Przystań ambitnych outsiderów

Innym, których nie akceptujemy, boimy się, poświęcony był w Poznaniu festiwal „Inwazja barbarzyńców”. Przygotowuje go niezwykła fundacja: Barak Kultury.

08.05.2012

Czyta się kilka minut

 / Fot. Piotr Bedliński, Inwazja Barbarzyńców
/ Fot. Piotr Bedliński, Inwazja Barbarzyńców

Idea najlepiej uwidoczniła się podczas spotkania z Ewą Hołuszko. Ewa to transseksualistka – dawniej Marek Hołuszko, ważny warszawski działacz pierwszej Solidarności i jej konspiracyjnych struktur podczas stanu wojennego. W 2000 r. poddała się zabiegowi zmiany płci. Podczas spotkania mówiła o tym, kiedy rozpoznała swoją kobiecą tożsamość, jak próbowała ją w sobie zagłuszyć i jak doszła do decyzji o korekcie płci. A także o wysokiej cenie, jaką przychodzi jej za to płacić, o kłamstwie, które przestało być jej udziałem, i swojej religijnej wierze (jest osobą prawosławną). Dzięki tej szczerości i osobowości Hołuszko podczas spotkania udało się przekroczyć barierę obcości. Jego uczestnicy zobaczyli w niej człowieka w swoich uczuciach i prawach takiego jak każdy inny. Jak my wszyscy.

Taki właśnie jest główny cel „Inwazji barbarzyńców”, imprezy organizowanej od roku w Poznaniu przez Fundację Barak Kultury. To festiwal poświęcony różnym postaciom innego w społeczeństwie. O ludziach, których nie akceptujemy, nie rozumiemy, boimy się i na których z różnych powodów się zamykamy, wykluczając ich spośród siebie. Owych innych wśród nas jest nadspodziewanie dużo.

KREW MUSI PŁYNĄĆ

Wspólny mianownik „Inwazji barbarzyńców” umożliwia spotkania z bardzo różnymi ludźmi, reprezentantami odległych od siebie społecznych czy kulturowych zjawisk. Bo co, na pierwszy rzut oka, łączy ze sobą mniejszości narodowe, bezdomnych czy ludzi w wieku 50+, których nie chcą zatrudniać pracodawcy? Wszyscy oni byli bohaterami zeszłorocznej edycji festiwalu.

Edycja tegoroczna eksponowała głuchoniemych z ich problemami życia w społeczeństwie słyszących. Każde spotkanie tłumaczone było przez tłumaczkę języka migowego, a na Starym Rynku odbyła się uliczna akcja „Migaj mi”. Ale było też ważne spotkanie z Tadeuszem Sobolewskim o Mironie Białoszewskim, człowieku i poecie całkowicie odrębnym i w życiu, i w literaturze. Bohaterami festiwalu byli też np. chorzy (świetny Krzysztof Stroiński jako schizofrenik w filmie Bartka Konopki „Lęk wysokości”) czy Żydzi (filmowy happening artysty Janusza Marciniaka – wspomnienia mieszkającego dziś w USA Bronka Bergmana o młodości w przedwojennym, endeckim Poznaniu). Mówiono również o zagrożeniach dla tolerancji, jakie dziś narastają wokół nas. Odradzający się w Niemczech faszyzm jest tematem filmu „Krew musi płynąć” niemieckiego dokumentalisty Petera Ohlendorfa. – Traktuję mój film jako ostrzeżenie – wyjaśniał podczas spotkania reżyser. – Kryzys skłania do faszyzmu wielu młodych ludzi nie tylko w Niemczech, ale także w innych krajach, np. na Węgrzech czy we Włoszech.

Po dwóch edycjach festiwalu nachodzi mnie jednak refleksja, że formuła, jaką przyjął, może być dla niego niebezpieczna. „Inwazja” z samych swoich założeń wywiera presję – cóż z tego, że zbożną – na jego uczestników, by inność i innych zaakceptowali. Może to grozić imprezie tym, że zacznie gromadzić tylko przekonanych. Nie wiem, w jakim stopniu tak już jest, a w jakim przyciąga ona uczestników dla siebie najcenniejszych: nieprzekonanych, ale otwartych i chcących zrozumieć.

BARAK I PAŁAC

Sprawcą „Inwazji barbarzyńców” jest Fundacja Barak Kultury – jedna z ciekawszych inicjatyw kulturalnych, jakie pojawiły się w ostatnich latach w Poznaniu. Zrodziła się w połowie lat dwutysięcznych w obrębie jednej z alternatywnych grup teatralnych Poznania, Teatru Strefa Ciszy. Teatr znalazł wówczas siedzibę w starym drewnianym baraku w dzielnicy Grunwald. Jego duża sala prowokowała do działań pozateatralnych. Zaczął je organizować, właśnie pod nazwą Barak Kultury, Przemysław Prasnowski, wówczas aktor Strefy, dziś prezes niezależnej fundacji i lider działającego przy niej teatru Ba-Ku.

W logo poznańskiego Baraku Kultury wpisany jest warszawski Pałac Kultury. Symbol PRL-u i zniewolenia firmuje swoim wizerunkiem oddolną inicjatywę kulturalną, która działa w warunkach wolności. Teoretycznie może więc wszystko, praktycznie jednak – nie. Pieniądze, które uda się zdobyć, kultura jako biznes, który komercjalizuje i banalizuje kulturę w swojej istocie, powszechny „lans” i promocja... Dziś kultura to już nie pałac, a barak, nie gatunkowy monolit, a pomieszanie i rozproszenie, wielogłosowość i wielowątkowość. Żadne świątynie czy duchowe wyrocznie – same nisze, azyle. Kultura traktowana jako poszukiwanie i zmaganie się, a nie rozrywka – to przystań dla outsiderów. Stąd ironiczne zestawienie pałacu z barakiem. Ale obok dystansu oraz zabawy w logo wpisane jest poważne i zaangażowane podejście do kultury. I taki też jest sam Barak.

Zaczęli od tzw. wykładów polifonicznych, podczas których naukowcy, humaniści, autorytety różnych dziedzin wypowiadali się ze swojej perspektywy na wspólny temat. Pierwszy wykład, o śmierci, odbył się jesienią 2005 r.: głos zabrali biolog, filmoznawczyni (o filmach Viscontiego), teolog (o Holokauście i opatrzności), historyk sztuki (o współczesnej ikonografii śmierci), literaturoznawczyni (o żałobie rodziców w dawnej poezji) i kulturoznawca (o włoskim malarstwie renesansowym). A pieśni o śmierci śpiewał zajmujący się ludową muzyką artysta folkowy. Takie też, nierzadko zestawiające ludzi i opowieści z odległych od siebie obszarów wiedzy, były wszystkie następne cykle wykładów polifonicznych. „To wszystko, o czym chcielibyśmy pamiętać” dotyczyło m.in. miłości, podróży, Wielkanocy, rewolucji. „Marks – kontrkultura” było o tym, co z obu dziś pozostało. Cykl „Odrażający, brudni, źli” – o dyskryminacji i wykluczeniu. A „Znani – nieznani” powrotem do m.in. Witkacego, Schulza, Lema, Strzemińskiego.

Wykłady przyciągnęły sporo młodych, poszukujących ludzi i spowodowały, że w podobnym duchu, lecz z większym rozmachem, Barak Kultury zaczął organizować także festiwale i inne zdarzenia. Pierwszym, sztandarowym do dziś przedsięwzięciem fundacji są odbywające się w październiku „Dni kultury prawosławnej”. – Barak Strefy Ciszy znajduje się w wielowyznaniowej okolicy, blisko jest cerkiew i dwa protestanckie kościoły – lubi opowiadać Prasnowski. – Zwłaszcza cerkiew, w Poznaniu, w którym jest może 250-300 prawosławnych, mnie intrygowała. Pomyślałem: „Co tam się dzieje? A może zwrócić miastu uwagę, że ją ma?”. Tak w mającym mało wspólnego z prawosławiem Poznaniu zrodził się jedyny w Polsce festiwal tej kultury. Każda edycja Dni ma swój główny motyw – np. ostatnie były poświęcone herezjom. Rozmawiano w tym kontekście o sekcie Proroka Ilji z Wierszalina, o współczesnych sektach w Rosji, ale też o Jerzym Nowosielskim. Muzeum Archidiecezjalne na Ostrowie Tumskim pokazało imponującą wystawę pocztówek i zdjęć nieistniejących już polskich cerkwi, odbyły się warsztaty chorału bizantyjskiego oraz pisania ikon.

Barak ma obecnie czterech stałych pracowników i wielu współpracowników. Skala jest szeroka. Z jednej strony tradycyjne prawosławie – z drugiej „Salon w Różach”, czyli cykle imprez feministycznych. A także np. poświęcony fenomenowi miasta festiwal „Miasto zdarzeń” oraz dwie edycje festiwalu „PanMickiewicz...”.

GDY CZAS ZAWRACA

W programie tegorocznej „Inwazji” znalazły się także przedstawienia „Ćmy” teatru Ba-Ku. To luźna grupa teatralna Baraku, założona i prowadzona przez Prasnowskiego. Teatr wyrosły z ulicznego happeningu i dotąd w nim się realizujący – w swoim trzecim przedstawieniu zaskakuje. Bo „Ćma”, rzecz o poetce i charyzmatycznej osobowości, Kazimierze Iłłakowiczównie, odbywa się w zamkniętej przestrzeni mieszczańskiej kamienicy, na scenie klubu „Pod Minogą”. W podobnej do tej starej kamienicy, w jednym pokoju, poetka przemieszkała w Poznaniu prawie 40 powojennych lat. Niegdysiejsza lwica salonów, asystentka marszałka Piłsudskiego, na starość oślepła i żyła osamotniona.

W tym kameralnym spektaklu występują dwie kobiety, ale tylko stara mówi, zżyma się, narzeka, rozkazuje i wspomina. Przede wszystkim wspomina. Iłłakowiczówna (Iwona Kotzur) snuje monolog, w którym czas teraźniejszy przebywa na prawach nielubianego, lecz przymusowego gościa, podczas gdy prawdziwą rzeczywistością są wspomnienia. Opiekująca się nią młoda dziewczyna (Aleksandra Marzec-Hubka) milczy. Traktowana przez starą kobietę bezosobowo i z irytacją, niemal jak przedmiot, nie lubi jej, ale zdobywa się czasem na ciepły gest. Dla niej przeszłość jeszcze nie istnieje, całe życie to teraźniejszość i przyszłość. Te postawy zderzają się ze sobą.

„Ćma” stawia nas przed lustrem dwóch kobiet: starej i młodej, losu niemal zamkniętego oraz jeszcze niewiadomego, i każe się przeglądać. Kim byliśmy, kim będziemy? Kim jesteśmy? To spektakl o czasie, który nad nami panuje, ale który wraz z wiekiem człowieka przestaje płynąć w jednym kierunku, bo w pamięci często zawraca, cofa się, tworzy wiry.

W kontekście festiwalu, podczas którego spektakl został pokazany – „Ćma” mówi także o ostatecznym wykluczeniu. Nas wszystkich. W głębokiej starości. Z życia. Tego też nie umiemy zaakceptować. 


„Inwazja barbarzyńców – Inny festiwal”, Poznań, 16-20 kwietnia 2012 r.


ANDRZEJ NIZIOŁEK (ur. 1963) jest krytykiem teatralnym, autorem wystaw, dziennikarzem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2012