Przekłady i rozpady

Tłumacze zmagali się z szalonymi logoreami, orgiami metafor, organizowaniem chaosu, ciemnością i oczywiście rozpadem języka.

27.08.2018

Czyta się kilka minut

 /
/

Wodróżnieniu od W.G. Sebalda, drugiego z wielkich mistrzów niemie- ckojęzycznej prozy, jacy zawładnęli w ostatnich latach naszymi umysłami, Thomas Bernhard przekładany jest na polski przez różnych tłumaczy. Tym razem z powodzeniem podjęła się tego Sława Lisiecka, której zawdzięczamy już niezrównane „Autobiografie”. Ich ton bez trudu odnajdziemy w „Chodzeniu” – arcyberhnardowskim, obsesyjnym monologu, wymierzonym, jakże by inaczej, w Austrię, ale i w całą ludzkość oraz jej instytucje, prędzej czy później doprowadzające wybitne jednostki do obłędu. Drugie z opowiadań zawartych w nominowanym tomie, „Amras”, przywodzi na myśl prozę Becketta i Blanchota. Poszarpana, nieefektowna opowieść o udręce dwóch braci ocalałych wbrew sobie z rodzinnego samobójstwa to coś w sam raz dla miłośników tezy, według której rolą literatury jest ukazywać ziejącą wokół nas pustkę.

Przy odrobinie dobrej woli Julię z „Macochy” Petry Hůlovej można by uznać za kobiecą wersję bohaterów Bernharda. Nie decyduje o tym pierwszoosobowa narracja – to bowiem jest, z jednym wyjątkiem, cechą wspólną wszystkich książek nominowanych w tej kategorii – lecz wywoływane przez jej opowieść wrażenie słowotoku, w którym tytułowa macocha, niegdyś obiecująca pisarka, obecnie zarabiająca pisaniem seryjnych romansideł, nie oszczędza dosłownie nikogo, w tym samej siebie. O ile jednak u austriackiego pisarza logorea opiera się na obsesyjnych powtórzeniach, o tyle przełożony przez Julię Różewicz monolog czterdziesto- paroletniej alkoholiczki jest istną orgią metafor, obficie czerpiącą z wszystkich rejestrów języka. Choć bohaterka wyznaje, że „ma rzadki dar: potrafi za pomocą ogromnej ilości słów nie przekazać zupełnie nic”, atrakcyjność tej prozy wynika również właśnie z precyzyjnej psychologicznej wiwisekcji, jakiej Hůlova dokonuje na przewijających się przez powieść postaciach.

Innego rodzaju atrakcje czekały na Magdalenę Pytlak – tłumaczkę „Wzniesienia” Milena Ruskowa. Gdyby ktoś nie miał akurat dostępu do bułgarskiego oryginału, ze wstępu „Od autora” dowie się, że język powieści jest imitacją „zorganizowanego chaosu” tamtejszej literatury odrodzeniowej z drugiej połowy XIX w., a ze wstępu „Od tłumaczki” – że jej przekład jest próbą stworzenia (a nie tylko „przełożenia”) języka, który by ten chaos oddał, nie tracąc zarazem czytelności. Próbą opartą na swobodnej archaizacji i niepoprawności, ale przede wszystkim – na niebywałej inwencji. Tak udaną, że wiele sformułowań chciałoby się przenieść do naszego codziennego, coraz uboższego języka. Narratorem „Wzniesienia”, współczesnej powieści pikarejskiej, jest dzielny junak, który z „leworwerem” w jednej ręce, a z bułgarskim elementarzem w drugiej walczy jednocześnie o powstanie swojego kraju i o powstanie języka. Te podwójne zmagania czynią zeń postać par excellence heroikomiczną – arcydzielną figurę nowoczesności.

Ze swego rodzaju narodzinami mamy też do czynienia w powieści Anny Bolávej. Przełożone przez Agatę Wróbel „W ciemność” to narodziny powieściopisarki – debiut prozatorski młodej czeskiej poetki. Poetycki jest też pomysł na historię: bohaterka żyje samotnie w babcinym domu po rozstaniu z mężem, zbierając i susząc zioła. A także tłumacząc. Zioła oddaje do skupu, żeby dorobić (wiadomo…). A może raczej tłumaczy, żeby dorobić do pracy zielarki. Zielarki albo obłąkanej czarownicy, za jaką coraz powszechniej uważają ją mieszkańcy małego miasteczka, a którą Anna w szybkim tempie się staje. Naiwna psychologicznie narracja w czasie teraźniejszym jest tu świadectwem rozpływania się bohaterki w naturze – rodzaju błogiego szaleństwa, metafory egzystencjalnej ucieczki. Całości dopełniają żartobliwe blurby osób zajmujących się zielarstwem: każdy miłośnik roślin z pewnością chętnie utożsami się z bohaterką, która składa w makabrycznej ofierze swoje anorektyczne ciało.

W stawce nominowanych utworów nie mogło zabraknąć przekładu ponowionego: to właśnie nowe tłumaczenia klasyki spotykały się wszak w ostatnich latach z największym uznaniem kapituły Nagrody. Tym razem owym klasykiem jest „Dół” Andrieja Płatonowa w przekładzie Adama Pomorskiego. Antyutopia z lat 30. XX w., rzecz jasna nigdy oficjalnie nieopublikowana w Związku Radzieckim, krążyła w drugim obiegu i tam zyskała status powieści, która w najbardziej gorzki sposób rozprawia się ze stalinowskim totalitaryzmem. Wśród powodów, jakie skłoniły go do nowego przekładu „Dołu”, Adam Pomorski wymienia w pierwszej kolejności uaktualnioną, kanoniczną edycję oryginału, lecz równie istotna jest z pewnością dokonana przez tłumacza próba wiernego podążania za osobliwościami prozy Płatonowa. Powieść tego wyklętego przez komunistyczne władze pisarza jest wszak historią rozpadu nie tylko świata i człowieczeństwa, lecz także języka. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 36/2018

Artykuł pochodzi z dodatku „Nagroda Literacka Gdynia 2018