Przestań być tylko matką

Poprzez syna weszło światło w moje życie – mówi Beata Bronakowska. – Moja książka to dwugłos, Michał prowadzi swoją narrację, ja jestem jego medium. Wcześniej próbowałam się wdzierać do jego świata, ale na moich zasadach. A teraz Michał jest moją muzą.

21.05.2018

Czyta się kilka minut

 / PIOTR SADURSKI DLA „TP”
/ PIOTR SADURSKI DLA „TP”

W2009 roku zostaje matką. Radość, bo dziecko; zmęczenie, bo absorbujące. W tym samym roku jej przyjaciółka Lucyna „rodzi” w języku angielskim tomik poezji.

– Z Lucyną Prostko chodziłyśmy do liceum w Augustowie, obie pisałyśmy wiersze, wysyłałyśmy na te same konkursy i zbierałyśmy podobne wyróżnienia – wspomina Bronakowska. – Po maturze Lucyna wyemigrowała do Stanów, ja pojechałam do Krakowa studiować. Korespondowałyśmy, czasem przysyłała mi wiersze po polsku, czasem po angielsku. Siadałam ze słownikiem i tłumaczyłam. Wiedziałam, o czym jest konkretny wiersz, ale mimo wszystko pozostawał on za szybą, nie czułam go cieleśnie. I jednocześnie ogromnie cieszyłam się z jej debiutu. Sama zadawałam sobie pytanie: a kiedy ja? Było mi żal, że muszę zająć się dzieckiem, a nie poezją. W dzienniku dramatyzowałam: „nie ma mnie” lub „gdzie ja jestem?”. Czekałam, aż Michał skończy trzy lata, pójdzie do przedszkola, będę miała więcej czasu dla siebie.

A tu nic z tego, świat wywrócił się do góry nogami.

Ciemność

Bronakowska początkowo myśli, że to ADHD – Michał jest nadpobudliwy. Nie słucha jej, wybiega na ulicę. Potrafi zafiksować się na głośnym otwieraniu i zamykaniu kuchennych szafek. Histerie przy wsiadaniu i wysiadaniu z samochodu, zanoszenie się od płaczu. Z mężem stoją przy otwartych drzwiach auta – proszą syna, błagają, potem już tylko bezradni czekają w milczeniu. Przy przechodzeniu przez garaż do windy kolejne krzyki przez pół godziny. Nie wiadomo, o co Michałowi chodzi, bo nie mówi.

– W 2011 roku na kontrolnej wizycie z ust pediatry usłyszałam: to może być autyzm – wspomina Bronakowska.

– Najpierw szok, potem żałoba, psychologia mówi, że to po wizerunku dziecka, które miało być zupełnie inne. Zadanie jest podwójnie trudne: trzeba się wydobyć z psychicznej zapaści, by mieć siły potrzebne do pomocy własnemu dziecku.

– Moje „wydobywanie się” powoduje, że przestaję pisać. Milknę wespół z Michałem: podwójna niemota. Nie jestem w stanie wyrazić tego, co się dzieje. Czego? Rozpaczy i bólu. Proszę w liście Lucynę, by pisała za nas obie, bo ja nie wiem, kiedy do tego wrócę. I czy w ogóle.

Ale w sprawie syna Bronakowska podejmuje natychmiastowe działania. Wie, że czas gra ogromną rolę. Im dziecko młodsze, tym mózg bardziej plastyczny i łatwiej wyprowadzać z autyzmu, który jest zaburzeniem funkcjonowania ośrodkowego układu nerwowego, objawiającym się zakłóceniami w trzech sferach: komunikowania się, budowania relacji z innymi oraz brakiem elastyczności w zachowaniu. Często pojawiają się również trudności z integracją wrażeń zmysłowych.

Pierwszy, drugi, trzeci telefon, Beata umawia Michała na terapie – behawioralne, sensoryczne, psychologiczne, indywidualne, z czasem też grupowe. Trzy razy w tygodniu po cztery godziny pod okiem specjalistów, potem jeszcze ich wspólna praca w domu. Dzielą się z mężem obowiązkami: ona zajmuje się dzieckiem, on zarabia na życie.

W styczniu 2012 roku terapeutka chwali Michała, jest drugim dzieckiem, które tak szybko zaczyna mówić. Michałowe mówienie w owym czasie polega na wydawaniu głosek stanowiących szczątki poszczególnych wyrazów. Np. swoje imię dzieli na pół: albo jest „Mi”, albo „Chał”. Kiedyś niespełna trzyletni synek terapeutki na widok Michała krzyknie: „O, Michał!”. Bronakowska uzna go za geniusza.

– Tak naprawdę mowa Michała ruszy w roku 2012 po powrocie z turnusu rehabilitacyjnego w Ochotnicy Dolnej. Michał nagle zaczyna wszystko komentować: mama siedzi, mama pije, mama czyta, ja siedzę, ja jem, mama ziewa, a ja jeżdżę rowerkiem. Pamiętam z tego czasu takie zdarzenie: Michał budzi się rano, ja też zrywam się na nogi i zaczynam nucić piosenkę, którą dzieci codziennie śpiewały w przedszkolu: „Witaj, Michał, witaj, Michał, jak się masz, jak się masz, wszyscy cię witamy, wszyscy cię witamy, bądź wśród nas, bądź wśród nas!”. I wtedy usłyszałam z jego łóżeczka cichutkie: „Witaj, mama, witaj, mama, jak się masz, jak się masz”.

Osłupiałam. Kilka dni później Michał podszedł do mnie i powiedział: „będzie dobrze”.

Zachwyt

Gdy ktoś pytał, kim będzie, jak dorośnie, mówiła: poetką. Ona tego nie pamięta, ale tak mówi jej mama.

Za to dobrze pamięta Izę Basińską, charyzmatyczną polonistkę z podstawówki. Początkowo Bronakowska z wypracowań dostaje tróje, za przecinki – ich brak lub nadmiar. Potrafi się o nie wykłócać. Interpunkcja jest pretekstem – uczennica chce w ten sposób zwrócić na siebie uwagę. Basińska powie jej jeszcze, że ma pracować nad stylem, i zachęca do pisania dziennika, co konsekwentnie czyni do teraz.

Po latach Basińska z Bronakowską przejdą na ty. Beata mówi o niej: „moja mistrzyni”.

W końcówce liceum Bronakowska zajmie trzecie miejsce w olimpiadzie polonistycznej. Czyta z zachwytem Miłosza, można mówić nawet o uzależnieniu. Bliskie są jej Miłoszowskie wątki związane z przemijaniem, z nieustannym powracaniem do przeszłości, do dzieciństwa i młodości na Wileńszczyźnie.

Ma indeks w kieszeni – to nagroda dla finalistów olimpiady. Iza Basińska namawia ją na studia w Krakowie, bo cyganeria, bo Piwnica pod Baranami, bo poeci, bo muzea, koncerty, atmosfera, Rynek.

Nie żałuje. Powie, że tu przeżywa „rozkwit młodości”. Kryzys przychodzi na trzecim roku: „formuła studiów mnie rozczarowuje”. Pracę magisterską pisze o Miłoszu jako krytyku literackim. W 1998 r. jedzie do Warszawy: mąż, prawnik, dostaje tam dobrą posadę. A Bronakowska zaczyna kolejne studia: gender. Jest rok 2001.

– W końcu zaczynam czytać książki pisane przez kobiety, na polonistyce omawialiśmy głównie autorów-mężczyzn – wspomina początek XXI wieku.

Dopytuję: – Ważna jest płeć autora? A nie sam fakt, że książka wartościowa?

– Kiedyś wydawało mi się, że płeć twórcy nie ma większego znaczenia. Z czasem przekonuję się coraz bardziej, że język jest też mocno zmysłowy, cielesny, a skoro w grę wkracza ciało, to nieuchronnie pojawiają się i doświadczenia z nim związane. W przypadku kobiet cała ta sfera związana najpierw z dojrzewaniem, potem z seksualnością, porodem i w ogóle doświadczeniem macierzyństwa, wreszcie ze szczególnie dla nas bolesnym procesem starzenia się.

Bronakowska docenia zajęcia z Agatą Araszkiewicz dotyczące relacj matki i córki w literaturze. Czytają Virginię Woolf, Anielę Gruszecką, Colette. Na zaliczenie zajęć Araszkiewicz poprosi o esej. Temat dowolny. Bronakowska pisze o relacji ze swoją matką. Wykładowczyni powie: w trakcie lektury płakałam. Zachęca Bronakowską do pisania.

Więc pisze – i prozę, i poezję. W 2004 roku w „Pograniczach” ukazuje się jej opowiadanie „Jezioro”. Pojawia się w nim dwóch bohaterów – ojciec, który umiera, i matka, która jest postacią centralną.

– To dla mnie bardzo ważny rok – mówi Bronakowska. – Umiera mój „rodzony” ojciec i ojciec duchowy, Czesław Miłosz. Odkładam Miłosza na półkę, przestaję go czytać. Moje wiersze z tamtego okresu są nim przesiąknięte. Wiem, że muszę „odtruć się”, odnaleźć swój głos. Sporo czasu mi to zajmie.

– A matka i córka? Dlaczego ta relacja jest tak istotna? – pytam.

– Mamy przekazy „syn–matka”: Miłosz, Słowacki – mówi Bronakowska. – A niewiele relacji, w których matka mówi o swoim dziecku. W 2007 r. zaczęłam pisać większy tekst o relacji z moją mamą, ale w pewnym momencie utknęłam. Może teraz do tego wrócę. Genealogia kobieca jest dla mnie ważna. W mojej rodzinie kobiety nie pisały wprawdzie wierszy czy opowiadań, ale przekazywały sobie wiedzę o świecie i o swoim życiu poprzez ustne narracje. To były bajarki, kronikarki, jak moja babka Aniela. Zauważyłam, że schedę po niej przejęła moja matka. I teraz ona powtarza na głos wiele jej opowieści, do których nauczyła się dodawać własne.

– Fascynujące jest to porównywanie historii przekazywanych przez kolejne pokolenia kobiet i szukanie dla nich formy – kontynuuje Bronakowska. – Wciąż zajmuje mnie kwestia, w jaki sposób opisać losy babki Anieli czy Heleny, ich życie na wsi i ciężką pracę na gospodarstwie, rozległe kontakty rodzinne i sąsiedzkie, liczne porody, czy też doświadczenia z czasów drugiej wojny. A jaki język będzie najlepszy do opisu życia mojej matki, która wprawdzie wyrwała się już do miasta i pracowała jako urzędniczka, ale której losy też były niełatwe?

Babcia Aniela opowiedziała mi, jak jej babcia Franciszka przepowiedziała swoją śmierć. Babcia nie żyje od 2011 roku – to kolejna ważna data. Śmierć babci i diagnoza Michała – śmierć moich złudzeń. Ale byłam na tyle przytomna, żeby opowieści babci nagrywać na dyktafon. W 2015 roku coś mnie tknęło, wróciłam do jednego z nagrań i jej relację przerobiłam na wiersz. Pełnię tu funkcję wyłącznie medium. Przeczytać?

„Franciszka babka moja ostatnie / dwadzieścia lat w łóżku przeleżała / bo chore nogi miała i z jedzeniem / miseczkę zawsze żegnała / i różaniec co dzień mówiła / a co piątek tylko chleb i woda / na wieczór taka modląca była / mama moja co niedzielę ją obmywała / i bieliznę długą zakładała / jednej niedzieli babka jej powiedziała / Ja nie chcę tej bielizny / ty mnie daj tę co na śmierć ja mam / syny jej przysłali ubranie / piękne czarne z Ameryki / pamiętam taki czepek na głowę biały / i fartuch też haftowany / powtarzała żeby przynieść jej to ubranie / mama mówi: Wy umierać nie będziecie / i nie przyniosła jej ale tata / na chrzciny do Karolin / już nie pojechał razem z nim / Ania siostra moja / została a babka ciągle o wodę prosiła / co zaniesie Ania tej wody / to ona nogi myje i znowu Wody / tak twarz myła i nogi myła / potem Ania bułeczki usmażyła / i ona jedną bułeczkę zjadła / Resztę ja pod poduszkę położyła / na drogę będę miała / nad wieczór tata poszedł krowy poić / a ona do Ani: Weź ty mnie pod ręce i do okna doprowadź / wtenczas zobaczyła tatkę / syna swojego Wawrzyńca / jak krowy poi i mówi: Jaki świat miły jaki ten świat miły / Ania okno otworzyła Tatusiu / ledwie zdążyli na łóżko ją donieść / No zobacz jak wiedziała kiedy umrze”.

Moja mama – dodaje Bronakowska – przeczytała ten wiersz na zaduszkowym spotkaniu Poetów Augustowskich, bardzo się spodobał. I uruchomił w ludziach pamięć – zaczęli opowiadać swoje rodzinne historie.

Gdy pytam o wspomnienia z mamą, mówi o pływaniu kajakami po augustowskich jeziorach i wspólnie jedzonych plackach ziemniaczanych, które kiedyś można było kupić na plaży.

– Mama była mną zachwycona, trochę jak matka Colette, Sido, która mawiała do córki: jesteś moim arcydziełem. Tym darowanym mi zachwytem karmiłam się, gdy było mi tak strasznie ciężko. Życie daje popalić, bywa bezlitosne. A ta bezwarunkowa miłość okazywana dziecku jest dla niego kapitałem na zawsze. Lepiej ją nawet dać na wyrost, w nadmiarze, by w przyszłości miało z czego czerpać.

Światło

W 2014 roku Bronakowska przechodzi kryzys.

– Straciłam impet z początku terapii, kiedy myślałam, że wszystko od razu da się wyleczyć – mówi. – To były skutki przewlekłego stresu. W czasie odwiedzin w Augustowie poszłam z Michałem do Izy Basińskiej. My przy stoliku – kawka, ciastko – a Michał zajmuje się wyciąganiem książek z półek i sprawdzaniem, ile mają stron. Rzuca je na podłogę i wyciąga następne. Najbardziej fascynowały go te tysiącstronicowe z białymi błyszczącymi kartkami. Zrzędziłam: „Proszę, nie rusz tego, proszę, posprzątaj po sobie”. Iza uspokaja, że nic nie szkodzi i niech sobie robi to, co chce. A ja i tak nie potrafiłam się wyluzować.

Następnego dnia czytam esemesa od Izy, że jest pod wrażeniem Michałka i że musi to ze mną przegadać. Spotkałyśmy się już same. Iza wręcza mi kartkę, poznaję jej charakter pisma. Czytam: „Bardzo posłuszny, ale sztuczny; oddzielnie matka i syn; przestań być matką; zapisuj, jak się zmienia, a właściwie odkrywaj go jako niesamowitą istotę, nie jak syna; nie przerabiaj go na klasyczny schemat dziecka, odkrywaj jego świat w najdrobniejszych szczegółach”.

Posłuszny, ale sztuczny; zabolało, zirytowałam się. Ona widzi Michała po prawie trzyletniej intensywnej terapii, kiedy mogę go wreszcie zabrać do czyjegoś domu bez lęku, że nagle zwali na ziemię telewizor, jak kiedyś u mojej matki. To były zachowania, które go ze świata raczej wykluczały.

I marzyłam właśnie o tym, aby Michał był dzieckiem „klasycznym”. Żebym mogła z nim pójść choćby do spożywczego i żeby on mi tam nie biegał jak w amoku i nie zrzucał z półek tego czy tamtego, a potem żebym mogła poczekać te kilka minut w kolejce bez wyrywania się z jego strony i spokojnie w kasie zapłacić, i już nie musiała znosić tych spojrzeń, które jedno tylko zwykle wyrażały: jaki to rozpieszczony bachor jest! Tak, marzyłam, żeby pójść do kawiarni, zamówić sobie kawę, a jemu soczek i żeby on nie zrywał się po trzech minutach zaraz po jego wypiciu i nie pędził na oślep prosto na ulicę. I jeszcze marzyłam, żeby można go było zabrać do teatrzyku dla dzieci i żeby po niespełna pół godzinie nie krzyczał, że już nie chce tu być, że chce wyjść, wyjść! Natychmiast, już! Myślę, że jednak nie o taki indywidualizm tu szło.

Ale w jednej kwestii Iza miała absolutną rację. Musiałam przestać być tylko matką, bo to doprowadziło mnie do psychicznej ruiny i paradoksalnie oddaliło od własnego dziecka – mówi.

Latem 2015 roku Bronakowska wyśle trzynaście wierszy, w tym kilka o Michale, do Biura Poetyckiego na „Połów” – to projekt skierowany do poetów przed debiutem książkowym. Znajdzie się w finale wespół z koleżanką z Augustowa, Urszulą Sieńkowską-Cioch.

– Wtedy mogło się coś zadziać – wytworzyła się specyficzna energia, ferment. Czytaliśmy wiersze w Kołobrzegu na plaży, w Gdańsku na Starówce, w centrum Stronia Śląskiego. Dwie starsze poetki wśród młodzieży 20 plus. Czuło się inność doświadczenia i inność języka – mój wydawał mi się archaiczny. Godzinami słuchałam poezji młodszych, która może nawet nie robiła na mnie wrażenia, ale wnikała we mnie jak mgła. To właśnie ta cielesność tekstu.

Wróciłam do domu, napisałam wiersz i zobaczyłam, jak bardzo zmienił się mój język. W październiku zaczyna powstawać pierwszy tomik. Po kilku wierszach orientuję się, że układają się one w cykl. Tytuł, „Proś o kolor”, zaczerpnę z filmu „Mój Nikifor”. Jest tam scena, kiedy Nikifor do swojego uczonego kolegi mówi: „Źle maluje. Trzeba prosić o kolor”.

W tym czasie Michał zaczyna tworzyć rysunki, które przypominają sztukę naiwną – więc i tu odzywa się Nikifor. Bronakowska: – Te rysunki ilustrują mój tomik. „Dziecko bez głowy” trafi na okładkę.

Michał z czasu diagnozy i dzisiejszy dziewięciolatek to dwie różne osoby.

– Reaguje na moje emocje. Gdy zdarza mi się płakać, pyta: dlaczego jesteś smutna? Ma coraz lepszy kontakt wzrokowy, a patrzenie w oczy to bodziec dla ludzi z autyzmem ogromnie stresujący, sprawiający im czasami nawet ból fizyczny. Bo to chodzi o coś więcej, o rozumienie potrzeby uzyskania informacji, jak druga osoba rozumie to, czego wspólnie doświadczamy, co czuje, jak myśli, co jest dla niej ważne. Rzecz piekielnie trudna dla autystów, którzy potrzeby uważności na drugą osobę zwykle nie mają.

Jestem dumna z Michała, że ma tyle potencjału. Rysuje, rymuje. Kiedyś zamiast „autystyczne” napisałam „artystyczne” – pięknie te dwa słowa nakładają się na siebie. Na nowo zachwyciłam się własnym dzieckiem. „Proś o kolor” to nasz dwugłos – Michał w nim prowadzi swoją osobną narrację, ja jestem tylko jego medium, jak w przypadku babci Anieli. Tytułowy „kolor” dostałam od dziecka, poprzez Michała weszło światło w moje życie. Wcześniej byłam zadaniowa, taka matka-terapeutka. Nie mogłam z synem złapać kontaktu, próbowałam się wdzierać do jego świata, ale na moich zasadach. A teraz Michał jest moją muzą. Widzę chłopczyka, który potrafi coś udawać, czyli załapał, czym jest zabawa symboliczna – kilka lat temu to było nie do pomyślenia. Jasne, czasami się wścieka, bywa nieznośny, ma problemy z koncentracją – nad tym wciąż pracujemy. Kiedyś jak pytałam Michała, jaki będzie dzień tygodnia 23 marca 2020 r., to on bezbłędnie odpowiadał. Byłam przekonana, że miał pamięć skanową – przeglądał roczniki kalendarzy i stąd brała się ta wiedza. Ostatnio podpytałam, jak to robi, a on mi wytłumaczył swój system obliczania: trzeba pamiętać, że za rok będzie o dzień do przodu, ale też trzeba pamiętać, że za cztery lata będzie rok przestępny itd. Wcześniej o tym nie mógł opowiedzieć, bo jego język nie był na tyle rozwinięty.

Tomik „Proś o kolor” ukazał się pod koniec zeszłego roku w wydawnictwie Universitas. Otrzymał też nagrodę w Konkursie im. Anny Świrszczyńskiej za najlepszy debiut. „Cierpienie i radość”, brzmi tytuł ostatniego, pośmiertnego zbioru wierszy Świrszczyńskiej.

– Te dwa obszary doświadczenia, cierpienie i radość – mówi Bronakowska – są mi ogromnie bliskie. Przechodzenie od emocji dotkliwych i paraliżujących do nadziei i działania. Świrszczyńska jest jedną z moich ukochanych poetek, czytałam ją jeszcze w szkole, zwłaszcza jej dwa tomiki: „Jestem baba” i „Zbudowałam barykadę”.

Ostatnio jest mi szczególnie bliska, kiedy pisze o ambiwalencji macierzyństwa. Weźmy wiersz „Macierzyństwo”, w którym najpierw pojawia się obraz: „Urodziłam życie / Wyszło krzycząc z moich wnętrzności / i żąda ode mnie ofiary z mojego życia”, aby za chwilę wyłonił się kolejny, zanurzony już w innej zupełnie energii: „Pochylam się nad małą kukiełką (...) i oto zalewa mnie / wysoka, jasna fala pokory. / Bezsilna tonę”.

Pamiętam jeszcze swój zachwyt nad książką autorstwa Agaty Araszkiewicz „Wypowiadam wam moje życie. Melancholia Zuzanny Ginczanki”, pokazującą, jak ból może kobietę twórczo uaktywnić. Poprosiłam Agatę o dedykację, to był rok 2004. Nie planowałam jeszcze, że będę matką. Agata napisała: „Dla Beaty, aby łączyła w sobie melancholię i żałobę z otwarciem na świat. I aby nie przestawała pisać”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działów Kultura i Reportaż. Biografka Jerzego Pilcha, Danuty Szaflarskiej, Jerzego Vetulaniego. Autorka m.in. rozmowy rzeki z Wojciechem Mannem „Głos” i wyboru rozmów z ludźmi kultury „Blisko, bliżej”. W maju 2023 r. ukazała się jej książka „Kora… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 22/2018