Przyjaciel

Był naszym przyjacielem od 44 lat. Naszym, to znaczy środowisk Znaku, Więzi, Tygodnika Powszechnego, Klubów Inteligencji Katolickiej w Warszawie i Wrocławiu, a także Lasek, dokąd przyjeżdżał prawie co roku, poświęcając swój urlop, by pracować fizycznie przy różnych zajęciach, których tam nie brak.

08.08.2004

Czyta się kilka minut

Günter, którego ostatnie dni wojny, a przedtem szkoła wciągnęły w aparat nazistowskiej machiny, gruntownie przemyślał, czym był hitleryzm i jakie spustoszenie pozostawił. Stroniąc od oficjalnego życia w NRD (o której powtarzał, że kraj ten leży wprawdzie geograficznie na zachód od Polski, ale politycznie i duchowo na wschód od niej) - od 1960 r. budował sieć kontaktów z Polską, nie tylko z naszymi środowiskami, ale także z wieloma polskimi parafiami, którym pomagał, jak mógł. Wśród polskich biskupów zyskał wielu przyjaciół, np. arcybiskupa Bolesława Kominka. Był zafascynowany, tak jak wielu z nas, Soborem. Należał do tych, którzy głęboko przeżyli list biskupów polskich do biskupów niemieckich z 1965 r. - i odczuli niewystarczalność ostrożnej odpowiedzi niemieckiej.

Cechą Güntera było to, że skupiał ludzi. Czynił to poza oficjalnymi strukturami - to było w NRD największe “przestępstwo". Särchen - i to była jego cecha charakterystyczna - uważał, że pojednanie dokonuje się mniej przez deklaracje, a bardziej przez osobiste zaangażowanie. To była jego droga. Stąd praca na terenia byłych obozów koncentracyjnych i na terenie zakładu dla niewidomych w Laskach, stąd poszukiwanie możliwości kontaktu z ludźmi.

Na tej drodze spotkał się z Lotharem Kreysigiem i “Aktion Sühnezeichen". Odtąd byli parą nierozłączną: Kreysig o duszy i mentalności profetycznej, dla którego nic nie było niemożliwe nawet w NRD-owskiej rzeczywistości, i Särchen, chodzący po ziemi, organizujący wyprawy Akcji do Oświęcimia czy Majdanka i skupiający ludzi. Organizator i apostoł.

Wtedy to rozwinęły się nasze kontakty, kontakty, podczas których wiele przegadaliśmy i przeżyli, kontakty z Jerzym Turowiczem, ze Stanisławem Stommą, z Mieczysławem Pszonem, Anną Morawską czy Antonim Marylskim i panią Zofią Morawską z Lasek.

Nie zadałem chyba nigdy ani Kreysigowi, ani Särchenowi pytania, dlaczego ich ruch przyjął nazwę “Aktion Sühnezeichen", a nie np. “Akcja Pojednania". Odpowiedź (gdyby ktoś takie pytanie chciał postawić) wynikała z ich postawy. Głęboko traktowali oni odpowiedzialność narodu niemieckiego za przeszłość, za aprobatę, jaką przygniatająca większość Niemców udzieliła hitleryzmowi. Uważali, że po klęsce III Rzeszy nie wystarczy pogodzić się z rzeczywistością, nie wystarczy uznać ceny, którą należy zapłacić, nie wysuwać roszczeń i okazać gotowość współżycia w nowych granicach. Mieli świadomość, że aby przyszłość uczynić inną, potrzebna jest duchowa przemiana. W tym sensie Znaki Pokuty - czyli przeżycie i zrozumienie tego, co się stało - były w ich pojęciu warunkiem pojednania, stanowiły świadectwo postawy sięgającej głębiej niż tylko uznanie realiów politycznych; postawy, którą chcieli kształtować w młodym pokoleniu. Zwłaszcza w stosunku do Izraela i wobec Polski.

W Günterze częste wyjazdy do Polski, poznawanie polskiej historii - miał w domu pokaźną polską bibliotekę - wytworzyły rodzaj fascynacji Polską. Nie bezkrytycznej, ale fascynacji. Im bardziej w NRD czuł się zamknięty, im bardziej dokuczała mu pruska skrupulatność, z jaką komunizm w NRD realizował swe ideologiczne cele, tym bardziej fascynowała go pewna doza fantazji, jaka tkwiła w wolnościowym myśleniu Polaków, pociągała większa niezależność kultury i oddziaływanie Kościoła.

Wszystko to różniło sytuację w Polsce od NRD. Władze w NRD nie skrywały niechęci do tego, co w Polsce stanowił Październik 1956 i nasze uparte powoływanie się na jego konsekwencje, ciągle zresztą redukowane w latach 60. Jakiekolwiek spontaniczne i autentyczne przejawy procesu pojednania polsko-niemieckiego władze NRD uznawały za zbędne i niebezpieczne, bo wymykające się spod kontroli. Panowała doktryna, że wszystkie problemy między Polską i Niemcami załatwiły już rządy i partie komunistyczne NRD i PRL.

Choć więc władzom NRD trudno było wprost kwestionować wyjazdy do obozów koncentracyjnych w Oświęcimiu czy Majdanku, nieustannie czyniły utrudnienia. I nieustannie działalność Güntera i jego współpracowników poddana była inwigilacji przez służbę bezpieczeństwa NRD (“Stasi"), we współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa PRL.

Z kolei w NRD-owskich kręgach kościelnych ekumenizm “Aktion Sühnezeichen" był traktowany podejrzliwie, a sympatie propolskie nie wzbudzały entuzjazmu i nie otwierały wszystkich drzwi. Wschodnia “Akcja", a także założone przez Güntera w Magdebirgu “Seminarium Polskie" stanowiły więc samotne wyspy, których świadectwo do dziś nie jest doceniane w niemieckim obrachunku tamtych lat.

Przy braku wolności zewnętrznej podstawowym problemem staje się zachowanie w ludziach wolności wewnętrznej. Günter dostrzegał fałszywość i powierzchowność “normalizacji", do jakiej władze NRD chciały sprowadzić stosunki polsko-niemieckie. Ale nie tylko. Widział on też, jak powszechny w NRD oportunizm deformuje ludzkie sumienia. Sama sytuacja wytwarzała styl życia schizofrenicznego, dzielącego dzień na gorliwe wypełnianie tego, co narzucała partia oraz na oglądanie wieczorem zachodnioniemieckiej telewizji.

Günter widział, że w społeczeństwie NRD nie ma oporu wobec tego oportunizmu. Dziś zresztą widać, że ta schizofreniczna sytuacja zostawiła ślady, których nie przemogło zjednoczenie Niemiec i uzyskanie wolności przez mieszkańców b.NRD, i że - co więcej - wielu z nich trwa do dziś w nostalgii za tamtym zakłamanym czasem.

Doprawdy, trudno zrozumieć, czemu po 1989 r. nie sięgnięto po takich ludzi jak Särchen. Jeśli nawet było ich niewielu, tym bardziej byli cenni. Tymczasem po 1990 r. moi wysoko postawieni niemieccy rozmówcy o nazwiskach i znaczeniu takich ludzi jak Günter dowiadywali się... ode mnie. Niczego to zresztą nie zmieniało, bo wymagałoby wyobraźni i przekroczenia granic partyjnych establishmentów. I tak, po raz drugi, oficjalna historia zostawiła Güntera na boku.

Fakt, że jego działalność była utrudniana zarówno przez władze NRD, jak przez wielu ludzi z NRD-owskiego Kościoła, odbijał się silnie na Särchenie, który był pod stałą inwigilacją “Stasi", ustawicznie szykanowany.

Po 1990 r. Günter poprosił o wgląd w dotyczące go akta “Stasi". Część z nich mi potem przesłał. Roiło się w nich od naszych nazwisk i od tego, jaką groźbę dla NRD stanowi kontakt między środowiskami “Znaku" a Särchenem i “Akcją". Kiedy w 1980 r. kontakty z naszymi środowiskami zostały przecięte radykalnie (NRD zamknęła granicę, by nie przeniósł się bakcyl “Solidarności" do NRD), Günter nie mógł już przyjeżdżać do Polski, ale dalej był poddawany uciążliwym przesłuchaniom. Wszystko to sprawiło, że nabawił się choroby serca, która nie pozwalała mu później, w ostatnich latach życia, czynnie funkcjonować.

Był jednym z największych prekursorów pojednania polsko-niemieckiego, o którym za mało się mówi - tak w Polsce, jak i zwłaszcza w dzisiejszych Niemczech.

Zostanie w naszej pamięci. On, chrześcijanin i przyjaciel.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2004