Przygwożdżenie wiewiórem

Czytelnik szeroko reklamowanej i nawet wychwalanej książki Moniki Piątkowskiej „Prus. Śledztwo biograficzne” napotka w niej tak ogromną liczbę omyłek, przemilczeń i uproszczeń, że czynią z niej pozycję wręcz kuriozalną.

15.01.2018

Czyta się kilka minut

Bolesław Prus, Nałęczów 2016 r. / WOJCIECH WÓJCIK / FORUM // MONTAŻ „TP”
Bolesław Prus, Nałęczów 2016 r. / WOJCIECH WÓJCIK / FORUM // MONTAŻ „TP”

Zadziwia już pierwsze zdanie książki: „To nigdy nie był dom, o którym Aleksander myślałby z czułością i do którego chciałby wracać myślami”. Wzorem XIX-wiecznego narratora wszechwiedzącego, który właził w powieściowe dusze bohaterów i informował autorytatywnie o ich odczuciach, myślach i pragnieniach, Monika Piątkowska już na wstępie „wie”, co Aleksander Głowacki czuł, czego chciał, a o czym nigdy nawet nie myślał.

Następnie autorka stwierdza: „Jako dorosły pisarz Aleksander czerpał materiał literacki niemal wyłącznie ze swojej biografii. Nie miał daru imaginacji i nie potrafił oderwać fabuły od własnych przeżyć. Jego prozę wypełniali więc bliscy mu ludzie, a zdarzenia, które opisywał, prawie zawsze dotyczyły go osobiście. Choć nie było to celem Aleksandra, jego twórczość siłą rzeczy stała się kroniką jego własnego życia i życia jego bliskich”. Po czym następuje zdumiewająca konkluzja: „i nierzadko stanowi dziś w tej materii jedyne źródło wiedzy”. Czyżby? Dotychczas zakładano, że aby określić utwór literacki jako autobiograficzny, należy go porównać z informacjami o życiu autora. Piątkowska dokonuje natomiast olśniewającej wolty – najpierw uznaje, że utwór jest autobiograficzny (dlaczego? bo tak!), a następnie na jego podstawie odtwarza przeżycia pisarza.

Na torturach

Jest to sposób w badaniach literackich równie ceniony, co stosowanie tortur w nowożytnych systemach prawnych. O ile bowiem za jego pomocą można „udowodnić” dokładnie wszystko, o tyle do tzw. obiektywnej prawdy nie zbliża ani o włos. I nic nie pomaga stosowana tu metoda powtarzania w funkcji dowodzenia – ta sama hipoteza, początkowo opatrywana zastrzeżeniem „chyba”, potem pojawia się pod hasłem „prawdopodobnie” lub „zapewne”, aby za trzecim razem wystąpić już jako bezdyskusyjny fakt (np. tajemnicza żydowska kochanka, dokonująca aborcji, jako pierwowzór Sary z „Faraona”, który jest „oczywiście” powieścią autobiograficzną opartą na przeżyciach z czasów studenckich, lub miłość do niejakiej „Amelii Welt”). Czy świadczy to o lekceważeniu zdolności odbiorcy do logicznego myślenia, czy też o wierze w jego zaniki pamięci? W każdym razie pozostawia dość nieprzyjemny posmak manipulacji.

Niewinnego czytelnika musi również rozczarować brutalne uświadomienie sobie, że praca Moniki Piątkowskiej nie ujawnia żadnych nowych materiałów ani nie opiera się na nieznanych dotychczas źródłach. Wszystkie teksty Prusa są cytowane za znanymi, zresztą dość przypadkowo dobranymi wydaniami (przedwojennymi i powojennymi, naukowymi i popularnymi, przygotowanymi starannie i pełnymi błędów – wszystko jedno). Podstawowy trop interpretacyjny stanowi fragment artykułu „Lęki sytuacyjne Prusa” Stefana Borowieckiego (niekiedy wymiennie zwanego w tej książce Stanisławem), wydanego pośmiertnie w 1938 r. Co ciekawe, artykułu w ogóle nie wymienionego w bibliografii, rozpychanej za to na siłę dość dziwnymi i luźno związanymi z tematem pozycjami (jak np. dwa wydania pamiętnika Deotymy, postaci wzmiankowanej tylko raz, czy prace o medycynie w Rzeczypospolitej szlacheckiej).

W gruncie rzeczy „twarde fakty” są w tej książce czerpane z klasycznego zestawu: „Kalendarza życia i twórczości”, przygotowanego przez Krystynę Tokarzównę i Stanisława Fitę (1969), zbioru wspomnień o Bolesławie Prusie w opracowaniu Fity (1962) oraz już wydanych dwóch zbiorów listów (1953 i 1959). Ostatnie pół wieku badań nad Prusem i jego twórczością w ogóle tu nie istnieje (przynajmniej jawnie, gdyż niektóre stwierdzenia są żywcem czerpane z przemilczanych prac Jakuba A. Malika o „lubelskim sklepie Minclów” albo Józefa Bachórza o powstańczych doświadczeniach Aleksandra Głowackiego). Natomiast „sensacyjne” doniesienia o nieślubnym synu pisarza to powtórzenie teorii Gabrieli Pauszer-Klonowskiej, wyłożonej w beletryzowanych biografiach z lat 60. ubiegłego wieku. Własny wkład autorki stanowi teza o maltretowaniu małego Olesia w dzieciństwie przez surową babkę oraz „wyśledzenie” w jego biografii przynajmniej trzech skonsumowanych romansów, planów rozwodowych i minimum jednej zdrady małżeńskiej. A wszystko to na podstawie analizy utworów (z różnych lat, bowiem Głowacki ma niestrudzenie międlić te same przeżycia w młodzieńczych nowelach i w powieściach pisanych w kwiecie wieku czy też u schyłku życia) i rozmaitych bohaterów, z których każdy to „alter ego” autora.

Z owym „alter ego” sprawa bywa nieco skomplikowana, bo ta sama postać może być portretem pisarza lub jego brata (i wtedy jest to Włodek-Aleksander lub Włodek-Leon w „Omyłce”), a niekiedy różni bohaterowie tego samego tekstu odzwierciedlają schizofreniczną jaźń Prusa, tak więc w „Lalce” raz bywa on Wokulskim, innym razem znów Rzeckim.

O dziwo, żadna z postaci kobiecych nie dostąpiła zaszczytu bycia „alter ego” – zatem studiując psychoanalizę na potrzeby tej książki, biografka najwyraźniej zatrzymała się na Freudzie i do Jungowskiej koncepcji „animy” już nie dotarła.

Klucze i łomy

Utożsamianie „psychologii” z „psychoanalizą” (której nieszczęsny Głowacki jakoby nie zna, a zatem sam musi sobie domorosłymi metodami oswajać swoje nerwice) i czynienie z pisarza biernego medium, kompletnie niepanującego nad tekstem (który niejako mimowolnie wypływa z jego wnętrza, dopiero odpowiednio „wnikliwemu oku” zdradzając prywatne sekrety, dramaty i fobie), akurat w przypadku Prusa zupełnie się nie sprawdza. Już pobieżne przejrzenie katalogu jego księgozbioru (spis wykonany przez żonę, Oktawię z Trembińskich, został wydany drukiem w opracowaniu Haliny Ilmurzyńskiej i Agnieszki Stępniewskiej w 1965 r.) ujawnia, że na półkach w mieszkaniu Głowackich stało około 90 pozycji z dziedziny psychologii, zbieranych od lat 70. XIX w., począwszy od popularnych poradników dotyczących ćwiczenia pamięci czy opanowania nieśmiałości, po solidne dzieła encyklopedyczne.

Aleksander Głowacki czytał (po polsku, rosyjsku i francusku) książki Alfreda Bineta, Paula Carusa, Karola Darwina, Ellisa Havelocka, Williama Jamesa, ­Henri Joly’ego, Richarda von Krafft-Ebinga, ­Gustave’a Le Bona, Cesarego Lombrosa, ­Théodule’a Ribota czy Wilhelma Wundta. Samo to wyliczenie wskazuje, że Prus interesował się nie tylko tak fascynującymi biografów, czytelników i paparazzich lękami oraz zachowaniami seksualnymi, ale też psychologią dojrzewania, uczuć, fizjognomiką, psychologią społeczną, doświadczeniem religijnym, psychologią zbrodni, potęgą sugestii, siłą woli czy światem snów. Jako młodzieniec zetknął się nie tylko z Julianem Ochorowiczem (przywoływanym w „Śledztwie biograficznym” często), ale i z Wiktorem Feliksem Szokalskim (wymienionym jeden jedyny raz jako przyrodnik „Wiktor Szokalski”), okulistą, a zarazem autorem „Fantazyjnych objawów zmysłowych”, wykładowcą w Szkole Głównej, uważanym za prekursora koncepcji Freuda dotyczących marzeń sennych. Równocześnie gromadził prace na temat ćwiczenia stylu i kompozycji, wyobraźni twórczej, kreacji artystycznej. Przez wiele lat prowadził „zawodowe” notatki teoretyczne, wielokrotnie obrabiając pomysły i starając się doskonalić warsztat (co uznawane jest tutaj za „kompulsywne wyliczanki”, rozpaczliwy sposób radzenia sobie ze stresem i atakami paniki!).

Nie sposób więc pozbyć się wrażenia, że tak pod względem wiedzy teoretycznej z dziedziny psychologii, jak i świadomego jej zastosowania w twórczości literackiej, przedmiot owego „śledztwa” o wiele przewyższał swoją współczesną biografkę. „Grając w kotka i myszkę z czytelnikiem”, jak głosi tekst na okładce „Prusa. Śledztwa biograficznego”, już jako tworzący w pośpiechu kronikarz i korespondent znakomicie umiał wykorzystywać sugestywne niedopowiedzenie, wabić obietnicą skandalu czy np. tworzyć reklamujący uroki uzdrowiska erotyczny opis krajobrazu („Z Nałęczowa”, „Kurier Codzienny” 1894, nr 23). I autorowi tak świadomemu swojego tworzywa wmawia się teraz „zdradzanie się” z utrwalonymi rzekomo w tekstach utworów romansami czy traumami, naiwnie zakładając, że każda opisana tam sytuacja jest odwzorowaniem rzeczywistości w skali jeden do jednego? Wolne żarty! Takie „przykładanie klucza biograficznego” (wedle ulubionego określenia Piątkowskiej) do twórczości innych autorów pozwoliłoby „niezbicie” udowodnić, że Dostojewski rąbał staruszki siekierą, a Żeromski topił noworodki w wychodku. Psychoanaliza jako narzędzie interpretacyjne nie może być stosowana w sposób tak prostacki, bowiem przestaje wtedy być „kluczem”, a staje się po prostu łomem.

Na Indianę Jonesa

Materiały źródłowe związane z Bolesławem Prusem przechowuje co najmniej dziesięć polskich bibliotek i muzeów w różnych miejscowościach. W swoich poszukiwaniach autorka dotarła (fizycznie lub do zbiorów dostępnych na stronie Mazowieckiej Biblioteki Cyfrowej) jedynie do trzech miejsc: Biblioteki Publicznej ­m. st. Warszawy – Głównej Biblioteki Województwa Mazowieckiego, Muzeum w Nałęczowie i Biblioteki im. Hieronima Łopacińskiego w Lublinie. Warto przy tym zaznaczyć, że niektóre bloki materiałów zostały podzielone i „ciągi dalsze” znajdują się w zupełnie innych zbiorach (jak np. rozdzielone między dwie biblioteki notatki do powieści „Przemiany”) – o czym się już ze „Śledztwa biograficznego” nie dowiemy. Dowiemy się za to na przykład takich nowości, że Izabela Łęcka była hrabianką, milioner Stefan Solski z „Emancypantek” – inżynierem, że Prus za swoją współpracę z czasopismami jako początkujący felietonista w latach 70. zarabiał 500 rubli miesięcznie (podczas gdy, jak świadczą rachunki, tak ceniona ­pisarka jak Orzeszkowa za tom powieści dostawała 600 rubli – ale cóż znaczy jedno zero...) i że pożerała go patologiczna zazdrość o sukcesy, urodę i podróże Sienkiewicza, zwłaszcza w latach 80. (kiedy owo „dziecko szczęścia” wojażowało głównie po uzdrowiskach ze śmiertelnie chorą żoną).

Oprócz takich ciekawostek regularnie mamy powoływanie się na powieściowe cytaty wyrwane z kontekstu i utożsamianie wypowiedzi postaci z poglądami autora. Stawianie znaku równości między bohaterem, narratorem a pisarzem to podstawowy błąd, który wytyka się uczniom już w szkole podstawowej – niektórzy jednak, jak widać, nigdy nie potrafią sobie tej nauki przyswoić.

Jeśli autorka nie potrafiła odnaleźć danej informacji (np. o ślubie Głowackiego w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie), kwituje to stwierdzeniem: „niewiele wiadomo”, „listów brakuje”, „materiały się nie zachowały” i w zamian proponuje co najmniej oryginalny chwyt uznania napisanego półtora roku później humorystycznego opowiadania „Miesiąc nektarowy” za reportaż, bo „dziś jest to jedyne źródło, z którego można czerpać wiedzę o całym zdarzeniu”. Z notatek wybiera zaś te fragmenty, które potrafi odczytać (najchętniej posługując się zresztą wersjami dostępnymi on-line), pozostałe uznając za „niezrozumiałe” lub „obsesyjne” odzwierciedlenia nękanego fobią umysłu (podczas gdy są to np. zapiski z konkretnej lektury pisarza).

Podsumowując – czego dowodzi uprawianie skandalizującej biografistyki metodą „na Indianę Jonesa” (łapiemy pierwszą lepszą atrakcyjną błyskotkę i uciekamy, pozostawiając za sobą budynki walące się w gruzy)? Niestety tylko tego, że pisaniem tekstów naukowych czy popularnonaukowych powinni się zajmować ludzie rzetelni i odpowiednio przygotowani, dziennikarzom i literatom zostawiając lekki gatunek vie romancée. Już od pięciu lat trwają w Polsce prace nad krytyczną edycją pism wszystkich Bolesława Prusa, łącznie z materiałami odnalezionymi i nigdy niepublikowanymi, z podaniem rozmaitych wersji tekstów, poprawek autora i zmian wprowadzanych przez cenzurę (zaplanowano ogółem 70 tomów, drukowanych przez lubelskie wydawnictwo Episteme – czytaj na powszech.net/pismawszystkieprusa). Monika Piątkowska o tym wie (skoro w bibliografii wspomina pierwszy tom humoresek, wydany w 2014 r.), natomiast całkiem świadomie wydaje się najświeższe dziś informacje o twórczości Prusa ignorować.

Między innymi dlatego czyniona przez dziennikarzy „od kultury” entuzjastyczna reklama „Prusa. Śledztwa biograficznego” – przy ich równoczesnej całkowitej niewiedzy na temat obecnego stanu badań nad tym pisarzem – wystawia im smutne świadectwo.

Szyfry

Na koniec należne czytelnikom wyjaśnienie. Zagadkowy „wiewiór” w tytule tej recenzji to symboliczny przykład „detektywistycznej pasji” autorki w odczytywaniu tekstów rzekomo niepublikowanych. Prus miał paskudny charakter pisma, zwłaszcza w prywatnych notatkach, wykonywanych w pośpiechu, często zapisywanych ołówkiem i pełnych skrótów. Odcyfrowanie tych zapisków wymaga czasu, wprawy i skupienia, a także znajomości jego lektur i zainteresowań w danym okresie – w przeciwnym razie nader łatwo np. notatki z czytanej akurat przezeń książki uznać za osobiste wyznania, a pozornie niepowiązane ze sobą nazwiska mało znanych postaci historycznych wziąć za chaotyczne, absurdalne gryzmoły. Fragment z „Zeszytów o kompozycji” (Kompozycja, „Zeszyt III. 1897-1898”), bezrefleksyjnie zapisany przez Monikę Piątkowską jako „głód, śmierć, przygwożdżenie wiewiórem”, przez prof. Annę Martuszewską już dobrych parę lat temu został odczytany jako „głód – śmierć przy gnieździe wiewiórczym itd.” („B. Prus, Literackie notatki o kompozycji”, Gdańsk 2010).

Ostateczną ocenę „wnikliwości psychologa”, przeprowadzonego „drobiazgowego śledztwa” i stworzonego w ten sposób „pełnowymiarowego obrazu pisarza” pozostawiam już odbiorcom. Ostrzeżony – uzbrojony. ©

Autorka pracuje w Instytucie Badań Literackich.

Monika Piątkowska, Prus. Śledztwo biograficzne, Znak, Kraków 2017

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 4/2018