Przeciw duchowi uogólnienia

Poeci nie mogą zagwa-rantować nam wolności, ale potrafią skłonić do pracy nad zrozumieniem jej istoty. Dlatego każdą władzę należy poddać poetyckiemu testowi.

20.03.2012

Czyta się kilka minut

Wypędzając poetów z państwa, Platon przekazał nam w spadku niewygodny balast – ciężar uogólnienia. Podstawa Platońskiej decyzji była prosta. Obywatele doskonałego państwa muszą wypełniać narzucone im role, powinni spełniać się, wykonując każdego dnia czynności, których oczekuje od nich wspólnota. Nie mogą marzyć o innych formach życia, bo takie marzenia zagrażają zdrowiu organizmu politycznego. Skoro poeci uczą obywateli naśladownictwa, a za jego pomocą pokazują im możliwość innego życia – w innym miejscu, w inny sposób, pod inną władzą albo nawet bez władzy – to znaczy, że trzeba ich z pretendującego do doskonałości państwa wypędzić.

To przekonanie jest podwaliną mitu, który dziś silniej niż kiedykolwiek wpływa na nasz sposób myślenia o poezji, literaturze i kulturze. Niemal odruchowo bierzemy w obronę poetów i przeciwstawiamy wiersze opresyjnym edyktom władzy. Josif Brodski, odpowiadający przed sądem za absurdalny zarzut pasożytnictwa, jest ucieleśnieniem tak rozumianej poezji: wolnej i zarazem wolność ubezpieczającej, przeciwstawiającej się zniewoleniu, rozbijającej w pył totalitarne struktury. Jeśli wierzymy w sens tej opozycji, to tylko dlatego, że potrzebny nam jest mit o nieograniczonej wolności, potrzebujemy poetów, by snuli dla nas utopijne wizje świata bez opresji.

Poetycki detonator

Ale Platońskie uogólnienie, za pomocą którego wciąż definiujemy społeczno-polityczną rolę literatury, wiedzie nas na manowce. Albowiem poezja – szczególnie rozumiana – jest często nośnikiem zniewolenia. W znakomitym zbiorze esejów „Bałkany – terror kultury” Ivan Čolović pisze o stereotypowym obrazie krajów bałkańskich, który stworzyła reszta cywilizowanego świata. Z perspektywy Londynu, Paryża czy Nowego Jorku przyczyną wojny w byłej Jugosławii był niedostatek kultury. Zgodnie z tym przekonaniem mieszkańcy bałkańskich krain to dzikusy, którym zgubna namiętność do przemocy uniemożliwiła porozumienie. Gdyby tylko byli lepiej wykształceni, gdyby – jak my – mieli poetów, którzy wiedzą, czym jest wolność, i potrafią o niej sugestywnie opowiadać, gdyby przyswoili sobie lekcję zachodniej kultury – wówczas nie byłoby konfliktu. Čolović stawia na pozór szaloną tezę. Wojna na Bałkanach wybuchła nie dlatego, że za mało było tam kultury. Przeciwnie, to właśnie nadmiar poezji doprowadził do konfrontacji między poszczególnymi grupami etnicznymi, to poezja była detonatorem nienawiści i przemocy. Dla ludzi zaangażowanych w walkę literatura stała się środkiem, za pomocą którego uzasadniali swe ksenofobiczne odruchy i legitymizowali pragnienie oczyszczenia własnego terytorium, wypreparowania czystego ducha narodu.

Čolović zastrzega, że nie jest pewien, czy gdzie indziej poezja działa w podobny sposób. Być może jest to wyjątkowa właściwość kultury bałkańskiej. Przytacza jednak wypowiedź Terry’ego Eagletona – brytyjskiego teoretyka literatury i filozofa – który dowodzi, że nie tylko w Belgradzie, ale też np. w Belfaście poezją nie jest tylko to, co znajdujemy w książkach, ale także to, z powodu czego się zabija. Pewne jest jedno. W przypadku krajów byłej Jugosławii przyczyną absolutyzacji języka i poezji było doświadczenie rozpadu unifikujących struktur ideologicznych. Po upadku bloku komunistycznego poszczególne państwa zaczęły wynosić na piedestał własne języki narodowe, by w ten sposób uszczelnić granice swych kultur i potwierdzić prawomocność upragnionej niezależności. Odtąd politycy sięgali po władzę w imię obrony i wzmocnienia narodowego ducha, który – jak sądzili – najpełniej wyraża się właśnie w języku i w poezji.

Pod koniec XX w., w czasach ekspansywnego rozprzestrzeniania się demokracji, w Europie powstała koncepcja, zgodnie z którą poeta jest jedynym przedstawicielem narodu potrafiącym odnaleźć drogę wśród krętych ścieżek pogrążonego w kryzysie języka. Wskazuje kierunek, urządza rzeczywistość na nowo, odbudowuje upadłe gmachy kultury, wytycza granice, których niepowołani nie mogą przekraczać. W decydującej chwili to właśnie poeci – „niebieskie wojsko”, jak nazywa ich na jednym ze swych rysunków francuski grafik i karykaturzysta Jean Effel – dają sygnał do walki.

Zakurzony magazyn

Wbrew pozorom Čolović nie próbuje wskrzesić argumentu Platona. W żadnym miejscu swej książki nie twierdzi, że poetów należy wypędzić z państwa, by pokój zszedł na bałkańskie (i europejskie) krainy. Ma też więcej optymizmu niż Dubravka Ugrešić, która w rozmowie z „Tygodnikiem Powszechnym” przywołała spotkanie z przedstawicielami Unii Europejskiej od spraw kultury: setka pisarzy została przyjęta w siedzibie Parlamentu Europejskiego. Poproszono ich o zapisanie na małych kartkach papieru uwag na temat polityki kulturalnej UE. Następnie kartki zostały zebrane do kartonowego pudełka, kilka z nich odczytano, a reszta – jak sugeruje Ugrešić – trafiła na wieczność do jakiegoś zakurzonego magazynu. To symboliczny powrót do Platońskiego gestu odrzucenia poezji jako źródła wiedzy o sposobach funkcjonowania wspólnoty politycznej.

Čolović poddaje krytyce zarówno argument filozofa, jak i zbudowane na nim (a także przeciw niemu) przekonanie ludzi późnej nowoczesności, że poezja zawsze i wszędzie walczy o wolność i zabezpiecza ją przed zakusami zdeprawowanej władzy. W zamian proponuje żmudną pracę odróżniania. Zamiast opozycji między zniewolonym światem a wolną poezją, nawołuje do rozróżnienia w obrębie samej poezji – między poszczególnymi projektami literackimi, a nawet między pojedynczymi wierszami tych samych autorów. Poeci nie mogą zagwarantować nam wolności, ale potrafią skłonić nas do pracy nad zrozumieniem jej istoty. Dlatego każdą władzę należy poddać poetyckiemu testowi. Pytanie o stosunek do poezji powinno się pojawić we wszystkich przedwyborczych debatach w każdym miejscu i w każdym czasie.

***

Nagroda Europejski Poeta Wolności pozwala tę praktykę odróżniania rozwijać – przeciwko groźnemu duchowi uogólnienia, a za poezją podejrzliwą wobec przemocy kulturowych i politycznych granic i stereotypów.   


GRZEGORZ JANKOWICZ (ur. 1978) jest filozofem literatury, krytykiem, redaktorem i tłumaczem. Współpracownik Centre for Advanced Studies in the Humanities UJ. Wiceprezes Fundacji „Korporacja Ha!Art”, redaktor działu kultury „Tygodnika Powszechnego”, juror Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius. Dyrektor wykonawczy Międzynarodowego Festiwalu Literatury im. Josepha Conrada.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodzony w 1978 r. Aktywista literacki, filozof literatury, eseista, redaktor, wydawca, krytyk i tłumacz. Dyrektor programowy Festiwalu Conrada. Redaktor działu kultury „Tygodnika Powszechnego”. Dyrektor programów literackich Fundacji Tygodnika Powszechnego.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2012

Artykuł pochodzi z dodatku „Europejski Poeta Wolności 2012