Przemoc w pracy: "Byłam ważnym dyrektorem" [Wasze głosy]

Szef staje za moimi plecami i pośpiesza. Patrzy na mój monitor. Patrzy na moje ręce. Które drżą. Zaczyna mnie przedrzeźniać. Wykrzywia twarz, potrząsa rękami, trzęsie się cały. Wygląda jak przerażone zwierzę. Trochę strasznie, ale też komicznie. Czyli że ja tak wyglądam.
 /
/

Do redakcji Tygodnika Powszechnego szeroką falą zaczęły napływać historię prześladowanych pracowników. Rozpoczynamy publikację wybranych świadectw. Niech to będzie początek huraganu, który oczyści powietrze w polskich firmach, redakcjach, instytucjach i placówkach akademickich. Ku pokrzepieniu ofiarom mobbingu i pod rozwagę ich prześladowcom.

W firmie właśnie trwa budżetowanie. Dokładnie zaś: budżetowanie przychodów spółki giełdowej w oparciu o wiele różnorakich oraz wielowymiarowych prognoz i założeń, a więc budżetowanie w wariantach wynikających z różnych kombinacji tych warunków i założeń. Spotykamy się więc rano w gronie: dyrektor w randze członka zarządu, jego zastępca, dyrektor trzeci oraz dyrektor czwarty. Czterech panów. A, no i ja, dyrektor od liczenia.

Dzień wygląda mniej więcej tak: w przyjacielskiej atmosferze, przy kolejnych kawach i dwukrotnie donoszonym z dołu sushi, w intelektualnym wysileniu, wysublimowanych błyskotliwych uwagach, spostrzeżeniach, komentarzach i ripostach. Ale też wśród przelatujących nisko i tubalnie ch…, p…nych, wyj… w kosmos, przepiź…ców, niezamoczonych kutasów i wielu innych coraz bardziej piętrowych i coraz gęstszych słów z działu „wulgaryzmy dla inteligentów” w słowniku miejskim.

Krzyżówki założeń i oczekiwane w ich rezultacie liczby (wyrażone w złotówkach) pojawiają się jakby mimochodem na flipcharcie. Opadają kolejne kartki, pracowicie podnoszone z podłogi przez dyrektora czwartego i odkładane na parapet. Są scenariuszami, są ważne. Czasem zdarza się, że do którejś trzeba wrócić i nanieść poprawki. Czerwonym flamastrem, potem zielonym flamastrem, coś skreślić, anulować skreślenie… Stos kartek rośnie, a na każdej rosną kolejne warstwy różnobarwnych skreśleń, zakreśleń i korekt korekt.

Sushi się kończy. Wybija siedemnasta. Cztery po siedemnastej dyrektor trzeci puka się w głowę i wykrzykuje: o k…, muszę lecieć, dzieci odebrać. Drugi i czwarty mają jakieś umówione spotkanie. Szef zbiera z parapetu kartki, pakuje do plecaka komputer, i wręcza plik dyrektorowi od liczenia ze słowami: wrzuć to do excela. Widzimy się jutro o 9:00 u prezesa.

Wszyscy wychodzą.

Ja też. Tylko że to ja jestem od analityki, więc na jutro, na dziewiątą, muszę „wrzucić do excela" krzyżówki i scenariusze nabazgrane na kartkach wieloma kolorami flamastrów, przeliczyć, sprawdzić, czy z uwzględnieniem sezonowości cen, w rozbiciu na miesiące, tygodnie, dni, święta, wszystko się zgadza, i zaraz po wykonaniu tych drobnych czynności lecieć do domu na herbatę i książkę.

Drobne czynności zabierają mi czas do trzeciej w nocy, bo - jak to, ach jak to? - nie wszystko się zgadza, nie wszystko z lotu ptaka wygląda tak samo jak przez szkło powiększające.

Rano o dziewiątej widzimy się u prezesa.


Czytaj także: Chcemy rozpocząć rozmowę na temat mobbingu. Będzie trudna, ale jest konieczna.Byliście poniżani, zastraszani, wzgardzani przez pracodawcę? Opiszcie to z hashtagiem #przemocwpracy lub wyślijcie na przemocwpracy@tygodnik.com.pl, opublikujemy Wasze świadectwa anonimowo. Napiszcie też, co wtedy czuliście.


Proces budżetowania trwa przynajmniej dwa miesiące. Scenariusz jesiennego dnia opisanego powyżej powtarza się w tym czasie kilkakrotnie. Spędzam w pustym, ciemnym biurze kilka takich nocy. Potem wracam do domu i płaczę.

Którejś kolejnej jesieni idę do lekarza, ponieważ boli i gniecie mnie coś z prawej strony w brzuchu. Diagnoza nie jest w sumie najgorsza, i nie ma nic wspólnego z prawą stroną brzucha: autoimmunologiczne ostre zapalenie tarczycy, wysoka nadczynność. Padają pytania: czy ostatnio pani schudła? czy zdarza się, że gwałtownie przyśpiesza pani tętno i nie może zwolnić? czy miewa pani zmienne nastroje, łatwo się pani denerwuje? czy zdarza się, że pani drży? na przykład drżą pani ręce? czy ma pani problemy ze snem?

Na wszystkie pytania odpowiadam twierdząco. Autoimmunologiczne to znaczy autoagresywne.

Najgorsze jest to drżenie rąk. Naprawdę. Bo kiedy zdarza się, że trzeba coś przeliczyć na szybko, tak szybko, że nie mogę się ani chwili zastanowić, ani tym bardziej oddalić, by móc policzyć w spokoju, jest to tak pilne i ważne, szef staje za moimi plecami i pośpiesza. Patrzy na mój monitor. Patrzy na moje ręce. Które drżą. I zaczyna mnie przedrzeźniać. Wykrzywia twarz, potrząsa rękami, trzęsie się cały. Wygląda jak przerażone zwierzę. Trochę strasznie, ale też komicznie. Czyli – ja też tak wyglądam: komicznie i tragicznie.

Jest połowa sierpnia. Zanoszę wymówienie szefowi. Jest zdumiony. Dwa miesiące temu przeprowadził zwolnienia grupowe, jakoś mnie ominęły. Bąka, że może moja decyzja jest pochopna, że może pomyślimy o innym dziale… Nie chcę rozmawiać o innym dziale. Sam widok tego budynku przyprawia mnie o drżenie, nad którym nie potrafię zapanować.

Szef na moim wypowiedzeniu pisze: wyrażam zgodę. Po długim weekendzie przychodzę do pracy. W korytarzu spotykam kolegę. Wylał cię? Nie, sama odchodzę. Naprawdę? – dziwi się i pokazuje mi na smartfonie mejla od Szefa: zwolniłem ją. Bez tematu, bez zbędnego komentarza, tylko te dwa słowa.

Myślę sobie: koniec. Nigdy więcej. Ale mam jeszcze trzy i pół miesiąca okresu wypowiedzenia. Nie ma mowy o zwolnieniu z obowiązku wykonywania pracy. Przez dwa i pół miesiąca, dziesięć tygodni, przychodzę do pracy jak zwykle, tyle że nie mam już nic do roboty. Przyjeżdżam, wracam. Wychodzę o siedemnastej. Nie pamiętam, co się działo przez osiem godzin.

Dyrektor drugi chce zorganizować mi pożegnalne piwo ze swoimi ludźmi, w końcu pracowaliśmy razem dwanaście lat. Tak, dwanaście LAT. Ale szef zabrania. Bez niego się to nie może odbyć, a on nie ma czasu. Może w późniejszym terminie.

Nie odbyło się to nigdy, bo czas się nie znalazł.

U.

Czytaj także: Rafał Woś: Czas na pracownicze #MeToo

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]