Przy zatrutym źródle

Bp Wiktor Skworc figuruje w aktach SB jako tajny współpracownik o pseudonimie "Dąbrowski. To prawdopodobnie kolejny przypadek, gdy bezpieka zarejestrowała księdza jako agenta bez jego wiedzy.

06.11.2006

Czyta się kilka minut

Od miesięcy wśród dziennikarzy gęstniało od plotek o biskupach, którzy mieli współpracować z SB. Padało m.in. nazwisko ordynariusza tarnowskiego.

Przed kilkoma tygodniami, w 40. numerze "Gościa Niedzielnego", ukazał się wywiad z bp. Skworcem. Tytuł: "Chodziłem po cienkim lodzie". Hierarcha przyznał, że spotykał się z bezpieką, ale za zgodą przełożonych, czyli bp. Herberta Bednorza, a potem bp. Damiana Zimonia.

Opublikowana rozmowa przyniosła efekt odwrotny do zamierzonego. Wątpliwości podsycił np. fragment, gdy Andrzej Grajewski - członek kolegium IPN - zapytał: "A gdyby okazało się, że SB traktowała Księdza Biskupa jako tajnego współpracownika?". Hierarcha odparł: "To byłaby interpretacja tamtej strony. Kościół ma także swoją interpretację. Gdyby tak rzeczywiście było, prosiłbym wtedy, by te dokumenty zostały zbadane przez kompetentne gremia w Kościele katowickim".

Mało kto wtedy wiedział, że już w czerwcu hierarcha zainicjował badania swojej działalności w okresie PRL. Gdy w katowickim IPN odnaleziono teczkę personalną i teczkę pracy ks. Skworca, biskup poprosił o ich ocenę dwóch historyków: Grajewskiego i ks. Jerzego Myszora. Efekt ich pracy znalazł się w 45. numerze "Gościa". Poszerzona wersja ukaże się w "Śląskich Studiach Teologiczno-Historycznych".

***

W marcu 1979 r. ks. Skworc, sekretarz i kapelan biskupa katowickiego, przyjeżdża do Ustki do zaprzyjaźnionego ks. Henryka Jersza. Nie wie, że śledzą go esbecy. Kiedy widzą, że "kierowca załadował do bagażnika znaczne ilości różnego rodzaju pakunków", niedaleko Miastka ustawiają blokadę drogową. Z bagażnika wyciągają produkty ze sklepu "Baltony". Na przesłuchaniu grożą Kolegium ds. Wykroczeń. Kłamią, że ksiądz dał się wmieszać w proceder nielegalnego handlu.

Ks. Myszor i Grajewski komentują:

"Z dzisiejszej perspektywy trudno zrozumieć, dlaczego ks. Skworc obawiał się skandalu z powodu legalnego kupna kilku puszek szynki. Trzeba pamiętać jednak o atmosferze tamtych czasów. Ciągłe braki na rynku sprawiały, że lepsza żywność była towarem deficytowym. Opinia publiczna była niezwykle wyczulona na wszystkie informacje o nieoficjalnym rozdziale produktów delikatesowych".

Pod koniec kwietnia do ks. Skworca dzwoni kpt. Jerzy Wach, zastępca naczelnika katowickiego wydziału IV SB. Zaprasza na rozmowę o incydencie na Pomorzu. Podczas spotkania w Wydziale Paszportów KW MO prowadzi z duchownym grę. Straszy karą do trzech lat więzienia, w domyśle - skandalem, który uderzy w bp. Bednorza. Zarazem sugeruje, że można uniknąć kłopotów... Żeby powoli wikłać kapłana, prosi o sprawdzenie akt personalnych ks. Jersza. Na następnym spotkaniu otrzyma dane.

Ks. Myszor i Grajewski: "Nie były to żadne tajne informacje, można je było znaleźć w każdym roczniku diecezjalnym, ale z pewnością przekazywanie ich w takim trybie umocniło kpt. Wacha w przekonaniu, że może liczyć na dalsze dobre kontakty".

W październiku, przy odbiorze paszportu, znów dochodzi do spotkania z kpt. Wachem. Esbek notuje: "Przystąpiłem do zasadniczej części rozmowy werbunkowej, tj. przedstawienia propozycji - potrzeby okresowego spotykania się celem omówienia - wyjaśnienia wybranych interesujących mnie problemów dot. działalności katowickiej kurii. Kandydat wyraził zgodę na moją propozycję, prosząc mnie przy tym, aby te spotkania nie były zbyt częste i związane były z omawianiem faktycznie ważnych problemów".

Ks. Myszor i Grajewski: "Z tego zapisu wynika, że ks. Skworc nie miał świadomości, że będzie dalej traktowany jako tajny współpracownik SB, zgodził się natomiast na nieformalne kontakty z przedstawicielem władzy. O tych kontaktach, jak twierdzi dzisiaj, bp Bednorz był informowany. Autorzy pamiętają także z relacji innych osób, np. ks. red. Stanisława Tkocza, że bp Bednorz tolerował kontakty niektórych duchownych ze swego otoczenia z funkcjonariuszami SB. Sprawą otwartą pozostaje, czy w ramach tych kontaktów nie zostały przekroczone niezwykle płynne i cienkie granice, dzielące zabiegi o sprawy istotne dla Kościoła od przekazywania informacji użytecznych dla SB, czy wręcz aktywnej współpracy z tajną policją, ze szkodą dla biskupa i lokalnego Kościoła. Czy nie przekroczył jednak granicy, np. gdy wyrażał negatywne opinie na temat działalności Kazimierza Świtonia? Nawet jeśli uzasadnione były jego wątpliwości co do metod działania opozycjonisty. Wyjaśnienia wymaga także kwestia przyjmowania drobnych upominków, co kpt. Wach starannie odnotował, a także spotkań w prywatnym samochodzie oficera SB".

Do spotkania w aucie dochodzi w grudniu 1979 r. Esbek zaznacza, że "zasady konspiracji zostały zachowane". Jednocześnie opisuje, jak duchowny zwraca paszport własny i bp. Bednorza, żeby odebrać dowody osobiste. To nieścisłość, bo jak przestrzegać konspiracji, skoro biskup wiedział o spotkaniu?

Esbeckie raporty wskazują na inne istotne okoliczności: nie ma śladów, że ks. Skworc używa pseudonimu "Dąbrowski"; do komendy MO przychodzi w koloratce; stara się nie powiedzieć za dużo. Na marginesie raportu kpt. Wacha odręcznie dopisano: "Jak na możliwości t.wsp. i rzeczy, które wokół niego się dzieją - b. skromnie".

Ks. Myszor i Grajewski twierdzą, że "rozmowy miały charakter ogólnikowy i w ich trakcie nie były przekazywane żadne inne informacje aniżeli te, o których oficerowie SB i tak wiedzieli z oficjalnych komunikatów lokalnego Kościoła. Nie ma w nich także charakterystyk personalnych jakiegokolwiek duchownego ani informacji, które w jakikolwiek sposób mogły być wykorzystywane przeciwko bp. Bednorzowi i jego otoczeniu".

Teczka personalna zawiera opis sześciu spotkań z kpt. Wachem, do września

1980 r. Gdy duchowny otrzymuje nominację na kanclerza kurii w Katowicach, unika rozmów. Pomaga opozycjonistom i ofiarom stanu wojennego.

Następne dokumenty dotyczą lat 1986--88, czyli siedmiu spotkań ks. Skworca z kpt. Jerzym Paliwodą, naczelnikiem sekcji trzeciej z III wydziału SB w Katowicach (pion polityczny).

Ks. Myszor i Grajewski: "W tym czasie ks. Skworc był oficjalnie delegowany do rozmów z organami bezpieczeństwa. Ich celem miało być zapobieganie eskalacji konfliktów społecznych na Górnym Śląsku. Dlatego znaczna część spotkań po 1986 r. ma charakter interwencji politycznych".

***

Tyle archiwa. Obok artykułu opublikowano tekst bp. Skworca: "Nie zamierzam polemizować z zawartością omówionych materiałów. Oświadczam jedynie, iż nigdy nie wyraziłem zgody na współpracę". Rejestracja jako donosiciela była "aktem jednostronnym, dokonanym bez mojej wiedzy".

Po latach biskup przyznaje: "z matni zastawionej na mnie przez SB wychodziłem mało radykalnie. Zabrakło mi wówczas odwagi. Dziś czuję się zobowiązany przeprosić za to. Nie usprawiedliwia mnie fakt mieszania różnych płaszczyzn kontaktów z SB: tych formalnych, wynikających z pełnienia obowiązków służbowych, i tych będących wynikiem szantażu. Wydaje mi się jednak, że mogę wszystkim nadal patrzeć prosto w oczy". Biskup prosi czytelników "Gościa" o "modlitwę i gesty solidarności z tymi, którzy zostali pomówieni czy nawet oskarżeni o współpracę z SB". Ubolewa, że celem oskarżeń stały się ofiary komunizmu, a esbeckie materiały uważa się za "absolutne źródło prawdy". Tymczasem to "bez wątpienia źródło zatrute".

Pod tekstem bp. Skworca znalazła się również wypowiedź abp. Zimonia. Metropolita pisze o dawnym podwładnym: "Po zapoznaniu się z całością sprawy składam mu raz jeszcze podziękowanie za wierne, 25-letnie posługiwanie Kościołowi katowickiemu i jego pasterzom".

***

Sprawa bp. Skworca przynosi kilka wskazówek, jak uporać się z lustracyjnym chaosem w Kościele.

Po pierwsze, najlepszą próbą oczyszczenia dobrego imienia jest konfrontacja z esbeckimi materiałami. Bez przemilczeń i niedomówień. Z identyczną odwagą jak ordynariusz tarnowski.

Po drugie, należy się kierować logiką kroków wyprzedzających. Nie zwlekać, żeby potem nie reagować w panice na sensacyjne doniesienia mediów. Nie można przy tym lekceważyć czynnika psychologicznego: o ileż słabszą siłę przekonywania miałoby oświadczenie bp. Skworca, gdyby sam nie zainicjował badań swoich teczek.

Po trzecie, mylą się ci, którzy twierdzą, że Kościół powinien trzymać się z daleka od archiwów IPN, bo opinia publiczna uzna kwerendy inspirowane przez Kościół za mało wiarygodne. Jak na razie nikt tych zastrzeżeń nie wysuwa. Przeciwnie: inicjatywy biskupów zyskują uznanie. Związani z Kościołem historycy posługują się rzetelną metodologią, na dodatek uzupełniają opracowania szczegółami specyficznymi dla funkcjonowania Kościoła. Szczegółami, które modyfikują - dla dobra, nie ze szkodą dla prawdy - ocenę esbeckich materiałów.

Publikacja "Więzi" o ks. Michale Czajkowskim; ustalenia komisji abp. Józefa Życińskiego w sprawie ks. Romualda Wekslera-Waszkinela; kazus bp. Skworca. Mamy już trzy wzorce, jak rozbroić lustracyjne miny. Bez zgorszenia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Były dziennikarz, publicysta i felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie zdobywał pierwsze dziennikarskie szlify i pracował w latach 2000-2007 (od 2005 r. jako kierownik działu Wiara). Znawca tematyki kościelnej, autor książek i ekspert ds. mediów. Od roku… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2006