Ptak, czyli papież

Trzeba przyznać, że propaganda komusza...

15.03.2013

Czyta się kilka minut

...była nieobranym burakiem wobec słodyczy mediów wolnej Polski. Gdy kardynał Wojtyła został papieżem, komuch próbował o tym opowiadać jak najmniej i jak najchłodniej. Miało to wady, ale i zaletę. Nikomu nie chodziły po głowie rozważania na temat symboliki mewy siedzącej na kominie. Dzisiejszy dziennikarz z okazji wyboru Argentyńczyka opowiada nam za dużo. Ptak na kominie Sykstyny stał się już symbolem bzdetu, podanego chochlą w sosie słodko-słodkim. Podobnie inne opinie: że gotowanie sobie samemu, jeżdżenie komunikacją miejską bądź na rowerze jest widomym dowodem na życie w skrajnej ascezie. Pojawił się też element, którego może lepiej nie rozwijać – w telewizji dało się słyszeć, że papież z Argentyny wprowadzi do Watykanu „południowoamerykańską witalność”. Ów wieczór był popisem i dowodem na absolutne zdziecinnienie telewizji; na to, że posiadają one jedną umiejętność opanowaną do perfekcji, czyli analizowanie wydarzeń poprzez egzaltację, plotę i przesąd. Uderzająca w tych relacjach była wiedza, niemal bliźniacza do tej zawartej w sławnej encyklopedii czasów saskich, autorstwa ks. Adama Chmielowskiego, pt. „Nowe Ateny”. Przekonanie, że jest to lektura obowiązkowa dla kandydatów na sprawozdawców wydarzeń z Rzymu graniczy z pewnością. W tej pociesznej księdze symbolika ptactwa siadającego, latającego z lewa do prawa, znacząco się zachowującego, zajmuje cały rozdział. Brakuje mewy, która – można się było tego dowiedzieć z telewizji publicznej właśnie – zawsze (?) wieszczy papieża zza morza. Nawiasem zupełnie, ks. Chmielowski wyraźnie zaznacza, że wiara w tego typu znaki godna jest pogan, a katolicy wiedzieć o nich winni tylko „dla erudycji”.

Wybory papieża na poziomie emocji w polskich telewizjach – to uderzające – były identyczne z bredniami i poziomem wzdęcia, których nam nie oszczędzono podczas piłkarskiego turnieju Euro2012. To spostrzeżenie skłania do zastanowienia, od kiedy tak mamy.

Bzdura zadawana nam przez komucha odbijała się od naszych delikatnych rozumów, potem przez jakiś czas również nie było źle. Bezwzględnie początkiem histerycznego odlotu, podczas którego przekroczono wszelkie granice, był pogrzeb Jana Pawła II. Podpowiedziano wtedy widzom telewizji wszystko, co było do podpowiedzenia. Rzesze dowiedziały się, co mają czuć, jak płakać i co mówić. Schowanie się przed tą falą wulgarnego emoplastiku było niemal niemożliwe, najmniej odporni jechali na naprędce wykupione wycieczki do Egiptu. Siedzieli tam w poczuciu wyalienowania, ale szczęśliwi, wracali w poczuciu wyższości, demonstrując, ku zgrozie i potępieniu tych, co zostali, swe suche oczy.

Potem było coraz gorzej. Aura histerii nie odpuszcza już nawet w chwilach, w których nic się nie dzieje, co dopiero, gdy dzieje się coś ważnego. Nie ma żadnych wątpliwości, że finiszem tego stanu będzie konklawe, które wybierze kardynała z Afryki.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2013