

W Państwowym Archiwum Patentów, Berlin 1955 r. / MEYER PFUNDT / BIPS / GETTY IMAGES
W Państwowym Archiwum Patentów, Berlin 1955 r. / MEYER PFUNDT / BIPS / GETTY IMAGES

Na stronie www.natureindex.com można łatwo sprawdzić, ile publikacji w 68 najlepszych czasopismach z nauk fizycznych, chemicznych, nauk o życiu i nauk o Ziemi ukazało się w 2016 r. i skąd pochodzą ich autorzy. Z Polski było takich prac 208, co daje nam 24. miejsce na świecie. Statystycznie do wytworzenia każdej z nich potrzeba 500 polskich badaczy oraz 48,5 mln dolarów z krajowego budżetu na naukę. Dla porównania w USA, Wielkiej Brytanii i Holandii na jedną wysokiej klasy publikację przypada około 100 naukowców, w Wielkiej Brytanii kosztują one 14,3 mln dolarów za sztukę, a w Chinach 62,6 mln dolarów.

To oczywiście tylko zabawa – wielu naukowców publikuje znakomite prace w innych dziedzinach, niektórzy nie publikują wcale (bo np. zajmują się badaniami dla przemysłu albo wojska), czasopisma wybrano arbitralnie, a budżety państw na naukę nie są wydawane jedynie na badania kończące się publikacjami. Jednak w technokratycznym modelu zarządzania nauką, który dominuje w większości państw, to właśnie publikacje stały się swoistą walutą, którą można wymienić na awanse (i związany z nimi prestiż), aparaturę czy wynagrodzenia członków zespołów badawczych (dzięki zdobyciu grantu).

Miliony artykułów rocznie

Konieczność wytwarzania i zapewnienia obiegu owej publikacyjnej waluty doprowadziła do powstania swoistego ekosystemu, złożonego z naukowców (którzy muszą publikować), wydawnictw czasopism i książek naukowych (których głównym celem jest zarabianie pieniędzy), redakcji (którym zależy na zdobywaniu i utrzymywaniu prestiżu), armii recenzentów (składającej się z samych naukowców) oraz dostawców baz danych, które pozwalają wydobyć rozmaite dane bibliometryczne (jak wspomniany Nature Index). Pod koniec 2014 r. na świecie ukazywało się około 28 tys. recenzowanych czasopism naukowych w języku angielskim (oraz kilka tysięcy w innych językach, w tym blisko 2,5 tys. po polsku), publikujących łącznie blisko 2,5 mln artykułów rocznie. Zarówno liczba czasopism, jak i publikowanych prac rośnie w ostatnim czasie w tempie około 3 proc. rocznie, a niektóre dane wskazują na to, że wzrost ten przyspiesza. Paradoksalnie w tej układance niewielką rolę odgrywa czytelnik. Tak długo, jak nie zapłaci wydawcy za dostęp do publikacji albo nie zechce jej zacytować w swojej pracy, jego rola w tym systemie wzajemnych zależności jest właściwie nieistotna.

Owe miliony artykułów nieuchronnie generują potężny szum informacyjny. W rezultacie chyba żaden naukowiec nie ma już złudzeń, że jest w stanie śledzić wszystkie publikacje ze swojej, nawet bardzo wąskiej dziedziny.

Badanie obejmujące lata 1996–2011 wskazuje na sumaryczną liczbę ponad 15 mln autorów publikacji, przy czym zaledwie 150 tys. z nich (czyli mniej niż 1 proc.) opublikowało w tym okresie przynajmniej jeden artykuł rocznie. Ta najaktywniejsza część wygenerowała jednak 42 proc. wszystkich publikacji i aż 87 proc. tych, które bardzo często cytowano.

Raport Nielsen BookScan wskazuje, że w Wielkiej Brytanii w latach 2005-14 sprzedaż książek naukowych – na które nacisk kładzie się w humanistyce – spadła o 13 proc. (z 4,34 do 3,76 mln rocznie). Przy czym liczba tytułów wzrosła z 43 tys. do 63 tys., co oznacza, że średnio sprzedaż jednego tytułu spadła ze 100 do 60 egzemplarzy. W lingwistyce, gdzie spadek był szczególnie widoczny, jeden tytuł sprzedaje się obecnie średnio w 13 egzemplarzach (przed dekadą w 50). Wśród pozycji zgłoszonych do ewaluacji brytyjskich uczelni (w ramach Research Excellence Framework) blisko połowa nie sprzedała się w ani jednym egzemplarzu! W Polsce nie prowadzi się takich statystyk, ale można przypuszczać, że wyniki nie różnią się znacząco od brytyjskich – znakomita większość monografii naukowych ląduje w najlepszym razie na półkach bibliotek, gdzie, nie niepokojone przez nikogo, dokonują żywota. Jednocześnie w wielu dyscyplinach opublikowanie książki jest nadal uznawane za niezbędny element rytuałów przejścia, takich jak zdobycie samodzielności badawczej (habilitacja) czy tytułu naukowego (profesura).

Co mierzą wskaźniki

W 1979 r. Donald T. Campbell opublikował artykuł, w którym rozważa m.in. wpływ wykorzystania rozmaitych wskaźników ilościowych na proces podejmowania decyzji. W przypadku publikacji naukowych (choć o nich Campbell nie pisze) interesujące mogą być np. związki między wysokim impact factorem (IF – patrz poniżej) czasopisma, w którym publikujemy, a awansem na wyższe stanowisko czy uzyskaniem środków na finansowanie badań. Okazuje się, że tego typu zależności prowadzą nieuchronnie do zwyrodnienia systemu i w efekcie wskaźniki zaczynają „mierzyć same siebie”. Naukowcy, zamiast podnosić jakość badań, podejmować odważne, nowe tematy, skupiają się na działaniach, które prowadzą do uzyskania pożądanych (przez system) efektów – publikacji w czasopismach z wysokim IF – co w wielu przypadkach bynajmniej nie jest tożsame.

Opublikowanie artykułu w czasopiśmie klasy „Science” można porównać ze zdobyciem Mount Everestu, a publikacje w wielu przeciętnych, szczególnie tych wydawanych w Polsce, pismach to spacery na Gubałówkę. Czy zatem można te codzienne przechadzki na tygodniowych wczasach w Zakopanem zsumować i porównać ze zdobyciem ośmiotysięcznika? Obecny system wymusza często takie podejście, promując w ten sposób ilość, a nie jakość.

Wielu naukowców obrusza się słysząc o wskaźnikach bibliometrycznych i jest skłonna traktować je jako bezużyteczny (albo wręcz szkodliwy) wymysł urzędników. Według danych opracowanych przez prezesa PAN prof. Jerzego Duszyńskiego, z 365 osób, które otrzymały nominacje profesorskie w 2016 r., 280 miało indeks Hirscha (h – patrz poniżej) mniejszy lub równy 10, w tym 155 mogło „pochwalić się” h=0. Wydaje się, że nie wszyscy z nich to autorzy bestsellerowych monografii pogardzający artykułami w czasopismach, rzeźbiarze (od których nikt nie oczekuje publikowania), badacze partykuły „iżby” (którym naturalnie trudniej dostać się na łamy anglojęzycznych periodyków) oraz uczeni zajmujący się badaniami tak tajnymi, że nie wolno się o nich nawet zająknąć w publikacjach.

O ile z niewielkim publikacyjnym dorobkiem można piąć się w Polsce po szczeblach naukowej kariery, o tyle zdobycie międzynarodowego grantu czy pracy na zagranicznej uczelni wymaga najczęściej przedstawienia solidnej listy prac opublikowanych w rozpoznawalnych na świecie wydawnictwach. Pamiętać o tym powinni zwłaszcza opiekunowie osób zaczynających swoją naukową przygodę.©

INDEKS HIRSHA (h) pozwala oszacować, ile i jak dobrych prac opublikował naukowiec. Indeks równy x oznacza, że x-owa publikacja na liście uporządkowanej malejąco według liczby cytowań była cytowana co najmniej x razy. Np. Indeks h równy 5 oznacza, że autor ma na koncie co najmniej pięć takich publikacji, z których każda została zacytowana przynajmniej pięć razy.

IMPACT FACTOR (IF) jest wskaźnikiem różnicowania czasopism, wyliczanym co roku jako stosunek liczby cytowań artykułów opublikowanych w danym periodyku do całkowitej liczby opublikowanych artykułów w dwóch poprzedzających latach. Najwyższy IF mają uznane czasopisma medyczne, np. „New England Journal of Medicine” (50), „Lancet” (44), oraz ogólnonaukowe tygodniki: „Nature” (38) i „Science” (około 35).

PIOTR WASYLCZYK (h=14) jest adiunktem na Wydziale Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego i Research Associate in Biomedical Engineering na University College London. Jesienią nakładem PWN ukaże się jego (oraz Piotra Siudy) książka „Publikacje naukowe. Praktyczny poradnik dla doktorantów, studentów i nie tylko”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 25/2018