Przyjacielu – trucicielu

– U nas krąży taki żarcik – mówi kierowca ciężarówki z Płocka – że jak tracisz z pola widzenia kominy, to zaczynasz błądzić.

27.06.2017

Czyta się kilka minut

Płocka rafineria, 2015 r. / Michał Kość / AGENCJA WSCHóD / REPORTER
Płocka rafineria, 2015 r. / Michał Kość / AGENCJA WSCHóD / REPORTER

Kominy to punkt orientacyjny. Kiedy ci, którzy na co dzień pracują w Warszawie, jadąc krajową „dziesiątką”, widzą kominy, wiedzą, że do domu już blisko. Zakład główny PKN Orlen, kombinat pod względem powierzchni niewiele mniejszy od samego Płocka, to żywiciel wielu tutejszych rodzin. W rafinerii potrzebni są wszyscy: od sprzątaczy przez robotników, kierowców, maszynistów po inżynierów i specjalistów od PR. Praca w Orlenie jest przedmiotem zazdrości. Średnia płaca – choć zawyżona przez pensje dyrektorskie – to ponad 9 tys. zł.

We wrześniu 2016 r. dla mieszkańców Płocka i okolic Orlen stał się również symbolem udręki. Pewnej nocy miejskie stacje pomiarowe zanotowały dziesięciokrotne przekroczenie normy stężenia benzenu. Po Płocku krążyły opowieści o ludziach mdlejących i wymiotujących na ulicach. Jeden z mieszkańców pisał na Facebooku: „Dziś w nocy z Orlenu jeb...ło tak, jak chyba jeszcze nigdy. A ja głupi szukałem, czy mi gaz w restauracji się nie ulatnia. Mam w d... wasze prawa rynku!”. Prezydent Płocka Andrzej Nowakowski złożył doniesienie do prokuratury.

– Płock to miasto tragiczne – mówi lokalny dziennikarz z wieloletnim doświadczeniem. – Orlen daje nam chleb, a jednocześnie nas dusi.

Wiatry

O zbudowaniu rafinerii pod Płockiem w 1959 r. zdecydowało podobno położenie w centrum Polski, bliskość Wisły, ale też odpowiednio wiejące wiatry. Te same, które dziś sprowadzają na miasto grube kłęby dymu. Sam Orlen twierdzi, że jego głównym składnikiem jest para wodna, a poziomy innych związków chemicznych, które rafineria wypuszcza do powietrza jako „produkt uboczny” – m.in. siarki, azotu i benzenu – mają nie przekraczać norm.

Benzen – jak czytamy w archiwalnej publikacji Centralnego Instytutu Ochrony Pracy – „jest jedną z najgroźniejszych trucizn przemysłowych, ze względu na dużą jego lotność i możliwość tworzenia dużych stężeń w powietrzu”. Zatrucie inhalacyjne lub doustne przebiega z bólami i zawrotami głowy, ogólnym osłabieniem, nudnościami i wymiotami.

W nocy z 21 na 22 września ub.r. stężenie benzenu w płockim powietrzu wynosiło od 30 do 58 mikrogramów na metr sześcienny, podczas gdy dopuszczalna norma to 5 mikrogramów. Mieszkańcy Płocka – także ci, którzy w Orlenie pracują – winą obciążali nowo wybudowany, dość niski i szeroki komin. Koncern zaprzecza: właśnie dzięki temu kominowi emisja szkodliwych związków do atmosfery znacznie spadła.

We wrześniu sprawą zajął się Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska. – Może mieć to związek z remontowanymi, niefortunnie w tym samym czasie, instalacjami hydroodsiarczania gudronu, ekstrakcji aromatów, paraksylenu, fenolu i butadienu – mówił w rozmowie z płocką „Wyborczą” kierownik miejscowego oddziału WIOŚ, Andrzej Hasa. – By pozbyć się z nich resztek szkodliwych substancji, działa się parą o wysokiej temperaturze. Część tych instalacji ma systemy do „wyłapywania” śmierdzącej, zanieczyszczonej pary, która się w wyniku takiego procesu unosi. A część nie. Para idzie więc w powietrze. A że ostatnio wiatry wiały prawie nieustannie od Orlenu w stronę miasta, mieliśmy efekt.

Biuro prasowe PKN Orlen wyjaśnia w mailu do mnie: „Według ekspertów przygotowujących opinie na ten temat na zlecenie miasta oraz ministerstw udzielających odpowiedzi na interpelacje, sytuacja w Płocku nie stwarzała zagrożenia dla mieszkańców, a narażenie na benzen w powietrzu atmosferycznym w Płocku nie odbiega poziomem od narażenia w innych miejscowościach o podobnych uwarunkowaniach sozologicznych. By benzen był groźny, stężenie musiałoby być 2,5 tysiąca razy wyższe niż pik odnotowany we wrześniu i trwać przez 5 godzin”.

Dymy

Wojciech Bógdał, rocznik 1994, mieszka w Tłuchowie, ale w Płocku studiuje. Jest indywidualnym mistrzem świata w lotach na motolotni. Jak problemy Płocka widzi z góry? – Często planując lot, obserwuję dymy Orlenu – mówi. – Kilka razy zdarzyło mi się przelatywać przez nie. Odczucie było takie, jakbym włożył nos do kanistra z olejem napędowym. Aż strach, żeby mi się skrzydło motolotni nie rozpuściło, bo jest uszyte w całości z tworzyw sztucznych. Czy w tym obłoku związki chemiczne były w normie – nie wiem. Ale nie był to na pewno zapach jaśminu.

Wojciech twierdzi, że w wyniku zanieczyszczenia nie zdarzyło mu się odczuwać fizycznych dolegliwości. Ale sprawa benzenu go niepokoi, bo zastanawia się, czy wiązać z Płockiem przyszłość. – Idealnie byłoby żyć dostatnio i zdrowo – mówi. – Z perspektywy lotniczej mogę powiedzieć, że to jedno z najpiękniejszych, jeśli nie najpiękniejsze miasto w Polsce. Ale płaci cenę za koncern. Bez niego byłoby mniejsze i biedniejsze, ale gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą.

W październiku płocczanie zorganizowali protest przeciw zanieczyszczeniu. Kilkaset osób niosło transparenty: „Więcej tlenu mniej benzenu”, „Co z naszym zdrowiem, niech Orlen odpowie”.

Wśród demonstrantów była pani Kamila, mieszkająca tu od 4 lat. – Poszłam do lekarza, stwierdził początki astmy – opowiada. – Nigdy nie paliłam, zdrowo się prowadzę. Uważam, że codzienne wdychanie benzenu mówi samo za siebie.

Bóle

Twórcy profilu „Vitay Orlen – miasto śmierdzi”, nawiązującego nazwą do akcji marketingowej koncernu, chcą pozostać anonimowi. – Zanieczyszczenie powietrza przez rafinerię to powolna eksterminacja mieszkańców – mówi jeden z nich. – Trzeba zauważyć, że problem powietrza to nie tylko benzen. Jest szereg innych substancji, które powodują bóle głowy, brzucha, senność i apatię. Orlen zanieczyszcza też wody gruntowe. Zasięgnęliśmy opinii osób zajmujących się środowiskiem naturalnym. Możemy śmiało powiedzieć: to katastrofa ekologiczna.

W Płocku, jak mówi mój rozmówca, każdy ma w rodzinie albo zna kogoś, kto pracuje w Orlenie. Mieszkają głównie w osiedlach na północy, skąd mają blisko do rafinerii. A to właśnie te okolice Płocka są najbardziej narażone na zanieczyszczenia. – Nie podoba im się to, ale boją się o stanowiska – twierdzi twórca profilu.

W Płocku mieszka od urodzenia. Wychował się na osiedlu Wielka Płyta, znajdującym się właśnie na północy. Dziś pamięta, że odór z koncernu „przychodził” tu od zawsze. – Ktoś powie: nie podoba ci się w Płocku, to się wyprowadź – mówi. – Tyle że nie jest to takie hop siup. Każdy z nas ma tu swoją pracę, firmy. Musimy więc prowadzić partyzancką walkę.

W proteście przeciwko zatruwaniu powietrza w Płocku szła pani Ilona (imię zmienione), matka dwójki dzieci (7 i 12 lat), pracownica jednej ze spółek Orlenu. – Nawet w młodości zbytnio się nie buntowałam. Ale kiedy zobaczyłam, co dzieje się z dziećmi, powiedziałam: dość – mówi. Rozmawiamy w jej pięknym, jednorodzinnym domu na obrzeżach Płocka. Z górnych pięter widać kominy Orlenu. Wydobywają się z nich gęste kłęby. – Tamtego dnia córka wstała z bólem głowy. Nie miała apetytu. Za chwilę syn – to samo. Bledli i zielenieli na zmianę. Prawie jednocześnie do łazienki, ledwie zdążyli. Nogi się pode mną ugięły. Wyszłam przed dom: smród, jakby siarka i krowie odchody. Napisałam dzieciom usprawiedliwienia i nie chodziły do szkoły przez tydzień.

Zgony

Wśród radnych Płocka są pracownicy koncernu. Moi rozmówcy przyznają, że to kolejna przeszkoda w skutecznym wywieraniu wpływu na firmę.

Sporą odwagą wykazał się jednak Artur Jaroszewski z PO. Od 2000 r. pracuje w Orlenie – kolejno jako kierownik działu, kierownik zespołu oraz opiekun klientów kluczowych. Wielokrotnie zabierał głos w sprawie działalności koncernu, i często był to głos krytyczny.

– Specyfikę konfliktu najlepiej oddaje chyba jedno z haseł w trakcie protestu mieszkańców: „Przyjacielu – trucicielu” – mówi radny Jaroszewski. – Płocczanie mają świadomość, że Orlen jest największym pracodawcą i największym podatnikiem. Ale domagają się od władz koncernu, aby hasło społecznej odpowiedzialności biznesu nie było pustym sloganem. Co do radnych – nie mogą być bierni. I nie są. Dwukrotnie odrzuciliśmy laurkowe roczne raporty WIOŚ dotyczące stanu środowiska w województwie mazowieckim. Uchwaliliśmy też apele do rządu i instytucji centralnych: pierwszy dotyczył braku wysokospecjalistycznej aparatury onkologicznej, finansowanej z budżetu państwa, drugi – objęcia specjalnym nadzorem środowiskowym Grupy PKN Orlen.

Pytam, czy zasiadanie w radzie miasta, którego ważnym filarem jest Orlen, i bycie zatrudnionym przez tę firmę to nie jest konflikt interesów. – W głosowaniach dotyczących środowiska często mamy różne zdania – mówi. – Dla mnie najważniejsza jest uczciwość wobec wyborców. Zamierzam działać tak jak dotychczas.

– Od 2012 r., gdy odkryłem i nagłośniłem wysokie stężenia benzenu w płockim powietrzu, wnikliwie czytam wszelkie materiały dotyczące zanieczyszczeń – opowiada Jaroszewski.

W 2015 r. radny analizuje dane Krajowego Rejestru Nowotworów. Stwierdza: główną przyczyną zgonów na nowotwory w Polsce są te dotykające oskrzeli i płuc, które bezpośrednio wiążą się z jakością powietrza.

W okresie ostatnich 10 lat Płock jest liderem pod względem umieralności na te nowotwory wśród wszystkich miast ponad stutysięcznych. Podczas gdy dla Warszawy wskaźnik zgonów na raka płuc i oskrzeli wynosi 668,7; dla Katowic 682,9; to dla Płocka – 804.

– Dotarcie do wielu danych nie było łatwe – mówi Artur Jaroszewski. – I nie pomaga mi w karierze zawodowej.

W radzie miasta zasiada polityczna przeciwniczka Jaroszewskiego (i prezydenta Andrzeja Nowakowskiego z PO), Wioletta Kulpa z PiS – przez wielu brana pod uwagę jako kandydatka na prezydenta. Ona również pracuje w Orlenie. Pytana o opinię, odsyła mnie do biura prasowego spółki.

„By spełnić wymogi w obszarze ochrony środowiska, Koncern od 1990 r. zainwestował w rozwiązania proekologiczne w Płocku łącznie 6,5 mld zł, co pozwoliło na zmniejszenie łącznej emisji zakładu co najmniej 5-krotnie, przy wzroście przerobu ropy o prawie 60 proc.” – czytam w ­mai­lu przysłanym przez to biuro prasowe. Rzecznicy koncernu wyliczają, że Orlen zrealizował program proekologiczny wart 1,4 mld zł. Dzięki niemu zakład miał wyemitować jedynie 43-45 proc. tego, na co zezwalało prawo. „Wartości te były jeszcze niższe, jeśli chodzi o inne substancje charakterystyczne dla produkcji rafineryjnej, takie jak siarkowodór – 15 proc., czy benzen, którego zakład w ciągu minionego roku wyemitował jedynie 14 proc. w odniesieniu do norm ustalonych przez europejskie i krajowe prawodawstwo”.

Pani Ilona martwi się o przyszłość: – Mam obawę, że jakość powietrza wpłynie na zdrowie dzieci – mówi. – Mam też wrażenie, że protestując, zdradzam moją firmę. Z drugiej strony wiem, że koledzy z pracy też piszą w internecie komentarze o brudnym powietrzu. Ciągle mam nadzieję, że nie jestem sama. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, z „Tygodnikiem” związany od 2011 r. Autor książki reporterskiej „Ludzie i gady” (Wyd. Czerwone i Czarne, 2017) o życiu w polskich więzieniach i zbioru opowieści biograficznych „Himalaistki” (Wyd. Znak, 2017) o wspinających się Polkach.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 27/2017