Psi posłaniec

Siedzę sobie na werandzie, patrzę, jak chmury płyną nad Uhercem, i zastanawiam się, skąd przychodzą psy i dokąd odchodzą.

11.06.2018

Czyta się kilka minut

Siedzę na werandzie i patrzę, jak pada deszcz. Czasem ustaje i przez chmury prześwieca błękit. Na tle jasnej zieleni czasem błyśnie żółty płomyk. To wilga polatuje wśród drzew. Jest ostrożna i trudno ją zobaczyć. Ale słychać ją całe dnie. Jej głos na tle ptasiego harmidru, ćwierku i skwiru brzmi jak melodia, która ma koić smutek i sprowadzać uśmiech.

No więc siedzę sobie, patrzę, jak chmury płyną nad Uhercem, i zastanawiam się, skąd przychodzą psy i dokąd odchodzą. Zjawiają się niby przypadkiem, a potem ich istnienie splata się z naszym życiem tak mocno, że nie jesteśmy w stanie odróżnić ich samych od naszych uczuć. Wchodzimy w psią skórę, a one wślizgują się w naszą? Czujemy się jak zdrajcy, ponieważ wiemy, że nigdy nie będziemy w stanie odwzajemnić ich wierności, przywiązania i miłości? Dlatego w myślach je uczłowieczamy? Deszcz rzeczywiście ustał. Z chmur nad Uhercem prześwieca słońce i zrobiło się cieplej. Chaotyczny ptasi chór miesza się teraz z brzęczeniem owadów. Proszę: trzy stopnie więcej i już następuje wskrzeszenie entomologicznego wszechświata, wcześniej w tym względzie panowała wręcz grobowa cisza. Tak więc siedzę i rozważam filozoficznie, skąd na przykład przyszedł Mużin.

Zobaczyłem go w światłach auta, późnym wieczorem na leśnej drodze. Ledwo trzymał się na nogach. Leżał śnieg i był mróz. Wysiadłem i poszedłem mu naprzeciw. Kucnąłem, a on trącił mnie w dłoń zimnym nosem. Był czarny i wychudzony. Wyszedł z ciemności. Zupełnie jak Murzyn dwadzieścia parę lat temu we śnie. Był tylko młodszy i na pierwszy rzut oka chyba rasowy. „Dokąd idziesz?” – zapytałem. „Nie wiem. Naprawdę nie wiem” – odpowiedziały jego oczy. Poszedł za mną do auta. Otworzyłem tylne drzwi. Próbował wskoczyć, ale nie miał sił i musiałem mu pomóc. Zasnął natychmiast i spał w cieple jeszcze przez dwie godziny, zanim nie załatwiłem swoich spraw, zastanawiając się jednocześnie, skąd przyszedł. Dosłownie i w przenośni.

Tej pierwszej kwestii nie dało się ustalić, chociaż próbowaliśmy na wszystkie sposoby, powoli jednak przyzwyczajając się do myśli, że z nami zostanie. Pewnego razu stanął przy furtce starszy mężczyzna. Był smutny, miał opadający wąs, okulary i zieloną kamizelkę z kieszeniami. „Zginął mi pies – powiedział. – Poszedł na polowaniu. Nie widział pan?”. Serce mi zamarło, bo Mużin zrobił się już nasz. Miał swoją miskę, swoje miejsce na fotelu, zaprzyjaźnił się z Cujką na zabój. Pozostawione na chwilę same potrafiły w zabawie obrócić dom w perzynę, bo cóż to jest na przykład ściągnąć narzutę z kanapy i rozerwać ją na dwoje? Dla tak dobranej pary to jest nic. „Znalazłem niedawno jednego” – powiedziałem półgębkiem. Mężczyzna ożywił się i nawet wąs mu się nieco uniósł. Gwizdnąłem i zza domu wypadły dwa diablęta: rude i czarne. Twarz znowu mu posmutniała i pokręcił głową. „Nie – powiedział. – Mój był taki trochę pomiędzy”. Popatrzył mi w oczy zza grubych szkieł i powiedział: „Bo pan wie, jak to jest, gdy pies zginie...”. Rozłożyłem bezradnie ręce, a on odwrócił się i trochę zgarbiony poszedł w stronę starej terenówki.

No i to był chyba znak, że Mużin ostatecznie zostaje. Wyobrażałem sobie, że jest wcieleniem tamtego sprzed lat. Że został posłany jako znak z psich zaświatów. Chociaż wcale nie przypominał tego, który go posłał. Owszem, był czarny. Poza tym jednak rasowy. Gończy słowacki. Jedyna rasa, którą jak na razie udało się Słowakom wyhodować. Łeb ma trochę za duży, ogon trochę za długi, jedno i drugie jakby mu ciążyło, dlatego profil jego postaci ma nieco falisty, wężowy zarys. Przytył, zadomowił się i najchętniej leży na kanapie. W dodatku dobrze wychowany, bo potrafił i „łapa”, i „siad”. Najchętniej by nas nie opuszczał nawet na chwilę. Nawet gdy wyjdzie za furtkę, to tylko trochę się pokręci i zaraz wraca. Ledwo uszedł z życiem przed obcym i wielkim światem, więc jest ostrożny. Podchodzi, kładzie głowę na kolanie i czeka na dotyk. Mógłby tak spędzać całe godziny. Czeka tylko na znak, na spojrzenie, by się zbliżyć.

Na posłaniu, które ma na werandzie, leży owcza skóra i stara wełniana narzuta. Nawet w ciepłe dni wczołguje się pod nią i śpi przykryty z głową jak dziecko, które boi się ciemności. Cujka nigdy na to nie wpadła, chociaż pomysłów ma dość. Ale on – widać – nie może zapomnieć mrozu i mroku, przez które brnął najpewniej ku śmierci. Tak. Myślę sobie, że tamten Murzyn go posłał, żeby stanął na mojej drodze. Ledwo żywy, w światłach auta, jak zjawa. Po co? Żeby mi dać szansę na dobry uczynek? Ale czy psy w ogóle wiedzą, co to są dobre albo złe uczynki? Nie mam pojęcia. Może po to, by dać znak, że psy nigdy nie odchodzą na zawsze, że nawet gdy już ich nie ma, to ich duchy wciąż strzegą swoich panów.

 

Dlatego chcę mieć je obok. Niedaleko domu rośnie dzika grusza. Już nie owocuje, ale każdej wiosny kwitnie na biało. Tam leżą. Grzanka, która umarła ze starości. Sybir, który umarł na nerki. Bidul, który zginął w walce. Teraz jest pogodny poranek i srebrzy się rosa. Wilga i kukułka odzywają się nad ich grobami. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się w 1960 roku w Warszawie. Mieszka w Beskidzie Niskim. Prozaik i eseista. Autor Murów Hebronu, Dukli, Opowieści galicyjskich, Dziewięciu, Jadąc do Babadag, Taksimu, Dziennika pisanego później, Grochowa, Nie ma ekspresów przy żółtych drogach, Wschodu… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 25/2018